Bridgertonowie (2024) – recenzja i opinia o 1. części 3. sezonu [Netflix]. Miłość nie od pierwszego wejrzenia
Wachlarze, koronki, fatałaszki i skrywana namiętność. Oto brytyjska śmietanka ponownie zawitała na salonach u królowej, poszukując sposobu na głośne zamążpójście czy zyskanie najlepszej partii sezonu. Zapraszam do recenzji 3. sezonu „Bridgertonów”.
„Bridgertonowie” są swego rodzaju fenomenem, który bezpośrednio z książek został przeniesiony na Netflix. Shonda Rhimes i jej Shondaland idealnie czują klimat opowieści Julii Quinn, której seria może pochwalić się wieloma tytułami bestsellerów – co tu dużo mówić, nie tylko czytelnicy, ale również widzowie pokochali niekonwencjonalny pomysł przedstawienia brytyjskiej socjety, namiętność oraz walkę o najlepszy ożenek. Streamingowy gigant długo nie wypuści z rąk tej kury znoszącej złotej jaja – szczególnie, że dwa poprzednie sezony serii znalazły się w rankingu TOP10 najchętniej oglądanych seriali platformy, z kapitalnymi wynikami ponad 929 i 797 mln obejrzanych godzin.
Trzeci sezon został jednak podzielony na dwie części, co Netflix aktywnie praktykuje od dłuższego czasu również w przypadku innych produkcji. 4 nowe odcinki „Bridgertonów” stanowią znakomite wprowadzenie do finału, bowiem już teraz emocji nie brakuje. Ale do rzeczy...
Bridgertonowie (2024) – recenzja 1. części 3. sezonu [Netflix]. Stara panna – najgorsza zniewaga
Po wydaniu dwójki swoich dzieci, lady Bridgerton rozpoczyna nowy sezon, tym razem nieco odpuszczając nonszalanckiej i wymykającej się konwenansom Eloise, a prezentując na salonach nowy kwiat rodziny – Francescę. Kolejna z sióstr Bridgerton jednak różni się od reszty rodzeństwa, a zamiast fatałaszków, koronek i ploteczek o kolejnych dobrych partiach, woli poświęcać długie godziny muzyce. Jej podejście również wydaje się znacznie praktyczniejsze w tym względzie, choć wcielającej się w nią Hannah Dodd nie można odmówić wdzięku. Mam wrażenie, że w pierwszych czterech odcinkach 3. sezonu twórcy jeszcze nie do końca odkrywają wszystkie karty, pokazując kolejny „brylant” królowej Charlotty.
Trzeci sezon recenzowanych „Bridgertonów” sporo czasu poświęca Penelope oraz Colinowi – parze przyjaciół, których uczucie kiełkowało poprzez lata, by w końcu podczas sezonu swatania przybrało nieoczekiwaną formę. Oto ona z całą zapalczywością i skupieniem postanawia w końcu znaleźć męża, co ze względu na jej kolejny sezon na salonach wydaje się niemal niemożliwe, bo przylgnęła już do niej łatka starej panny i dziwadła. Natomiast on, po wielomiesięcznych wojażach, powraca, by poprzewracać w głowach pannom na wydaniu i ich matkom jako najlepsza partia – i udaje mu się to znakomicie. Z biegiem czasu los wydaje się jednak nieubłagany i prowadzi tych dwoje na wspólną ścieżkę – a nie mam na myśli popołudniowych przechadzek.
Scenarzyści Netflixa jednak nie koncentrują się już tak mocno i wyłącznie na uczuciu dwójki młodych. Spowolnienie akcji i wprowadzenie dodatkowych wątków pozwala nam dostrzec pewną złożoność tego cukierkowego świata Julii Quinn – i wbrew pozorom nie jest aż tak słodko-pierdząco i namiętnie, jak mogłoby się wydawać. Scenarzyści odchodzą od intensywnych ujęć pocałunków czy scen łóżkowych, których świadkami byliśmy podczas wcześniejszych odcinków, na rzecz spojrzeń pełnych napięcia, mniej lub bardziej dowcipnych rozmów oraz rozszerzenia historii kolejnych postaci.
Bridgertonowie (2024) – recenzja 1. części 3. sezonu [Netflix]. Ten świat to nie tylko pocałunki i czułe słówka
Główną atrakcją 3. sezonu jest przemiana Penelope, którą obserwujemy na ekranie. Dotychczas bohaterka Nicoli Coughlan budziła rozbawienie i była ostentacyjnie lekceważona nie tylko przez rodzinę, ale także wśród wielu przedstawicieli wyższych sfer, stając się powodem do niewybrednych żarcików oraz kpiny ze względu na swoją odmienność. Przemiana fizyczna sprawiła jednak, że z dnia na dzień stała się coraz poważniejszą konkurentką dla innych panien – choć kontrowersje niestety jej nie omijają. Historia Penelope – dziewczyny, która nie tylko wizualnie niekoniecznie wpisywała się w społeczne standardy, ale do niedawna gardziła twardymi zasadami rywalizacji o bogate zamążpójście – dobitnie pokazuje, że nawet tak kolorowy i piękny świat potrafi być bezwzględny. Zasady są jasne – kobieta jest swego rodzaju towarem, który w trakcie sezonu swatania musi jak najlepiej się zaprezentować, zwabić jak najlepszego kandydata, jaki zagwarantuje jej (i rodzinie) dostatni los. Mężczyźni również muszą sprostać pewnym oczekiwaniom, lecz im znacznie więcej się wybacza – szczególnie jeżeli należą do szanowanych rodzin z wyższych sfer, a nie próbują się dostać do śmietanki towarzyskiej i zyskać aprobatę królowej.
Oczywiście rodzina Bridgertonów jest przykładem, że można znaleźć tutaj miłość i szczęśliwe życie, lecz wiele panien na wydaniu – w tym chociażby Cressida Cowper – nie mają takiego przywileju. Ta „rysa” niwecząca pozornie idealny wizerunek bardzo mi się podobała, bowiem dodała kolejnych, nieco ciemniejszych barw, do cukierkowego świata z czasu regencji.
„Bridgertonowie” w recenzowanym trzecim sezonie ponownie oczarowują stylem, kunsztownymi stylizacjami oraz dopracowaną scenografią. W tym aspekcie możemy mówić o kontynuowaniu najwyższej jakości – trzeba przyznać, że Netflix nie żałuje miedziaków na jak najbardziej dopracowane stroje nie tylko dla panienek z wyższych sfer. Elementem, który niezmiennie wzbudza mój podziw jest serialowy soundtrack – a głównie klasyczne aranżacje współczesnych utworów, które tym razem nie otrzymują tak wiele czasu jakbym chciała, ale ponownie robią ogromne wrażenie podczas balów.
Bridgertonowie (2024) – recenzja 1. części 3. sezonu [Netflix]. Jest naprawdę dobrze, czekam na więcej
Muszę przyznać, że w trakcie seansu nieco doskwierał mi brak scen, podczas których atmosferę i napięcie między młodymi można było kroić nożem. Penelope i Colin nie są osobami, których namiętność (przynajmniej jak na razie) przykuwa do ekranu, a wszelkie próby dodania nieco pikanterii nie mają aż tak mocnego wydźwięku. Ta zmiana jednak pokazuje, że netflixowi twórcy bawią się formułą, modyfikują styl produkcji i przykładają większą uwagę do dopasowania klimatu sezonu do relacji łączącej bohaterów, na których skupia się uwaga widzów. Serial na szczęście nie traci na charakterze, posiada swój unikatowy styl i pokazuje, że jest perłą w koronie streamingowego giganta.
Pierwsza część 3. sezonu recenzowanych „Bridgertonów” kończy się w idealnym momencie, by widzowie ponownie wyczekiwali z niecierpliwością na wielki finał. Jak potoczą się dalsze losy Penelope, Colina czy Eloise? Czy lady Bridgerton przestanie koncentrować się wyłącznie na rodzinie? Mam nadzieję, że scenarzyści nie zawiodą i przedstawią jak najbardziej wciągającą historię – bo 4 najnowsze odcinki tylko podsyciły apetyt na więcej.
Atuty
- Przemiana Penelope Featherington – i rola wcielającej się w nią Nicoli Coughlan,
- Główna obsada ponownie bardzo dobrze sobie radzi,
- Niektóre wątki kolejnych bohaterów interesująco się rozwijają,
- 1. część 3. sezonu kończy się w kulminacyjnym momencie,
- Nienaganna scenografia oraz kunsztowne stroje,
- Współczesne utwory w znakomitych, klasycznych aranżacjach.
Wady
- Uwaga scenarzystów nie koncentruje się już tak mocno na jednej parze,
- Nieco brakuje mi pikanterii typowej dla wcześniejszych sezonów,
- 3. sezon wolniej się rozkręca.
„Bridgertonowie” powracają z 3. sezonem i robią to w naprawdę dobrym stylu. Przemiana głównych bohaterów oraz punkt kulminacyjny w czwartym odcinku sprawiają, że z niecierpliwością czekam już na czerwcowy debiut. A pod tymi słowami podpisze się wielu widzów.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych