Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa (2023)

Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Dżungla w niebezpieczeństwie

Piotrek Kamiński | 16.01, 22:30

Pingwin Moris, który lubi malować się na pomarańczowo żeby wyglądać jak tygrys, dowodzi drużyną obrońców dżungli. Niestraszne im żadne zadanie, nie cofną się przed najstraszniejszym nawet wyzwaniem. I bardzo dobrze, bo tak się właśnie składa, że przed nimi kolejna próba.

Co to za mania ludzi z Kino Świat, żeby zatajać przed widzami fakt, że mają do czynienia z kontynuacjami? W zeszłym miesiącu pisałem o "Superagencie", francuskiej komedii, która wiele zyskuje, jeśli znać już wcześniej bohaterów, ale o tym, że można już było ich poznać, trzeba dowiedzieć się na własną rękę, bo sam tytuł nawet tego nie sugeruje. Podobnie sytuacja wygląda tutaj. Niby podtytuł jest jakąś tam sugestią, lecz jeśli wpiszesz sobie w Google frazę "Ekipa z dżungli", za wiele nie znajdziesz, bo pierwsza część i poprzedzający ją serial nazywały się "Kumple z dżungli". Nie wiem, nie zauważyli? Boją się, że jeśli ktoś nie widział siedmioletniej już jedynki, to nie pójdzie na dwójkę? Tak, czy inaczej, trochę to dziwne i po fakcie deczko irytujące.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wielokrotnie już podkreślałem, że jestem amatorem francuskich filmów komediowych. Jest coś w ich wyczuciu, w tych pauzach i grze twarzą jakaś magia. Trafia do mnie ten humor praktycznie za każdym razem - choć oczywiście i Francuzom zdarzają się kompletne wtopy. I zastanawiam się, czy "Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa" nie kupiła mnie, bo humor rozmył się gdzieś w tłumaczeniu, czy przy reżyserii dubbingu, a może ograniczona animacja twarzy sprawiła, że ciężej go przekazać? A może po prostu to scenariusz nie był przesadnie zabawny? Z drugiej strony, zwiastun nawet mi się podobał, śmiałem się z synem, a już te same sceny w filmie zupełnie do mnie nie trafiały. Młody też raczej siedział cicho. Aaaale!

Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Na bezrybiu i rak ryba

Ekipa nie wierzy w to, co widzi

Trzeba jednak przyznać filmowcom, że choć w samym filmie dzieje się trochę mało, to jednak koniec końców ma ona sens, a zwroty akcji z ostatniego aktu potrafią zgrabnie zrekontekstualizować wcześniejsze wydarzenia, nadać im sens. Nie zrozum mnie źle, to wciąż film, w którym czarny charakter nie ma żadnego kontaktu z głównymi bohaterami aż do ostatnich minut filmu i nie jest nawet postacią z ich przeszłości (chyba, że jest, ale o tym dlaczego tego nie wiem, pisałem już wyżej), a cała progresja scenariusza opiera się niemal wyłącznie na szczęśliwych zbiegach okoliczności, ale częste zmiany miejsca i dziwne sytuacje sprawiają, że seans mija raczej prędko.

Rzecz polega na tym, że pewnej nocy Ekipa, pod postacią wspomnianego już pingwina, Morisa, uzależnionego od bananów goryla, Miguela, mądralińskiego wyraka, Gilberta i jego dziewczyny, nietoperzycy Batrycji, kładzie się spać, jak zwykle, a nad ich głowami pojawiają się nagle samoloty pilotowane przez złowieszcze bobry. Rozpuszczają nad dżunglą jakiś dziwny, różowy specyfik, który wybucha przy kontakcie z wodą. Tak się na szczęście składa, że Gilbert doskonale wie, kto ten specyfik stworzył. Aby go jednak znaleźć, wpierw trzeba będzie przekonać do pomocy jego córkę, Kamelię, wojowniczą babkę, która szybko wpada w oko Morisowi.

Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Przeciętność z paroma przebłyskami geniuszu

Miłość od pierwszego wejrzenia

Szczegółowość i ogólnie pojęta jakość animacji nie ma może startu do nadmuchanych do granic możliwości budżetów Disneya, czy DreamWorks, ale jest zupełnie akceptowalna, a w paru miejscach potrafi udowodnić, że dobry timing jest znacznie ważniejszy, niż doskonałe odwzorowanie materiałów, czy miliardy poligonów w każdym ujęciu. Słowo klucz: paru. Bo, niestety, większość czasu animacja filmu jest dokładnie taka sama jak dialogi i fabuła - użytkowa. Nic strasznego, ale i nic wartego zapamiętania na dłużej. Z jednym, chlubnym wyjątkiem!

Kiedy film się kończy, ale jeszcze zanim ma ekran wjadą napisy końcowe, żaby Al i Bob, które przez cały film bardzo nalegały, aby móc zostać oficjalnymi członkami Ekipy, pragną pokazać nam swoją "wersję reżyserską" filmu. I są to absolutnie i bezdyskusyjnie najlepsze dwie-trzy minuty całego filmu! Prosta, dwuwymiarowa, zeszytowa wręcz animacja, połączona z przegiętym do granic możliwości przeinaczeniem faktów i nawet częściowym zmienianiem historii w locie - żeby robiła lepsze wrażenie. Gdyby cały film mógł jechać na takiej energii, mielibyśmy jedną z najlepszych animacji tamtego roku. A wyszło jak wyszło.

"Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa" nie jest dobrym filmem. Fabuła nie należy do zbyt angażujących, humor wypada płasko i pewnie zapomnę o seansie, zanim zdążą skończyć się ferie. Ale jest tu na tyle sporo sensownego materiału, o którym pisałem wyżej, że przespacerowanie się na seans z latoroślą jest pomysłem raczej bezbolesnym, zwłaszcza, że jest tu kilka ładnych morałów na tematy zaufania i miłości (no i ten genialny epilog). Mój młody, jak to dzieciak, mówił po seansie, że bawił się świetnie. Już milion razy mówiliście mi, jak zupełnie nie obchodzi was moje zdanie na temat filmów dla dzieci, więc dzielę się i jego zdaniem. Osoby, dla których taka opinia jest ważniejsza, niż marudzenie starego dziada, mogą sobie doliczyć do oceny końcowej dwa oczka - powinno być ok.

Film wchodzi do kin już w najbliższy piątek, 19.01.

Atuty

  • Bob, Al i ich wersja reżyserska;
  • Żart z animacją dla odwrócenia uwagi tak durny, że aż doskonały;
  • Ostatecznie fabuła zatacza całkiem niezłe koło, a i końcowe morały nie są złe;
  • Szybko przelatuje.

Wady

  • Nie za wiele okazji do pośmiania się;
  • Cienki czarny charakter, praktycznie niezwiązany z głównymi bohaterami;
  • Kilka dziwnych decyzji scenariuszowych, mogących wręcz kwalifikować się jako dziury w fabule.

"Ekipa z dżungli: Misja ratunkowa" nie ubawiła mnie tak, jak na to liczyłem, a i fabularnie raczej nie jest wybitnie, lecz ostatecznie jest to raczej składny, w dwóch-trzech miejscach nawet zabawny film z niezłym morałem, więc jeśli wasze dzieciaki nie mają co ze sobą zrobić w ferie, a "Wonkę" już widziały, to można dać Morisowi i jego Ekipie szansę. Mój junior bawił się świetnie.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper