Nie mów zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Ugrzeczniony remake "Gości" z 2022
Podczas wakacji we Włoszech, Daltonowie poznają wesołych i żywiołowych, nawet jeśli lekko zbyt szalonych Paddy'ego, Ciarę i ich dziecko, Arta. Po powrocie do domu, szybko dostają od nich zaproszenie na wspólne spędzenie długiego weekendu u nich w domu na wsi, gdzieś w Devon. Choć z początku nie chcą jechać do ludzi, których zasadniczo w ogóle nie znają, ostatecznie dają się namówić...
Amerykanie i ich awersja do wszystkiego, co nie mówi do nich w ich języku, to jest dla mnie fenomen absolutnie niemożliwy do zrozumienia. Jeśli tylko gdzieś na świecie wychodzi jakaś naprawdę dobra, nieanglojęzyczna produkcja filmowa, można być względnie pewnym, że prędzej czy później ktoś w Stanach Zjednoczonych nakręci jej remake, żeby przeciętny zjadacz hamburgerów też mógł zobaczyć, o co takie wielkie halo. W 2011 Francuzi nakręcili bardzo przyjemny "Untouchable" z Omarem Sy. Przez pewien czas wszyscy mówili o tym filmie, więc sześć lat później Neil Burger zrobił "the Upside", ze wszech stron gorszą, ale za to anglojęzyczną wersję tej opowieści, z Kevinem Hartem w roli głównej. Do nakręcenia swojej koncepcji "Squid Game" ponoć przymierza się David Fincher. Cameron Crowe był natomiast pod takim wrażeniem Penelope Cruz w oryginalnym "Ambre los ochos", że dał jej tę samą rolę w swoim remake'u, pod tytułem "Vanilla sky". Teraz natomiast James Watkins daje wszystkim uczulonym na język duński remake ichniego "Nie mów zła" ledwie dwa lata po premierze oryginału.
Z jednej strony nie widzę sensu powstawania tego typu filmów, które zwykle są jedynie słabszą kopią oryginału i niczym więcej, z drugiej Watins i współpracujący z nim twórcy oryginału wysilili się chociaż na tyle, aby nie dawać nam drugi raz dosłownie tego samego filmu, pozmieniali kilka detali, wydźwięk części scen i kompletnie przebudowali zakończenie. Pytanie brzmi: czy "inne" oznacza w tym przypadku "lepsze"? Nie chcę zbyt wiele sugerować, więc napiszę tylko krótko w ten sposób: moim zdaniem nie.
Nie mów zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Wiercąca dziurę w głowie niepewność
Do pewnego stopnia można powiedzieć, że obie rodziny są głównymi bohaterami filmu, choć nie da się ukryć, że więcej czasu spędzamy z Daltonami i to w ich psychikę mamy lepszy wgląd. Ben (Scott McNairy) zmienia właśnie pracę, ale trudno powiedzieć, jak szybko poradzi sobie z tym zadaniem, bo sprawia wrażenie osoby mocno niezdecydowanej, wciśniętej całkiem stanowczo pod pantofel żony, Louise (Mackenzie Davis). Ich córeczka, Agnes, jest raczej lękliwym dzieckiem, nie potrafiącym zasnąć bez swojej ukochanej przytulanki, ale szybko zaprzyjaźnia się z nie potrafiącym mówić ze względu na zbyt krótki język Antem. Paddy (James McAvoy) regularnie przypomina wszystkim o problemach dziecka, z jednej strony okazując miłość i wyrozumiałość, z drugiej często brakuje mu cierpliwości, miejscami będąc wręcz złośliwym w stosunku do Anta. Jego żona, Ciara (Aisling Franciosi) zdaje się być delikatniejsza w obyciu, ale sprawia przy tym wrażenie do bólu skupionej na utrzymywaniu męża w dobrym nastroju.
To właśnie ta niepewność wynikająca z różnych dziwnych - czasami bardziej, a czasami mniej - zachowań rodziny Paddy'ego jest największym atutem filmu. Przez katorżniczo długą ilość czasu widz zwyczajnie nie może mieć pewności, czy coś jest z nimi nie tak i pragnąca wrócić do domu Louise ma w stosunku do nich dobre przeczucie, czy może rację ma Ben i wszystkie te niepokojące zachwiania istnieją jedynie w ich głowach. Każdą jedną, potencjalnie wskazującą na siedzący w Paddym i jego rodzinie mrok, interakcję rozkłada się w trakcie seansu na czynniki pierwsze niemal automatycznie, a cała frajda polega na tym, że niemal zawsze z łatwością wychwycimy, że coś jest nie tak i równie bezproblemowo damy radę usprawiedliwić zachowanie postaci. Gdyby tylko cały film mógł trwać w tej ambiwalencji do samego końca, byłbym nim zachwycony.
Nie mów zła (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Czemu oni są aż tak głupi?
Myślę, że nie będzie spoilerem, jeśli napiszę, że w pewnym momencie mleko musi jednak wykipieć. Psia mać - zwiastun, bez cienia wstydu, opowiada w skrócie praktycznie cały film (sugeruję nie oglądać), więc pozwolę sobie na to ogólnikowe stwierdzenie, bo jest to istotny fundament pod mój największy problem z filmem Watkinsa. Otóż, jest to jeden z tych filmów, w których bohaterowie znajdujący się w opałach są tak bezgranicznie głupi, że aż trudno jest im współczuć, kiedy przysłowiowy stolec uderza w końcu w wiatrak. Fabuła przynajmniej kilka razy mogła skończyć się bez niepotrzebnego rozlewu krwi, przed postaciami otwierały się jedno wyjście za drugim, a oni każde jedno z nich postanowili zignorować, mimo że, w teorii, byli mądrzejsi. Kompletnie wybiło mnie to w pewnym momencie z klimatu, bo tak jak za pierwszym razem można jeszcze zrozumieć, że człowiek ma prawo się pomylić, zdarza się, tak za drugim albo trzecim razem zaczyna się już wręcz kibicować oprawcom. To ten aspekt najmocniej obniża ocenę końcową filmu.
Aktorsko film jest... Intrygujący. Rodzina Daltonów, czyli Davis i McNairy jest raczej trudna do polubienia, choć nie wątpię, że było to celowe zagranie ze strony twórców filmu, potęgujące to wspomniane już uczucie niepewności ze strony widza. On jest taką nijaką ciepłą kluchą, bardzo podatną na wpływy, podczas gdy postać Davis mogłaby równie dobrze nazywać się Karen, aby dopełnić stereotyp. I choć ekranowe małżeństwo nie wygląda na najszczęśliwsze na świecie, to aktorzy w nich się wcielający musieli być niesamowicie zgrani, aby tak dobrze ich zagrać. Niekwestionowanym MVP filmu jest jednak - jak można się było spodziewać - McAvoy. To właśnie na jego występie spoczywał ewentualny sukces tego scenariusza. Widz musiał z jednej strony uwierzyć w szczerość jego intencji, z drugiej czuć też w stosunku do niego lęk. To bardzo cienka linia, a przekroczenie jej w którąkolwiek stronę kompletnie zepsułoby postać. Na szczęście James udowadniał już w przeszłości, że granie nieoczywistych postaci, co do których nigdy nie można mieć pewności, ma opanowane do perfekcji. Kiedy fabuła przekracza już granicę absurdu, film wciąż ogląda się nieźle właśnie ze względu na niego.
"Nie mów zła" to bardzo skuteczny, długo trzymający w napięciu thriller ze znakomitą obsadą, który psuje się jednak odrobinę ze względu na niemożliwie niemądre decyzje podejmowane przez bohaterów. Jeżeli jednak jesteś gotów przymknąć oko na logikę i po prostu dać się porwać wydarzeniom i doskonałej grze Jamesa McAvoya, nowy film Jamesa Watkinsa będzie oglądało ci się bardzo szybko i przyjemnie. Oryginał był mocniejszy i głębszy, ale remake, skoro już musiał powstać, nie przynosi nikomu wstydu.
Atuty
- Bezbłędny James McAvoy;
- Bardzo dobre role Davis i McNairy'ego;
- Długo i skutecznie trzyma w napięciu;
- Kilka interesująco dobranych kadrów.
Wady
- Kilka absolutnie niepojętych decyzji scenariuszowych;
- Oryginał ma ledwie dwa lata i mimo braku McAvoya, jest ostatecznie lepszym filmem.
"Nie mów zła" to kolejny dowód nieskończonego talentu Jamesa McAvoya, choć sam film zgubił mnie w pewnym momencie swoją umownością. Seans mija jednak szybko i przyjemnie, więc polecam go odpornym na scenariuszowe głupoty, za lubiącym czuć dreszczyk emocji na karku.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych