Mario vs. Donkey Kong - recenzja i opinia o grze [Switch]. Remake pełną beczką
Nowy miesiąc i kolejne odświeżenie. Nintendo rozpoczęło rok z sprawą ekskluzywnych remasterów i remakeów, a Mario vs. Donkey Kong to bardzo dobry przykład, jak Japończycy mogą przypomnieć graczom o ciekawych przygodach, które pierwotnie zadebiutowały lata temu. Czy warto zainteresować się grą? Poznajcie nasze wrażenia.
W styczniu Nintendo zaoferowało graczom Another Code: Recollection, ale to dopiero początek planów japońskiej korporacji na 2024 rok. Firma postanowiła przypomnieć społeczności o logicznej platformówce Mario – oryginał zadebiutował w 2004 roku (Game Boy Advance) i teraz gra powraca za sprawą pełnego odświeżenia.
Nintendo wpadło na bardzo dobry plan, ponieważ 20 lat temu starcie Mario z Donkey Kongiem rozpoczęło nową serię, która była dobrze przyjęta przez fanów i po spędzeniu w grze kilkudziesięciu godzin mogę śmiało powiedzieć – ta formuła wciąż nie zawodzi.
Historia pretekstem do biegania po światach
W przypadku opowieści Mario vs. Donkey Kong nie otrzymał tak naprawdę wielkich zmian. Deweloperzy nowej wersji stworzyli piękne animacje, które wprowadzają nas do wydarzeń – tytułowy antagonista pewnego dnia się nudzi, więc decyduje się na kradzież małych figurek z Mario. Na całą sytuację wpada tytułowy bohater, który postanawia powstrzymać przestępcę i goni go po kolejnych mapach, by odzyskać skarby.
Założenia gry jednak w tym miejscu nie zostały zmienione, więc ponownie wszystkie światy zostały podzielone na sześć głównych misji, podczas których na początku musimy znaleźć klucz, a następnie odzyskać małą figurkę. Po odnalezieniu sześciu towarzyszy, jesteśmy świadkami akcji, podczas której musimy przeprowadzić małych Mario przez lokacje, zdobywając za ich pomocą trzy literki układające się w słowo „TOY”, a następnie bohaterowie muszą trafić do skrzyni. Na koniec każdego etapu odbywa się starcie z Donkey Kongiem.
Nie sądziłem, że przygotowane 20 lat temu podstawy tak dobrze się obronią, ale recenzowany Mario vs. Donkey Kong oferuje naprawdę przyjemny gameplay, który choć na początku wydaje się za łatwy, to już w pewnym momencie miałem problemy, by ukończyć kolejne plansze zdobywając po drodze wszystkie prezenty. Twórcy testują nasz spryt oraz zręczność – pewnym problemem w niektórych misjach okazuje się czas, ponieważ deweloperzy potrafią zaskoczyć umiejscowieniem przedmiotów. Ukończenie map nie jest specjalnie trudne, jednak chcąc wymaksować lokacje, trzeba się namęczyć.
Rozgrywka na początku jest bardzo przyjemna i może nawet wydawać się zbyt łatwa, ale w odpowiednim momencie twórcy wrzucają szósty bieg i zachęcają do satysfakcjonującego kombinowania. Ma to szczególne znaczenie dla osób, które chcą osiągnąć 100% ukończenia gry, ponieważ zgarnięcie złotych gwiazdek, czyli zakończenie planszy zdobywając po drodze wszystkie klucze, jest niezbędne do odblokowania ostatecznych poziomów.
Mario podczas biegania po kolejnych miejscówkach nie jest specjalnie bezbronny – główny bohater przygody może ponownie wskakiwać na głowy przeciwników, by następnie chwytać ich na ręce i rzucać w odpowiednie miejsce... czasami pozwala nam to przejść dalej, ponieważ rywal staje się naszym mostem do następnego etapu mapy. Wąsaty może również wykonywać salta lub chodzi na rękach – każdy ruch ma szczególne znaczenie w odpowiednich fragmentach przygody.
Mario vs. Donkey Kong to nie tylko odświeżenie grafiki
Twórcy realizując recenzowanego Mario vs. Donkey Kong zdecydowali się na kompletny remake, więc na początku zadbano o znaczące zmiany w grafice – w produkcji wszystkie modele są przygotowane w 3D, stworzono pięknie wyglądające przerywniki filmowe, a nawet zadbano o szereg małych detali w przypadku przeciwników. Dla przykładowo Brickmen otrzymał brwi wykonane z cegieł, Katakata Kaen Heihō został przeprojektowany na Snifita, Tane Pakkun to teraz Fire Piranha Plants, a nawet sam Mario otrzymał nowe animacje, które lepiej odpowiadają współczesnym przygodom. Deweloperzy zadbali o szereg drobnych zmian, które świetnie prezentują się na tle w pełni odświeżonej oprawy.
Mario vs. Donkey Kong ma trafić w gust większej grupy graczy, więc autorzy nowej wersji przygotowali Casual Mode, który ułatwia przechodzenie lokacji – teraz w trakcie gry otrzymujemy dodatkowe życia, nie musimy zwracać uwagi na czas, a ponadto Mario może wykorzystać kilka punktów kontrolnych, dzięki którym łatwiej poradzić sobie z niektórymi etapami. Twórcy jednak w tym miejscu bardzo mądrze przygotowali zawartość, ponieważ nawet w tej sytuacji musimy omijać zagrożenie i uważać w trakcie trudniejszych etapów, więc rozgrywka nadal oferuje pewne wyzwania – choć jest oczywiście łatwiej. W tytule znalazła się także kooperacja i tym razem w przygodzie może pojawić się Toad, który pomaga głównemu bohaterowi – jest to dobry sposób na zabawę z młodszym graczem, którego uczymy podstaw serii.
To jednak nie koniec zmian i nowości, ponieważ recenzowany Mario vs. Donkey Kong otrzymał dwa dodatkowe światy! To dla mnie zdecydowanie najlepsza propozycja najnowszej wersji kultowej pozycji, ponieważ dorzucenie do gry kolejnych misji (to łącznie 16 lokacji!) sprawia, że w produkcji spędzicie trochę więcej czasu. W oryginale było to sześć światów głównych, a teraz mamy aż osiem.
Gracze muszą jednak pamiętać, że poznanie napisów końcowych w Mario vs. Donkey Kong to dopiero początek, ponieważ następnie możemy ukończyć wszystkie światy ponownie, a ponadto za odblokowanie złotych gwiazdek (100% w każdej lokacji) otrzymujemy jeszcze dostęp do poziomów „Expert”, które są znacznie trudniejsze od podstawowych. Chcąc poznać całą zawartość spędzicie w tytule dobre kilkanaście godzin. Sporo w tym wypadku zależy od umiejętności, ponieważ niektóre zadania (szczególnie end-game) zapewniają sporo wyzwań.
Twórcy odświeżyli także soundtrack, ponieważ wszystkie utwory zostały całkowicie przerobione, w niektórych światach pojawia się zupełnie nowa muzyka, a ponadto dźwięk nie zmienia się po przechodzeniu do drugiej części poziomów. Zmian i nowości jest jednak jeszcze więcej – deweloperzy zdecydowali się całkowicie zrezygnować z punktacji na koniec poziomów, dorzucono tryb Time Attack, bonusowe mini-gry zostały zastąpione dodatkowymi poziomami, a Mario może teraz skakać ze znacznie większych wysokości – pomaga to w niektórych etapach i pozytywnie wpływa na rozgrywkę. W kilku miejscówkach możemy nawet ruszyć kamerą, by zorientować się, co nas czeka na kolejnych etapach planszy.
Mario vs. Donkey Kong to bardzo pozytywne zaskoczenie
Nie czytałem za wiele na temat zmian przygotowanych dla Mario vs. Donkey Kong i dzięki temu zostałem pozytywnie zaskoczony – nie spodziewałem się, że deweloperzy aż tak znacząco odświeżą produkcję. Nadal nie znajdziecie tutaj zawartości podstawowej na 15 godzin, ale dwa dodatkowe światy bardzo przyjemnie odświeżają zabawę – szczególnie biorąc pod uwagę, że na każdym znajdujemy wcześniej niedostępne wyzwania.
Gameplay ponownie posiada bardzo łatwe podstawy i pod względem systemów tak naprawdę trudno w Mario vs. Donkey Kong mówić o skomplikowanej rozgrywce, ponieważ naszym zadaniem jest omijanie przeszkód i rozwiązywanie potencjalnie prostych łamigłówek, by ostatecznie zdobyć klucze i dotrzeć do Mini-Mario. Świetnie jednak sprawdza się różnorodność światów oraz przeszkód przygotowanych przez deweloperów – na początku pojawia się zabawa kolorami i tworzenie/usuwanie elementów z planszy, później do zabawy dołączają lasery, kładki poruszające się w lewo/prawo oraz windy, a twórcy nie zapomnieli o takich atrakcjach jak znikające elementy podłogi, kwiaty pozwalające przemieszczać się po dużych odległościach, wskakiwanie po linach lub ogonach małp czy też nawet o ślizganiu się po lodzie.
Trochę powtarzalne i na swój sposób nudne są starcia z Donkey Kongiem, ponieważ w tym wypadku cała zabawa przez większość czasu polega na jednym schemacie – czekamy na amunicję, by rzucić przedmiotem w antagonistę. Twórcy w zasadzie mogli w ciekawy sposób rozszerzyć nasze doświadczenie przez zaoferowanie atrakcyjniejszych pojedynków.
Trudno mi jednak narzekać na różnorodność samych światów – na początku przygody biegamy po lokacjach związanych z miastem, gdzie mieszka główny bohater, ale później trafiamy do dżungli, odwiedzamy tereny w zamku lub biegamy po ognistej górze. Twórcy zadbali o dużą liczbę misji (ponad 130!), które po pewnym czasie wydają się trochę za mocno powtarzalne... remake Mario vs. Donkey Kong to jedna z tych pozycji, które smakują najlepiej podczas 2-3 godzinnych sesji. Czasami lepiej odłożyć konsolę, by podejść do zadań ze świeżą głową – szczególnie, gdy próbujemy swoich sił z najtrudniejszymi zadaniami.
Czy warto zagrać w Mario vs. Donkey Kong?
Nintendo przygotowuje się na duże wydarzenia na drugą połowę roku, ale jak widać firma potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć oferując graczom kolejne przyjemne odświeżenie. Recenzowany Mario vs. Donkey Kong nie będzie angażującą propozycją dla każdego posiadacza Nintendo Switcha, jednak fani serii i gatunku będą naprawdę dobrze się bawić.
Twórcy nowego Mario vs. Donkey Kong nie zawiedli w przypadku odświeżenia oprawy, a nawet dorzucili dodatkową zawartość, więc ostatecznie produkcją może zainteresować się wielu graczy. To dobrze przemyślany remake.
Ocena - recenzja gry Mario vs. Donkey Kong (2024)
Atuty
- Twórcy pozytywnie zaskakują nową zawartością. Deweloperzy rozbudowali grę i zadbali o przyjemne atrakcje,
- Casual Mode pomoże młodszym graczom... choć nawet oni będą czuć pewne zagrożenie,
- Odświeżony Mario wygląda dobrze. Studio zadbało o znacznie lepsza grafikę,
- Nowa zawartość sprawia, że gra zapewnia kilka dodatkowych godzin zabawy.
Wady
- W pewnym momencie rozgrywka może nużyć. Brakuje tutaj kilku walczących z monotonią atrakcji,
- Deweloperzy mogli odświeżyć finałowe starcia w głównym wątku. W tym miejscu brakuje trochę różnorodności.
Nintendo serwuje kolejny dobrze zrealizowany remake. Korporacja chętnie korzysta ze swojego katalogu, ale jednocześnie pamięta, by w odpowiedni sposób zająć się grami. Mario vs. Donkey Kong powraca i zapewnia bardzo przyjemną rozgrywkę.
Graliśmy na:
NS
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych