Kod zła (2024)

Kod zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Diabeł kazał mi to zrobić

Piotrek Kamiński | 21.07, 20:00

Młoda, najpewniej znajdująca się w spektrum autyzmu agentka FBI zdaje się posiadać niesprecyzowaną moc telepatyczną, pozwalającą jej wiedzieć o rzeczach, o których nie powinna mieć pojęcia. Biuro zamierza wykorzystać jej zdolności, aby odnaleźć nieuchwytnego mordercę, znanego tylko jako Longlegs.

Oz Perkins jest związany z horrorami w zasadzie od narodzin. Jego ojciec, Anthony, wcielił się w ikoniczną rolę Normana Batesa w "Psychozie" Hitchcocka czternaście długich lat przed jego narodzinami, powracając później w aż trzech kontynuacjach i w międzyczasie grając w wielu innych filmach grozy. Można powiedzieć, że Oz skazany był na ten konkretny gatunek filmowy i, patrząc na to, jak nakręcony jest "Kod zła", jaki klimat i napięcie potrafi stworzyć Perkins, był to odpowiedni wyrok.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rzecz w tym, że sam klimat, oświetlenie i dobrze dobrane ujęcia, to nie wszystko. Trzeba mieć jeszcze odpowiedni pomysł, który nada tym elementom sens, przekształci w coś więcej. Pomysł zrobienia kryminału z historii o satanizmie - takim działającym, nadprzyrodzonym satanizmie - jest zdecydowanie intrygujący, ale moim zdaniem ostatecznie nietrafiony. Sprawa detektywistyczna powinna mieć sensowny rozwój i rozwiązanie, a kiedy w grę dosłownie wchodzi magia, jakiekolwiek zasady można spokojnie wywalić przez okno, bo scenarzysta (również Perkins) może zrobić dosłownie wszystko, co tylko mu się podoba. I, tak jak można się było tego spodziewać, zakończenie filmu nie jest tak satysfakcjonujące, jak można by sobie tego życzyć.

Kod zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Będzie trochę spoilerowo o fabule 

Lee Harker

W ogóle uważam, że intryga nie jest najmocniejszym elementem filmu. Perkins szykuje dla widza kilka niespodzianek i zwrotów akcji, ale praktycznie wszystkie skwitowałem czymś w stylu: "no dobrze. I co z tego?". Zarówno przeszłość Lee (Maika Monroe), jak i detale działalności samego Longlegsa (kompletnie spuszczony ze smyczy Nicolas Cage), mimo że - teoretycznie - dobrze pasują do całości układanki, nie wywołały we mnie żadnego uczucia ekscytacji, żadnej gonitwy myśli. Zwyczajnie nie były aż tak istotne.

Cała fabuła, mimo masy tajemniczych elementów, jest boleśnie przewidywalna, kiedy spojrzeć na nią szerzej. Rzecz kręci się wokół tajemniczego mordercy, który za każdym razem działa tak samo: ojciec, głowa rodziny zabija swoją żonę i dziecko - zawsze urodzone 14. dnia danego miesiąca - po czym popełnia samobójstwo. Gdzie tu seryjny morderca? Niby nigdzie, a jednak na każdym miejscu zbrodni znalazła się zakodowana wiadomość od tej samej osoby, podpisana jako "Longlegs". Rzecz w tym, że na miejscu nie ma prócz tego żadnych innych śladów obcej obecności, jakby był zjawą albo demonem. Rzecz w tym, że po obejrzeniu filmu wiemy, że to nieprawda, że musiały zostać ślady. Cała zagadka nie ma sensu. Ale miało być o przewidywalności. Pozwól, że dodam jeszcze jeden element fabuły i sam zdecyduj, czy rzecz jest szyta grubymi nićmi, czy jednak nie. Bezpośrednim przełożonym Lee jest agent Carter (Blair Underwood), który pewnego wieczora zaprasza ją do siebie, aby mogła poznać jego kochające żonę i córkę, która wkrótce będzie miała urodziny...

Kod zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Oprawa audiowizualna robi wrażenie 

Longlegs

Czego by jednak nie mówić o fabule jako całości, jej pojedyncze aspekty, pojedyncze sceny robią świetną robotę. Perkins rozumie jak budować napięcie, jak uśpić czujność widza, aby następnie rzucić w niego zupełnie nagle ekstremalną eskalacją - i nie korzysta w tym celu z beznadziejnie oklepanych i nudnych jump scare'ów, co sprawia, że są te momenty tyleż bardziej skuteczne. To film, który przez trzy czwarte czasu projekcji ogląda się siedząc jak na szpilkach, z niecierpliwością wyczekując, co dalej.

Reżyser stawia kamerę i doświetla tło w taki sposób, aby ściągnąć uwagę widza w konkretne miejsca. Gapiłem się w drzwi prowadzące do dobrze oświetlonej kuchni Lee, znajdujące się za jej plecami przez dobrych kilka minut, szukając najdrobniejszego ruchu, przesuwającego się cienia albo zmiany w oświetleniu. Czasami nic się nie dzieje i chodzi jedynie o to, żeby zszargać odrobinę nerwy widza, kiedy indziej natomiast zauważymy coś czającego się na skraju widzialności. Do tego reżyser uparł się, żeby niemal całe oświetlenie w filmie było intensywnie żółte, aby nienaturalnie przebijało się przez mgliste otoczenie. Od czasu do czasu zdarza mu się też polecieć bardziej artystycznie, serią wymagających interpretacji obrazów i narastających z wstających się w widza dźwięków. Nie jestem fanem tego typu zagrywek, ale trzeba przyznać, że skutecznie budują klimat.

Nie udało mi się dotrzeć na pokaz przedpremierowy "Kodu zła" ze względu na chorobę, ale postanowiłem mimo wszystko nadrobić i wcisnąć go gdzieś jeszcze w grafik, ponieważ usłyszałem od paru osób (również i tutaj u nas, w komentarzach), że to kawał dobrego filmu. Obawiam się jednak, że sam nie jestem nim aż tak zachwycony. Jasne, wygląda pięknie, buduje klimat grozy po mistrzowsku, do tego raz na jakiś czas karmiąc nas widokiem absolutnie szalonego Nica Cage'a, ale zakończenie, a więc i ostateczny kształt całej intrygi był dla mnie tak cholernie miałki, nieciekawy, bezbarwny i zwyczajnie słaby, że do pewnego stopnia zepsuł wcześniej zbudowaną dobrą wolę. To mógł być genialny horror, nowy klasyk. Widać zresztą, że Perkins czerpał z "Zodiaka", "Milczenia owiec" i prawdziwych, powiązanych z satanizmem historii z końcówki ubiegłego wieku, ale nawiązanie te są zbyt powierzchowne, pozbawione głębi, a odarty z nich, "Kod zła" jest po prostu ładnie wyglądającą, ale narracyjnie kiepską opowieścią.

Atuty

  • Klimatyczne zdjęcia;
  • Potrafi zbudować i utrzymać napięcie;
  • Nic Cage zawsze jest złotem.

Wady

  • Mizerna, ledwie trzymająca się kupy intryga;
  • Kiepskie zakończenie;
  • Słabo zarysowane postacie;
  • Fabuła szyta bardzo grubymi nićmi.

"Kod zła" to piękny stylistycznie, nastrojowy, większość czasu trzymający w napięciu... Bajzel. Fani gatunku mogą sprawdzić dla samego klimatu i pokręconego Cage'a, ale ostatecznie jestem dziełem pana Perkinsa zawiedziony.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper