Musashi vs Cthulhu Console Version

Musashi vs Cthulhu - recenzja i opinia o grze [PS4, PS5, XONE, XSX|S, Switch, PC]. Niekończąca się walka

Grzegorz Cyga | 01.06, 12:51

Musashi vs Cthulhu to produkcja, która początkowo ukazała się tylko na komputerach  cztery lata temu na zasadzie wczesnego dostępu. Teraz wyszła na konsole, co jest świetnym pomysłem, z racji trwającej mody na wszystko, co ma miejsce w Japonii lub jest z nią związane. Zatem zapraszam do recenzji, która sprawdzi, czy warto dziś się tą grą interesować.

Od kilku lat widać wzmożoną fascynację japońską kulturą, szczególnie jej warstwą historyczną. Dlatego gry w tym settingu cieszą się ostatnio sporą popularnością. Aczkolwiek trzeba zauważyć, że często są to produkcje, którym trzeba poświęcić wiele godzin, aby je ukończyć, więc ich twórcy starają się tworzyć angażujące opowieści oraz szereg aktywności, byśmy mieli poczucie dobrze wydanych pieniędzy. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jednak czasami chciałoby się mieć tytuł, który można by odpalić na kilka minut i dać się pochłonąć angażującej rozgrywce. W końcu, kiedyś takich pozycji nie brakowało i przepalało się na nich kolejne żetony w salonach, by pobić swój czy czyjś rekord. Musashi vs Cthulhu jest odpowiedzią na taką właśnie potrzebę.


Fabuła? A na co komu fabuła? 

Musashi vs Cthulhu - kompendium wiedzy o głównym bohaterze


Jeśli szukacie wciągającej historii, to musicie wiedzieć, że w tym aspekcie Musashi vs Cthulhu jest prosty jak budowa cepa. Wcielicie się w legendarnego ronina Miyamoto Musashiego, który faktycznie istniał i był twórcą sztuki walki niten'ichi-ryū polegającej na walce dwoma mieczami - krótkim wakizashi i długą kataną.

Jednak jego życiorys jakkolwiek nie byłby interesujący, nie ma wielkiego znaczenia, bo w grze protagonista został przeklęty, przez co stał się celem dla różnorakich potworów, które będą się odradzać bez końca, dopóki go nie uśmiercą. To właściwie wszystko, co trzeba wiedzieć, bo ten zarys stanowi jedynie pretekst do niekończącej się walki. 


W Musashi vs Cthulhu gra się do upadłego


Rozgrywka bohatera dzisiejszej recenzji jest prosta, a jednocześnie wymagająca, bo wymaga refleksu i opanowania sterowania. W teorii wydaje się ono łatwe do przyswojenia, gdyż wykorzystuje raptem sześć przycisków. Jednak praktyka to już nie jest kaszka z mleczkiem, bo nie dość, że każdy odpowiada za inny kierunek, gdyż mamy cios w górę, w dół i w bok, to część jest na standardowych guzikach, a reszta na strzałkach. Do tego dołóżcie to, iż gra nie informuje w jasny sposób, gdzie mamy uderzyć, by oponent padł, a niektórzy wymagają zadania więcej niż jednego ciosu. Dobrze, że chociaż poruszają się dość wolno, więc do pewnego stopnia można się przygotować na ofensywę. 

Aczkolwiek można sobie życie ułatwić, włączając w opcjach możliwość wyświetlania, co należy wcisnąć w danym momencie, ale podpowiedzi nawet ustawione na stałe, pojawiają się dopiero po chwili, co przy kilku wrogach atakujących na raz z obu stron może nas kosztować życie. Niby nie giniemy od razu, bo dopiero po trzech uderzeniach, lecz każdy najmniejszy błąd kosztuje nas kilka sekund przerwy, co skutecznie wybija nas z rytmu. Czasami możemy sobie przywrócić część zdrowia przy pomocy popisowej animacji, ale przynosi ona skutek jedynie w nieczęstym momencie pojawienia się pewnego znaku. To z kolei zaczyna ujawniać największe bolączki gry.

Przejdę do nich za chwilę, ale już teraz nadmienię, że Musashi vs Cthulhu nie posiada żadnych ulepszeń, dodatkowych umiejętności czy lepszego ekwipunku. Oczywiście minimalizm może być dobry, jednak z punktu widzenia obecnych standardów brakuje poczucia celu, ponieważ za progres można uznać uzyskanie lepszych wyników, które można porównać i to, że z każdym kolejnym podejściem coraz lepiej czujemy drzemiący w rozgrywce puls. 

Tak, wbrew pozorom jest to gra rytmiczna, mimo iż muzyka nie jest na tyle wyraźna, by pomagała go wyczuć. Aczkolwiek trzeba mieć na uwadze, że z każdą kolejną chwilą, dorzucani są nam coraz to bardziej wymagający przeciwnicy. Dlatego Musashi vs Cthulhu nie tylko nagradza nas zapisem najlepszych wyników, ale i zapełnianiem gabloty z pucharami przyznawanymi za wybicie np. konkretnej liczby niemilców. Niby niewiele, ale to zawsze coś, co potrafi cieszyć.


Prostota może być pięknem, jak i przekleństwem

Musashi vs Cthulhu - natarcie wrogów


Recenzowana produkcja pozwala myślami wrócić do dawnych czasów, kiedy gry były nieskomplikowane od strony założeń. Niestety, dzieło Cyber Rhino Games przypomniało mi również, dlaczego kiedyś takie tytuły, szczególnie robione pod automaty, były wymagające. Otóż często wysoki poziom trudności stara się ukryć skromną zawartość, co także tutaj ma miejsce. Co z tego, że dostajemy regularnie nowych oponentów, jeśli robimy cały czas to samo w tym samym miejscu?  

Deweloperzy nie przygotowali wielu scenerii, bo są raptem trzy, lecz i tak to, że gracz zobaczy je wszystkie w krótkim czasie, nie jest pewne z uwagi na to, iż nie przemierzamy płynnie kolejnych lokacji, a zmieniają się one niezależnie. Zatem już po ubiciu kilku wrogów możemy zobaczyć nową planszę, jak i zabić dziesiątki maszkar i dalej tkwić w początkowej. Przypuszczam, że mogła to być świadoma decyzja twórców, bo przy tak intensywnej akcji nie ma za bardzo czasu na podziwianie widoków.

Mimo to oprawa graficzna może się podobać, gdyż jest rysunkowa. Jednak co ważniejsze, jest przejrzysta. Podczas gry nie ma problemu, by odróżnić podrzędnego kmiota od pełzającego robala czy latającego komara. Nawet wtedy, gdy na ekranie robi się tłoczno i musimy zdać się na pamięć mięśniową. Mógłbym się jedynie czepiać tego, że wskaźniki przycisków, które mają nam pomóc w odczytaniu zamiarów, są dość małe, więc tym bardziej trudno mi uznać je za w pełni przydatne. 


Podsumowanie

Musashi vs Cthulhu to wyraźnie staroszkolny tytuł, który może być chwilową odskocznią lub formą rozrywki, gdy chcemy odpalić coś na kilka minut. Wielkim plusem jest stosunek ceny do zawartości, bo na produkcję trzeba przeznaczyć nieco ponad dwadzieścia złotych. Jeśli się zdecydujecie, jest szansa, że na jakiś czas wpadniecie w rytmiczny trans. Jednak nie na długo.

Atuty

  • Przyjemna dla oka oprawa artystyczna
  • Prosta w założeniach, ale trudna do opanowania rozgrywka
  • System walki oparty na rytmie
  • Kompendium wiedzy o bohaterach
  • Otrzymywanie trofeów w grze za postępy

Wady

  • Brak jakiegokolwiek rozwoju
  • Brak większego celu
  • Brak wyrazistej ścieżki dźwiękowej, która ułatwiałaby wyczucie rytmu
  • Trudność w rozpoznaniu, co powinniśmy zrobić w danej chwili
  • Skromna ilość plansz, które rzadko się zmieniają
  • Postępująca monotonia

Musashi vs Cthulhu to oldschoolowa gra opierająca się na uzależniającym gameplayu i chęci osiągnięcia lepszego wyniku. Dlatego może być idealną pozycją na szybką partyjkę czy chwilową odskocznię. Jednak nic poza tym.

6,0
Grzegorz Cyga Strona autora
cropper