Gliniarz z Beverly Hills: Axel F (2024)

Gliniarz z Beverly Hills: Axel F (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Powrót legendy

Piotrek Kamiński | 03.07, 07:00

Bandyci grożą prawniczce, że stanie się coś złego, jeśli nie odpuści jednej sprawy. Gdzie indziej, dawny policjant, a obecnie prywatny detektyw, Billy Rosewood, znika zaraz po zabezpieczeniu dowodów w tej sprawie. Źli ludzie nie wiedzą jednak co łączy obie te osoby - są ludźmi, na którym zależy najbardziej zaradnemu gliniarzowi z Detroit, Axelowi Foleyowi.

Powroty po latach są trudne. Wie to Netflix, na którego "Różowe lata 90." marudziłem ledwie dziesięć godzin temu. Wie to również Eddie Murphy, który ledwie trzy lata temu powrócił do roli księcia Akeema w kontynuacji swojego hitu z 1988, "Książę w Nowym Jorku". Od czasu do czasu zdarzy się jednak, że i czas i miejsce i talent spotkają się akurat w jednym miejscu, w efekcie dając światu produkt może i nie wybitny, ale z całą pewnością solidny, przyjemny, miło łechtający nostalgiczną żyłkę widza i jednocześnie mogący pochwalić się własną tożsamością. Oto "Axel F".

Dalsza część tekstu pod wideo

Oddawanie znanej, nawet jeśli już trochę zapomnianej marki zupełnie nowemu reżyserowi zawsze jest ryzykownym posunięciem. Niby Mark Molloy ma na koncie nawet nagrody dla najlepszego reżysera za swoje krótkometrażowe filmy reklamowe dla Apple, ale nigdy nie zdarzyło mu się dotąd reżyserować dużego, pełnometrażowego projektu. Z początku miałem wrażenie, że jego styl jest trochę za bardzo teledyskowy, że oglądam wydłużony klip do klasycznego "Axel F", przeskakując z jednej sceny do drugiej, z jednej melodii do kolejnej, a wydarzenia na ekranie były tak odjechane, tak zwariowane, że trudno było brać je na poważnie. Ale spokojnie - to tylko napompowany testosteronem wstęp. Później dostajemy bardziej klasycznego "Gliniarza z Beverly Hills"!

Gliniarz z Beverly Hills: Axel F (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Klasyczna przygoda w LA

I od razu kłopoty

Intryga nie jest jakoś przesadnie skomplikowana - córka Axela, Jane (Taylour Paige) chce wybronić jednego gangstera, który najprawdopodobniej jest wrabiany w zabójstwo, którego nie popełnił. Rzecz w tym, że ludzie, którzy go wrabiają są bardzo wpływowi, zachowując się tak bezczelnie, jakby mieli wtyki na samym szczycie łańcucha pokarmowego Los Angeles. Gdy dowiaduje się, że ktoś jej groził, Foley natychmiast rusza do Kalifornii. Niestety, Rosewood (Judge Reinhold) gdzieś zaginął, a do Taggarta (John Ashton) nie może dotrzeć - przynajmniej z początku. Na miejscu poznaje za to detektywa Bobby'ego Abbotta (Joseph Gordon-Levitt), który ma wspólną historię z Jane, a o czystych rękach swoich chłopaków zapewnia go sam kapitan policji, Grant (Kevin Bacon). Axel będzie musiał skorzystać ze standardowych dla siebie i bardzo niestandardowych dla miejscowej policji metod, jeśli chce ochronić córkę i znaleźć przyjaciela.

Jeśli nie domyślisz się samodzielnie tego, kto jest zły, a kto dobry po 25 minutach seansu... To film sam ci o tym opowie po 30. To nie tajemnica jest tutaj najważniejsza, ale zabawa w kotka i myszkę z przestępcami, wynikająca z tego, że są świadomi swoich wzajemnych działań. Dało to scenarzystom pole do wykorzystania dawnych znajomych głównego bohatera, jak Serge (Bronson Pinchot), a także zaprowadzenie go w kilka nowych, nieoczywistych miejsc, jak do przybytku jednego z członków kartelu (zabawny występ gościnny Luisa Guzmana). Czy chciałoby się, aby zagadka kryminalna była trochę bardziej... Zagadkowa? Może i trochę tak, ale nie zmienia to faktu, że "Axel F" to po prostu dwie godziny dobrej zabawy w starym stylu!

Gliniarz z Beverly Hills: Axel F (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Tak się właśnie wraca do dawnych marek!

Stare i nowe twarze

I nie chodzi mi wyłącznie o wspomnianą już muzykę i znane twarze. Ten film dosłownie wygląda, jak gdyby powstał w latach osiemdziesiątych i piszę to jako największą możliwą pochwałę. Wszystko, od doboru ujęć, przez sposób świecenia, na stylu ukazania przemocy kończąc aż błaga, aby uwierzyć, że pochodzi z dawnych lat, z ery VHS. Efekt zazwyczaj jest bardzo przyjemny - Axel rozpycha samochody śnieżnym pługiem, ląduje awaryjnie helikopterem, kule dziurawią auta i tłuką szyby, a kiedy przychodzi pora zakończyć cwaniakowanie czarnego charakteru, reżyser nie ma żadnych oporów przed pokazaniem nam dziury po kuli, która przed sekundą zrobiła mu z mózgu jajecznicę.

Zaskakująco dobrą dynamikę udaje się również zbudować między trójką głównych bohaterów. Axel i jego córka nie są obecnie na stopie przyjacielskiej, ale sytuacja zmusza ich do współpracy i powolnego odbudowania nadszarpniętego zaufania. Miejscami są przy tym naprawdę zabawni, a kiedy dodatkowo dołącza do nich jeszcze Abbott - facet, któremu szczerze zależało i, być może, wciąż zależy na Jane - robi się nawet zabawniej, jako że Axel nie chce nawet słyszeć o tym, że jakiś kompletnie nieznany mu chłop mógł mieć "fizyczne relacje" z jego córką. Tak więc mamy tu do czynienia z zupełnie inną dynamiką, niż w poprzednich częściach, ale spinający wszystkie cztery filmy Eddie Murphy w głównej roli sprawia, że to wciąż w bardzo wyraźny sposób "Gliniarz z Beverly Hills". 

Najnowsza propozycja Netflixa, to film, któremu od początku bardzo dobrze życzyłem, choć z tyłu głowy krążyła mi myśl, że to się nie ma prawa udać. Cóż, na szczęście tym razem absolutnie nie miałem racji. Martwię się, że wielu ludziom nie podejdzie "Axel F", jako że jest to kino tak bardzo niedzisiejsze, jak to tylko możliwe, ale dla mnie to właśnie z tego powodu jest to tak udana produkcja. Niektóre sceny są do przesady widowiskowe, zahaczając lekko o autoparodię, a Judge Reinhold, mimo że wciąż sympatyczny, daje po sobie poznać, że miał siedmioletnią przerwę od aktorstwa, ale jako całość dostajemy tu naprawdę udany, nostalgiczny koktajl. Oby więcej takich niespodzianek.

Atuty

  • Eddie Murphy wciąż ma w sobie to coś;
  • Bardzo dobra dynamika między trójką głównych bohaterów;
  • Ciekawy pomysł na rozpisanie intrygi;
  • Dużo, energicznie zrobionych scen akcji;
  • Dobry balans między starym, a nowym.

Wady

  • W paru miejscach scenariusz przesadza z robieniem z Axela superbohatera;
  • Nierówne aktorstwo w kilku momentach;
  • Ze dwa gościnne występy nie dodają niczego, a jedynie wydłużają film.

"Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" to film nakręcony z miłości do staroszkolnego kina akcji. Jest zwariowanie, brutalnie i jednocześnie zabawnie. Mam nadzieję, że będzie z niego hit, bo chętnie obejrzałbym więcej takich wznowień w starym stylu.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper