Interes życia (2023) - recenzja filmu [Canal+]. Kiedy morderca ma potrzebę uzewnętrznienia się

Interes życia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Canal+]. Kiedy morderca ma potrzebę uzewnętrznienia się

Piotrek Kamiński | 11.09, 20:10

Podupadająca galeria sztuki wchodzi w układ z potrzebującym wyprać swoje brudne pieniądze gangsterem. Układ jest prosty - jeden z jego ludzi maluje obrazy, które ona wystawia u siebie na sprzedaż, on je kupuje, wszyscy są zadowoleni. Gorzej, że te nic nie warte obrazy zaczynają stawać się popularne...

Co tu się właściwie wydarzyło?! Jak to możliwe, że nieznana, mająca dotąd tylko jeden film na koncie reżyserka, Nicol Paone, dała radę zatrudnić gwiazdy takie jak Uma Thurman, Samuel L. Jackson czy Joe Manganielo, w dodatku do scenariusza faceta, który nigdy dotąd nie napisał pełnego metrażu i wypluła ostatecznie film tak agresywnie nijaki i bezpłciowy, że muszę walczyć ze swoim mózgiem aby nie zapomnieć o czym on w ogóle był, zanim skończę pisać ten tekst? Chociaż nie - w to ostatnie akurat uwierzyć nie jest trudno. Ale cała reszta?

Dalsza część tekstu pod wideo

Szukając czegoś do recenzji, byłem wręcz zdziwiony, że film z tak mocną obsadą kompletne umknął mojej uwadze - bo przecież na pewno był w kinach, prawda? Otóż, z tego co udało mi się ustalić, wychodzi, że jednak nie i już sam ten fakt powinien być ostrzeżeniem dla osób potencjalnie zainteresowanych seansem. Drzewiej, już sama obsada sprzedałaby ten film szerokiej publiczności. Tymczasem "Interes życia" wskoczył u nas od razu do streamingu, ledwie dwa tygodnie po amerykańskiej premierze kinowej, Brytyjczycy dostali krążki blu ray, a kinowa kariera filmu zakończyła się poniżej jednego miliona dolarów - i to zliczając wszystkie rynki, a nie jedynie ten amerykański. Wow.

Interes życia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Canal+]. Interesujący pomysł to nie wszystko

Omawianie interesów

Jeszcze żeby to chociaż był szczerze zabawny film - czy to specjalnie czy nie! Gdyby był wybitnie zły, można by pośmiać się z jego nieporadności. Podobnie, gdyby był wybitnie dobry - tylko wtedy śmialibyśmy się z innego powodu. Producenci próbują nam sprzedać go jeszcze jako thriller, ale to chyba wyłącznie dlatego, że jeden z głównych bohaterów zarabia na życie jako morderca. Film nigdy jednak nie robi z tego faktu należytego wątku, nie przekuwa go w pełne napięcia sceny, nie tworzy odpowiedniego klimatu. Największy nacisk położony został na świat sztuki, kłótnie między właścicielami galerii, zdobywanie artystów, wywiadów do prasy. Nie jest to jednak wątek przesadnie ciekawy, a ostatecznie i on ginie, przygnieciony pozostałymi niedopracowanymi pomysłami.

Zaczyna się ciekawie. Reggie (Manganielo) wdaje się w sprzeczkę z właścicielem sklepu. Twierdzi, że sprzedawana tam kawa jest stara, a mleko dawno skwaśniałe. Właściciel absolutnie się z nim nie zgadza, więc klient bardzo zdecydowanie prosi o możliwość zobaczenia nagrania z monitoringu, na którym widać byłoby wymianę mleka na świeże. Sklepikarz idzie w zaparte i kategorycznie stwierdza, że nikomu niczego nie pokaże. W końcu okazuje się, że to z tej prostej przyczyny, że jego kamery niczego nie nagrywają, mają jedynie odstraszać potencjalnych złodziei. Zadowolony z obrotu spraw Reggie wie już, że może brać się za robotę - zarzuca sklepikarzowi na głowę foliową siatkę i już chwilę później pozbawia go życia.

Nie jest to idealna scena. Brakuje napięcia, bo tak naprawdę nie wiemy o co dokładnie chodzi naszemu bohaterowi, dopóki nie zabierze się za robotę. Dialogi nie są ani ambitne ani zabawne. Cała sytuacja wypada wręcz lekko nienaturalnie, bo jaki sens ma zakładanie w ogóle, że sklepowe kamery mogą być atrapami i na tym ekstremalnie mało prawdopodobnym punkcie opierać cały swój plan działania? Trzeba jednak przyznać, że ostatecznie stanowi ona niezły haczyk, łapie uwagę widza. Więc naturalnie, zaraz po niej film kompletnie zmienia ton, idąc w temat sztuki i krótkie, szybkie teksty, które zapewne miały wypaść zabawnie.

Interes życia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Canal+]. Scenopisarskie lenistwo 

Mama i córka

To oczywiście nie tak, że cały film jest jednym wielkim, komediowym nieporozumieniem. Od czasu do czasu dialogi celnie punktują absurd sytuacji i można się gdzieś tam, pod nosem zaśmiać. Jest ich jednak zaskakująco mało, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę obsadę. Jak nietrudno się domyślić, najzabawniej wypada Sam Jackson. Tym większa więc szkoda, że lwia część filmu skupia się na postaci Umy Thurman, Patrice, która jest tak nieciekawa, że zastanawiam się, czy nie było to celowe zagranie ze strony filmowców, bo przecież Uma samą swoją obecnością powinna podnosić wartość danej sceny. Nie winiłbym jednak samej aktorki - to po prostu scenariusz Jacobsona jest aż tak pozbawiony ikry, wypełniony za to postaciami jak doktor Galvinson, którego najbardziej charakterystyczną cechą jest to, że wygląda trochę jak Hugh Grant. Na moje oko.

Bliżej końca zaczyna w końcu malować się jakiś konflikt - wielkiej wagi problem, który trzeba jakoś rozwiązać, jeśli ma być happy end - I nie zgadniesz, ale turaj też filmowcy upuścili piłkę. Nie ma tempa, nie ma dynamiki, dialogi są jak wata - niby wypełniają kolejne sceny, ale wartości nie ma w nich żadnej. Po czym nagle film po prostu kończy się, pozostawiając widza z ogromnym niedosytem, bo był w tym pomyśle potencjał na satysfakcjonującą rozrywkę. 

Jak na ironię, film Nicole Paone jest dokładnie taki, jak dzieła sztuki wystawiane przez Patricię w jej galerii - nie ma większego sensu, nie został nawet zbyt dobrze przemyślany pod kątem technicznym, więc starają się nam go wcisnąć zasypując nas toną oklepanych, pozbawionych wartości tekstów i ładną powierzchownością. Nie ma do zaoferowania absolutnie nic ani jako komedia ani jako thriller ani dramat o sztuce i artystach.To najgorszy, w mojej opinii rodzaj filmu, bo niby zrealizowany względnie kompetentnie, ale praktycznie pozbawiony wartości rozrywrywkowej. Dawno już nie wynudziłem się tak na relatywnie krótkim przecież seansie. Energetyczny wampir gorszy, niż Colin Robinson. Idę spać...

Atuty

  • Parę niezłych gagów;
  • Krótki;
  • Gwiazdorska obsada...

Wady

  • ...z którą scenariusz nie robi niczego ciekawego;
  • Rozwodniona tematycznie fabuła;
  • Zero emocji;
  • Kiepski finał.

"Interes życia" to filmowy Frankenstein, który nie może się zdecydować jakiego typu filmem chce być, w efekcie zawodząc i jako komedia i jako thriller. Kiepskie dialogi, chaotyczna, nieskupiona fabuła i mierny finał to combo, z którego nie dało się wyjść obronną ręką. Nawet z taką obsadą.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper