Star Trek: Discovery (2024) - recenzja 4 odcinków 5. sezonu [Paramount+]. Kończy się coś pięknego
Piąty sezon „Star Treka: Discovery” to dla fanów serii niczym podróż na nieznane terytorium. Z jednej strony ekscytacja — finałowy rozdział sagi, obietnica epickich przygód i odpowiedzi na dręczące pytania.
Z drugiej strony nutka nostalgii i obawy — czy twórcy zdołają pożegnać się z widzami w satysfakcjonujący sposób? Po obejrzeniu pierwszych czterech odcinków mogę śmiało powiedzieć, że ten rejs ku gwiazdom zapowiada się obiecująco, choć nie obywa się bez turbulencji.
Powracamy więc na pokład USS Discovery, by po raz ostatni wyruszyć w kosmiczną podróż z kapitan Michael Burnham i jej załogą. Piąty sezon kultowego serialu „Star Trek” zamyka historię rozpoczętą w 2017 roku, dając fanom mieszankę nostalgii, kosmicznych przygód i poruszających dylematów moralnych.
Star Trek: Discovery (2024) - recenzja 4 odcinków 5. sezonu [Paramount+]. Nowe wyzwane
Nowy sezon rozpoczyna się po wydarzeniach z czwartego sezonu. Michael Burnham (Sonequa Martin-Green), kiedyś buntowniczka, dziś dowodzi statkiem Zjednoczonej Federacji Planet, U.S.S. Discovery pełniącego funkcję flagowego okrętu. Spokój zostaje jednak zakłócony, gdy statek wyrusza na odległą misję, w poszukiwaniu starożytnej mocy. To początek epickiej przygody, która zabierze obecnych, nowych i powracających bohaterów w nieznane zakątki galaktyki, zmuszając ich do zmierzenia się z nowym wyzwaniem.
Starożytna moc, której istnienie było celowo ukrywane przez wieki i to nie bez przyczyny, zmusza kapitan Burnham wraz z załogą U.S.S. Discovery do podróży w nieznane. Oczywiście nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby po drodze nie nic się nie działo. A mogę napisać, że dzieje wiele. Z każdym odcinkiem rośnie nie tylko tempo, ale też jest i więcej akcji. Poniekąd dlatego, że gdzieś na rubieżach galaktyki są też inni szukający desperacko wspomnianej mocy. I serio, nie cofną się przed niczym, aby zdobyć ją pierwsi.
Pierwsze cztery odcinki to istna mieszanka wybuchowa. Mamy tu więcej akcji i humoru, ale nie zapomniano o pewnych elementach dramatu i momentów o głębszej refleksji. Twórcy nie szczędzą efektów specjalnych, które rzeczywiście są niezwykle imponujące. Zdecydowanie bardziej pasują do większego kinowego formatu, aniżeli serialu, który oglądamy przed telewizorem w domu. Szczególnie efektowne są sceny kosmicznych bitew i podróży przez tunele nadprzestrzenne, choć na uwagę zasługują też piękne detale „gwiezdnego krajobrazu”, wszystkie te planety, czy pustynie. No robi to wrażenie, tak samo jak udźwiękowienie i dynamiczna muzyka, która zawsze była jedna z wielu zalet każdego sezonu. Od razu widać, że jest drożej, lepiej i więcej. W końcu nie szczędzi się funduszy, kiedy ma się zapewnić emocjonujący, wciągający i widowiskowy finał — prawda?
Star Trek: Discovery (2024) - recenzja 4 odcinków 5. sezonu [Paramount+]. Wszystko ładnie się zazębia
W ostatnich dwóch sezonach mieliśmy do czynienia z odcinkami, które pełniły bardziej rolę epizodyczną, choć od samego początku była nakreślona pewna narracja. Piąty sezon jest bardziej złożony, bo i skupiony na jednym celu, a wszystkie cztery odcinki, które miałem okazję obejrzeć były ze sobą znacznie bardziej związane, niż wcześniej. Jeden z drugim dobrze się zazębiał, tworząc wspólną historię, którą aż chciało się poznawać dalej.
Jest więc jeden kierunek, w którym podąża nie tylko U.S.S. Discovery, ale wydaje się, że i cały sezon. Czuć to wyraźnie. Ale bez obaw, nadal znajdziemy tu kilka wątków pobocznych, mniej istotnych dla całej fabuły. Są one jednak zdecydowanie krótsze, bardziej epizodyczne. I ta zmiana była konieczna. Producenci doskonale zdają sobie sprawę z tego, ile pozostało im czasu na dokończenie przygody. Skupili się więc głównie na jej finalizacji, co przynajmniej widać w pierwszych czterech odcinkach. I to mi się podobało — mam nadzieję, że tak pozostanie i nie uwalą zakończenia, bo obrana przez twórców droga zapewne spodoba się fanom tej serii. A jeżeli chodzi o pewną schematyczność, to dalej jest tu sporo problemów do rozwiązania. Widać budująca się i znacznie głębszą więź między załogą. I nie zabrakło też wrogów, którzy są gotowi stawić im czoła — klasyka Star Treka.
Star Trek: Discovery (2024) - recenzja 4 odcinków 5. sezonu [Paramount+]. Aktorzy stanęli na wysokości zadania
W obsadzie znaleźli się Sonequa Martin-Green (kapitan Michael Burnham), Doug Jones (Saru), Anthony Rapp (Paul Stamets), Mary Wiseman (Sylvia Tilly), Wilson Cruz (dr Hugh Culber), David Ajala (Cleveland „Book” Booker), Blu del Barrio (Adira) i Callum Keith Rennie (Rayner). Każdy z aktorów pozostawił na planie jakąś część siebie. Postacie są już „dorosłe”, doświadczone wcześniejszymi wydarzeniami. Widać to w dialogach, ale i podejmowanych przez nich decyzjach. Wątki romantyczne, które niegdyś dało się wyczuć w powietrzu na pokładzie U.S.S. Discovery, nieodwracalnie się skończyły.
Do obsady gościnnie dołączyli Elias Toufexis (L'ak) oraz Eve Harlow (Moll) i choć grają epizodyczne role, to z pewnością nie zapomnicie tych dwóch nowych, całkiem różnych od siebie antagonistów — zresztą wcale nie takich złych, jak można było się tego spodziewać. Widać, że podczas zdjęć aktorzy byli w świetnej formie. Michael Burnham to nadal silna i charyzmatyczna liderka, a jej relacje z Saru (Doug Jones) i Tilly (Mary Wiseman) są jednymi z najmocniejszych punktów serialu. Mogę napisać tylko tyle, że ostatni sezon wydaje się być celebracją wszystkiego tego, co fani najbardziej uwielbiali w Star Treku.
Cała załoga nie tylko stanęła na wysokości zadania, ale także udowodniła, że ich Gwiezdna Flota stała się bardziej rozpoznawalna, coś na wzór tego co uosabiali Picard, Pike i Kirk. Bohaterowie stali się równie mocno wyjątkowi i kojarzeni z całym uniwersum, co daje poczucie tego, że ta przygoda właśnie dobiega końca, a postacie staną się swego rodzaju ikoną, o której widzowie nie zapomną. Stawiam na to, że będą tematem niekończących się rozmów i debat, a widzowie będą wspominać ich dobrze przez kolejne lata. Twórcy od początku dają nam wyraźnie do zrozumienia, że nieuchronnie zbliżamy się do finału. Z kolei ja z każdym odcinkiem byłem ciekawszy tego, co może się jeszcze wydarzyć i jak to wszystko potoczy się dalej. Oczywiście jestem też niepewny co do zakończenia, a to czy będzie ono epickie, przyjdzie zarówno mi jak i Wam zobaczyć dopiero za jakiś czas. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Star Trek: Discovery (2024) - recenzja 4 odcinków 5. sezonu [Paramount+]. Rozbudzone nadzieje na wielki finał!
Trudno nie zauważyć wyraźnego powrotu do korzeni „Star Treka”. Już w pierwszych czterech odcinkach widać, że jest więcej eksploracji kosmosu, odkrywania i filozoficznych rozważań na temat istoty i motywu tej galaktycznej i długiej podróży. To coś, czego brakowało mi w poprzednich sezonach, skupionych bardziej na akcji i wewnętrznych konfliktach załogi.
Nie można jednak zapominać o wadach. Fabuła wydaje się momentami zbyt przekombinowana. Czasem gubi się w wątkach pobocznych, których nie ma wiele, ale trochę to irytuje, bo odciąga nas od przewodniej narracji i celu, na którym skupia się główna akcja. Ale da się to przeżyć. I choć główni aktorzy błyszczą, to postacie drugoplanowe są nieco słabiej rozpisane. Brak im charakteru, jakiś głębszych lub lepszych dialogów.
Podsumowując, pierwsze 4 odcinki 5. sezonu Star Treka: Discovery, to solidny początek finałowej przygody. Mamy tu wszystko, czego oczekują fani serii: imponujące efekty specjalne, wciągającą fabułę, niespodziewane zwroty akcji, ciekawe postacie, a każdy odcinek zazębia się z poprzednim, łącząc to wszystko w jedną i klarowna całość. Oczywiście nie obyło się bez wad, ale widzę, że twórcy zmierzają w dobrym kierunku. Pozostaje tylko pytanie, czy finał sezonu zdoła spełnić pokładane w nim nadzieje? Bo jak na razie serial zdążył rozbudzić mój wielki apetyt. Finałowy rejs zapowiada się obiecująco i jestem ciekaw, jak potoczą się dalsze losy załogi Discovery.
Atuty
- Cieszy powrót do korzeni i większy nacisk na eksplorację kosmosu.
- Efekty specjalne są imponujące
- Efekty dźwiękowe i dynamiczna muzyka
- Scenografia i dbałość o detale
- Aktorzy są w świetnej formie, co widać po świetnie odegranych rolach
Wady
- Fabuła momentami jest zbyt przekombinowana,
- Niektóre postacie drugoplanowe są słabo rozpisane, ale może się to zmienić.
Co tu dużo pisać. To trzeba zobaczyć. Po pierwszych czterech epizodach chce więcej i więcej. Pozostawiony z zegarkiem w ręku czekam na kolejne odcinki, które zakończą tę epicką przygodę. Mam tylko nadzieje, że zakończenie będzie równie dobre, co nie lepsze, ile początek — tyle mi wystarczy.
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych