For All Mankind (2023) - recenzja i opinia o 4 sezonie serialu [Apple]. Marsjanie atakują
„For All Mankind” to jeden z moich ulubionych seriali na Apple TV+. Ba, to jeden z moich ulubionych seriali science-fiction w ogóle, a w ostatnich latach bardziej wciągnął mnie chyba tylko „The Expanse”. Czwarty sezon hitu Apple, który ponownie liczy sobie 10 odcinków, uderza w nieco inne tony niż poprzednio, ale wciąż generuje masę emocji.
„For All Mankind” to tak naprawdę alternatywna wersja naszej historii, w której to Rosjanie pierwsi dotarli na księżyc, co tylko nakręciło wyścig o podbój kosmosu. Pierwszy sezon serialu osadzono jeszcze w latach 60., by z każdym kolejnym przeskakiwać coraz bliżej współczesnym nam realiom. Minęło 8 lat od tragicznych wydarzeń w trzecim sezonie, mamy 2003 rok, a USA współpracują z Sowietami i innymi państwami tworząc na Marsie międzynarodową bazę kosmiczną. Wyścig zbrojeń teoretycznie się skończył, ludzkość nie zamierza póki co podbijać kolejnych planet, bo celem jest przede wszystkim pozyskiwanie cennych minerałów z przelatujących asteroid.
Fani serialu jak zwykle z ogromnym zainteresowaniem śledzić będą na migawkach otwierających sezon smaczki związane z alternatywnymi wydarzeniami związanymi z naszą historią jak to, że John Lennon przeżył atak na swoje życie, a Micheal Jordan nie trafił do Bullsów. W USA prezydentem został Al Gore, w Rosji obalono Michaiła Gorbaczowa, a w Korei dalej panuje zamordyzm i dyktatura. Ciekawe, że twórcy nie zdecydowali się odnieść w żaden sposób do zamachów z 11 września 2001 roku, które jakby nie było miały ogromny wpływ na naszą historię i można było pokazać te tragiczne wydarzenia w innym świetle.
For All Mankind (2023) - recenzja i opinia o 4 sezonie serialu [Apple]. Nowe rozdanie
Nowe rozdanie sprawiło jednak, że niektórych bohaterów twórcy serialu pożegnali, a chyba najbardziej znaczące jest porzucenie wątku Ellen Waverly (Jodi Balfour), która w trzecim sezonie została prezydentką USA, walcząc jednocześnie z uprzedzeniami płciowymi. Praktycznie wycięto z narracji wątki związane z nierównościami rasowymi, walki kobiet o swoje prawa i osobami homoseksualnymi, które przecież dość mocno napędzały fabułę trzeciego sezonu. Tym razem skupiono się bowiem na nieco innych społecznych kwestiach.
Dość spokojny początek sezonu bez mocno nakreślonego motywu i celu dla naszych bohaterów sprawia wrażenie, jakby gdzieś uleciała poetyka podboju kosmosu, wszak w każdym sezonie mieliśmy do czynienia ze swoistym wyścigiem związanym z kolonizacją księżyca czy lądowaniem na Marsie. Czwarty sezon w tym aspekcie wyraźnie zwalnia, co nie wszystkim się spodoba. Brakuje trochę tego dreszczyku emocji związanego z odkrywaniem nieodkrytego, ale jednocześnie mniej jest również patosu. Serial zaczyna mocniej stąpać po ziemi i pokazuje bardziej realne problemy, jak brak środków na finansowanie misji na Marsie i utrzymanie tam bazy. Bo skoro podróże kosmiczne stały się powszechne, a technologia pozwala na przejmowanie asteroid mogących dzięki cennym składnikom poprawić życie na Ziemi, to czy nie lepiej zająć się wydobywaniem minerałów blisko naszej planety, a nie na odległym Marsie?
For All Mankind (2023) - recenzja i opinia o 4 sezonie serialu [Apple]. Mars kontra Ziemia
Po jednej stronie mamy więc nowego szefa NASA, Eli Hobsona (niezły Daniel Stern) oraz sowiecką dyktatorkę, Irinę Morozovą (Svetlana Efremova), którzy dążą do tego, by asteroidy kierowane były ku ziemi, co pozwoliłoby odtrąbić polityczne sukcesy i napełnić kieszenie klasie politycznej. Po drugiej – założyciela prywatnej firmy Helios i wizjonera Deva (Edi Gathegi), którego ambicje, podobnie jak Eda Baldwina (Joel Kinnaman), weterana kosmicznych podróży, sięgają dalej niż Ziemia i ich celem jest to, by dalej ładowano pieniądze w program rozwoju bazy na Marsie. Taka rywalizacja „Ziemian" z „Marsjanami" to niczym prequel do „The Expanse” właśnie. Wpleciono w to również wątki rodzinne bohaterów, choćby nieumiejącego odnaleźć się w roli dziadka Eda właśnie, który stara się naprawić relacje z córką (Cynthy Wu). Znamienny i mocno nakreślony jest również fakt, że dla starszego pokolenia Mars ma znaczenie idealistyczne, oznacza przekraczanie pewnych granic i wytyczanie nowych horyzontów. Czerwona Planeta była celem ich życia, podczas gdy dla ludzi urodzonych w czasach współczesnych Mars to po prostu miejsce, gdzie można dobrze zarobić. Niczym na kontakcie na platformie wiertniczej. I każdy ma tu swoje racje.
Serial pod ty względem nie jest więc jednoznaczny - wystarczy wspomnieć, że oglądając „For All Mankind” razem z partnerką, każdy z nas kibicował innej stronie. W czwartym sezonie udało się ponownie stworzyć ciekawe kreacje bohaterów. Marsjańska baza Happy Valley, wbrew temu co mamy w nazwie, wcale nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą. W bazie panuje coraz większy podział na ulokowaną w znacznie gorszych warunkach „siłę roboczą", a uprzywilejowaną kadrą na wyższych stanowiskach. Rozwija się coraz mocniej przemyt, szara strefa, narasta też napięcie z rejonami bazy należącymi z Koreańczyków. Jedni inwigilują drugich, rysuje się widmo strajku, a atmosfera z każdym kolejnym odcinkiem tylko się zagęszcza. Nieco przydługi początek sezonu w drugiej części zmienia się w emocjonalny rollercoaster.
For All Mankind (2023) - recenzja i opinia o 4 sezonie serialu [Apple]. Starość nie radość
Czuć momentami, że brakuje trochę starej gwardii, która zginęła w różnych okolicznościach w poprzednich sezonach, a która budowała fundamenty pod sukces serialu. Twórcy zdecydowali się jednak na dość spore przeskoki czasowe między sezonami i muszą ponieść tego konsekwencje. Nowa gwardia, wprowadzona w czwartym sezonie, ma jednak spore szanse, by ponieść ten serial w kolejnych sezonach (spekuluje się nawet o 3 kolejnych i chęci dobicia z historią do współczesnych czasów). Mowa tu przede wszystkim o Milesie (Toby Kebbell), który zatrudnia się do pracy na Marsie, by ratować budżet domowy i zapobiec rozpadowi własnej rodziny. To co w serialu nie wyszło, to postarzanie znanych nam bohaterów.
Ed Baldwin jest już dziadkiem, ale jego charakteryzacja wydaje się momentami dość sztuczna. Po części bohaterów, jak wezwana z „emerytury" Danielle Poole, dawna koleżanka Eda, czy brylująca w NASA Aleida Rosales (Coral Peña) upływu lat praktycznie w ogóle nie widać. Podobne wrażenie można odnieść widząc ponownie Margo Madison (Wrenn Schmidt), oskarżoną o zdradę USA i pracującą dla Sowietów, choć jej wątek w pełni wynagradza braki w charakteryzacji. Autorzy starają się uwiarygodnić proces starzenia różnymi dolegliwościami i chorobami weteranów serii, ale nie zawsze odnosi to skutek.
Czwarty sezon „For All Mankind” jest nieco inny od poprzednich, moim zdaniem lepszy od trzeciego, choć z racji mniejszej skali kosmicznej przygody rozkręca się bardzo powoli. Wielowątkowa historia, świetna gra aktorska, niezłe efekty specjalne towarzyszące akcjom w kosmosie i nowe twarze sprawiają, że wciąż ciężko się od tej historii oderwać. Często na takim etapie seriale dostają zadyszki – „For All Mankind” odziera po prostu narrację z pewnego idealizmu, ale dzięki temu przedstawione wydarzenia stają się bardziej wiarygodne. I wciąż jest to jedna z najlepszych propozycji w ofercie Apple'a.
Atuty
- Ukazanie rywalizacji Marsa z Ziemią
- Dobre wprowadzenie nowych bohaterów
- Rozwarstwienia społeczne w marsjańskiej bazie uwiarygadniają historię
- Wciąż świetne osadzenie akcji w alternatywnych realiach
- Realizacja na najwyższym, serialowym poziomie
- Wielowątkowa fabuła
Wady
- Postarzanie bohaterów nie zawsze wychodzi dobrze
- Mniejsza skala podboju kosmosu
Czwarty sezon i wciąż trzyma wysoki poziom. Podbój kosmosu nie ma już takiego rozmachu, ale historia mocniej stąpa dzięki temu po - nomen omen - ziemi.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych