Reacher (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Amazon]. Znaleźć, zabić, zniknąć
Reacher wciąż przemierza Stany Zjednoczone wyposażony jedynie w szczoteczkę do zębów, kiedy zauważa, że jego przyjaciółka i dawna podwładna, Neagley, próbuje się z nim skontaktować. Ktoś obrał za cel członków rozwiązanej już, specjalnej jednostki wojskowej Reachera. Część z nich już nie żyje. Byli dobrymi ludźmi. Wielki blondas nie zamierza tak tego zostawić...
Kiedy w 2022 roku na Amazon Prime wskoczyły pierwsze odcinki "Reachera", cieszyłem się z kilku powodów. Po pierwsze, ponieważ Alan Ritchson od dawna już zasługiwał na szersze uznanie wśród publiczności - dla mnie na zawsze już pozostanie przede wszystkim Thadem Castle z "Blue Mountain State", któremu nadał tak dużo charakteru, że ze stereotypowego osiłka ewoluował w najciekawszą postać w całym serialu - oraz ponieważ bezpardonowość, bezwzględność i nadludzka siła głównego bohatera były orzeźwiająco proste, oldskulowe. Brakowało mi tego typu niezobowiązującej, testosteronowej rozrywki. No i zagadkowa śmierć brata Reachera była po prostu dobrą intrygą - nie można było mieć pewności, komu ufać, a komu nie, kto i dlaczego zabił Joe'ego oraz ile trupów zostawi za sobą Jack, aby się tego dowiedzieć.
Z jakiegoś powodu, drugi sezon serialu, zamiast adaptować drugą książkę z serii Lee Childa, wziął się za... jedenastą. I niby nie przeszkadza to jakoś specjalnie, bo fabularnie są to każdorazowo swoje własne opowieści, ale wydaje mi się, że spokojniejsza, skupiona w jednym miejscu i oparta na otwartej rywalizacji głównego bohatera i czarnego charakteru fabuła mogłaby być ciekawsza, niż zasadniczo powtórka z rozrywki, tyle że na większą skalę, którą tu dostaliśmy. Znajoma konstrukcja fabuły drugiego sezonu, do kompletu rozpisana w bardzo przejrzysty, praktycznie pozbawiony niespodzianek sposób, sprawia, że kolejne odcinki ogląda się niemal na autopilocie, bez emocji. Niby sporo się zabijają, a człowiekowi chce się w trakcie spać...
Reacher (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Amazon]. Sztampowa, pozbawiona niuansów intryga
Ten sezon to dosłownie festiwal niewykorzystanych okazji. Próżno szukać w nim nieoczekiwanych zwrotów akcji, czy ciekawych antagonistów. Po tym jak Reacher (Ritchson) i Neagley (Maria Sten) odnajdują pozostałych, wciąż oddychających członków swojego dawnego oddziału, O'Donnella (Shaun Sipos) i Dixon (Serinda Swan), rozpoczynają proces ustalania kto dokładnie na nich poluje. Tym kimś jest niejaki Langston (Robert Patrick), ale akurat my, widzowie, wiemy to praktycznie od samego początku, bo twórcy regularnie pokazują nam jego poczynania. Później należy go już tylko znaleźć, zlikwidować i cześć, koniec sezonu. Tydzień w tydzień czekałem na jakieś zwroty akcji, zdrady, nieoczekiwane problemy, lecz nic takiego nigdy nie nadeszło. Oglądanie ludzi Reachera i jego samego w akcji, jak rozpracowują po kolei całą sytuację, jest sympatycznie sensowne, logiczne i ogląda się ich raczej dobrze, ale brakuje w tej historii więcej "mięsa", niespodzianek, tajemnic i tak dalej. To co dostaliśmy jest tak prostolinijne, że finał sezonu można opisać dosłownie jako: Reacher zabija wszystkich i jedzie dalej w świat. Wszystko zgodnie z planem, przewidywalnie, lekko ckliwie... Nudno.
Nowo poznani członkowie jednostki Reachera są względnie ciekawymi postaciami. Zwłaszcza O'Donnell szybko zdobył moją sympatię swoją unikalną mieszanką honoru, wierności i cwaniackiej zaradności. Niby śliski typek, któremu nie przeszkadza wyłudzanie pieniędzy od bogatych łajz z czymś na sumieniu, ale przy tym bezgranicznie oddany sprawie. Niby sprawia wrażenie konesera drogich whisky i równie drogich kobiet, a jednak przykładny z niego mąż i ojciec. Dixon wypada mniej ciekawie. Jasne, twarda z niej babka i w ogóle, ale mam wrażenie, że jej główną rolą było bycie kobietą Reachera na ten sezon. Trochę szkoda, tak samo jak szkoda, że w fabule nie znalazło się miejsce dla "modelu z zeszłego sezonu", Willi Fitzgerald. Lubiłem ja. Czekałem aż scenariusz zrobi w końcu coś ciekawego z Dixon, ale, cóż... Nie doczekałem się.
Reacher (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Amazon]. Kiedy główni bohaterowie są nieśmiertelnymi maszynami do zabijania, zabłysnąć mogą postacie poboczne
Dzikimi kartami tego sezonu były postacie Guya Russo (Domenick Lompardozzi) i człowieka znanego niekiedy jako Azhari Mahmoud (Ferdinand Kingsley). Ten pierwszy jest nowojorskim gliną. Reacher wie, że Langston ma wtykę u niebieskich, więc naturalnie podejrzewa Russo. W tym miejscu wypada pochwalić świetny casting - Lompardozzi najczęściej gra gangsterów, bossów mafii (niedawno w "Tulsa King" chociażby). Facet po prostu się do tego nadaje, z tą swoją twarzą, lekko chropowatym głosem, ostrym, nowojorskim akcentem i raczej zbitą sylwetką. Tak więc widz zaczyna mieć obawy w stosunku do niego praktycznie od samego początku, nawet kiedy wie już, że ma do czynienia ze stróżem prawa. Daje to scenarzystom praktycznie wolną rękę, bo w którą stronę by z nim nie poszli i tak jest to w jakimś tam stopniu zaskoczenie. Russo bardzo szybko stał się moją ulubioną postacią w całym sezonie. Robiło mi się go wręcz szkoda, kiedy Reacher stawiał go w kolejnych niezręcznych sytuacjach. Chciałbym móc napisać, że Mahmoud wyszedł równie ciekawie. Naprawdę. Postać zapowiadała się niezwykle ciekawie. Człowiek bez śladu internetowego, bezwzględny, skuteczny, z jakiegoś powodu rozdający dzieciom komiksy (?). Taka mroczna wersja Reachera, może nawet rewers tej samej monety. Po czym scenariusz zdaje się nie mieć na niego żadnego ciekawego pomysłu. Sposób, w jaki kończy się jego wątek, to po prostu kpina i kolejny przykład zmarnowanego potencjału postaci i całego wątku.
W temacie akcji, drugi sezon "Reachera" jest równie brutalny, co pierwszy, a że prócz tytułowego bohatera mamy jeszcze trójkę wyszkolonych przez niego zabijaków, trup może słać się jeszcze gęściej. Powiedziałbym jednak, że ta większa skala sprawia, że pojedynki straciły na klimacie. Już jeden Reacher wystarczy, aby wyjść obronną ręką z większości sytuacji. Kiedy jest ich aż czwórka, praktycznie żadna spinka nie stanowi dla nich zagrożenia - po prostu wchodzą i mordują wszystko, co się rusza, po czym idą do domu. Czasami ktoś musi komuś pomóc, osłaniać go, czy wyciągnąć z trudnej sytuacji, ale nie ma w tym wszystkim napięcia, bo dobrze wiemy, że źli nie mają najmniejszych szans. Zresztą, nawet kiedy sytuacja wydaje się być beznadziejna, jak w finale sezonu, nasi bohaterowie mają tak gruby plot armour, że aż ciężko się na to patrzy. Jakikolwiek realizm wyjechał na wczasy, zastąpiony profesjonalnymi zbirami, którzy trzymając w dłoniach karabiny i pistolety, wolą podejść do głównego bohatera, żeby ten mógł wygodniej pozbawić ich życia.
Drugi sezon "Reachera" sprawia wrażenie, jakby robił go Cliff Bleszinski, w myśl swojej mantry: "bigger, better, more badass". Niestety, takie podejście sprawiło, że serial nie jest w stanie osiągnąć poziomu napięcia, które towarzyszyło widzom dwa lata temu. Nowi bohaterowie są w większości bardzo udani, charakterystyczni i nieoczywiści, ale co z tego, skoro opowieść, w której biorą udział jest tak boleśnie prostolinijna, pozbawiona niespodzianek, sztampowa wręcz? Mocna obsada sprawia, że i tak dobrze się to ogląda, ale teraz, kiedy sezon dobiegł końca i możemy spojrzeć na niego jako całość, widać jak mało się w nim dzieje, jak ostatecznie nieistotne są niektóre wątki, jak wiele można było zrobić, a ostatecznie się nie zrobiło. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy spadek formy i już zapowiedziany trzeci sezon udowodni wszystkim, że ten pierwszy, sprzed dwóch lat, nie był tylko szczęśliwym przypadkiem. Reacher nie wierzy w przypadki, więc i ja pozostaję pełen nadziei.
Atuty
- Alan Ritchson wciąż jest doskonały jako Reacher;
- Bardzo sympatyczni nowi członkowie obsady;
- Wciąż jest brutalnie i bez szczypania się, co wypada, a co nie;
- Samo śledztwo posuwa się naprzód bardzo organicznie, logicznie;
- Retrospekcje do czasów wojskowych pozwalają lepiej poznać i zrozumieć poszczególne postacie;
- Sporo mrocznego humoru.
Wady
- Niemal od początku wiadomo do jakiego finału zmierza historia;
- Ostatecznie nijacy Langston i Mahmoud;
- Reacher i spółka są tak skuteczni, że widz zupełnie się o nich nie martwi;
- Masa niewykorzystanych okazji i ostatecznie zbędnych wątków;
- W finale sezonu plot armour głównych bohaterów osiąga poziomy końcówki "Gry o tron".
"Reacher" I jego ekipa są takimi terminatorami, że całe napięcie gdzieś wzięło i wyparowało. Do tego prosta, pozbawiona niespodzianek fabuła, słabi antagoniści i nagle okazuje się, że oglądamy tylko kolejny, generyczny serial sensacyjny. Do pewnego stopnia ratuje go mocna obsada, ale ostatecznie i tak jestem zawiedziony. Oby trzeci sezon wrócił na właściwe tory!
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych