Still Wakes the Deep - recenzja gry. “Coś” ze szkotami w roli głównej
The Chinese Room bardzo chciałoby zerwać z łatką dewelopera klepiącego symulatory chodzenia. Still Wakes the Deep mimo skrętu w kierunku horroru im w tym nie pomoże.
Z raz przyklejoną łatką ciężko jest zerwać, zwłaszcza w świecie gier wideo. Coś o tym wie brytyjskie studio The Chinese Room, do którego przylgnęła łatka gości od symulatorów chodzenia. Nikogo to nie powinno dziwić, przecież na koncie mają Dear Eshter, Amnesia: A Machine for Pigs i Everybody’s Gone to the Rapture. I mimo eksperymentów z gatunkiem horroru w przypadku Amnesii i wzięciu na bary projektu na licencji Wampira: Maskarady, łatka odkleić się nie chce.
Still Wakes the Deep w tym nie pomoże, jak już zresztą napisałem we wstępie. Pomysły podpatrzone z kultowego „Coś” Johna Carpentera postanowiono wymieszać ze szkocką ekipą zamkniętą na platformie wiertniczej. Efekt? Zaskakująco dobry, choć to nadal symulator chodzenia, który straszy od święta, pozostawiając fanom horroru spory niedosyt.
Woda, Szkoci i nieproszony gość
Osadzenie akcji na platformie wiertniczej u wybrzeży Szkocji w 1975 roku pozwoliło nadać grze unikatowego sznytu. Z jednej strony mamy więc czasy dla wielu odległe, a z drugiej nie na tyle, byśmy poczuli się obco. Dopełnieniem dobrych wyborów ze strony scenarzystów jest obsadzenie całej platformy Beira D w pełni szkocką załogą. Szkoci to ludzie ze specyficznym podejściem do życia (przynajmniej tak stara się udowodnić gra), co przekłada się bezpośrednio na kontakty międzyludzkie, których w samej rozgrywce nie jest zbyt dużo. Choć każda ich sekunda jest niezwykle ważna.
Still Wakes the Deep nie zostawia nam zbyt dużo czasu na wczucie się w klimat. Prolog przedstawionej historii to raptem kilkanaście minut spokojnej rozrywki, po której wszystko bierze szlag, gdy platforma wwierca się w coś, a nasz bohater wpada do oceanu i traci na jakiś czas przytomność. Gdy ją odzyskuje, wszystko jest już w rozsypce i postępujący chaos wyraźnie wskazuje, że trzeba się stąd zmywać.
Nie będę pisał już nic więcej o historii, bo w moim odczuciu to jedyny aspekt przyciągający do tej produkcji. Najlepiej jest w nią wchodzić w ciemno, bez oglądania zwiastunów i czytania o tym, co przygotował deweloper. Tempo rozgrywki jest dobrze prowadzone i mimo niezbyt długiego czasu potrzebnego na ukończenie Still Wakes the Deep (mi zajęło to 4 godziny), nie uświadczyłem poczucia niedosytu. Raczej niezadowolenia ze względu na zakończenie, choć to już mocno osobista preferencja.
Horror? A gdzie tam
Still Wakes the Deep reklamowane było raczej jako horror aniżeli symulator chodzenia (co dla wielu jest określeniem obraźliwym). Jeśli ktoś uwierzył deweloperowi, to poczuje się zawiedziony, bo tutaj nie ma czego się po prostu bać. Są momenty, w których tętno może lekko podskoczyć, jednak to raptem kilkanaście minut na całą grę. Mając na uwadze, że kierujemy bezbronnym bohaterem, którego jedyną opcją jest ukrywanie się lub ucieczka, potencjał na klasowego reprezentanta horroru był.
Inspirowana filmem „Coś” kreatura przejmująca ciała zaatakowanych pracowników platformy, do tego żywa, oplatająca coraz mocniej konstrukcję masa powodująca halucynacje to miks, na którego bazie dałoby się stworzyć coś lepszego. Niestety, większość gry idziemy po prostu przed siebie, odhaczając kolejne zadania, które otrzymujemy od pracujących z nami ludzi. Oczywiście im dalej w grze tym chaos jest większy i czasami gra wymaga od nas większego zaangażowania, niemniej, zawalić jest bardzo trudno, podobnie jak dać odkryć się stworowi w tych paru momentach, gdzie mamy z nim do czynienia.
Grafika, która buduje klimat
Mocną stroną Still Wakes the Deep jest warstwa techniczna, zwłaszcza oprawa wizualna. Co prawda gry z tego gatunku są mocno ograniczone, jeśli chodzi o dowolność eksploracji, de facto idziemy dokładnie tam, gdzie twórcy chcą, byśmy poszli. Dzięki temu mogą się skupić na oszlifowaniu oglądanych przez nas obiektów. Ekipa The Chinese Room postawiła także na umiejętne operowanie efektami graficznymi — filmowym ziarnem, rozmyciem w ruchu i abberacją chromatyczną. Jeśli komuś z tych efektów nie pasuje, może je spokojnie w menu gry wyłączyć.
W menu znajdziemy dwa tryby graficzne, podobnie jak w innych tytułach. Wydajność celuje w 60 klatek na sekundę kosztem rozdzielczości, a tryb graficzny ponad wszystko stawia jakość obrazu, blokując rozgrywkę w 30 fpsach. Jednak w tym gatunku nie widzę sensu gry w 60 klatkach i uważam, że warto poświęcić połowę fpsów, by uzyskać lepszą jakość obrazu.
Pochwalić należy również oprawę dźwiękową. Muzyki zbyt wiele nie uświadczymy, więc nasze uszy kierują się głównie w stronę dialogów i efektów dźwiękowych, a te stoją na wysokim poziomie. Warto tu dodać, że twórcy dorzucili w opcjach językowych mówiony gaelic, co jeszcze mocniej nadaje klimatu wszystkim dialogom (choć te po angielsku, ze szkockim akcentem, dają radę).
Na sam koniec informacja, nieco smutna, polskiej wersji brak, nawet w formie napisów. Więc osoby ze słabszą znajomością angielskiego mogą mieć pewne problemy ze zrozumieniem dialogów.
Idealna gra na dwa południa
Wielkim fanem symulatorów chodzenia nie jestem, nie będę tego ukrywał. Na szczęście Still Wakes the Deep ma idealną długość w tego typu produkcjach i zanim było w stanie mnie zmęczyć małą ilością czystej rozgrywki, oglądałem napisy końcowe.
Przed zagraniem obawiałem się rzekomych aspektów horroru, jednak to ich brak uważam za największy minus, gra skorzystałaby na tym, gdyby była straszniejsza, a stalkująca nas kreatura pojawiała się częściej i była większym zagrożeniem. Tytuł z potencjałem, choć niewykorzystanym.
Ocena - recenzja gry Still Wakes the Deep
Atuty
- Sensownie poprowadzona historia
- Stylistyka produkcji trzyma klasę
- Dobra gra aktorska
- Idealna długość
Wady
- Horroru tutaj jak na lekarstwo
- Niewykorzystany potencjał kreatury
Jeśli poprzednie dokonania The Chinese Room Wam nie leżą, to i Still Wakes the Deep się nie spodoba. Horroru w niej jak na lekarstwo, a i nie każdy będzie chciał zwiedzić platformę wiertniczą u wybrzeży Szkocji.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych