Wredne liściki (2023) - recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Sto lat temu to potrafili kląć
Bogobojna, stara panna, wciąż mieszkająca z rodzicami, zaczyna dostawać pełne obelg i wulgaryzmów liściki, które podnoszą ciśnienie zarówno jej, jak i rodzicom. O autorstwo posądza sąsiadkę z niewyparzoną buzią, z którą obecnie nie rozmawia. Rzecz w tym, że wszystko wskazuje na to, że kobieta jest niewinna. Kiedy policja nie chce ich słuchać, lokalne kobiety postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce.
Lubię takie kameralne, brytyjskie filmy. Ten i również zeszłoroczny "Klub cudownych kobiet" to takie filmy, które zdecydowanie spodobałyby się i mojej mamie, ale mają w sobie na tyle dużo serca i humoru, że spokojnie powinny wejść i trochę młodszemu widzowi - zakładając, że lubi typowo brytyjski, raczej stonowany humor. Do tego dołóżmy jeszcze cichą, ale całkiem malowniczą miejscowość, ładne kostiumy i niespieszną fabułę, a ukaże się nam film idealny dla pań w średnim albo nawet podeszłym wieku. Choć akurat w tym przypadku jest jeszcze drugi aspekt, który sprawia, że i osobom nawet młodszym ode mnie może się on spodobać.
Główne bohaterki "Wrednych liścików" klną jak przysłowiowi szewcy! Treść tytułowych krótkich wiadomości nie jest wcale tajemnicą dla widowni, a ich humorystyczny aspekt wali między oczy ze zdwojoną siłą, jako że większość mieszkańców Littlehampton w tamtych czasach czuła wyraźne skrępowanie, graniczące z kompletną niemocą przeczytania ich na głos. Jest sporo o miłości, zarówno klasycznej jak i oralnej, wtykaniu różnych przedmiotów w naturalne otwory ciała, cała masa barwnych porównań. Powiedziałbym wręcz, że można się nawet czegoś nauczyć! Mówiąc krótko: seans nastolatków wraz z rodzicami może nie być do końca komfortowym doświadczeniem, w zależności od dokładnego charakteru wzajemnej relacji.
Wredne liściki (2023) - recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Tajemniczy autor
Sama fabuła nie należy ani do zbyt skomplikowanych ani nawet przesadnie długich. Jestem wręcz przekonany, że sprawny montażysta zmontowałby wersję trwającą krócej, niż 90 minut i wcale nie zgubił przy tym komediowego zacięcia scenariusza. Prawdziwy autor liścików, choć ujawnia się dopiero około połowy filmu, staje się całkiem oczywisty już długo wcześniej. Później mamy już tylko kwestię złapania go na gorącym uczynku, za co odpowiada wątek (kobiety) policjantki, funckonariusz Gladys Moss (Anjana Vasan) i jej walki z uparcie ślepymi, wykazującymi się olśniewającą wręcz hipokryzją kolegami po fachu.
Reszta filmu to głównie budowanie postaci, relacji je łączących i sceny czysto humorystyczne. Zacznijmy od głównych bohaterów. Edith Swan grana jest przez jak zawsze świetną Olivię Colman, która jakimś cudem potrafi grać jednocześnie postać, która nas drażni, której wręcz się nie lubi, oraz kobietę smutną, samotną, wciśniętą ciasno i głęboko między pozbawioną własnego zdania matkę, Victorię, a kontrolującego wszystko i wszystkich, nie dającego się nikomu odezwać ojca, Edwarda (odpowiednio Gemma Jones i Timothy Spall, a więc pani Pomfrey i Peter Petigrew z "Harry'ego Pottera"). Oglądanie jej twarzy i odgadywanie co też może jej właśnie chodzić po głowie, to jedna z większych zalet filmu. Scenariusz autorstwa Jonny'ego Sweeta - wzorowany zresztą na prawdziwej historii Edith i Rose - do samego końca slalomuje, ukazując nam postać panny Swan w co raz to innym świetle, wywołując inne emocje.
Wredne liściki (2023) - recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Pewna umowność prawdy historycznej
"This is more true than you'd think" (chyba tak to było napisane), informuje nas film na samym początku, jako że nie jest to dokładne przełożenie wydarzeń sprzed niemal dokładnie stu lat na język filmu. Oś czasu została odpowiednio skrócona, aby nie przeciągać zbytnio wydarzeń, postacie zostały pociągnięte pędzlami bardziej komediowymi, niż dramatycznymi, choć oczywiście i dramatu tu nie brakuje, a w kwestii castingu pozwolono sobie na pewne wolności. I tak jak w przypadku postaci fikcyjnych nie obchodzi mnie, czy taki na przykład Nick Fury wygląda jak David Hasselhoff czy świeci łysą glacą Sama Jacksona, tak tutaj mamy do czynienia z prawdziwą historią prawdziwych ludzi - łącznie z nazwiskami - więc nie wiem czy byłbym zachwycony, gdyby mojego dziadka grał Malachi Kirby (partner Rose w filmie) i to tylko dlatego, że jego kolor skóry miałby służyć podkreśleniu wolnego ducha innej postaci. No i na pewno warto zaznaczyć, że scenariusz jest pod wieloma względami wybitnie niepoważny, mając na celu przede wszystkim stworzenie zabawnej sytuacji, a nie przekazanie słowo w słowo, jak wyglądała sytuacja.
Fakty faktami, prawda prawdą, ale niezależnie od wszystkiego, królową tego balu jest Jessie Buckley jako Rose Gooding. Oto kobieta głośna, bezpośrednia, z mocno chłopackim zacięciem, krokiem i uwielbieniem do picia alkoholu i wykrzykiwania wszelkiej maści wyzwisk w lokalnym barze. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to taka raczej patologiczna kobieta - dużo pije, często krzyczy na swoją córeczkę (Alisha Weir), a jej język nie ma chyba żadnego filtra. Wszystko to jednak po prostu jedna jej strona, starannie wyeksponowana przez reżyserkę, bo takie ma być nasze pierwsze wrażenie. Dopiero później zaczynamy dostrzegać jej bardziej delikatną, przestraszoną wręcz, drugą naturę - lęk przed zostawieniem córki samej, chęć poproszenia o pomoc, ale brak odpowiednich umiejętności społecznych, aby to faktycznie zrobić. Buckley wypada świetnie zarówno w tych bardziej odsłaniających prawdziwą Rose scenach, jak i kiedy po prostu świetnie się bawi machając rękoma, krzycząc i strojąc miny w wersji imorezowej. Można się w tym szerokim pół-uśmiechu zakochać. To właśnie te dwie panie i ich interakcje z całą reszta obsady, niezależnie od tego, jak absurdalne by one nie były, "robią" ten film.
Warto mieć na uwagę, że "Wredne liściki" nie są stuprocentową komedią, w której przede wszystkim mamy się śmiać. To również ludzki dramat, opowieść o naszych własnych przywarach, które czasami potrafią dosłownie blokować nam życie, uniemożliwiać pewne interakcje. Jasne, wulgarny charakter opowieści i dosyć pruderyjne czasy, w których umiejscowiona została akcja filmu są mieszanką, która rozbawi widza raczej regularnie, ale śmiech jest tylko jednym z elementów tej opowieści, a nie jej całym sensem. Warto sprawdzić, jeśli ma się akurat czas i chęć na wybranie się do kina.
Atuty
- Główne bohaterki grane przez Olivię Colman i Jessie Buckley;
- Wiązanki z listów bawią od początku do końca;
- Piękne w swojej prostocie zdjęcia;
- Dualizm Rose i Edith;
- Sprawnie zrobiony, sensowny i żwawo idący naprzód scenariusz.
Wady
- Sama tajemnica związana z liścikami raczej nie jest ostatecznie zbyt porywająca;
- Być może mężczyźni mogliby być trochę mniej niegramotni? - choć rozumiem, dlaczego ten kontrast był potrzebny.
"Wredne liściki" to mały, kameralny komediodramat z Wielkiej Brytanii, z charakterystycznym dla tego regionu, stonowanym humorem i minimalizmem. Buckley i Colman sprawiają, że film ogląda się jak zahipnotyozwany, choć aspekt detektywistyczny ostatecznie raczej nie powala.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych