Bad boys (1995)

Bad boys (1995) - retro recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Łoczy gona du?

Piotrek Kamiński | 28.06, 22:43

Dwóch zgoła różnych, acz świetnie uzupełniających się policjantów dostaje do rozwiązania trudną sprawę - ktoś odwrócił uwagę policji, zabijając fałszywego funkcjonariusza, po czym ukradł 100 kilogramów heroiny z magazynu dowodów policji w Miami. Mike i Marcus chcą odnaleźć sprawców, bo tak po prostu trzeba, ale kiedy życie traci jedna znajoma osoba, spawa staje się osobista...

Pomyślałem, że skoro w tym miesiącu wyszli nowi, czwarci już "Bad boys", to jest to idealny moment, aby w ramach retro recenzji przyjrzeć się oryginałowi Michaela Baya - w końcu w przyszłym roku kończy, uwaga... Trzydzieści lat. Zanim przejdziemy do filmu właściwego, warto ustalić kilka faktów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Może i dzisiaj są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk na świecie, ale w połowie lat dziewięćdziesiątych mało kto wiedział, kim jest ten cały Michael Bay, a kariera aktorska Willa Smitha wciąż jeszcze rozkręcała się za sprawą "Bajera w Bel-Air" - "Bad boys" byli dopiero czwartym jego pełnym metrażem, wciąż przed "Facetami w czerni" i "Dniem niepodległości". W przeciwieństwie do dzisiejszej sytuacji, w tamtym czasie nie było wcale pewności, że film odniesie sukces. Być może to właśnie dlatego producenci oddali stołek reżyserski facetowi od teledysków. Bardzo dobrych teledysków - ale wciąż teledysków. Jak sobie poradził?

Bad boys (1995) - retro recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Prosta historia

Praca wre

Jeśli chodzi o scenariusz, o zaproponowaną przez George'a Gallo, Michaela Barrie'ego, Jima Mulhollanda i Douga Richardsona fabułę, to jest ona.... Tak generyczna, jak to tylko możliwe i to nawet uwzględniając fakt, że mamy dopiero 1995 rok! Dwóch gliniarzy musi działać na granicy prawa, aby doprowadzić do końca trudną sprawę. Ile razy słyszałeś tego typu skrót fabuły? Albo może: Ktoś ukradł bardzo wartościową własność policji. Główni bohaterowie pracują nad sprawą, nie mając pojęcia, w jak wielkie bagno właśnie wleźli.

Mówiąc o fabule "Bad boys", trudno nie odnieść wrażenia, że jest to bardzo... Klasyczna fabuła. Nie ma w tym nic złego, ale jednak chciałoby się (a już zwłaszcza w dzisiejszych czasach przesytu), aby scenariusz imponował oryginalnymi pomysłami i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Tutaj takowych nie uświadczymy. Źli są źli, bo tak to wyglądało w latach dziewięćdziesiątych, dobrzy są dobrzy i mają wiecznie pod górę. Pod koniec dostajemy zwrot akcji związany z tym, jak informacje wyciekały do antagonistów i tak jak nie jest to nic oczywistego, tak również brakuje temu ujawnieniu jakiejś większej mocy, konsekwencji, wiesz... Ikry. Cały film oglądaj się z nastawieniem: "a, więc to tak. Ok. Co dalej"? I piszę to jako osoba, która ostatni raz oglądała ten film może jakoś w liceum.

Bad boys (1995) - retro recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Michael Bay jaki jest, każdy widzi

Oficerowie i świadek

Tym, co "robi" ten film, są dwie rzeczy - niedorzecznie mocna chemia między Martinem Lawrence'em i Willem Smithem (widzieliście, że Will, to skrót od Willard, a nie William? Mi to zmiotło mózg) oraz nastawiona na nieskrępowaną, ułaskaw mojego Francuza, zajebiście kinetyczną, niechybnie wyniesioną z pracy nad krótkimi przecież, a muszącymi zrobić wrażenie na widzu teledyskami reżyseria Baya. (Before you start: wiem, że u nas tak się nie mówi. To nie jest moja nieudolność, po prostu kiedyś zobaczyłem ten mistranslate i bardzo mi się spodobał, więc od czasu do czasu go używam, licząc na inteligencję czytelnika, który połączy kropki i zrozumie, o co dokładnie chodzi autorowi).

Dzisiaj jego styl jest rozpoznawalny od pierwszych ujęć scen akcji, a wszystko to zaczęło się już właśnie przy okazji kręcenia "Bad boys" (chociaż niektóre, pojedyncze ujęcia wykorzystywał już wcześniej w teledyskach artystów takich jak Meatloaf czy Styx). Szerokie kadry, gdzie nagle, zza horyzontu pojawiają się pędzące auta - obowiązkowo skąpane w świetle pałającego słońca Miami; kamera kręcąca się wokół głównych bohaterów szykujących się do akcji - często filmująca ich od dołu; częste cięcia z trzęsącymi się jak cholera zbliżeniami na twarze w scenach akcji. Tak naprawdę z dzisiejszego Baya brakuje jedynie bardziej dzisiejszej technologii. Wiesz, frontów, lepszego CGI I tak dalej. Prócz tego, "Bad boys" to do dziś Bay w stanie czystym. Nie do końca rozumiem tylko, dlaczego wszelkie sceny śmierci rozgrywają się na upierdliwie utrudniających zrozumienie co się dzieje cięciach. Czy to kwestia budżetu? Nie stać ich było na tych kilka zdalnie sterowanych ładunków z krwią? Nie wiem, ale efekt rani trochę oczy.

Bad boys (1995) - retro recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Mocny, policyjny duet

Źle chłopak

Czego by nie mówić o fabule i jakości samej intrygi, trzeba przyznać, że akurat duet głównych bohaterów wyszedł twórcom pierwszorzędnie. Will Smith, wciąż jeszcze grający "Willa Smitha" w "Bajerze w Bel-Air" był trochę loterią i tak jak wciąż widać, że brakuje mu samokontroli, subtelności i generalnie wyczucia, tak rola Mike'a Lowey'ego zdaje się być pisana centralnie pod niego, wykorzystując wszystkie jego mocniejsze i słabsze strony jako aktora, aby zbudować odpowiednio wyrazistą postać. Martin Lawrence miał już w tamtym momencie kilka mocnych ról (ale nie zdążył jeszcze przebrać się za grubą, starszą panią, dzięki czemu mógł pochwalić się wymienieniem w czołówce przed Smithem), więc filmowcy dobrze wiedzieli, co robią zatrudniając go do tej konkretnej roli. Czy ich dialogi zostały mocno przemyślane z każdej strony? Raczej nie. Czy zawsze wypadają zabawnie? No też nie - miejscami jest wręcz boleśnie sucho. Ale mimo to, więź między chłopakami jest wyraźnie wyczuwalna od początku, do końca filmu. Bardzo trudno ich nie lubić, natomiast bardzo łatwo im kibicować - nawet mimo całego tego kwasu, oblekającego połowę ich dialogów.

Reszta obsady, może poza Teą Leoni, jest tu właściwie głównie po to, aby pchać fabułę do przodu, poza tym dając się opisać pojedynczymi epitetami. Nawet kapitan (Joe Pantoliano) jest tu bardziej dekoracją o mocnym wyrazie, niż pełnoprawną postacią. To samo można powiedzieć o dosłownie wszystkich czarnych charakterach, którzy poza różnymi imionami i facjatami, nie różnią się od siebie niczym. Być może się powtarzam, ale pod względem fabuły jest to dosłownie kwintesencja buddy cop movie i nie ma w niej niczego wybitnego.

"Bad boys", gdyby ukazali się dzisiaj, przeszliby raczej bez echa. Widziało się na przestrzeni lat multum tego typu fabuł. Sceny akcji nie są niczym niezwykłym, intryga wręcz przynudza i gdyby nie sympatyczny duet głównych bohaterów, nie byłoby za co tego filmu pamiętać. Przyznam, że czwórkę recenzowałem patrząc przez różowe okulary, twardo pisząc, że "to już nie te dialogi, nie te sytuacje". Po części miałem rację, bo jednak oryginał jest tylko jeden, ale z drugiej strony, czwarta część jest po prostu nowszą wersją tego samego, co oryginał - brutalnego, stylowego, ale przy tym mało ambitnego kina akcji. Wciąż jednak ogląda się to całkiem nieźle, czego nie można powiedzieć o połowie ukazującego się dzisiaj szrotu.

Atuty

  • Mike i Marcus tworzą świetny duet;
  • Niektóre gagi naprawdę dobre;
  • Brzmi i wygląda solidnie, nawet dzisiaj.

Wady

  • Banalna intryga i antagoniści;
  • Część dialogów bardziej sucha, niż zabawna;
  • Specyficzna cenzura/oszczędność przy pokazywaniu przemocy.

"Bad boys", jeśli odpuścić sobie nostalgię, jest raczej prostą historią dwóch kumpli gliniarzy, którzy muszą wykonać jedno, za to bardzo trudne zadanie. Przed nijakością film ratuje mocno zaznaczona więc łącząca głównych bohaterów, z której od czasu do czasu wynikają niezłe gagi. Mimo blisko 30 lat na karku, wciąż ogląda się nieźle.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper