Ricky Stanicky (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Najlepszy przyjaciel jakiego można mieć
Kiedy niewinna, przyjacielska wyprawa do Atlantic City kończy się przegapieniem przez ojca narodzin pierwszego dziecka, wkurzone żony da radę udobruchać tylko jedna osoba - Ricky Stanicky. Jego najlepsi przyjaciele nie mają jednak pojęcia, jak daleko idące konsekwencje będzie miała decyzja o sprowadzeniu go na ceremonię obrzezania noworodka...
Ricky Stanicky jest prawdopodobnie najbardziej oryginalną osobą na świecie. Będąc dzieckiem, był chyba największym rozrabiaką w całym Providence. Praktycznie za każdym razem, kiedy coś się wydarzyło, można było być w miarę pewnym, że to sprawka Ricky'ego. Ktoś zostawił podpaloną torbę z kupą, od której zajęło się jeszcze pół domu? To Ricky. Stłukła się szyba? Ricky tu był. W powietrzu daje ziołem, jakby na imprezę wpadł Snoop Dogg? Wiadomo. Zmienił się jednak, kiedy rozpoznano u niego raka odbytnicy. Spoważniał, obiecał sobie i swoim kumplom, że jeśli z tego wyjdzie, to poświęci resztę swojego życia na dziękowanie bogu za każdy kolejny dzień. I tak też zrobił! Pomagał chorym na ebolę, sprzątał plaże i oceany, ratował uchodźców. Dosłownie święty w ludzkim ciele. Jest tylko jeden problem. Ricky Stanicky nie istnieje.
Faktyczna fabuła filmu zasadza się na postaciach Deana (Zac Efron), JT (Andrew Santino) i Wesa (Jermaine Fowler). Chłopaki prawie spalili komuś dom, kiedy byli jeszcze mali, więc aby uniknąć odpowiedzialności, wymyślili postać swojego kolegi, Ricky'ego. Jakimś cudem numer przeszedł, więc od tamtej pory zrzucali na Ricky'ego wszystko, co potencjalnie mogło być dla nich nieprzyjemne. Z biegiem czasu zwyczaj ten przeniósł się na ich dorosłe życie i relacje z partnerami. Lepiej byłoby skoczyć na mecz futbolu, niż męczyć się na grillu u szwagierki? Wystarczy szybki telefon od Ricky'ego, który informuje, że miał nawrót raka i po problemie. Wyrozumiałe żony, dziewczyny i chłopaki bez problemu puszczają ich do przyjaciela w potrzebie. Lecz kiedy nagle żona JT, Susan (Anja Savcic), musi rodzic samotnie, a mężowi podejrzanie długo schodzi się z powrotem do niej, zaczynają rodzić się podejrzenia. Rodziny chciałyby poznać Ricky'ego...
Ricky Stanicky (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Człowiek legenda. Dosłownie
Jeśli sprawdzałeś obsadę filmu albo nawet po prostu przeglądałeś zdjęcia w tej recenzji, zauważyłeś pewnie, że jedną z głównych ról w filmie gra John Cena, a ja nie wspomniałem o nim jeszcze ani słowa. Rzecz w tym, że wspomniałem! To przecież Ricky Stanicky! W pewnym sensie. To wynajęty, zapijaczony, uzależniony od wszystkiego, co tylko możliwe aktor, wynajęty do tej roli. I Cena odgrywa go idealnie! Z jednej strony facet jest absolutnie niemożliwy, z drugiej ma w sobie jakąś taką szczerość i rozbrajającą bezpośredniość, których zwyczajnie nie da się nie lubić. To ten typ osobowości, który sprawia wrażenie lekko przygłupiego, kiedy w rzeczywistości po prostu nosi metaforyczne serce na dłoni. Do grania tego typu osób potrzebny jest konkretny typ twarzy, odpowiedni wzrok, który pozwoli uwierzyć w tę wewnętrzną niewinność. Casting Ceny mógł albo zrobić albo zniszczyć ten film. Po mojemu udała się ta pierwsza sztuka.
Reszta obsady jest znacznie bardziej stonowana, aby jeszcze bardziej uwypuklić chodzące tornado, jakim jest Ricky Stanicky. Chyba najbardziej normalnie wypada Wes, który poza tym, że jest trochę zbyt leniwy, chce dla wszystkich dobrze i potrafi nawet zaoferować dobrą radę, kiedy zachodzi taka potrzeba. Dean bez dwóch zdań jest 'tym' głównym bohaterem, który musi przejść wewnętrzną przemianę, by ostatecznie stać się lepszym człowiekiem. Efron z jednej strony pasuje do tego typu roli, z drugiej wszyscy wiemy, że facet ma niezaprzeczalny talent komediowy, który tutaj trochę się marnuje. Z kolei JT, jakby to powiedzieć... JT jest Stiflerem tego filmu - niepoprawnym kłamcą, głosem szatana w uszach reszty, który ostatecznie nie uczy się na koniec filmu niczego. Wśród pobocznej obsady mamy jeszcze żony chłopaków, szefa Deana i JT granego przez Williama H. Macy'ego, bo czemu nie, a na dwie sceny wpada też Jeff Ross, którego ja osobiście znam przede wszystkim jako zabawnie ubranego gościa od roastów na Comedy Central.
Ricky Stanicky (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Gdzie kucharek osiem... Tam zostaje zaskakująco dużo jedzenia?
Za kamerą stanął Peter Farrelly, czyli połowa duetu Braci Farrelly, który dał nam w latach dziewięćdziesiątych hiciory takie, jak "Głupi i głupszy", "Kręglogłowi", "Sposób na blondynkę", czy "Ja, Irena i ja". Punktem wspólnym wszystkich tych filmów był raczej niskich lotów humor (ale zwykle jeszcze nie czysto rynsztokowy), ale również fakt, że każdy jeden z nich stał się kultowy i to już w okolicach premiery. To po prostu były skuteczne komedie. "Sposób na blondynkę" oglądałem z przyjaciółmi dosłownie z miesiąc temu i wciąż bawiłem się świetnie. Teoretycznie więc, udział Petera w projekcie to dobry znak. "Teoretycznie", bo po dwutysięcznym dał nam on również filmy takie, jak "Movie 43" (niektóre segmenty wciąż lubię, a co!) czy "Głupi i głupszy bardziej" (ten z kolei bardzo chciałem polubić, ale nie dało się). Trzeba jednak przyznać, że nawet w tych gorszych filmach, Farrelly wie jak reżyserować swoich aktorów, aby wyciągnąć z nich komedię. Potrzebny mu tylko dobry scenariusz.
Za historię "Ricky'ego" odpowiada...osiem osób. To nigdy nie jest dobry znak, ale nie musi też być jednoznaczne z niską jakością ostatecznego produktu. Fabuła filmu jest, cóż, głupia i niemożliwie wręcz naciągana. To jednak właśnie ten fakt, w połączeniu ze sprawną reżyserią i zupełnie szczerymi występami aktorów sprawiają, że mamy się z czego śmiać. Bo jak to w ogóle brzmi - główni bohaterowie CAŁE ŻYCIE wykręcają się nieistniejącym kumplem, po czym zatrudniają przypadkowo poznanego wykolejeńca, aby go udawał. Absurd. I właśnie dlatego działa, choć oczywiście nie za każdym razem. Niektóre gagi zwyczajnie bolą, inne nie wiedzą kiedy się skończyć. Nie jest to może najlepsza komedia dekady, ale przynajmniej potrafi być regularnie zabawna, a to i tak więcej, niż można powiedzieć o połowie dzisiaj produkowanych filmów z tego gatunku.
"Ricky Stanicky" to jeden z tych filmów, po których człowiek nie spodziewa się zbyt wiele dobrego, a który potrafi pozytywnie zaskoczyć. Zaskakująco świetny John Cena sprawia, że ta skrajnie niewiarygodna opowieść nabiera rumieńców, racząc widza i skutecznym - nawet jeśli mało ambitnym - humorem i przy okazji toną serca. Polecam na lekki wieczorek filmowy z drugą połówką.
Atuty
- John Cena;
- Całkiem solidny humor;
- Sporo serca i ładny finał;
- Artystyczne interpretacje klasyków muzyki rozrywkowej Roda;
- Niepoprawność JT i pasujący doń finał.
Wady
- Prosi aby zawiesić niewiarę bardzo wysoko i na bardzo długo, co może przeszkadzać niektórym widzom;
- Odrobinę niewykorzystany Zac Efron.
"Ricky Stanicky" jest najlepszym przyjacielem, jakiego można mieć, nawet jeśli człowiek kompletnie się tego nie spodziewa. Chętnie pomoże w potrzebie, na przykład, kiedy nie wiesz jaki niezobowiązujący film obejrzeć w sobotni wieczór.
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych