Disney Epic Mickey: Rebrushed — recenzja gry. Klasyka w nowym ubraniu
Wii było niesamowicie dziwną konsolą. Mimo genialnej sprzedaży sprzęt doczekał się niewielu gier, których wyłączność mogła zaboleć posiadaczy PS3 lub Xboksa 360. Końcówka życia konsoli naznaczona była zalewem badziewia, przez co faktyczne perełki mogły zostać przez większość graczy zapomniane. Dobry przykładem jest Disney Epic Mickey, które doczekało się co prawda multiplatformowej kontynuacji, jednak oryginał do tej pory skazany był wyłącznie na żywot w okowach Wii.
Na szczęście w szale odnawiania wszystkiego jak leci, THQ Nordic uznało, że czas wygrzebać z archiwum ten całkiem udany platformer, poprawić mu oprawę wizualną, pogrzebać w rozgrywce, by było jej bliżej do dzisiejszych standardów, zwłaszcza w kwestii sterowania. Do tego dorzucono trochę nowości, wymieszano i … efekt jest jak najbardziej pozytywny. Choć nie obyło się bez problemów, co jest już chyba standardem w dzisiejszych grach.
Myszka Miki i zapomniane postacie Disneya
Ciężko jest nie docenić tego, co udało się osiągnąć oryginalnej wersji gry tworzonej przez kultowego Warrena Spectora. To, że stworzył nadzwyczajnie dobrą platformówkę to jedno. Udało mu się wyciągnąć z disneyowskiego niebytu zapomniane przez wielu postacie z początku istnienia firmy, przedstawiając wielu osobom królika Oswalda. Napakowanie tytułu masą dodatków w formie oryginalnych szkiców i filmów, pozwoliło lepiej poznać mające niekiedy ponad sto lat bajki.
Twórcy remake’u poszli mocniej w tym kierunku i postanowili dołożyć jeszcze więcej (trzykrotność tego, co było!) zza kulisowych materiałów, czyniąc Disney Epic Mickey: Rebrushed faktycznie najbardziej kompletnym wydaniem, zapewniającym dostęp do tych materiałów.
Przy wszystkich implementowanych zmianach, postanowiono nie ruszać fabuły, co wyszło grze na dobre. Wskakujemy więc w skórę Myszki Miki, która wyposażona w magiczny pędzel dysponujący mocą malowania i gumowania, wyrusza w pogoń po zapomnianych krainach Disneya, w celu pokonania złoczyńcy, którego sam stworzył swoim gapiostwem. Historia była mocnym punktem oryginału i to w remake’u się nie zmienia. Mroczniejsze podejście do scenariusza wybrzmiewa jeszcze bardziej na tle aktualnego wizerunku Disneya, pośrednio krytykując zapomnienie, na które skazywane są archiwalne materiały.
Remake pełen zmian
W momencie premiery Disney Epic Mickey: Rebrushed zniknie sens grania w oryginalne wydanie na Wii. No, chyba że ktoś jest masochistą i chce męczyć się z pracą kamery i sterowaniem za pomocą Wiimote’a. Ekipa Purple Lamp mocno popracowała, by dostosować rozgrywkę pod współczesne standardy, co — tu Was uspokoję — nie oznacza uproszczeń. Przede wszystkim usprawniono sterowanie i pracę kamerą, dołożono Myszce Miki dodatkowe ruchy (sprint, unik czy atak z wyskoku) i poprawiono animację starego repertuaru, czy lepiej czuć postać, którą kontrolujemy. I te zmiany są odczuwalne, wreszcie nie musimy walczyć z pracą kamery, która w oryginale na dłuższą metę dawała nam w kość.
To nie wszystkie zmiany. Masę pracy włożono także w design poziomów, poprawiając wiele aspektów, które w oryginale nie domagały. Dołożono nowe miejsca w starych lokacjach, zagadki do rozwiązania i sekrety, do odnalezienia. To pozwoliło wydłużyć czas gry. A dzięki systemowi wyborów, jak potraktujemy bossów w grze, gra zachęca do jej dwukrotnego ukończenia, co znacznie wydłuża replayability, które i tak, dzięki masie zadań pobocznych stoi na wysokim poziomie. Warto też zaznaczyć, że w miasteczku dołożono nowy budynek, w którym możemy bezpośrednio wybierać poziom, który chcemy powtórzyć, bez żmudnego przebiegania przez mniejsze lokacje, by dotrzeć do miejsca docelowego. Co przy umiarkowanym backtrackingu, oszczędza nam sporo czasu.
Wszystkie zmiany zaimplementowane przez deweloperów w remake’u znacząco podniosły czerpaną z tej produkcji radość. Poziom wykonania to nie jest co prawda top gatunku i do tuzów pokroju Mario czy chociażby ostatnio wydanego Astro Bota brakuje, to jednak Disney Epic Mickey: Rebrushed zgłasza akces do ekstraklasy i nie ma czego się wstydzić.
Graficzny makeover tuszujący niedoróbki
Nie będę ukrywał, że Disney Epic Mickey: Rebrushed wizualnie mocno mi się spodobał. Stylistyka gry jest jej mocną stroną, korzystającą z tego, że stworzono od nowa każdy obiekt i teksturę w tym tytule. Podciągnięcie rozdzielczości do 4K (poza Switchem, co oczywiste), zachowując przy tym nienaganne 60 klatek na sekundę (poza okresowym stutteringiem, za który musimy podziękować silnikowi Unreal) pozwala docenić oprawę jeszcze bardziej. Nie musimy się martwić o wykorzystanie sztucznej inteligencji do szybkiego podbicia rozdzielczości assetów. Purple Lamp blisko współpracowało ze Spectorem i oryginalnymi twórcami, by tworząc obiekty od nowa, zachować wierność z oryginalnym stylem i zamysłem wizualnym.
Niemniej, idealnie nie jest. Recenzencka wersja Disney Epic Mickey: Rebrushed trochę błędów miała. Część z nich zostało od razu nam recenzentom, wyłożone jako „znane problemy”, co wskazuje, że jest szansa na ich naprawę w dniu premiery. Co przeszkadzało? Myszka Miki lubiła mi się zablokować na jakimś obiekcie i nie miałem innej niż wczytanie gry opcji, by się wydostać. Co w platformówce nie powinno mieć miejsca.
Coś jeszcze? Polska wersja. Całościowo nie jest zła, jednak ciężko mi uciec od myśli, że część przetłumaczono ręcznie, a część osoby odpowiedzialne za lokalizację postanowiły odwalić translatorem. Bo jak inaczej mam zareagować na opcję Input, którą przetłumaczono na sygnał wejściowy? Wyjaśniając, chodziło o … sterowanie. Poza taką wpadką trafiły się dziwnie tłumaczone zdania. Sensu wypowiedzi nie zmieniały, jednak wrażenie, że coś jest nie tak z danym zdaniem, towarzyszyło mi wyjątkowo często.
Przyjemne zaskoczenie na początek jesieni
Do Disney Epic Mickey: Rebrushed podchodziłem trochę bez większej wiary. Spodziewałem się raczej remake’u zrobionego po taniości, a dostałem projekt, do którego włożono masę pracy i serca. Epic Mickey nie było nawet w pierwszej dwudziestce kandydatów do odświeżenia sprzed dwóch generacji, a jednak miło mnie zaskoczyło i absolutnie nie żałuję, że akurat ten tytuł przyszło mi zrecenzować.
Ocena - recenzja gry Disney Epic Mickey: Rebrushed
Atuty
- Zmiany w rozgrywce mają ogromny wpływ na pozytywny odbiór
- Poprawione sterowanie Mikim
- Styl graficzny mocno skorzystał z nowej grafiki. No i wszystko to w 60 FPS
- Mnóstwo nowych materiałów czekających do odkrycia
- Czas potrzebny na ukończenie i sensowne replayability
Wady
- Postać lubiła mi się zablokować na obiektach
- W niektórych momentach nie odpalały się skrypty i otoczenie nie reagowało, co uniemożliwiało zaliczenie zadania pobocznego
- Błędy w polskiej wersji
Disney Epic Mickey: Rebrushed to miłe zaskoczenie. Wprowadzone do rozgrywki zmiany pozwoliły grze zyskać nowe życie. Oprawa wizualna zachwyca i gdyby nie błędy techniczne, mielibyśmy do czynienia ze świetnym tytułem. A tak, to „tylko” bardzo dobra gra.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych