Reklama
Like a Dragon: Infinite Wealth - screeny #8

Like a Dragon: Infinite Wealth - recenzja i opinia o grze [PS5, PS4, XSX, XOne, PC]. Emocjonalny rollercoaster

Igor Chrzanowski | 23.01, 16:00

Like a Dragon: Infinite Wealth nadchodzi, a wraz z nią nowa przygoda Ichibana Kasugi i Kazumy Kiryu. Czy jest to opowieść warta waszej uwagi, a może seria Ryu Ga Gotoku Studio złapała zadyszkę? Zapraszamy do naszej recenzji "Yakuzy 8".

Od kiedy seria Yakuza przeszła na Zachodzie swego rodzaju transformację i zmieniła nazwę na Like a Dragon, wiele osób podeszło do tematu bardzo sceptycznie. Zmiana z systemu walki w czasie rzeczywistym na system turowy był dla fanów dużym szokiem, a dla twórców gry zupełnie nowym wyzwaniem, co widać było gołym okiem w bardzo wielu aspektach. Yakuza: Like a Dragon okazała się jednak sporym sukcesem i deweloperzy poszli za ciosem szykując dla nas pełnoprawny sequel w postaci Like a Dragon: Infinite Wealth.

Dalsza część tekstu pod wideo

Recenzowane dziś dzieło jest bezpośrednią kontynuacją Yakuza: Like a Dragon oraz po części sequelem dla Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name, więc w niniejszym tekście spodziewajcie się co nieco spoilerów ze wspomnianych produkcji. Postaram się oczywiście ograniczyć do minimum, ale no bez wiedzy na temat fabuły poprzedniczek nowego Like a Dragon, zdecydowanie nie polecam podchodzić jeszcze do nowego dzieła Ryu Ga Gotoku Studio, bo najzwyczajniej w świecie poczujecie się tutaj bardzo zagubieni. No dobra, ale czy samo w sobie Ryu Ga Gotoku 8 jest warte dalszej lektury i waszych ciężko zarobionych pieniędzy? I to jeszcze jak! Po szczegóły zapraszam poniżej. Ostrzegam również, tekst zawiera spoilery, które co prawda znajdowały się już w zwiastunach gry, ale jeśli ich nie oglądaliście i nie zamierzacie sobie psuć frajdy, przejdźcie od razu do drugiego rozdziału.

Like a Dragon: Infinite Wealth - fabuła

Like a Dragon: Infinite Wealth - Ichiban Kasuga

Po tym jak Ichiban przyczynił się do wielkiego upadku dwóch największych klanów w historii Yakuzy, zaczął prowadzić normalne życie i pracować w swego rodzaju agencji pracy, poświęcając się spełnianiu swojej obietnicy jaką złożył przyjacielowi na łożu śmierci - pomaga byłym członkom Yakuzy zrehabilitować swoje życie i znajduje dla nich legalną pracę. Przebywając w Yokohamie radzi sobie całkiem nieźle, choć oczywiście nie ma z tego zbyt wielkich kokosów. Jego świat zawala się jednak gdy jeden z internetowych celebrytów, a konkretniej rzecz ujmując jakiś VTuber, postanawia opublikować w Sieci nagrania kompromitujące Ichibana, przez co ten traci pracę. Na domiar złego dostał też kosza od Saeko. Żyjąc tak bez żadnego celu i motywacji natrafia mu się nagle pewna bardzo interesująca okazja, albowiem w końcu po tych wszystkich latach może polecieć na Hawaje i postarać się odszukać swoją prawdziwą biologiczną matkę. Mając na karku te 46 lat postanawia natychmiast wyruszyć w podróż do magicznego miasta Honolulu.

Szczerze przyznam, że przed zagraniem w Like a Dragon: Infinite Wealth cała moja wiedza na temat tej odsłony ograniczała się właśnie do tego, że Ichiban leci tym razem na Hawaje. I wiecie co? Jak ja się cieszę, że nie oglądałem żadnych zwiastunów przed rozgrywką. To właśnie dzięki swojej błogiej niewiedzy w trzecim rozdziale dowiedziałem się że (uwaga spoiler) Kazuma Kiryu dosłownie umiera na raka i zostało mu maksymalnie pół roku życia. Z jednej strony rozumiem, że twórcy chcieli zaszokować i przykuć uwagę graczy, ale psucie aż takiej niespodzianki i tak ważnego wątku w trailerze to po prostu zbrodnia. Nie wiedzieć gdy Ichiban przybywa na Hawaje jego matka znika bez śladu i dość szybko okazuje się dlaczego się tak nagle rozpłynęła. Szuka jej nie tylko Kasuga, ale i cała frakcja Daidoji, mafia byłego członka klanu Tojo i chyba wszyscy istniejący bandyci na Hawajach. 

No dobra, dość spoilerów na ten moment. Ale powiem wam jedno - fabularnie recenzowane dziś Like a Dragon: Infinite Wealth pozamiata wami równo, a emocjonalnie pozgniata wasze uczucia niczym osiedlowy łobuz. Bez litości, bez współczucia - jak to się mówi, patrz pan i płacz. Niestety ambicje twórców sprawiły, że naprawdę jest to najdłuższa Yakuza jaka do tej pory powstała, co ma swoje plusy jak i spore minusy - tempo opowieści bywa nierówne i niekiedy zdarzają się pewne dłużyzny. Nie jest to jakiś dramat, bo poruszane wątki są nawet ciekawe, ale te najważniejsze sprawy są przez to odkładane na później. Prosty przykład - musimy poczekać kilka dni aż Chitose (nowa grywalna bohaterka) wykona dla nas pewną rzecz, więc mimo iż zależy wszystkim na czasie, spędzamy ten czas zajmując się misjami pobocznymi.

Like a Dragon: Infinite Wealth - droga ku perfekcji

Like a Dragon: Infinite Wealth - Warsztat

Po naprawdę bardzo udanej Yakuzie: Like a Dragon ekipa Ryu Ga Gotoku Studio stanęła przed bardzo poważnym wyzwaniem poprawienia przygotowanego przez siebie nowego systemu rozgrywki dla swojej flagowej serii. Wiadomo bowiem, że tak nagła zmiana gatunku to ciężka sprawa dla deweloperów, którzy zazwyczaj jednak nie radzą sobie z tym aż tak dobrze jakby chcieli. RGG Studio ku zaskoczeniu wszystkich zdało egzamin przy pierwszej przygodzie Kasugi, aczkolwiek widać było, że jest to produkcja bardzo eksperymentalna i jej autorzy dopiero uczyli się poruszać w nowym gatunku. Dlatego też z tym większą satysfakcją donoszę wam, że recenzowane Like a Dragon: Infinite Wealth poprawia absolutnie wszystkie mankamenty swojego poprzednika i sprawia, że to autentycznie jeden z najlepszych jRPGów ostatnich lat, jak nie jeden z najlepszych w całej historii branży. Skąd u mnie taki entuzjazm?

Yakuza: Like a Dragon pomimo naprawdę solidnego systemu walki miała sporo takich małych błędów na poziomie designerskim, które może nie rujnowały całego doświadczenia, ale na pewno obniżały poziom frajdy jaką odczuwaliśmy jako gracze. Tym razem naprawdę ciężko jest mi się przyczepić do praktycznie czegokolwiek. Żeby nie być gołosłownym, podam kilka takich prostych przykładów jakie przychodzą mi na myśl. Jednym z największych zarzutów jakie dostawała siódma Yakuza było to, że nasze postacie podczas walki nie mogą się przemieszczać po arenie walki, co oczywiście było podyktowane naturą staroszkolnych jRPGów - to zaś powodowało sporo problemów z detekcją kolizji, bugującymi się atakami, niejasnymi ruchami NPCów oraz ogólną frustracją wynikającą z tego, że nie zawsze wszystko szło gładko. Teraz o ile znów mamy do czynienia z turowym systemem walki, tak każdy grywalny bohater ma swój określony zakres ruchów w postaci okręgu po jakim może się ruszyć w swojej turze - nie dość, że to fajna zmiana na plus, to jeszcze deweloperzy uczynili z tego osobną mechanikę rozgrywki mającą realny wpływ na taktykę podczas starć. 

Kazuma Kiryu dysponuje dla przykładu trzema stylami walki i każdy z nich oferuje nam inny promień okręgu do swobodnego poruszania się, co rozszerza lub ogranicza nam na przykład możliwość sięgnięcia po leżącą w pobliżu broń, czy też podczepienie się pod efekty "magii" naszych przyjaciół jakie wykonamy za chwilę w trakcie ich tury. Oznacza to, że jeśli użyjemy na przykład bardziej agresywnego stylu walki uderzymy kogoś dwukrotnie, ale rezygnujemy przy tym z możliwości trzepnięcia kogoś stojącym obok rowerem albo stanięcia obok postaci jaka nas za chwilę podleczy. Wraz z rozwojem postaci co jakiś czas ten nasz okręg zostaje poszerzony, ale to wymaga jednak czasu. 

Tak jak już wspomniałem, teraz dosłownie każdy członek naszego zespołu może podnieść okoliczne obiekty i wykorzystać je do walki - poprzednio takich rzeczy mógł dokonać tylko Ichiban, co było dość frustrujące. Kolejną bardzo pozytywną zmianą jest przebudowa systemu rozwoju postaci. W pierwszej swojej przygodzie Kasuga w znacznej mierze rozwijał wybraną przez nas profesję (system Job), a na drugim miejscu ulepszane były bazowe statystyki poziomu postaci, co w pewnym momencie sprawiało, że graczom dosłownie nie opłacało się zmieniać wybranej profesji, bo ich bohater stawał się cienkim leszczem do położenia na plaskacza. Teraz ktoś poszedł po rozum do głowy i to na pierwszym planie jest wzrost bazowych statystyk bohatera, zaś efekty dawane przez profesje są w sumie dość symboliczne. Dlaczego to dobrze, że teraz nowy poziom profesji daje nam na przykład 1 punkt zdrowia, a nie 15? A no dlatego, że powiedzmy po kilkudziesięciu poziomach rozwoju postaci, zmiana "Job-a" odejmie nam powiedzmy 30 punktów HP i MP, a nie po 400-600 punktów. Dzięki temu przejście u takiego Tomizawy z powiedzmy z 30 poziomu "Taksówkarza" na 2 poziom "Surfera" będzie dość gładkie i nie zaważy na losach dalszych starć, a znacząco odświeży nam rozgrywkę. 

Like a Dragon: Infinite Wealth - Raj na Ziemi

Like a Dragon: Infinite Wealth - Hawaje

A trzeba przyznać, że pomimo tego iż najnowsza Yakuza jest najdłuższą odsłoną serii, wcale nie ma tutaj miejsca na jakąś przesadną nudę. Oczywiście tak jak wspomniałem mamy małe fabularne dłużyzny i tempo akcji bywa czasem nierówne, ale całość wynagradzają nam bardzo ciekawe aktywności poboczne. Ryu Ga Gotoku Studio bardzo dbało o to, abyśmy nie mieli nawet chwili monotonii, a na dodatek deweloperzy zapewnili maniakom "calakowania" gier zabawy na dobre 120-150 godzin. Po pierwsze akcja recenzowanego Like a Dragon: Infinite Wealth dzieje się w aż kilku dużych miastach, dzięki czemu co jakiś czas mamy możliwość zmiany otoczenia i nie znudzimy się ani japońskimi widokami ani tymi hawajskimi. Oprócz uganiania się za kolejnymi fabularnymi atrakcjami nasi bohaterowie co trochę otrzymują możliwość swobodnej eksploracji świata i sprawdzenia opcjonalnych zadań i atrakcji, a tych jest naprawdę sporo.

Po pierwsze Ichiban musi jakoś na siebie zarobić, co może wykonać chociażby pracując jako kurier "Crazy Eats", co jest niczym innym jak ekscytującą bajerancką mini-gierką inspirowaną grami z cyklu Crazy Taxi - mamy kilka minut, masę towaru i głodnych niczym wilki klientów, a im bardziej rozrabiamy, tym więcej zarabiamy. Możemy też pokusić się o bardziej rozrywkowe spędzanie czasu chociażby na tradycyjnym karaoke, mahjongu, golfie, rzutkach, czy też przy automatach z grami.  Niestety tych mamy tylko 3 rodzaje - Virtua Fighter 3tb, Sega Bass Fishing oraz SpikeOut, co nie jest jakoś specjalnie szałowym zestawem retro produkcji.

Like a Dragon: Infinite Wealth oferuje także sporo nowych atrakcji, do których należy między innymi pełnoprawna podziemna liga walk Sujimonów - kto grał w poprzednią Yakuzę powinien wiedzieć kim są Sujimony. Świeżakom wyjaśniam jednak, że wspomniane Sujimony to swego rodzaju parodia Pokemonów, gdzie podczas walki z jakimś bardziej znamienitym zbirem mogliśmy go "złapać" niczym Pokemona do swojej kolekcji. Tym razem deweloperzy poszli o krok dalej i przygotowali cały system związanych z tym atrakcji - nie tylko możemy łapać kolejne "stworki", ale także tworzyć ich drużyny i wystawiać je w boju tak jak to się robi w kultowej serii gier Nintendo i The Pokemon Company. Całość daje naprawdę sporo frajdy i samo w sobie jest atrakcją godną kilkunastu godzin zabawy.

Trzecią z flagowych nowości jest aplikacja randkowa Miss Match, czyli taka parodia Tindera czy innego Badoo, gdzie Ichiban zakłada swój profil, aktywnie czatuje z osobą po drugiej stronie łącza i jeśli jej się spodoba w odpowiednim stopniu, może umówić się na randkę. Oczywiście jak to w życiu bywa czasem trafi nam się ktoś fajny, a innym razem kupimy i zaniesiemy kwiaty jakiemuś obleśnemu bezdomnemu. Szczerze przyznam, że nie spodziewałem się, iż ta mini-gierka będzie jakoś specjalnie rozbudowana, a tutaj naprawdę trzeba wczytywać się w to co odpisuje nam bot, odpowiednio na to reagować i do tego wykonywać liczne sekwencje QTE. Śmiało można powiedzieć, że całkiem to ciekawe, ale żeby się zaangażować trzeba po prostu to lubić - zwłaszcza, że "dopasowania" są płatne i wyrywają Ichibanowi dość sporo dolców z kieszeni.

No i na koniec z takich dużych "medialnych" bajerów mamy zarządzanie wyspą Dondoko. Dostęp do wspomnianej lokacji uzyskujemy jednak dopiero podczas szóstego rozdziału opowieści, co nastąpiło u mnie w okolicach 14-15 godziny rozgrywki, a przez te kilka pierwszych chapterów na takie poboczne zabawy poświęciłem chyba tylko z półtorej godziny czasu. Jeśli zatem bardzo czekacie na to aby pobawić się w a'la Animal Crossing, musicie uzbroić się w cierpliwość. Ale czy warto?

Like a Dragon: Infinite Wealth - Szaleństwo w pełnej krasie

Like a Dragon: Infinite Wealth - postać poboczna

Moim zdaniem jak najbardziej tak, bowiem opieka nad Dondoko Island na spokojnie mogłoby zostać wydane jako osobna pełnoprawna produkcja - może nie za pełną cenę 70 dolarów, ale za takie 19,99$ myślę, że znalazłoby sporo potencjalnych nabywców. Od czego by tutaj zacząć... Może od tego, że to w 100% przepełniony absurdem i dobrym humorem tryb rozgrywki przeznaczony tylko dla tych, którzy naprawdę potrafią poświęcić się opiece nad swoimi włościami. Wyspa Dondoko jest bowiem dosyć spora i wymaga od nas sporej ilości czasu, aby wykonać każdą wymaganą do sukcesu kurortu czynność. Zaczynamy skromnie - poznajemy właściciela, naszych paru kolegów i zabieramy się za sprzątanie. Cel jest generalnie prosty - doprowadzić tę żenującą ruinę i kupkę gruzów na sam szczyt i aż 5 gwiazdek jakości. 

Do swojej dyspozycji mamy takie narzędzia jak baseballowy kij do zbierania drewna i kamieni, możliwość zbierania śmieci i pozyskiwania z nich innych materiałów, łapanie zwierzątek w siatkę, łowienie rybek oraz oczywiście dekorowanie. Jak to w każdy takim a'la survivalu bywa najpierw musimy pozbierać najpotrzebniejsze surowce, potem lecimy do stołu rzemieślniczego gdzie wytwarzamy mebelki i inne pierdoły, a potem tworzymy kurort naszych marzeń. Jako gracze możemy udekorować praktycznie każdy skrawek wyspy, dom w jakim mieszka na niej Ichiban, a od czasu do czasu przyjdzie nam nawet stoczyć kilka walk. Tutaj co ciekawe system walki jest oparty na starej formule rozgrywki Yakuzy, czyli lejemy adwersarzy po wirtualnych ryjcach w czasie rzeczywistym.

To oczywiście nie wszystko, ale jeśli zdecydujecie się poświęcić kurortowi na wyspie Dondoko odpowiednio dużo czasu, na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. Co do samych aktywności pobocznych, są jeszcze dwie ciekawe kwestie warte wymienienia. Po pierwsze w kilku miejscach mamy dostępne swego rodzaju "dungeony", do których możemy wejść ze swoją ekipą i niczym w klasycznych jRPG-ach i dungeon crawlerach przeć przed siebie przez kolejne piętra, aby zdobywać coraz to lepsze nagrody i ratować ludzi przed zbirami. To fajny sposób na wbicie brakujących do misji poziomów doświadczenia i dodatkowy zarobek. Drugą zaś atrakcją jest tak zwana Bucket lista Kazumy Kiryu - jak dobrze wiecie każdy z nas ma taką listę rzeczy jakie chciałby wykonać, zanim nadejdzie na niego czas i myślę, że zdecydowanie warto jest poświęcić czas na to, aby pomóc naszemu staremu przyjacielowi odhaczyć te kilka pozycji.

Like a Dragon: Infinite Wealth - największa Yakuza w historii

Reasumując, bo napisałem już ponad 2200 słów i blisko 15 tysięcy znaków, najnowsza odsłona kultowej Yakuzy, czyli recenzowane Like a Dragon: Infinite Wealth to w mojej ocenie najlepszy możliwy sequel jaki mogła dostać Yakuza: Like a Dragon oraz Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name. Fabularnie ta gra was po prostu bezlitośnie zmiażdży, a progres jaki zaliczyli deweloperzy serii jest wprost fantastyczny. Ulepszono system walki, podrasowano interfejs, uczyniono grę bardziej czytelną, przystępną i po prostu przyjemną. Teraz nie musimy się domyślać czy wróg nas zauważy, albo czy trzyma gardę, bo zgrabnie wpleciono te informacje w rozgrywkę. Sama długość podstawowego wątku fabularnego wyrwie was z życia na kilkadziesiąt godzin, a jeśli chcecie zrobić i zobaczyć wszystko co gra ma do zaoferowania, na spokojnie musicie przygotować sobie te 120-150 godzin czasu. Like a Dragon: Infinite Wealth to pozycja obowiązkowa dla każdego fana serii i każdego miłośnika gatunku jRPG. Mamy murowanego kandydata do tytułu najlepszego RPG-a tego roku.

Ocena - recenzja gry Like a Dragon: Infinite Wealth

Atuty

  • Genialny wątek fabularny - ta gra emocjonalnie zgniecie cię jak robala
  • Świetny i dobrze zbalansowany system walki
  • Dbanie o wyspę pochłonie was na długie godziny
  • Szalone mini-gierki urozmaicają zabawę
  • Hawaje potrafią zachwycić
  • Sporo nowych mini-gierek

Wady

  • Wiele postaci pobocznych odstaje jakościowo od głównej ekipy
  • Niektóre "dungeony" potrafią nieco zmęczyć
  • Trochę mało retro gier w salonach

Like a Dragon: Infinite Wealth to fantastyczna kontynuacja świetnego Yakuza: Like a Dragon. Nowa przygoda Ichibana sprawi wam mnóstwo frajdy, ale i wyciśnie równie dużo łez.
Graliśmy na: PS5

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper