The Inquisitor - recenzja gry i opinia o grze [PS5, PC, XSX]. Wzywanie imienia Pana nadaremno
Zdarzają się gry, o których z góry wiadomo, że będą totalną wpadką, ale potrafią zaciekawić na tyle, że recenzent i tak ma ochotę rzucić okiem. Czasem towarzyszy temu nadzieja, że diabeł nie jest aż taki straszny, jak go malują. Jednak czy rzeczony diabeł w przypadku The Inquisitor akurat da się oswoić? Czas na naszą recenzję.
Pan Jacek Piekara jest bardzo płodnym pisarzem opowiadań i powieści, a jego książkowy „Cykl Inkwizytorski” od niemal dwóch dekad stale się rozrasta. Twórczość autora można wprawdzie oceniać różnie, ale na krajowym rynku wydawniczym ma całkiem spore grono oddanych odbiorców. Ja również jestem wielbicielem jego przygód o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie, więc w recenzję gry na ich podstawie, czyli The Inquisitor dałem się wciągnąć świadomie, wiedząc jakie jądro ciemności mnie oczekuje.
Nie pokój Wam przyniosłem, lecz miecz
Wielbiciele inkwizytorskiego uniwersum wiedzą, w jakich realiach rozgrywa się fabuła recenzowanej produkcji, ale chciałbym nakreślić pokrótce jej zarys osobom nieznającym tematu. Akcja toczy się w realiach historii alternatywnej, w świecie, gdzie Jezus Chrystus nie umarł na krzyżu, tylko z niego zstąpił i pokarał swoich prześladowców. Cóż, dla jednych obrazoburcze, dla drugich odważne zagranie na uczuciach religijnych. Chociaż od czasu podboju Rzymu przez armię Jezusa minęło niemal 15 wieków, to w Europie alternatywnych wieków średnich wiara chrześcijańska, w bardzo surowej formie, wciąż ma najwięcej do powiedzenia. By ustalony porządek nie uległ zmianie czuwają nad nim Obrońcy Wiary, czyli Inkwizytorzy.
Podobnie jak w książkach, ku uciesze fanów, scenariusz pozwoli wcielić się nam główną postać cyklu, wywołanego już wcześniej Inkwizytora Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu, Sługę Bożego i Młota na Czarownice Mordimera Madderdina. Studio The Dust zabiera nas na wycieczkę do miasta Koeningstein Roku Pańskiego 1533. Mordimer przybywa tam by prowadzić śledztwo w sprawie miejscowego wampira, co dla niego nie jest niczym nadzwyczajnym. Jak wielbiciele uniwersum pewnie się spodziewają sam wampir to tylko pretekst do większej intrygi, w które zamieszane są siły nieczyste, ale także normalne ludzkie zło. Zresztą szybko sam bohater wplątuje się w jeszcze większe bagno, związane z seryjnymi morderstwami.
Średniowieczne śledztwo w The Inquisitor
Sama fabuła została poprowadzona całkiem dobrze i potrafi momentami naprawdę zainteresować, chociaż bez przesady. W każdym razie miałem uczucie, jakbym śledził kolejne opowiadanie, w wykreowanym przez Jacka Piekarę świecie, a czy lepsze, czy gorsze od już poznanych to kwestia do dyskusji. Szkoda tylko, że potrafią pojawić się pewne niekonsekwencje, jak kiedy zostajemy okradzeni. Normalnie Mordimer nie popuściłby takiej zniewagi, a tu przechodzi niemal do porządku dziennego. Niestety uważam, iż twórcom nie udało się w pełni odtworzyć jego książkowego autorytetu i charyzmy, chociaż wspomniana sytuacja ma swoje uzasadnienie fabularne. Mimo wszystko dokonywane wybory wpływają na poboczne wydarzenia oraz zakończenia. Zaliczam to na plus i mógłby być to dobry bodziec zachęcający do ponownej zabawy, gdyby nie problemy, które omówię w dalszej części recenzji.
Tytuł to połączenie gry przygodowej z elementami akcji, więc czeka nas wiele chodzenia, rozmów, rozwiązywania zagadek, minigier oraz walki, a także odwiedzin w Nieświecie. Prowadząc śledztwo w The Inquisitor, będziemy naprawdę dużo rozmawiać. Od pogawędek ze znaczącymi osobistościami w Koeningstein, takimi jak burmistrz i uznani kupcy, poprzez przesłuchiwanie podejrzanych (czasami stosując tortury), wyłuskiwanie wieści od hierarchów religijnych, aż po szukanie potencjalnych tropów u arystokratycznej elity miasta. Sama część przygodowa, wsparta minigrami QTE, prezentuje się poprawnie, nie odstając zbytnio na plus czy minus od przyjętych standardów. Najbardziej kłuje w oczy fakt, że możemy rozmawiać tylko z wyznaczonymi przez fabułę mieszkańcami, reszta to tylko statyści.
Podróż przez Nieświat i miejskie walki
Gdy śledztwo utyka w martwym punkcie, musimy skorzystać z wyjątkowej mocy Mordimera i odwiedzić Nieświat - mroczną i złowrogą krainę cieni w świecie astralnym. Zasadniczo nie ma tu wiele do roboty, tylko szukanie świetlistych kul (skrawki przeszłości), które zebrane razem wywołują wizje-objawienia tego, co się stało w świecie rzeczywistym, by posunąć akcję naprzód. Zbieranie kul to jednak nie spacer po parku, bo poluje na nas wtedy tzw. Pomrok i jego upiorni pomagierzy. Z nimi można walczyć, ale wzroku Pomroka, należy unikać, by nie umrzeć w krainie cienia. Na szczęście w sukurs przychodzi nam moc Modlitwy, ukrywająca nas przed nim, podobnie jak światłość, absorbowana ze specjalnych studni. Cóż, pierwsze wejście do Nieświata było całkiem ekscytujące, ale następne wyprawy już wiały nudą, ponieważ były zbyt schematyczne. Z drugiej strony, po co to całe śledztwo skoro ostatecznie i tak o wszystkim opowiedzą nam kule?
Chociaż Madderdin to bardziej detektyw niż wojownik przychodzą momenty, gdy musi pomachać mieczem. W książkach był z niego całkiem sprawny szermierz, lecz w trakcie zabawy nie bardzo ma jak wykazać się posiadanymi umiejętnościami. Starcia są dość toporne, powolne i skupiają się raczej na obserwacji i reakcjach na poczynania przeciwnika. Jak na bohatera oficjalnie świetnie posługującego się bronią białą, walki powinny być bardziej finezyjne i pełne napięcia. Niestety tak nie jest, pomimo szerokiej gamy dostępnych ruchów jak szybkie i silne ataki, unik, możliwość blokowania i parowanie, które otwiera wrogów na kontry. Jedynie pojedynki z bossami zawierają nieco więcej polotu i wyzwania. Przyznaje wprawdzie, że walki w The Inquisitor miały w zamierzeniach stanowić drugorzędny element, ale potraktowanie ich po macoszemu nie wychodzi temu tytułowi na dobre. Z drugiej strony sterowanie kontrolerem ruchami naszego bohatera jest całkiem intuicyjne, a responsywnosć ciosów poprawna.
Klimat The Inquisitor ma dwa oblicza
Na pewne niedociągnięcia w kwestii rozgrywki dałoby się przy odrobinie dobrej woli przymknąć oko, ale kwestie graficzne to początkowo była tragedia. Zacznijmy jednak od dobrych rzeczy. Oprawa, chociaż jakby sprzed niemal dwóch dekad, tworzy wyczuwalną atmosferę średniowiecznego miasta. Niektóre elementy scenografii potrafią nawet pozytywnie zaskoczyć skalą i estetyką wykonania. Istnieje również duża różnorodność pomiędzy poszczególnymi dzielnicami. Idąc od początkowych slumsów w kierunku rynku, na którym odbywa się jarmark, można odnieść wrażenie, że architektura przeskoczyła co najmniej o sto lat do przodu. W ciągu zaledwie kilku minut przechodzimy od zniszczonych drewnianych domów do kamienic z czerwonej cegły. Zważywszy na to, jak często będziemy je odwiedzać, to miło, iż pokuszono się o duże zróżnicowanie zabudowy.
Postacie jak na dzisiejsze standardy wyglądają karykaturalnie (o ich animacji nie wspominając), ale prezencją i ubiorem pasują do wszędobylskiego i mrocznego klimatu wypełnionego złem archetypu brudnego średniowiecza. Nie będę jednak kadził, że każdemu spodoba się taki stan rzeczy, bo wielu graczom na pewno zabraknie cierpliwości, by zagłębiać się w tytuł graficznie rodem z przed kilku generacji konsol. Pomimo dość estetycznego wykonania, mało który posiadacz konsoli PlayStation 5, będzie w stanie czerpać prawdziwą przyjemność z obcowania z The Inquisitor, czego nie ułatwiają błędy techniczne.
Solidne podstawy, ale zmarnowany potencjał
Na szczęście dla twórców w trakcie recenzowania ich tytułu zdążyli wydać ważącą aż 5GB łatkę naprawiającą co poważniejsze błędy, zwiększając komfort zabawy, lecz do poprawy wiele jeszcze brakuje. Pomimo naprawienia momentów QTE, zwiększenia ogólnej płynności gry, stałego wyrzucania mnie do menu konsoli, nadal zdarzają się chwile, kiedy animacja ostro spowalnia, a przy obrocie kamery tearing obrazu wciąż jest widoczny. Liczba błędów graficznych została wprawdzie zmniejszona, a tekstury ładują się jakby szybciej, jednak nadal idealnie nie jest, a dodatkowe patche potrzebne są na wczoraj. Pochwalić, za to należy podkładane przez polski aktorów głosy. Dialogi brzmią naturalnie, a rubaszny, pełen wulgaryzmów humor naprawdę potrafi rozśmieszyć.
The Inquisitor to tytuł, który osadzony w ciekawym uniwersum znanego w Polsce autora książek i opowiadań z gatunku fantastyki, przy większej ilości włożonej pracy, mógłby zdobyć sporą grupę wielbicieli. Niestety potencjał został zmarnowany, pomimo całkiem dużego budżetu przeznaczonego na grę. Nie wszystko, rzecz jasna, w zrecenzowanej właśnie produkcji jest złe, bo kilka jej elementów jest całkiem solidnych, a po wydanej łatce można się nawet pokusić o lekkie podniesienie oceny. Niemniej jednak rozgrywka wciąż tylko dla wytrwałych graczy i fanów twórczości Jacka Piekary.
Ocena - recenzja gry The Inquisitor
Atuty
- Całkiem znośna fabuła
- Klimat gry i rubaszny humor
- Kilka ciekawych pomysłów i możliwości Inkwizytora
- Pod względem estetycznym oprawa wizualna nie taka zła...
Wady
- ...ale pod względem technicznym mocno przestarzała
- toporna walka
- Mordimer jednak nie taki jak sobie go wyobrażałem
- nudny Nieświat
- pomimo wydanej łatki jeszcze sporo błędów do naprawy
The Inquisitor to produkcja oparta o znany cykl książek Jacka Piekary. Pomimo wierności oryginałowi twórcom gry ostatecznie nie udało się jej nam dostarczyć w odpowiedniej jakości. Niestety nowe przygody Mordimera Madderdina, na chwilę obecną, mogą zadowolić jedynie najwytrwalszych graczy oraz wielbicieli twórczości wspomnianego autora.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (50)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych