Tarot: karta śmierci (2024)

Tarot: Karta śmierci (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Czysta esencja generycznego horroru

Piotrek Kamiński | 19.05, 20:00

Grupa znajomych ze wszystkich możliwych grup etnicznych znajduje pewien stary gadżet, którym postanawiają się pobawić, wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemii, mówiącym, że to zły pomysł. Sprowadzają na siebie klątwę, po czym giną jedno po drugim, starając się odkręcić przekleństwo i wykazując się przy okazji intelektem na zawstydzająco niskim poziomie.

Wbrew pozorom, wcale nie starałem się jakoś bardzo, aby ten opis brzmiał nijako. Zamieniłem jedynie "karty do tarota" na "stary gadżet" i już mamy opis typu najbardziej nic niewartych, kręconych taśmowo horrorów dla niewymagających mas w historii kinematografii. Najgorsze jest to, że praktycznie co roku dostajemy kolejne tego typu produkcje, które nie podobają się chyba nikomu, kto widział w życiu choć jeden dobry horror, ale ponieważ kręcenie takich "dzieł" nie kosztuje prawie nic, to i tak każdy jeden gdzieś tam, jakoś się zwraca i przy okazji zarabia na jeszcze kilka podobnych kaszan, dzięki czemu karuzela kręci się dalej...

Dalsza część tekstu pod wideo

Film państwa Anny Halberg i Spensera Cohena nawet nie udaje, że będzie miał fabułę. Zaczynamy od razu z grubej rury - grupa młodych dorosłych siedzi w wynajętym domu pośrodku niczego i gra sobie w gry słowne, w stylu "Najbardziej prawdopodobny aby...". Kiedy chwilę później wszyscy przenoszą się do domu, z nudów i braku alkoholu postanawiają włamać się do zamkniętego pomieszczenia, opatrzonego tabliczką "nie wchodzić", gdzie znajdują tytułową talię kart. Zaraz po tym następuje, na oko, dziesięciominutowa scena, w której jedna z bohaterek, Haley (Harriet Slater)... Stawia całej reszcie tarota. Siedmiu osobom. W międzyczasie nie dzieje się nic ciekawego, sama scena nie jest jakoś intrygująco zmontowana. Po prostu przez jakieś 7-10 minut oglądamy jak jedna dziewczyna wykłada w kółku karty ze strasznymi obrazkami i opowiada jaka kogo czeka przyszłość. Niby ważna scena, bo tak właśnie umrą wszyscy zebrani w pomieszczeniu, ale czemu to jest tak niemożliwie nudno nakręcone?!

Tarot: Karta śmierci (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Skandalicznie kiepska fabuła

Czy Peter Parker mnie kocha?

To, co dzieje się później, to w dużej mierze po prostu spełnianie się kolejnych przepowiedni, odrobinę na modłę "Oszukać przeznaczenie". Każda z postaci zostaje zawiedziona na manowce przez demona pod postacią widoczną na karcie, którą przyszło im wylosować, doprowadzając ostatecznie do finału dokładnie takiego, jak w przepowiedni Haley. I tak jak z początku trudno im się dziwić, że panikują i nie rozumieją, co się dzieje, tak na późniejszym etapie zabawy ich głupota jest już zwyczajnie niemożliwa do przełknięcia, przez co widzowi kompletnie nie jest ich choćby odrobinę szkoda.

Prócz całkiem rozpoznawalnego i wciąż zabawnego Jacoba Batalona (kolegi Spider-Mana, Neda), chyba jedyną rzeczywiście znaną aktorką w filmie jest Olwen Fouere, znana fanom kina grozy przede wszystkim jako Sally Hardesty z pierwszej "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną". Jej obecność jest generalnie mile widziana, ale nie znaczy to wcale, że scenarzyści podeszli do jej postaci w jakkolwiek bardziej przemyślany sposób, niż do całej reszty. Wszystko, od tego w jaki sposób pojawia się w historii, przez to, co oferuje, na wyjściu kończąc, to jest śmiech na sali, a nie profesjonalne scenopisaratwo.

Tarot: Karta śmierci (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Jaka "charakterystyka postaci"?

Głupek

Być może rzuciło ci się w oczy, że wciąż praktycznie nic nie napisałem o głównej grupce bohaterów naszego filmu. To dlatego, że nie bardzo jest o czym pisać. Prócz imion, nie wiemy o nich praktycznie nic. A nie, przepraszam, Haley i Grant (Adain Bradley) jeszcze do niedawna byli parą, Elise (Larsen Thompson) ma urodziny akurat, kiedy film się zaczyna, a Paxton (Batalon) dużo gada i śmieszkuje. Filmowcy nie dają nam ich poznać w żaden głębszy sposób, zanim Tarot nie zacznie pozbawiać ich życia. Trudno nawet powiedzieć kto jest czyim najlepszym przyjacielem, czy Madeline (Humberly Gonzalez) leci na Lucasa (Wolfgang Novogratz), a może na Paige (Avantika)? 

Więc co, może chociaż ta klątwa ciekawa? No, jeśli węgierska jasnowidząca, która zabiła się dla zemsty, po czym jej karty magicznie podróżowały po całym świecie, zaliczając Woodstock (zupełnie serio), Londyn, jeszcze parę miejsc, aż w końcu wróciły do Stanów Zjednoczonych, brzmi jak coś, co mogłoby cię zainteresować, to tak. Polecam wybrać się do kina i zobaczyć co dalej. Ale jeśli losowe backstory, bez żadnego związku z obecnie opowiadana historią, to dla ciebie "ciut" za mało, to jednak zalecałbym się wstrzymać, szkoda czasu i pieniędzy.

Żeby chociaż ten "Tarot: karta śmierci" był odpowiednio pomysłowo krwawy, z ciekawymi scenami śmierci! Ale nawet to boby zbyt wielkim wyzwaniem dla Halberg i Spensera. Poza tym, film trzeba sprzedać jak największej ilości ludzi, więc wiadomo, że każda jedna śmierć rozegra się poza kadrem, a widz musi dopowiedzieć sobie co się dokładnie stało w oparciu o wykręcone w agonii i strachu twarze bohaterów i plamy krwi dekorujące nagle pobliskie powierzchnie. Ale żeby nie było, że film nie ma żadnych pozytywów: ze dwa razy można się zaśmiać i niektóre ujęcia doświetlono w całkiem klimatyczny sposób. O!

Atuty

  • Kilka klimatycznych obrazków;
  • Zabawny Jacob Batalon.

Wady

  • Cała reszta.

"Tarot: karta śmierci" to jeden z tych filmów, które doskonale wiesz od samego początku, że będą kaszaną, a twórcy i tak znajdują sposób żeby cię zawieść. Był potencjał na klimatycznie wyglądający horror z masą czarnego humoru, lecz absolutnie nic z tego nie wyszło.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper