Nóż w nocnej ciszy (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Film]. To wspaniałe życie spotyka Krzyk
Rok wcześniej, Winnie powstrzymała zamaskowanego mordercę, smażąc mu mózg. Wcześniej zdążył on jednak skrzywdzić kilka osób, na których jej zależało. Kiedy po roku od tamtych wydarzeń ona wciąż nie może przepracować bólu związanego z utratą bliskich, a nikt inny w całym mieście nie wydaje się przejmować tym w najmniejszym nawet stopniu, nasza bohaterka wypowiada życzenie do zorzy polarnej: "Wszystkim byłoby lepiej beze mnie. Chciałabym się nigdy nie urodzić"! Uważaj jednak czego sobie życzysz... Twoje życzenie może się spełnić.
I tak też właśnie dzieje się w "Nóż w nocnej ciszy", nowej horroro-komedii (?) Duetu Tyler MacIntyre (autor scenariusza do niedawnego "Five Nights at Freddy's") i Michael Kennedy (scenarzysta również opisywanego niedawno, choć już nie najnowszego "Piękna i Rzeźnik"). Mamy tu do czynienia z kolejnym mixem slashera ze starym, znanym filmem, które stały się ostatnio tak popularne w tym gatunku. Polski tytuł - skądinąd zabawny - nie oddaje tego zupełnie, ale dzisiejszy film to mordercza wariacja na temat "To wspaniałe życie", klasycznego filmu świątecznego Franka Capry z Jamesem Stewartem z 1946 roku, w którym główny bohater ma depresję i żałuje, że w ogóle się urodził. Tak więc z nieba zstępuje anioł, który pokaże mu, jak wiele gorszy byłby świat, gdyby jego na nim nie było. To jeden z absolutnie najbardziej uroczych, poruszających filmów świątecznych w historii, więc naturalnie idealnie nadaje się na wymieszanie go z "Krzykiem" Wesa Cravena...
Pomysł jest zasadniczo całkiem sensowny - pogrążona w depresji dziewczyna wypowiada nieprzemyślane życzenie, które zabiera ją do alternatywnej rzeczywistości, w której nigdy nie istniała. A ponieważ to ona powstrzymała mordercę rok wcześniej, w tej nowej wersji świata obleczony w białe szaty, z pozbawioną kształtów maska na twarzy świr, znany tylko jako "Anioł", wciąż grasuje, systematycznie zabijając kolejne dzieciaki, sprawiając, że właściwie cały świat stracił kolory i ciepło, pozostawiając wszystko i wszystkich szarymi, smutnymi cieniami samych siebie. Rzecz w tym, że nasza główna bohaterka wie przecież kto kryje się pod maską (i widzowie też, bo informuje ich o tym już sam zwiastun). Czy ponowne zabicie zabójcy pomoże jej wrócić do domu?
Nóż w nocnej ciszy (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Film]. Scenariusz pisany na kolanie
Niestety, film sam w sobie nigdy nie dorównuje tej wstępnej koncepcji. Moim zdaniem jest to problem scenariusza, który gra zbyt mocno z tym jak bardzo zepsuty jest świat, w którym Winnie (Jane Widdop) nigdy nie istniała, razi dziwnymi niedopatrzeniami, a na koniec już zupełnie gubi się we własnych wydarzeniach. Końcówka z panem burmistrzem Watersem (przezabawny Justin Long) to był już taki odjazd w stronę totalnego dziwactwa, że siedziałem skrzywiony i tylko czekałem żeby cała scena wreszcie się skończyła. No i finalnie można powiedzieć, że film nie jest o zrozumieniu, że życie Winnie ma znaczenie i bez nie wszystkim dookoła byłoby gorzej, tylko że tak naprawdę to ona woli dziewczyny. Serio. Ten pierwszy wątek też w filmie występuje, ale zostaje uprzątnięty całkiem sprawnie, robiąc miejsce dla spraw sercowych.
Wielokrotnie na przestrzeni całego filmu widzów razi, jak niedopracowany jest cały ten scenariusz. Główna bohaterka chce zabić Anioła, bo wierzy, że dzięki temu uda się jej wrócić do domu, ale kiedy ten leży nieprzytomny, a ona ma pod ręką nóż, postanawia "przekraść się" nad nim i uciec. Czemu? Po co? Zapewne abyśmy mogli dostać słodkie nawiązanie do drugiego "Krzyku", gdzie główne bohaterki też musiały przecisnąć się nad nieprzytomnym mordercą aby wydostać się z rozbitego radiowozu. I tak też miało to niewiele sensu, biorąc pod uwagę, że ostatecznie i tak ktoś tam po prostu go zastrzelił, więc czemu nie zrobić tego teraz, kiedy nadarza się okazja, ale tam chociaż napięcie można było niemal dosłownie kroić nożem, podczas gdy tutaj widz czeka tylko poirytowany, aż coś się wydarzy. To tylko jeden przykład dziwnych niedopatrzeń scenariusza dzisiejszego filmu. Jest tego znacznie, znacznie więcej, ale większość z nich to już całkiem grube spoilery, więc pozwolę sobie je przemilczeć.
Nóż w nocnej ciszy (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Film]. Przebłyski geniuszu, przykryte toną nijakości
Problematyczna pod paroma względami jest również i obsada. Z jednej strony Justin Long jest przerażająco dziwaczny z tymi sztucznymi zębiskami i karnacją "na Donalda Trumpa", Katharine Isabelle w roli sarkastycznej, lubiącej whisky i dziewczyny ciotki Gale (kolejne nawiązanie do "Krzyku", w dodatku na nazwisko ma Prescott) jest jak zawsze fajna, choć lekko niewykorzystana przez scenariusz, a Jess McLeod, którą fani "Ktoś z nas kłamie" mogą kojarzyć jako przyjaciółkę Simona, Janae, jest prawdopodobnie sercem emocjonalnym całego filmu i poza Longiem zdecydowanie najlepszą w nim postacią. Z drugiej strony jednak mamy odtwórczynię głównej roli, która może i nie jest jakoś bardzo zła, ale zdecydowanie słabo wychodzi jej dźwiganie ciężaru fabuły na swoich barkach. Może to bardziej kwestia reżyserii i kulawego montażu, ciężko powiedzieć, ale czegoś mi w niej brakowało. Tuż obok niej mamy jeszcze Joela McHale'a i tak jak kocham "Community" całym sercem, tak od zawsze uważam, że to właśnie on był zawsze najsłabszym ogniwem całej paczki. Rzecz w tym, że Dan Harmon wiedział co z nim zrobić, aby jego postać działała na ekranie. Tylerowi MacIntyre zdecydowanie tego talentu brakuje, bo McHale pod jego reżyserią jest zwyczajnie nudny - minus jedna scena, w której udaje im się wykrzesać z postaci szczere, żywe emocje.
W temacie brutalności i pomysłowości zabójstw też jest raczej różnie. Z jednej strony pierwsze zabójstwo w całym filmie nakręcono na absurdalnie dużym zbliżeniu, przez co efekt końcowy jest całkiem imponujący, ale im dalej w las, tym mniej ciekawie się robi. Tak naprawdę wszystkie rzeczywiście widowiskowe, warte zapamiętania sceny dostajemy w tych pierwszych 10-15 minutach, jeszcze przed przeniesieniem do alternatywnego świata. Później robi się generycznie, mało ciekawie, sztampowo wręcz. Nie ma też co liczyć na prawdziwie wyczuwalną atmosferę zaszczucia, jak we wspomnianym już kilkukrotnie "Krzyku" - to jest romantyczny komediodramat i nie kryje się z tym za specjalnie.
"Nóż w nocnej ciszy" to chyba pierwszy tego typu horror wymieszany z inną marką po którym czuję przede wszystkim zawód. Sam pomysł był nawet ciekawy, ale wykonanie - od aktorstwa, przez klimat, na progresji scenariusza kończąc - po prostu leży. Film jest krótki i parę razy idzie się na nim zaśmiać, więc pewnie znajdą się i tacy, którym nowa propozycja Best Film się spodoba, ale ja osobiście jestem nią raczej zawiedziony. Sugeruję wstrzymać się z seansem aż będzie dostępny w streamingu.
Atuty
- Kilka ciekawych zabójstw;
- Justin Long jest przezabawny;
- Sam pomysł nawet ciekawy;
- Szybko się ogląda.
Wady
- Zupełnie nieprzemyślana fabuła;
- Kiepskie dialogi i większość postaci;
- Większość zabójstw raczej mało ciekawa;
- Główna rola bez wyrazu;
- Pod koniec już zupełnie upuszcza piłkę.
"Nóż w nocnej ciszy" miał ciekawy pomysł, zapewne wymyślony przypadkiem, razem z oryginalnym tytułem. Szkoda, że zamiast przysiąść do dopisania do niego dobrej fabuły, twórcy zaczęli chyba natychmiast kręcić, detalami martwiąc się po drodze. I to widać.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych