Ród smoka (2022)

Ród smoka (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [max]. Przedwczesny wytrysk smoczego ognia

Piotrek Kamiński | 05.08, 21:00

Zakończył się właśnie drugi sezon "Rodu smoka" i cześć fanów aż nie wierzy, że to już naprawdę koniec. Lecz nie dlatego, że finał zrobił na nich aż tak wielkie wrażenie, ale ponieważ wygląda jak typowa cisza przed burzą, a zabrakło miejsca na samą burzę...

Nienawidzę, kiedy scenarzyści dzisiejszego Hollywood odwalają ten numer. To zasadniczo ten sam problem, który irytuje również fanów dzisiejszego MCU - zamiast skupić się na opowiedzeniu dobrej, tematycznie zamkniętej historii tu i teraz, oni wolą zapowiadać przyszłe wydarzenia. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby przy okazji robili również i tę pierwszą rzecz, lecz moim zdaniem w tym sezonie nie do końca im się ta sztuka udała. Nie powiem od razu, że psuje to z miejsca odbiór całego serialu, ale pewien niesmak pozostawia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dotychczas, zarówno w tym serialu, jak i w oryginalnej "Grze o tron", mieliśmy zawsze coś na wzór podwójnej kulminacji, rozłożonej na dwa odcinki. W zeszłym sezonie ród Targaryenów podzielił się na dwa obozy, po czym w finale przelana została pierwszą, szlachetna krew. W "Grze o tron" pierwszy sezon zakończył się z jednej strony końcem wątku Neda, z drugiej narodzinami smoków. Drugi sezon domykała bitwa nad Czarnym Nurtem i pierwszy sukces Daenerys, połączony z przepowiednią, która ostatecznie była zupełnie nieistotna. Trzeci to koniec kampanii Roba Starka i kolejny istotny krok dla Danki. W czwartym mieliśmy śledztwo prowadzone przez Oberyna Martella i walkę Straży Nocnej z dzikimi i tak dalej i tak dalej, a to przecież jedynie główne wątki. Nie wspominam nawet o całym szeregu historii pobocznych, które niespiesznie, acz też nieubłaganie idą naprzód ku własnym rozwiązaniom. A jak to wyglądało w tym sezonie "Rodu smoka"?

Ród smoka (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [max]. Bardzo mocna pierwsza połowa

Aemond

Sezon zaczął się bardzo obiecująco, korzystając z zapalnika, jakim była śmierć Luke'a i jego smoka w finale poprzedniego odcinka i właściwie non stop eskalując konflikt. Dostaliśmy przerażający (choć nie aż tak jak w książce) finał pierwszego odcinka, tragiczną w skutkach próbę retaliacji w drugim, intrygująco zapowiadający się wątek Daemona (Matt Smith) w Harrenhal w trzecim i fenomenalny pojedynek smoków w czwartym. Później natomiast ognie konfliktu jakby się wypaliły. Zaczęły się przetasowania, kombinowanie co robić dalej, w którym kierunku pójść. I były to wątki pod pewnymi względami całkiem ciekawe. Hugh (Kieran Bew), Ulf (Tom Bennett) i Addam (Clinton Liberty) zostali wprowadzeni odpowiednio wcześnie, dzięki czemu zrobienie z nich ostatecznie smoczych jeźdźców nie było kompletnym wyciągnięciem królika z kapelusza - choć można było pokazać jeszcze paru bękartów, żeby nie było od samego początku zbyt oczywiste, którzy dostaną swoje smoki. Aemond (Ewan Mitchell) na tronie oznacza, że Alicent (Olivia Cooke) coraz wyraźniej widzi, jak się sprawy mają, a relacja Larysa Stronga (Matthew Needham) i przykutego do łóżka króla Aegona (Tom Glynn-Carney) może potencjalnie ewoluować w paru interesujących kierunkach.

Niestety, nie wszystkie elementy tego sezonu wyszły równie ciekawie, a chyba największym zawodem okazał się wątek Daemona. Istnieją ku temu dwa powody. Po pierwsze, ponieważ został on zwyczajnie zbyt mocno rozciągnięty. Przez 3/4 sezonu oglądamy jak królewski małżonek albo wykazuje się nieostrożnością w pertraktacjach z lordami dorzecza albo ma halucynacje - za które nigdy nie obwinia najbardziej oczywistej podejrzanej. Przez pewien czas jest to nawet ciekawe, pozwala wejrzeć wgłąb duszy Daemona, lepiej go zrozumieć, ale trwa zwyczajnie zbyt długo. No i druga sprawa - zakończenie tego wątku. Na tak długo wyłączyli najciekawszą postać z głównego konfliktu i co dają nam w zamian? Wizję będącą zasadniczo skrótem "Gry o tron". Może i byłoby to ciekawe, gdyby tamta historia była wciąż przed nami, a tak to jedynym, co rzeczywiście mnie zaintrygowało była młodsza wersja Bryndona Riversa, Trójokiej Wrony. Czy tak będzie wyglądał w serialu o Dunku i Jaju?

Ród smoka (2022) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [max]. Do przesady rozciągnięta historia

Za nowych towarzyszy broni

Być może wygląda to trochę jakbym miał chorobę dwubiegunową, bo z jednej strony pisałem, że chciałbym więcej postaci na "niższym poziomie", za którymi moglibyśmy podążać, co pozwoliłoby lepiej zrozumieć skalę konfliktu i jego różne odcienie, z drugiej zaś narzekam, kiedy Daemon paktuje z innymi domami i marudzę, że druga połowa sezonu jest zbyt powolna. Sam fakt, że szachownica przygotowywana jest długo i dokładnie jest jak najbardziej czymś dobrym. Chodzi jedynie o rozłożenie akcentów w całym sezonie. Tak naprawdę punktem kulminacyjnym sezonu jest bitwa smoków, która za dawnych czasów byłaby przedostatnim odcinkiem, po którym dostalibyśmy domknięcie, przygotowujące przy okazji wątki na kolejny sezon. Rzecz w tym, że tutaj ten epilog rozciągnęli na aż cztery odcinki. 

Criston Cole (Fabien Frankel) podejmuje szereg kiepskich decyzji, po czym zostawiamy go z bratem Alicent, ser Gwayne'em (Freddie Fox) w lesie - dosłownie, choć to też całkiem niezła metafora zakończenia jego wątku na ten sezon. Młody książę Jace (Harry Collett) burzy się a to na matkę, a to na jej nowych smoczych jeźdźców, a to na wszystkich dookoła, choć akurat w jego przypadku jest to całkiem interesujący wątek ze względu na jego psychikę. Całe życie słuchał drwin, jaki to silny z niego chłopiec, co było jasnym nawiązaniem do faktu, że on i jego brat byli w rzeczywistości bękartami. Miał jednak własnego smoka, co w jego oczach pokazywało ludziom, że jest godnym następcą tronu, krwią smoka i prawdziwym Targaryenem. A tu nagle pojawiają się inni bękarci, ale prości, chamscy, pozbawieni maner i szlacheckości, po czym, jak gdyby nigdy nic, dostają własne smoki. Boli go ten fakt, bo w jego głowie godzi on w jego honor. Niezwykle ciekawi mnie, jak rozwinie się to dalej. I na koniec, tak samo, jak pisałem blisko dwa miesiące temu, tak powtórzę się, że najmniej w całym tym cyrku interesują mnie na ten moment Rhaenyra (Emma D'Arcy) i Alicent. Ta pierwsza sama wielokrotnie zauważa, że jest właściwie uwięziona na Soczej Skale i drażni ją to, lecz przyznanie się, że nie ma się nic do zaoferowania, nie poprawia w żaden sposób faktu, że nie ma się nic do zaoferowania. Sytuację do pewnego stopnia ratują te ich dwa, tajne spotkania, których nie było z wiadomych przyczyn w książce, bo pozwalają mieć nadzieję, że obie postacie mają do zaoferowania jeszcze coś ciekawego, lecz biorąc pod uwagę, że wiemy, co czeka ród smoka na koniec Tańca, jakoś w to powątpiewam.

Zdaje się, że producenci "Rodu smoka" bardzo do serca wzięli sobie krytykę ostatnich sezonów "Gry o tron", które według fanów były zbyt prędkie, działo się w nich za dużo, a postacie jakby teleportowały się setki kilometrów z miejsca w miejsce. Tak więc tym razem bardzo ostrożnie i długo budują narrację, co z jednej strony jest godne podziwu, z drugiej lekko irytujące, bo ze względu na znacznie mniejszą ilość wiodących postaci, niż w tamtym serialu, zbytnie spowolnienie wydarzeń sprawi, że serial stanie się nudny. Nie śmiałbym powiedzieć, że to już nastąpiło, ale ta druga połowa obecnego sezonu nie należała do najbardziej wybitnych w historii marki. Przed nami jeszcze kilka wielkich bitew, tragicznych śmierci i słodko-gorzkich zwycięstw, więc jestem dobrej myśli, ale finał drugiego sezonu na ten moment skutecznie ostudził mój entuzjazm. Bitew nie ma, postacie nie rozwijają się zbyt interesująco, wszystko stoi. Niech dłubią nad trzecim sezonem ile potrzebują, byle dostarczyć w pełni satysfakcjonujący kawałek telewizji!

Atuty

  • Świetny taniec smoków;
  • Kilka smutnych, dramatycznych, ale i tematycznie odpowiednich śmierci;
  • Audiowizualny majstersztyk;
  • Harrenhal robi niepokojące wrażenie;
  • Robi dobrą robotę przy wprowadzaniu Arryka, Hugh i Ulfa;
  • Katartyczne rozmowy Alicent i Rhaenyry.

Wady

  • Wątek Daemona;
  • Zakończenie bez zakończenia;
  • Postacie rozwijają się bardzo wolno albo wcale;
  • Wciąż brakuje szerszego ukazania kontekstu całej tej wojny, całego Westeros - wszystko dzieje się na królewskich dworach.

"Ród smoka" zakończył swój drugi sezon bez przytupu, zamiast tego spokojnie przygotowując grunt pod dalsze wydarzenia. Z jednej strony wróży to dobrze na przyszłość, z drugiej, chciałbym jednak poczuć coś więcej już teraz, a nie za dwa lata, czy kiedy tam się uwiną z kolejnymi odcinkami.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper