Carol i koniec świata (2023) - recenzja 1. sezonu serialu [Netflix]. Jaki to koniec, gdy imion nie znasz
Carol i koniec świata to miniserial animowany, który zadebiutował na platformie Netflix w grudniu 2023 roku. Jest to dzieło Dana Gutermana, znanego z takich produkcji jak Community czy Rick i Morty.
Serial opowiada o losach Carol (głosu użyczyła jej Martha Kelly), samotnej i zagubionej kobiety, która dowiaduje się, że za siedem miesięcy nastąpi apokalipsa i zniszczy całą ludzkość. Zamiast panikować, popaść w depresję lub szukać sposobu na ocalenie, Carol postanawia po prostu żyć tak, jakby nic się nie stało.
W tym celu podejmuje pracę w biurze, gdzie nikt nie przejmuje się zbliżającym się końcem świata, i próbuje nawiązać relacje z innymi ludźmi, którzy mają różne sposoby na radzenie sobie z sytuacją.
Carol i koniec świata (2023) - recenzja 1. sezonu serialu [Netflix]. Początek końca
Carol - nasza główna bohaterka tego miniserialu - jedzie sama w metrze, spogląda na bok w okno i widzi drugi pojazd, gdzie impreza trwa w najlepsze na czele z kościelnymi, a kiedy zbliża się do wyjścia, widzi z tyłu siebie. Jej klon mówi: „Czujesz to?”. I metro zaczyna wypełniać się gazem. To był tylko zły sen? Czyżby? Kobieta wstaje i przełącza kanały w TV, gdzie na każdym trąbi się o końcu świata. Robi więc śniadanie, myje się, umawia do dentysty i jedzie autem, omijając świetnie bawiących się wkoło ludzi. Podjeżdża do pewnego domu i kto ją wita? Rodzice, ale tak całkiem na golasa. Co się dzieje? Czyżby wszyscy zwariowali?
Dalej też nie jest lepiej żołnierze jako kasjerzy i pakowacze zakupów w sklepie spożywczym, dziwna przyjaciółka, złe wiadomości odnośnie kart kredytowych. Wszystko się sypie, a Carol? Wygląda jak smutna, nieciesząca się niczym kobieta, bojąca się podejmować wyzwań, a już na pewno korzystać z życia, gdy za oknem chaos i niecały rok egzystencji dla ludności na całym świecie. Każdy robi więcej, mocniej, szybciej, a Carol robi wszystko… bardzo powoli. Ale dosłownie wszystko, gdzie rozjeżdżeni ludzie krzyczą ze swoich aut: „Chwytaj dzień” i „Niczego nie żałuj”.
Zazwyczaj pod wpływem impulsu Carol robi coś niespodziewanego, choć zwykłego dla normalnych ludzi. W końcu jednak trafia do istnego raju - biura, gdzie każdy jest skupiony tak na swoje pracy, że nie widzi tego co dzieje się na świecie. Sama rekrutacja jest niezwykle dziwna. Dostaje pracę w „firmie”, zostając księgową, o którą właściwie nie prosiła. Ideał? No prawie. Do firmy przychodzi z samego rana i kończy wieczorem, gdy księżyc jest już wysoko nad horyzontem. Kiedy więc ma czas na zastanawianie się co dalej z tym światem? Zresztą jej „raj” powoli przestaje nim być. Carol zaczyna powoli rozumie i spotyka ludzi, którzy powoli zaczynają z nią rozmawiać.
Carol i koniec świata (2023) - recenzja 1. sezonu serialu [Netflix]. Koniec? Nie ma końca
Serial składa się z dziesięciu odcinków, z których każdy trwa około pół godziny. Każdy odcinek skupia się na innym aspekcie życia Carol i jej otoczenia. Widzimy, jak Carol odwiedza swoich rodziców, którzy są w zaprzeczeniu i udają, że nic się nie dzieje, jak poznaje swoją nową dziwaczną koleżankę z pracy Donnę, a potem jeszcze postrzelonego Luisa, który ma swoją teorię na temat firmy, gdzie podobno wszyscy pracujący w niej nie żyją, a praca w budynku ma przypominać czyściec. Każdy jest tu na swój sposób „przesadzony” i dziwny z własną teorią na świat. Carol spędza też czas ze swoją siostrą Eleną (Bridget Everett), która jest niepoprawną optymistką i hedonistką, oraz bierze udział w przyjęciu u swojej przyjaciółki Janette (Kimberly Hébert Gregory), która próbuje zorganizować buddyjską „orgię” przed końcem świata. W tle pojawiają się też wątki związane z polityką, religią, ekologią, technologią i kulturą, które pokazują, jak różne grupy i instytucje reagują na nadchodzącą katastrofę.
Serial jest utrzymany w stylu komediowym, ale nie brakuje w nim również dramatycznych momentów. Humor jest często absurdalny, czarny i satyryczny, co przypomina nieco klimat Ricka i Morty. Jednak w odróżnieniu od tej produkcji, w „Carol i koniec świata” brakuje akcji, przygód i fantastyki, ponieważ serial skupia się raczej na codziennych i banalnych sytuacjach, które nabierają nowego znaczenia w obliczu nieuchronnego końca. Serial nie stara się też udzielać żadnych moralnych nauk, lecz raczej pokazuje, jak ludzie próbują znaleźć sens i cel w swoim życiu, kiedy wszystko wydaje się być bez znaczenia i celu. Z pozoru bardzo dużo tu zaprzeczeń, tego jak się zachowujemy, wręcz anormalnie, gdy tylko znamy termin końca świata. Gdy tylko kroi się chlebek, jest o czym gadać, wspominać i nawiązywać znajomości. Czyżby to wszytko było snem? Tego nie zdradzę, ale wielu tu śni.
Carol i koniec świata (2023) - recenzja 1. sezonu serialu [Netflix]. Za czym tęsknisz, gdy to stracisz?
Carol i koniec świata to serial animowany dla dorosłych (niektóre sceny i słowa), który z pewnością nie jest dla każdego. Niektórzy mogą go uznać za zbyt ponury, depresyjny lub nihilistyczny, inni za zbyt lekki, naiwny lub infantylny. Jednak dla tych, którzy lubią inteligentne, oryginalne i niebanalne animacje dla dorosłych, serial może być prawdziwą perełką.
Jest to produkcja, która nie boi się poruszać trudnych i kontrowersyjnych tematów, ale robi to z humorem, dystansem i wrażliwością. Jest to także serial, który nie narzuca żadnych gotowych odpowiedzi ani rozwiązań, a raczej skłania do smutnej refleksji nas życiem bohaterów tego teatru. Nie zapominają o tym, że są tylko fikcją i nie mają wpływu na rzeczywistość. Carol i koniec świata to serial, który warto obejrzeć przed końcem świata. Albo i po.
Atuty
- Oryginalna i niebanalna fabuła, która porusza proste, że aż dziwne tematy,
- Inteligentny, absurdalny i satyryczny humor,
- Postacie, które mają różne sposoby na radzenie sobie z trudną sytuacją na świecie,
- Estetyczna i kolorowa animacja, która tworzy ciekawy kontrast z ponurym tłem.
Wady
- Odcinki są nierówne i nudne, a niektóre wątki są zupełnie niepotrzebne,
- Żarty są zbyt przerysowane, czasem obraźliwe, a niektóre sceny erotyczne,
- Zbyt depresyjny, czy wręcz nihilistyczny,
- Serial nie daje żadnych odpowiedzi ani rozwiązań na pytania, które stawia, co może być frustrujące lub niezadowalające.
Jeden z najdziwniejszych seriali animowanych, jakie w tym roku miałem okazję oglądać. Im dalej w serial tym nie jest lepiej, więcej spraw, które wymagają rozwinięcia (albo i nie). To taka melancholijna podróż z depresją w tle, ale też innymi skrajnymi emocjami.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych