Wrath: Aeon of Ruin - recenzja i opinia o grze [PS4, PS5, NS, XSX, PC]. Retrosieczka
Wychowałem się na strzelaninach wydanych przez kultowe 3D Realms. Gdy ujrzałem ich logotyp przy Wrath: Aeon of Ruin, nie zawahałem się sięgnąć po ten tytuł. Tytuł wypełniony klasycznym podejściem do konstrukcji strzelanin FPP, gdzie liczyła się nieskomplikowana geometria poziomów, wysoki poziom trudności i szybkość reakcji. Przed Państwem konsolowe wcielenie gry skromnego studia KillPixel. Zapraszam do recenzji.
Wrath: Aeon of Ruin zrodził popularny silnik graficzny, Unity. Narzędzie od kilku dobrych lat jest mekką dla niemal wszystkich, raczkujących twórców gier. Grę zrodziło również solidne przekonanie o mocy retro. Nie da się ukryć inspiracji seriami Quake czy Doom. W zasadzie mówimy o takiej koncepcyjnej fuzji obu tych legend. Na szczęście, deweloper w żaden nie przesadził. Z godną podziwu swobodą opracowano rzetelną i szalenie angażującą rozgrywkę utrzymaną w graficznym standardzie lat 90.
Quake i Doom w jednym. Wrath nie jest grą ani długą, ani specjalnie zapadającą w pamięć. Zaręczam jednak, że skutecznie wprawia w nostalgiczny zachwyt. Tytuł docenią przede wszystkim fani retro, ponieważ gra jest im zadedykowana. Oprawa jest czysta, animacja nie chrupnęła nawet przez sekundę. Uprzedzam również, że nie jest tak łatwo, lub po prostu to ja wyszedłem z dawnej wprawy. Zobaczycie jak mocno różnią się od siebie dawne oraz współczesne shootery FPP. Nie przeciągając dłużej, załóżcie hełm i wybierzcie się ze mną na przeklętą wyspę pełną portali do okrutnych wymiarów.
Wrath: Aeon of Ruin - wyzwanie za wyzwaniem
Recenzowaną grę otwiera scena przybycia bohatera znanego w świecie gry jako Outlander. Tutaj rzuca się w oczy ciekawa narracja. W grze nie ma voice-actingu, a postać w bieli, która pełni zdawkową rolę przewodnika, nie wypowie jednego słowa, choć napisano jej trochę linii dialogowych. Historia jest skupiona na jednym celu: unicestwieniu trójki mrocznych strażników. Wrath: Aeon of Ruin rzuca nam pod nogi garstkę informacji o lore, aby maksymalnie skoncentrować się na immersji ze światem przedstawionym. Pierwsze kroki stawiamy w zamczysku, aby podczas bojowego chrztu znaleźć się w bardziej otwartej lokacji, swoistum hubie, z którego poziomu wybierzemy się do innych wymiarów.
Scenerie są różne. Od zamków, lochów, po zaśnieżone góry. Stylistyka w grze jest bardzo surowa i klimatyczna. Oprawa dzięki prostocie mocno zyskuje na przekazie. Gra wizualnie jest złożona w hołdzie dawnej szkole Id Software czy 3D Realms. Trudno jej nie docenić mając w pamięci wielogodzinne sesje w Quake'u, czy Doom, choć grze zdecydowanie jest pod tym względem bliżej do Wstrząsu. Mnie to kupiło z miejsca. Kupi również Was, jeśli za młodu topiliście czas w pierwszoosobowych strzelankach. Na drodze do celu czeka kilkanaście typów mięsa armatniego. Część z wrogów zwyczajnie napiera do przodu i ciska czym popadnie, lecz znajdą się trudniejsze sztuki. Esencją gry są starcia z całymi grupami. Twórcy przygotowali dziennik, w którym zapoznamy się z każdym rodzajem potwora. Niestety, gra nie pojawiła się w polskiej wersji językowej.
Wrath: Aeon of Ruin - czysta satysfakcja
W recenzowanej grze liczy się rozgrywka. Ta jest zaprojektowana z należną klasyce wiernością. Zaczynamy od sztyletu, a szlachtowanie pierwszych zombie wcale nie przychodzi łatwo. Pierwsze chwile będą trudne, ale gdy już dobędziemy broń palną, wszystko się zmienia. Amunicja leży na całym poziomie, tak samo, jak flakoniki z życiową energię. Tej bardzo szybko ubywa, ponieważ im dalej w las, tym trudniejsi wrogowie stają na naszej drodze. Co mnie urzekło to responsywność sterowania oraz prędkość zmiany broni. To już podpatrzono od współczesnych iteracji Doom, z naciskiem na Doom Eternal. Zresztą, autorem ścieżki dźwiękowej Wrath: Aeon of Ruins jest Andrew Hulshult, jeden z twórców muzyki do Eternal. Dźwięk w grze jest bardzo dobry. Bronie i odgłosy wystrzałów naprawdę mają moc. Nie mogłem się doczekać, gdy tylko w moje ręcę wpadła tutejsza wersja superstrzelby.
Zapomnijcie o checkpointach lub autoregeneracji zdrowia. Będziecie zdani wyłącznie na rozmieszczone przez twórców fiolki. Aby zapisać stan gry, potrzebujemy specjalnych dusz. Innymi słowy, jeśli padniemy w boju (o co nietrudno), gra pozwoli nam wznowić zabawę tylko od ostatniej zapisanej duszy, a zbiera się je stosunkowo rzadko. Istnieją jeszcze komnaty, gdzie zregenerujemy zdrowie, lecz można to zrobić tylko raz w danym poziomie. W zgodzie z dawną naturą poziomy skrywają sekrety, również pod wodą, gdzie powietrze ucieka całkiem szybko. Wrath: Aeon of Ruin oferuje również artefakty o określonych właściwościach. Korzystanie z nich w intensywnych momentach jest wskazane. To prawdziwy tanie z bronią w ręku. Twórcy pielęgnują DNA klasycznych shooterów. Nie wszystkim się spodoba taka dynamika rozgrywki, zwłaszcza na padzie. Widać, że produkcja ma pecetowy rodowód, gdzie faktorem rozgrywki jest celowanie myszką. Na padzie tak łatwo nie jest. Niemniej, Wrath: Aeon of Ruin to solidna produkcja, skierowana do określonej niszy odbiorców, niczym Prodeus. Cieszy, że ktoś jeszcze tworzy takie gry. Polecam.
Ocena - recenzja gry Wrath: Aeon of Ruin
Atuty
- Rozgrywka
- Dźwięk
- Poziom trudności
Wady
- Krótka
- Potrafi sfrustrować
- Lokacje miejscam są zbyt puste
Wrath: Aeon of Ruin to hołd dla fanatyków retro. Ciężki, surowy klimat miesza się z lekkością i responsywnością sterowania. Młodsi stażem gracze mogę się zderzyć z brutalnymi restrykcjami. Weterani poczują zew dawnej przygody, gdy prostota oprawy płynęła razem z prostą, nieskrępowaną i cholernie satysfakcjonującą rozgrywką. Aż chce się strzelać.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych