Rzeźbiarz łez (2024)

Rzeźbiarz łez (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Specyficzna relacja rodzinna

Piotrek Kamiński | 09.04, 12:00

Młoda dziewczyna, która straciła oboje rodziców w wypadku, kiedy była jeszcze dzieckiem, zostaje w końcu adoptowana. Wraz z nią, do nowego domu uda się również chłopak, który przez całe jej życie miał do niej jakieś niezrozumiałe pretensje. Czy tak otwarcie antagonistycznie nastawiony do siebie nawzajem duet ma szansę przetrwać pod jednym dachem jako rodzeństwo? A może sytuacja młodych wcale nie jest tak oczywista, jak mogłoby się zdawać?

No i jak człowiek ma traktować poważnie film, który zaczyna się od tego, że rodzinka głównej bohaterki jedzie sobie ładną, równą, prostą drogą po środku niczego, za to w zniewalająco pięknych okolicznościach przyrody, po czym ich uwagę na dosłownie kilka chwil odwraca przebiegający obok wilk, skutkiem czego nie zauważają nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki (której kierowca, nawiasem mówiąc, chyba też zagapił się na to samo zwierzę, bo nie próbował ani hamować ani trąbić ani jakkolwiek zareagować na jadący prosto na niego na wąskiej drodze samochód). Samochody robią bum i mamy pierwszą z naszych sierot, ale JAK, pytam się, można było tak źle to nakręcić? Widoczność wszędzie dookoła świetna, więc na pewno obaj kierowcy musieli być świadomi siebie nawzajem. Zresztą pani zaczęła krzyczeć do męża jeszcze dobry kawałek przed uderzeniem. Dlaczego nie zjechali z drogi żeby się ratować? Eh, tak wiele problemów, a to wszystko w pierwszej minucie filmu...

Dalsza część tekstu pod wideo

Z tego, co przeczytałem, "Rzeźbiarz łez" został nakręcony na podstawie książki niejakiej Erin Doom, która szturmem wdarła się na rynek włoskiej beletrystyki, właśnie za sprawą książki "Fabbricante di Lacrime", na podstawie której powstał dzisiejszy film. Pragnę wierzyć, że książka jest lepsza, że większa ilość miejsca pozwoliła autorce w wiarygodny sposób opowiedzieć o niecodziennej relacji dwójki bohaterów, że wątek ten zrobiony jest ze smakiem. To powiedziawszy, kiedy widzę skandalicznie oderwane od rzeczywistości dialogi, skróty myślowe jak stąd do Nowego Jorku i samą koncepcję fabuły, która w normalnym świecie nie miałaby prawa się wydarzyć, ciężko mi uwierzyć w kunszt pani autorki i z automatu, podświadomie zaczynam wyobrażać sobie włoską wersję Blanki Lipińskiej. Wątpię jednak, bym znalazł kiedyś czas na osobiste sprawdzenie jej stylu, więc jeśli ktoś zna książkę, to z miłą chęcią poczytam co sądzi o niej w kontekście adaptacji.

Rzeźbiarz łez (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Co to za rodzina, jak brat siostry...

Przyłapany

Historia kręci się wokół Nici (Caterina Ferioli), wspomnianej już sieroty, która stara się odnaleźć w nowym świecie, stworzonym dla niej przez przybranych rodziców. Zdobywa nowych przyjaciół, a o jej względy zaczyna zabiegać jeden z chłopaków, ale na drodze do romantycznego szczęścia stoi jej przyszywany brat, Rigel (Simone Beldasseroni), który z jednej strony wiecznie jej dokucza, z drugiej nie chcę nawet słyszeć, że ktoś miałby się do niej zbliżyć. Na tej ich trudnej relacji skupia się fabuła całego filmu.

To znaczy "skupiałaby się", gdyby filmowcy poświęcili jej odpowiednio dużo czasu i uwagi. Zamiast tego dostajemy okrutnie suche, pozbawione mocy dialogi, które swoim wydumaniem przebijają wszelkie standardy, sprawiając, że odbiorca czuję się jakby oglądał kiepsko wystawioną podróbkę Szekspira, a nie oryginał. Naprawdę, teksty rzucane przez bohaterów są tak komicznie sztuczne, tak oderwane od jakiegokolwiek realizmu, że nie da się z nich stworzyć sensownego romansu. Udręczone twarze aktorów z pełną powagą wygłaszają kwestie w stylu: "Jesteś moim rzeźbiarzem łez", a widz patrzy tylko gdzie by tu się schować, żeby uciec przed wstydem.

Rzeźbiarz łez (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Może i ładny, ale nieporadnie sklejony

Amant numer dwa

Wypada przyznać, że autorowi zdjęć, Luce Esposito, udało się całkiem gustownie nakręcić sceny miłosne z drugiej połowy filmu. Nie są przesadnie wulgarne, bardziej sugerując, niż pokazując, ale budując przy tym wyraźny, erotyczny nastrój. Co prawda, fakt, że to ich uczucie jest tak dziko namiętne i sprowadza się praktycznie tylko do seksu jest dosyć komiczny, niezbyt dojrzały, czy wręcz zwyczajnie płytki, ale chwalę co się da, bo nie ma tego za wiele.

Prócz głównych bohaterów, istotnymi postaciami w filmie są jeszcze podła wychowawczyni z sierocińca, Margaret (Sabrina Paravicini), przybrana siostra głównych bohaterów, Asia i kolega ze szkoły, Lionel (Alessandro Bedetti). To zwłaszcza ten ostatni odpowiada za znaczną część fabularnego konfliktu, jako że nasza główna bohaterka bardzo mocno zawróciła mu w głowie. Rzecz w tym, że zamiast być romantycznym, czy uroczym, facet zachowuje się jak jakiś piwniczniak, w dodatku nie rozumiejący znaczenia słowa "nie". Na jego przykładzie widać również liczne niedoróbki scenariusza. To on jako pierwszy widzi w Rigelu potencjalnego rywala i zaczyna być o niego zazdrosny. Pytanie tylko czemu? Przecież z jego perspektywy to po prostu rodzeństwo, w dodatku niezbyt się lubiące. Ostatecznie ma oczywiście rację, ale dlatego, że wymaga tego fabuła a nie ponieważ ma to jakikolwiek sens.

W tym miejscu miała znajdować się recenzja uroczego, polskiego filmu familijnego, ale że nie grali go nigdzie blisko mnie, a splot różnych okoliczności uziemił mnie w domu z synem, to postanowiłem dać szansę nowości od Netflixa. I teraz żałuję. "Rzeźbiarz łez" jest nie tylko słabym romansem dla młodych dorosłych, ale też po prostu kiepskim filmem. Niedorzeczna, nieskoncentrowana fabuła toczy się koślawo przez ponad sto minut, dodatkowo torpedowana skandalicznie kiepskimi dialogami, aktorzy - zwłaszcza główny duet - są przesadnie dramatyczni, nie mając za grosz subtelności i cały film jest zwyczajnie nudny, imponując jedynie okazjonalnym, ładnym kadrem.

Atuty

  • Okazjonalnie ładne zdjęcia.

Wady

  • Chaotyczna, epizodyczna fabuła, która lepiej sprawdziłaby się jako serial;
  • Dziury w logice;
  • Okropne dialogi;
  • Przesadnie teatralne aktorstwo.

"Rzeźbiarz łez" jest niespójną, chaotyczną papką, udającą melodramat dla nastolatków. Szkoda na niego czasu i nerwów.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper