Nowa w Kosmosie (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Legalna blondynka odlatuje
Rex Simpson zawsze była łebska i chciała zostać astronautką. Niestety, po skończeniu szkoły średniej jej ambitne plany musiały ulec zmianie. Lecz gdy NASA ogłasza nabór na szkolenie, z którego wyłoniona zostanie grupka śmiałków mających polecieć na międzynarodową stację kosmiczną, marzenie zaczyna odżywać. Jest tylko jeden problem - brakuje jej odpowiedniego wykształcenia.
W trakcie oglądania, wielokrotnie na myśl przychodził mi klasyk amerykańskiej komedii przełomu tysiąclecia, "Legalna blondynka " w reżyserii Roberta Luketica. Zakręcona na swój własny sposób dziewczyna próbuje odnaleźć się w miejscu, do którego - teoretycznie - zupełnie nie pasuje. Na miejscu poznaje przystojnego chłopaka (krótko: Brytyjczyk, okulary), poznaje nowych przyjaciół, ale i robi sobie kilku wrogów i ostatecznie tylko jej specyficzny talent ratuje sytuację. W najczystszej postaci, jest to dosłownie ta sama linia fabularna.
Rzecz w tym, że tak jak pierwsza przygoda Elle Woods była zabawna i odjechana, ale ostatecznie wcale nie aż tak nieprawdopodobna, tak Rex Simpson (Emma Roberts) może i ma swoje momenty i od czasu do czasu potrafi nawet rozbawić, ale koniec końców, jej historia jest tak niewiarygodnie niemądra, absurdalna i niewiarygodna, że psuje przez to - w pewnym stopniu - wydźwięk całości. Nie zrozum mnie źle: ja wiem, że to jest niemądra, lekka komedia, ale jeśli nie zakotwiczyć jej w jakimś tam realizmie, wyjdzie parodia albo inny kicz. I tak też się stało w przypadku "Nowej w kosmosie".
Nowa w Kosmosie (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. NASA bierze wszystkich, jak leci
Życie głównej bohaterki nie było wcale takie złe, dopóki zlot absolwentów liceum nie przypomniał jej, czego tak naprawdę od niego chciała. Jest popularną wśród mieszkańców swojego miasteczka na Florydzie barmanką, wszyscy ją lubią, ma kochanego ojca (Sam Robards) i najlepszą przyjaciółkę, Nadine (Poppy Liu), na którą zawsze może liczyć. I to właśnie ta najlepsza przyjaciółka jest katalizatorem całej fabuły. Kiedy Rex prosi ją o "poprawienie" jej CV, ta bierze sobie to do serca w bardzo dosłowny sposób i w zasadzie przepisuje jej życie na nowo, robiąc z niej doktora, wynalazcę i w ogóle najlepszego człowieka na świecie. Rzecz w tym, że jej przyjaciółka nie ma o tym zielonego pojęcia...
Większość filmu rozgrywa się w akademii NASA. Poznajemy grupę kandydatów, z której szybko wyłania się garstka "tych głównych", z którymi przyjaźnić będzie się Rex. Jest więc jej współlokatorka, Violet (Kuhoo Verma), lękliwa, nerwowa autorka książek, które lubi cytować na każdym kroku; lekko niepokojąca, lubiąca izolację Miriam (Josephine Huang); Hector (Troy Iwata), którego główną cechą jest bycie pół-Azjatą; na co dzień pracująca w wojsku, twarda i uparta Grace (Yasha Jackson); Kapitan Jack (Andrew Call), wyglądający i zachowujący się, jakby dwa dni wcześniej odpadł z Top Gun; Doktor Stacy (Desi Lydic), a więc najbardziej stereotypowa sztywna jędza po tej stronie Mississippi. Być może zastanawiasz się, czy któreś, którekolwiek z nich wychyla się choć odrobinę poza swój stereotyp? Otóż, spieszę donieść, że nie masz się czym martwić, bo odpowiedź, to krótkie, acz treściwe: nie.
Nowa w Kosmosie (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Raczej mało ambitny humor
Ale nawet banda chodzących stereotypów może być zabawna, jeśli wiedzieć, jak ją wykorzystać. I choć absolutnie nie jest to stricte dobra komedia, to skłamałbym pisząc, że nie zdarzyło mi się na niej ładnych parę razy zaśmiać. Jasne, najczęściej z powodu tego, jakie to wszystko niemądre, ale czasami również po prostu ponieważ reżyserce i scenarzystce w jednej osobie, Liz W. Garcii, udało się napisać szczerze udany gag - najczęściej związany z wesołym usposobieniem głównej bohaterki, bo reszta obsady bardziej irytuje, niż śmieszy.
A skoro już o irytacji mówimy. Większość filmu zasadza się na jakże humorystycznym fakcie, że Rex nie jest tym, za kogo się podaje. Aby utrzymać fasadę, jej przyjaciółka, Nadine, która na co dzień pracuje na recepcji w jakimś tam klubie fitness, udaje różnych, dawnych pracodawców głównej bohaterki i udziela dziwacznych, pozbawionych większego sensu odpowiedzi na pytania zadawane regularnie przez jednego z organizatorów szkolenia, Logana O'Leary (Tom Hopper). Nie dość, że nie ma w tych ich rozmowach nic śmiesznego, to jeszcze cała sytuacja nie ma sensu - jak bardzo pan Logan nie chciałby dobrać się Rex do majtek, nie wierzę, że nie zauważył, że każdy jeden z jej poprzednich pracodawców ma dokładnie ten sam numer telefonu... A właśnie, wątek romantyczny!
Nowa w Kosmosie (2024) - recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Nie wiem, co wyszło bardziej sztucznie: romans czy statek kosmiczny
Naturalnym było, że dwójkę tę prędzej czy później połączy uczucie. Chciałbym móc napisać, że widać to po tym, jak układa się scenariusz, ale byłoby to wierutne kłamstwo, ponieważ prócz tego, że ona uważa, że on jest przystojny, a on nie może się przy niej skupić, ich romans nie ma żadnego tempa, żadnej progresji. Po prostu lecą na siebie i jednego wieczora całą ekipą idą do baru, gdzie nasi główni bohaterowie brawurowo wykonują wspólnie "Mr. Jones" z repertuaru Counting Crows (żarty, żartami, ale to było naprawdę solidne karaoke), a później udaje jej się powiedzieć coś romantyczno-inteligentnego. I już, wystarczy. Po co rozpisywać im jakieś dialogi, sytuacje, powoli zapoznawać ich ze sobą, skoro można załatwić sprawę w pięć minut i po sprawie? To jakby Ted Mosby powiedział: "Dzieciaki, opowiem wam jak poznałem waszą matkę... Grała na basie na weselu wujka Barneya i cioci Robin. Wpadła mi w oko, dałem jej parasol i tak to się zaczęło. A teraz pooglądajmy przez dziewięć sezonów jak ja i wujek Barney uprawiamy seks z połową kobiet w Nowym Jorku". No nie byłby to dobry serial.
Nie oszukujmy się jednak, w "Nowej w kosmosie" romans jest sprawą drugorzędną. Chodzi przede wszystkim o stacje kosmiczne, gwiazdy, krążowniki, nieważkość i takie tam. I tak jak scena w nieważkości wyszła naprawdę solidnie, tak cała reszta związanych z kosmosem scen woła o pomstę do nieba. Aktorzy albo zostali chamsko wklejeni na tło platformy startowej albo siedzą w komicznie pustym i przestronnym kokpicie bez jakichkolwiek przyrządów kontrolnych, za to z należycie "kosmiczną" strukturą położoną na ściany. Mam wrażenie, że SNL zrobiliby bardziej przekonujące wnętrze statku kosmicznego... Za to scena z odrzutowcem wyszła bardzo solidnie i realistycznie, więc nie jest tak, że film wizualnie jest kompletną klapą. "Nierówny", to słowo, które samo ciśnie się na usta.
Koniec końców, "Nowa w kosmosie" to rzeczywiście momentami śmieszna komedia, która mogłaby być bardziej dzisiejszą, całkiem zgrabną odpowiedzią na "Legalną blondynkę"... Gdyby autorka lepiej przemyślana i poprawiła scenariusz, ponieważ forma, w której go dostaliśmy jest zbyt niedorzeczna, aby można było mówić o dobrym filmie. Jestem przekonany, że gdyby zmienić dosłownie kilka detali tu i tam, można by uzyskać absolutnie poprawny, satysfakcjonujący film. Nie powiem jednak, abym uważał nowy film Amazona za kompletną porażkę. Bawiliśmy się z żoną całkiem nieźle, więc powiedziałbym, że jeśli lubisz głupkowate komedie romantyczne i nie masz niczego ciekawszego do obejrzenia, to z "Nową w kosmosie" można spędzić nie najgorszych 110 minut przed telewizorem. Grunt to nie liczyć na zbyt wiele.
Atuty
- Rex Simpson urzeka pozytywną energią;
- Kilka niezłych gagów;
- Scena z odrzutowcem.
Wady
- Reszta postaci to chodzące stereotypy bez grama charakteru;
- Skandalicznie absurdalna i niewiarygodna fabuła;
- Dużo sucharów tak złych, że aż dziąsła krwawią;
- Ściąga od "Legalnej blondynki", ale w żaden sposób jej nie ulepsza;
- Kiepsko rozpisany wątek miłosny.
"Nowa w kosmosie" to taka "Legalna blondynka" w NASA, ale bez choćby grama wiarygodności i z jednym stereotypem poganiającym drugi. Durny film, ale można się od czasu, do czasu zaśmiać.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych