Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja i opinia o 3. sezonie [Netflix]. Nie zapominaj o przeznaczeniu

Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja i opinia o 3. sezonie serialu [Netflix]. Nie zapominaj o przeznaczeniu

Iza Łęcka | 14.07, 22:15

Przychodzi czas pożegnań. W XI wieku Europa doświadcza kolejnych znaczących zmian, które nie pozostają bez znaczenia dla nieustraszonego Haralda, walecznej Freydis i roztropnego Leifa. Zapraszam do recenzji 3. sezonu „Wikingowie: Walhalla”.

W „spadku” po „Wikingach”, których zakończenie budziło zdecydowanie mniej przychylne emocje niż pierwsze odcinki, otrzymaliśmy produkcję w iście telewizyjnym klimacie. „Wikingowie: Walhalla” – historia osadzona ponad 150 lat później niż pierwowzór – przedstawiają nie mniej charakterne postaci niż miało to miejsce w serialu debiutującym w 2013 roku. Po całkiem znośnym 1. sezonie, nieco słabszej 2. serii, która zdecydowanie została przegadana, zgodnie z ustaleniami Netflixa i odpowiedzialnym za produkcję MGM, przyszedł czas na 3. sezon.

Dalsza część tekstu pod wideo

Muszę przyznać, że nie czekałam na ostatnie odcinki recenzowanej „Walhalli” z niecierpliwością. Choć podstawowe założenia fabularne wykreowane przez Jeba Stuarta – twórcę takich hitów jak „Szklana pułapka”, „Ścigany” czy „W słusznej sprawie” – wydawały się naprawdę obiecujące, w moim odczuciu w 2. sezonie widoczny był spadek jakości. Dlatego też do zapowiedzianej kontynuacji opowieści o potomkach wikingów podchodziłam z dystansem. W finałowych epizodach twórcy bardzo chcieli domknąć wszystkie wątki, wpisać się w główne założenia o „nieubłaganym przeznaczeniu” i wywiązali się z tego zadania zgodnie z planem. Zacznijmy jednak od początku...

Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja 3. sezonu [Netflix]. Przeszłość puka do drzwi

undefined

Po 7 latach od ostatnich zdarzeń świat wikingów nieco się zmienił. Harald Sigurdsson wspólnie z Leifem Erikssonem podążają śmiało u boku cesarza, działając nie tylko w Konstantynopolu, ale przede wszystkim dokładając swoją cegiełkę do pokaźnego zbioru podbitych ziem przez Romana. Teraz ich celem są Syrakuzy. Równocześnie Freydis na dobre osiedliła się w Jomsborgu – pod jej przywództwem osadnikom żyje się naprawdę spokojnie, choć najnowsze wiatry „przynoszą” wiele dramatycznych wyzwań. W okolicy pojawia się pewien nieznajomy, który zwraca uwagę kobiety.

Harald nadal zbiera środki na pozyskanie ogromnej armii, dzięki której będzie mógł powrócić do swojego kraju i odzyskać należny mu tron Norwegii – lecz w ciągu kolejnych odcinków dokładnie widać, że pomimo zapewnień o swoim przeznaczeniu, dobrze mu w Konstantynopolu. Jego odwaga i brawura sprawiają, że zyskuje szacunek cesarza, a przy tym wplątuje się w kolejne zdarzenia, które prędzej czy później muszą przynieść tragiczne konsekwencje. Z drugiej strony obserwujemy, jak bardzo zmienił się Leif, stając się człowiekiem nauki. Jego rola w armii również nie jest bez znaczenia, lecz wiking szybko przekonuje się, że wraz z wiedzą przychodzi wielka odpowiedzialność. Nauka – wpływająca na rozwój państwa – może mieć też nieprawdopodobną siłę niszczenia, czego Grenlandczyk boleśnie doświadcza.

Od początku 3. sezonu recenzowanych „Wikingów: Walhalla” odczuwamy upływający czas. I nie chodzi mi tutaj o pracę makijażystów, bo po głównych bohaterach nie widać upływu niemal 10 lat. Zdecydowanie zmieniają się realia. Król Knut wraz z królową Emmą wyruszają do Stolicy Apostolskiej, by pertraktować z papieżem i zyskać poparcie dla swoich działań wśród zwierzchników Kościoła. Roman, mając do dyspozycji armię Haralda i swoje wojska, oraz dysponując coraz większą wiedzą Leifa, również nie boi się podnieść ręki na tereny kierowane przez muzułmanów. Pozycja Freydis wydaje się niezwykle mocna w osadzie, która jest ostatnią ostoją starej wiary w okolicy. Przeszłość nie da jej jednak o sobie zapomnieć... Zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami, kwestia religii chrześcijańskiej, której wysłannicy dysponują coraz większymi wpływami na północnej części kontynentu, jest znaczącym motywem 3. sezonu „Walhalli” i nie pozostaje bez znaczenia na losy bohaterów. Można było jej poświęcić jednak znacznie mniej czasu.

W recenzjach wcześniejszych sezonów serii debiutującej na Netflixie wielokrotnie narzekałam na kilka rozwiązań fabularnych i tutaj również nie mogę pozostawić kwestii scenariusza oraz dialogów bez komentarza. Doświadczony Jeb Stuart ze swoim zespołem scenarzystów po prostu ciągnie zbyt wiele srok za ogon, tworząc fabułę. Finał „Walhalli” ma tylko 8 odcinków, tymczasem jeszcze w połowie 3. sezonu śledzimy kolejne nowe wątki, które sprawiają, że nasza uwaga się rozprasza, a protagoniści nieco tracą na znaczeniu. Już ich trzy różne historie dawałyby zespołowi spore pole do popisu, a kolejne motywy tylko wprowadzają chaos i nie pozostają bez znaczenia dla zakończenia. Jednocześnie słowa i podejście wielu bohaterów zdają się mieć mocno współczesny charakter, który w żaden sposób nie pasuje do średniowiecznych czasów i wpływa na odczuwanie przedstawionej rzeczywistości. Jeżeli tęskniliście za wieloma nielogicznymi pomysłami, to tych także nie zabraknie.

Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja 3. sezonu serialu [Netflix]. Czuć telewizyjny budżet

Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja i opinia o 3. sezonie serialu [Netflix]. Freydis

Klimat serialu „Wikingowie: Walhalla” jest jednym z jego najmocniejszych aspektów. Muszę przyznać, że mam sporo zastrzeżeń do wielu scenariuszowych rozwiązań, które poskutkowały zbyt wieloma wątkami, lecz spin-offowi nie można odmówić całkiem przyjemnej atmosfery. Co prawda, nie jest to już produkcja brutalna, ociekająca mrocznym, brudnym klimatem wiosek wikingów czy średniowiecznych miast, tak jak mogliśmy to zaobserwować w pierwszych odcinkach, lecz podczas seansu przenosimy się do wielu pięknych miejscówek. Jomsborg i tereny Grenlandii nadal kuszą swoją tajemniczością, Konstantynopol ocieka bogactwem, tereny Morza Śródziemnego rozbudzają ciekawość – i szkoda tylko, że te sceny stanowią tylko drobne przerwy pomiędzy mniej widowiskowymi ujęciami we wnętrzach.

Za produkcją „Wikingowie: Walhalla” stoi między innymi MGM Television. I tutaj czuć telewizyjną, bardzo średnią jakość. Realizacja jest jednym z aspektów, który szczególnie mocno doskwierał mi w recenzowanych odcinkach. Nieco niższy budżet aż bije po oczach – zarówno kiedy dokładniej przyjrzymy się strojom postaci, broni wykorzystywanej podczas walk, która momentami wygląda wręcz na plastikową, jak i „sterylności” otoczenia. Realizm niekoniecznie przyświecał specjalistom na planie. Montaż, bazujący na licznych zmianach scen, wpływa na zwiększenie tempa, które jest znacznie bardziej intensywne podczas walk i bitew. Co prawda, wikingowie mają już znacznie mniej okazji do bezpośrednich starć, ale podczas kilku kluczowych ujęć kamera nie zawodzi.

Wikingowie: Walhalla (2024) – recenzja 3. sezonu [Netflix]. Finał, na jaki liczyli widzowie?

„Wikingowie: Walhalla” w trzecim, finałowym sezonie mieli otrzymać nie tylko podsumowanie wszystkich losów głównych bohaterów, lecz przede wszystkim dokładnie pokazać zmierzch imperium wikingów, którego władcy coraz mocniej będą pochylać się przed przedstawicielami Kościoła Katolickiego. Obawiam się jednak, że efekt końcowy nie wyszedł ani zbyt dobrze, ani zbyt efektownie. Od początku debiutującej serii nowych wątków, postaci powracających z przeszłości jest tak wiele, że starania filmowców spalają na panewce. Domknąć wszystkich motywów w 8 odcinkach nie sposób, a chcielibyśmy otrzymać jeszcze satysfakcjonujące zakończenie. I tutaj ekipa scenarzystów na czele ze Stuartem zapędza się w kozi róg, zbyt wiele uwagi poświęcając bohaterom, którzy dla historii Haralda, Leifa i Freydis nie są aż tak znaczący. Powiem to jeszcze raz – w tego typu projektach, gdzie budżet i skala nie mogą konkurować z takimi głośnymi tytułami jak „Ród smoka”, „The Boys” czy „Problem trzech ciał”, liczą się przemyślane rozwiązania fabularne. Tutaj zabrakło pewnego dokładniejszego wglądu i chęci nadania serii większej spójności.

Jeżeli jednak styl produkcji dostępnej na Netflix od pierwszych odcinków przypadł Wam do gustu, to nie powinniście pominąć jej zakończenia. Pomimo niedociągnięć, jest to nadal serial, któremu warto poświęcić czas – choć zdecydowanie jest to średnia półka.

Atuty

  • Twórcy kończą większość wątków,...
  • Różnorodne losy Freydis, Haralda oraz Leifa,
  • Widowiskowe scenerie – Konstantynopol i okolice, greckie wyspy, tereny na Północy,
  • Sceny walki nadal są przyjemne dla oka.

Wady

  • … choć niektóre niekoniecznie nas usatysfakcjonują,
  • Scenarzyści nie musieli tak rozmieniać się na drobne,
  • Doskwierały mi „współczesne dialogi” i nielogiczne rozwiązania fabularne,
  • Czuć niższy budżet produkcji.

„Wikingowie: Walhalla”, czyli spin-off „Wikingów”, dobiegł końca – i nie mówimy tutaj o spektakularnym finale. Autorzy nieco pośpiesznie, ale poprawnie, dopinają większość wątków, zdecydowanie za dużo uwagi poświęcając zbyt wielu postaciom. To nie jest zakończenie, które ogląda się z bijącym sercem, ale jeżeli polubiliście Haralda, Freydis i Leifa, to zapewne nie przegapicie okazji, by zobaczyć ich na ekranie.

5,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper