SMT V: Vengeance recenzja

Shin Megami Tensei V: Vengeance - recenzja i opinia o grze [PS5]. Armagedon na wyciągnięcie ręki

Patryk Dzięglewicz | 12.06, 16:00

Święte Księgi wspominają o ciągłej wojnie między siłami ładu i chaosu, której na co dzień zwykłe oko ludzkie nie dostrzega. Jedni nazywają ją Armagedonem inni Ragnarokiem, ile kultur, tyle nazw.  W grach jednak często bywa, że jakiś niefrasobliwy uczeń przenika zasłonę tajemnicy, pakując się w nieliche kłopoty, decydujące o losach świata. Tak też zdarzyło się w wydawanej właśnie. m.in. na PlayStation 5 Shin Megami Tensei V: Vengeance, o której to grze jRPG poniższa recenzja.

Japońska seria gier Shin Megami Tensei ma bogatą, wieloletnią historię z wieloma rozgałęzieniami, o czym wszystkim, co interesują się tym uniwersum przypominać nie trzeba.  Wydane ponad dwa lata temu na Nintendo Switch Shin Megami Tensei V kontynuowało (a przynajmniej takie były zamierzenia) chlubne tradycje cyklu i zostało przez graczy bardzo ciepło przyjęte pomimo licznych narzekań na techniczne niedociągnięcia. Sega z Atlusem poszli jednak po rozum do głowy wypuszczając rozbudowany remaster gry z podtytułem Vegeance na konsole obecnej generacji. Zobaczmy czy wprowadzone zmiany, chociaż częściowo, zaspokoją niespełnione wcześniej oczekiwania fanów. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Pustynia Tokijska w Fabuła Shin Megami Tensei V: Vengeance 

SMT V: Vengeance recenzja

Fabuła Shin Megami Tensei V: Vengeance podobnie jak pierwowzór ze Switcha przenosi nas do współczesnego Tokio i zaczyna się dość standardowo zarówno na tle serii, jak i wielu innych jRPG-ów. Wcielamy się w typowego ucznia liceum Jouin bez nakreślonej przeszłości. Jego czas wypełnia typowa szkolna aktywność, do której coraz częściej przeciekają informacje o tajemniczych wypadkach i morderstwach. Bardzo szybko sprawy przybierają jednak coraz mroczniejszy obrót, a bohater przenosi się do dziwnego, pustynnego i bezludnego świata, wypełnionego miejskimi ruinami. Apokalipsa pełną gębą.

Tzw. Podziemny Świat przemierzają różne istoty będące czy to mitycznymi stworami z różnych podań bądź też bogami, czy bóstwami z panteonu wielu kultur. Bohatera niechybnie czekałaby śmierć, gdyby nie jego fuzja z przyjaznym mu protodemonem Aogami. Razem tworzą postać zwaną Nahobino, która może stawić czoła wszystkim zagrożeniom tego miejsca i rozwikłać jego tajemnice. Wprawdzie wygląd „ladyboya” początkowo średnio mi pasował, ale szybko się przyzwyczaiłem, zresztą w jednej ze ścieżek fabularnych ulega on zmianie. Tło scenariusza natomiast stanowi konflikt pomiędzy aniołami i demonami, w który miesza się też trzecia strona. Cała historia naznaczona poważnymi rozważaniami filozoficznymi i moralnymi oraz ciężką atmosferą, o dziwo naprawdę mnie wciągnęła, mimo iż preferuje lżejsze klimaty. 

Posiadać własnego demona

SMT V: Vengeance recenzja

Po drodze napotkamy kilka ciekawych postaci jak choćby nieco łobuzerską, malutką demonicę Amanozako i będziemy świadkami wielu, często bluźnierczych czy makabrycznych wydarzeń. Podczas premiery pierwowzoru wielbiciele cyklu nie przyjęli jednak fabuły zbyt entuzjastycznie uważając, iż na tle innych jego odsłon jest po prostu słaba i źle poprowadzona. O ile pierwszy zarzut jest kwestią gustu, to odnośnie drugiego jest coś na rzeczy. Biorąc pod uwagę czas trwania całej rozgrywki samej historii rzeczywiście nie ma tu zbyt wiele, a ponadto prowadzona jest węzłowo. Bywają więc dłuższe momenty, gdy po prostu niewiele się dzieje, co może nużyć. 

W moim odczuciu jednak nie była to wielka wada, ponieważ sednem całej zabawy jest eksploracja i pozyskiwanie nowych demonów, lecz twórcy postanowi nieco naprawić całą sytuację. Dorzucili nam nową ścieżkę fabularną, tworząc jakby dwie wariacje głównej osi scenariusza rozchodzące się w jego środku: Kanon Stworzenia i Kanon Zemsty, każdy z własnymi zakończeniami i głównymi bossami. Nie da się ukryć, że to celowy zabieg mający przyciągnąć do Shin Megami Tensei V: Vengeance również graczy znających pierwowzór, ponieważ Kanon Zemsty wnosi całkiem sporo dodatkowej zawartości, w tym nową postać ważną dla fabuły - Yoko Hiromine oraz grupę demonic zwaną Kadisztu (boginie zemsty) i związane z tym wcześniej niedostępne wydarzenia. Graczom nowym w temacie polecałbym jednak zacząć od Kanonu Stworzenia, a później dopiero nieco bogatszą fabularnie ścieżkę Zemsty.  

Shin Megami Tensei V: Vengeance – pójść gdzie oczy poniosą

SMT V: Vengeance recenzja

Wbrew pozorom, nawet jeśli scenariusz nie gra w Shin Megami Tensei V: Vengeance pierwszych skrzypiec całe nasze szwendanie się po pustkowiach ma swój cel, a fabuła nie stanowi jedynie uzupełnienia eksploracji Świata Podziemnego. SMT V to w sumie gra typu dungeon-crawler z półotwartym światem gry, składającym się z kilku wielkich map, które możemy przemierzać do woli. Jeśli jednak komuś znudziły się pustynne klimaty, twórcy zaoferowali nam dla urozmaicenia całkiem nową górzystą i pokrytą śniegiem lokację, oczywiście z nowymi wyzwaniami i charakterystycznymi dla niej rezydentami. Muszę przyznać, iż same mapy zaprojektowano całkiem optymalnie – są rozległe, ale bez przesady, mają też swoje poukrywane sekrety (jak choćby Mimany do zebrania) oraz boczne odnogi, aczkolwiek nie ma obawy, że się zgubimy. 

Żeby nie było nam smutno, po Świecie Podziemnym pobiegamy sobie w towarzystwie już wspomnianej, wesołej Amanozako, a z czasem też i innych demonów. Bardzo lubiłem jej towarzystwo, bowiem przypominała mi wróżkę nawigacyjną z gier MMO, zresztą pełniąca w Shin Megami Tensei V: Vengeance podobną rolę odkrywając ukryte skarby oraz przejścia (Magatsu Rail) do niedostępnych normalnie obszarów. Wraz z upływem akcji dostajemy też możliwość bezpośredniej nad nią kontroli i wysyłania na zwiad w pewnych momentach gry. Z sieciówkami kojarzy mnie się też system różnorodnych zadań pobocznych, część bywa nudna, ale niektóre zamieniały się w całkiem interesujące, często komiczne minihistorie. Ich zaliczanie daje nam sporo punktów doświadczenia, więc warto się starać. Niektóre zadania są też dostępne w samym Tokio i są ograniczone czasowo. 

Na mapie czeka na nas też wyzwanie pod postacią likwidacji tzw. Ropni, część należy koniecznie usunąć, by posunąć akcję naprzód, a część jest opcjonalna. Za ich usuwanie poprzez walkę dostajemy dostęp do kolejnych Cudów poszerzających możliwości Nahobino, więc dobrze robić to sukcesywnie. Pozostając jeszcze w temacie eksploracji, twórcy dorzucili sporo usprawnień, ale zajmijmy się tymi najważniejszymi. Oprócz standardowej mapy dostępny jest teraz widok z nieba, który jak w grze strategicznej pozwala zobaczyć okolicę z góry, co ułatwia poszukiwanie różnych fantów.

Ludzie i demony ramię w ramię w walce

SMT V: Vengeance recenzja

Istnieją również nowe symbole na mapie, ujawniające chociażby esencje Aogami do zebrania. Ponadto możliwe stało się poruszanie pomiędzy źródłami mocy oraz korzystania z Magatsu Rails zamiast dreptania niepotrzebnych kilometrów. Natomiast wisienka na torcie to możliwość zapisu gry w dowolnym momencie. Wprowadzone zmiany znacznie zwiększają przyjemność płynącą z rozgrywki, czyniąc ją bardziej przystępną. Niestety nie sposób w tej recenzji wspomnieć o wszystkich, ale niemal każdy aspekt doczekał się mniejszych bądź większych poprawek. Jak już wcześniej w recenzji wspomniałem, ważną i najbardziej ekscytującą częścią gry pozostała rekrutacja demonów (tak ogólnie określając rezydentów Świata Podziemnego) i ich fuzje w nowe potężniejsze

System walki z pierwowzoru pozostał zasadniczo nienaruszony i szczerze mówiąc to dobrze, bo w starcia tam były niesamowicie wciągające i znakomicie wykonane. Z drugiej strony Kanon Zemsty pozwala na rekrutację do drużyny (na zasadach gościa) także i ludzkich postaci (m.in. Yoko i Tao). Dalej jednak starcia toczą się w turach, a te oferują nam bądź wrogom po kilka ataków do wykonania. Oczywiście tak jak wcześniej wykorzystanie słabości oponenta skutkuje dodatkowym ruchem, ale gdy spudłujemy bądź wróg zablokuje nasz atak drużyna może od razu stracić całą kolejkę narażając się na wielkie niebezpieczeństwo. W każdym razie dobór towarzyszy przed poważniejszymi starciami musi być dogłębnie i sensownie przemyślany. Warto korzystać też z umiejętności magatsuhi, których wachlarz został poszerzony o kolejne, dostępne, gdy w drużynie mamy odpowiednią parę demonów. Szkoda tylko, że jest z tym trochę zachodu.

Shin Megami Tensei V: Vengeance ulepszone pod każdym względem

SMT V: Vengeance recenzja

Starcia w grze w ogólnej opinii uważane są za trudne albo bardzo trudne, ale nie uważam, by była niesamowicie ciężka przeprawa i raczej określiłbym je jako wymagające, lecz nie irytujące. Owszem ginąłem często, a potężnych oponentów przy których ostro się napocimy też jest sporo (chociażby demonice z Kadisztu). Mimo to, przy dobrym przygotowaniu i odpowiedniej strategii większość walk, nawet z bossami, da się wygrać bez zgrzytania zębami. Odniosłem nawet wrażenie, że Vengeance jest jakby łatwiejsze niż podstawowe SMT V. Trudno powiedzieć, czy wynika to że wcześniej zdobytego już doświadczenia, czy po prostu wprowadzone zmiany niezamierzenie obniżyły poziom wyzwania gry. Ponadto demony widząc naszą słabość często przed walką żądają okupu za pozostawienie nas w spokoju, więc jeśli jesteśmy w sytuacji podbramkowej zawsze to jakaś droga wyjścia z opresji. 

Innym, paradoksalnie ułatwiającym życie, wprowadzonym rozwiązaniem są następujące po sobie starcia, dzięki którym szybko zdobywamy punkty doświadczenia i pieniądze. Natomiast same demony do drużyny wciąż werbujemy podczas boju, chociaż niektóre z własnej woli mogą dołączyć do nas wraz z rozwojem akcji. W trakcie walki negocjujemy z wybranym demonem odpowiadając na jego pytania próbując go zadowolić. Ilość dostępnych konwersacji została zwiększona, więc teraz łatwiej rozsierdzić przyszłego towarzysza. Inna rzecz warta uwagi to pojawienie się unikalnych umiejętności pasywnych dla mieszkańców Świata Podziemnego oraz podwyższenie (po spełnieniu pewnych warunków) maksymalnego poziomu doświadczenia naszych podopiecznych aż do 150

To nie wszystko ponieważ symulator treningowy dostał opcję walki z bossami mających jeszcze wyższe poziom, więc jak ktoś pragnie otrzymać solidny łomot będzie miał taką okazję. Cały bestiariusz do zwerbowania wzbogacono o 40 nieobecnych wcześniej istot w tym kilka całkiem uroczych dziewcząt. Z towarzyszami broni da radę wchodzić też w głębsze interakcje w lokacji Leża Demonów, co pozwala się z nimi zżyć, otrzymać przydatne prezenciki, a nawet zwiększać ich statystyki. Porozmawiać możemy także z samym Aogami, co daje szanse na wzmocnienie również Nahobino.

Demony można oczywiście łączyć, by otrzymać inne i potężniejsze, ale też i na odwrót – mocniejszego rozbić na słabsze. Udajemy się wtedy do Świata Cieni gdzie tajemnicza Sophia pozwoli nam tego dokonać. U niej można wykupywać za punkty sławy nowe Cuda, a także wzmacniać siebie i towarzyszy esencjami demonów, dodając nowe umiejętności do już posiadanych. By dokonać fuzji nie musimy posiadać fizycznie wymaganego demona, tylko automatycznie wyciągnąć z kompendium (jeśli jest tam zarejestrowany). Ogólnie cały system fuzji też otrzymał garść drobnych usprawnień, które powinny zadowolić większość malkontentów.

Skok technologiczny, ale gra wciąż jak z innej epoki

SMT V: Vengeance recenzja

Zajmijmy się warstwą wizualną Shin Megami Tensei V: Vengeance. Na PlayStation 5 tytuł ten działa płynnie w 60 klatkach i w wyższej rozdzielczości niż wersja Switch. Obraz jest ostrzejszy i oferuje większy kontrast, dzięki czemu porzucone ruiny i pustkowia Podziemnego Świata razem z niepokojąco brzmiącą ścieżką dźwiękową tworzą naprawdę mroczną atmosferę. Gra wreszcie doczekała się wciskającej w fotel własnej czołówki, zresztą ogólnie efekty specjalne stoją tutaj na wysokim poziomie. Niestety, z drugiej strony nie da się ukryć, że tytuł swoje lata ma i już w 2021 roku nie prezentował się zbyt świeżo, więc na pewne rzeczy musimy patrzeć przez palce, co może być trudne dla osób, dla których jakość oprawy graficznej ma duże znaczenie. Na pociechę usprawniono przynajmniej interfejs gry oraz dodano możność swobodnego obracania minimapą, co znacznie ułatwia orientację w terenie.

Shin Megami Tensei V: Vengeance oferuje japońskie głosy oraz angielski dubbing od razu przyznaje, że praca aktorów z Kraju Kwitnącej Wiśni jest o niebo lepsza. Angielskie głosy wydają się po prostu wyprane ze wszelkich emocji. Na szczęście dla polskiego odbiorcy dostępne są dialogi w naszym rodzimym języku a ich poziom wydaje się nieco wyższy niż Persona 3 Reload. Oczywiście różnych kwiatków, wpadek i śmieszności nie uniknięto (najbardziej bawiło mnie liceum Św. Maryny), ale postęp jest. Dobrze, że Sega oraz Atlus znów pomyśleli o fanach z Polski i miejmy nadzieję, iż nie zrezygnują z tego w swoich następnych produkcjach.

Shin Megami Tensei V: Vengeance – podsumowanie

W tej recenzji nie wymieniłem wprawdzie wszystkich usprawnień, jakie otrzymało SMT V: Vengeance, ale już samo to, o czym wspomniałem jest wielką poprawą w stosunku do wersji Switch. Rozgrywka jest naprawdę długa, a druga ścieżka fabularna tylko zachęca, by sięgnąć po tytuł ponownie. Gra wciąż stanowi wyzwanie dla wymagających graczy, ale jest przyjazna też dla osób zaczynajacych dopiero swoją przygodę z serią. Jeśli ktoś ma ochotę na jRPG-a w cięższych klimatach to warto uzupełnić swoją kolekcję o tą pozycję. 

Ocena - recenzja gry Shin Megami Tensei V: Vengeance

Atuty

  • dwie ścieżki fabularne
  • mroczny, ciężki klimat
  • oprawa graficzna w wysokiej rozdzielczości i 60 klatkach
  • olbrzymia ilość nowości i usprawnień
  • język polski

Wady

  • styl prowadzenia fabuły
  • protagonista jakiś taki bez duszy
  • przestarzała oprawa wizualna nie każdemu się spodoba

Rozbudowany remaster tytułu z Nintendo Switch. Wprowadzone zmiany powinny zachęcić do gry nie tylko starych wyjadaczy, ale także nowych graczy o ile przymkną na oprawę wizualną rodem sprzed dwóch generacji. Poza tym to naprawdę smaczny kawałek jRPG-owego mięcha w mrocznych klimatach.

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper