Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów (2024) – recenzja serialu [Netflix]. Kaci czy ofiary?

Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów (2024) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Kaci czy ofiary?

Iza Łęcka | 25.09, 21:32

Ryan Murphy znów to zrobił. Podjął się pokazania zbrodni, która swego czasu wstrząsnęła Stanami Zjednoczonymi. I ten projekt całkiem mu wyszedł. Zapraszam do recenzji „Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów”.

Ogromny sukces i rozgłos, jaki „Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” przyniósł Netflixowi, był tylko iskrą, jaka rozpaliła ogromny płomień. O tym serialu mówiło się naprawdę dużo – i to niekoniecznie dobrze. Bo choć rola Evana Petersa zasługiwała nawet na więcej nagród, tak ten serial dołączył do zestawu produkcji, które w pewnym stopniu romantyzują morderców i zbrodniarzy, po raz kolejny nadając im rozgłos, a na drugim planie zostawiając ofiary.

Dalsza część tekstu pod wideo

Liczby się jednak zgadzały, dlatego streamingowy gigant poszedł va banque i zapowiedział rozwój antologii, a za jej kolejną historię ponownie mieli odpowiadać Ryan Murphy oraz Ian Brennan. Po zobaczeniu 9 odcinków „Potworów: Historii Lyle’a i Erika Menendezów” dochodzę do śmiałego sześć wniosku, że to obraz zdecydowanie bardziej w stylu doświadczonego twórcy, który lubi rozmach, przesadę i blichtr. Najnowszy serial Netflixa jest bardzo w hollywoodzkim stylu – w końcu światła reflektorów padają na dwóch młodych i przystojnych mężczyzn, którzy rzeczywiście chcieli, by kręciło się o nich filmy. I niebawem kolejny ujrzy światło dzienne, ale o tym może innym razem.

Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów (2024) – recenzja serialu [Netflix]. Rozpieszczone bachory

undefined

Tą sprawą żyły niemal całe USA. Oto José and Kitty Menendez – małżeństwo wpływowych milionerów żyjących w Beverly Hills – zostało z zimną krwią zamordowane we własnym domu. On otrzymał sześć strzałów ze strzelby, ją napastnicy potraktowali jeszcze brutalniej, zadając aż 10 strzałów. Pierwsze podejrzenia policji – dzięki mocnej sugestii synów – padają na bliżej nieokreśloną mafię oraz brutalną rękę „sprawiedliwości”, która dosięgła prowadzącego lewe interesy biznesmena. Widzowie jednak od początku wiedzą, kto stoi za tak przerażającą zbrodnią. Eric i Lyle Menendez na początku zaplanowali, następnie uzbroili się i dokładnie przygotowali, by z zimną krwią pozbawić życia ludzi, dzięki którym opiewali w luksusach.

W recenzowanych „Potworach: Historii Lyle’a i Erika Menendezów”, podobnie jak w „Dahmerze”, wina jest niezaprzeczalna. Tutaj jednak liczy się to, czego akta policyjne nie zarejestrowały – co stało za decyzją o zmasakrowaniu własnych rodziców?

Poprzez 9 odcinków Murphy trochę wodzi widzów za nos, prezentując dwie, zgoła odmienne, twarze braci. Muszę przyznać, że wcześniej nie zagłębiałam się w szczegółach śledztwa oraz procesu, który w latach 90. stał się swego rodzaju operą mydlaną, śledzoną przez miliony amerykańskich obywateli, dlatego też wygodnie było mi się wczuć w rolę nieświadomego odbiorcy. Jasne jest, że Lyle i Eric zabili rodziców – co do tego nie mamy wątpliwości – jednakże raz za razem do głosu dochodzą dwie wersje powodów stojących za tak makabryczną zbrodnią. Obrona pragnie przekonać ławę przysięgłych, że bracia przez wiele lat byli ofiarami przemocowego ojca, który ich molestował i traktował niczym własność, oraz niekochającej, uzależnionej matki. Lata cierpień, poniżania i przede wszystkim kazirodczych stosunków odcisnęły piętno, o jakim większość z nas nie ma pojęcia. Prokuratura sięgnęła po jeden z najbardziej znanych motywów na świecie – kasę. Bracia Menendez, tak jak nie uchodzili za dobrych synów, tak też nie należeli do zbyt pracowitych osób. Za to uwielbiali rozrzutne życie i wynikające z bogactwa przywileje. Oczywistą przeszkodą był jednak kontrolujący pan domu, który trzymał dostęp do konta w garści.

Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów (2024) – recenzja serialu [Netflix]. Kto był potworem?

undefined

„Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów”, zmieniając sposób pokazania każdej z wersji, żonglują stylem produkcji i realizacji, prezentując nierówne rozdanie. Wersja prokuratury ukazująca zaplanowane z zimną krwią morderstwo, ocieka klimatem projektów, które są wizytówkami Murphy'ego – dziwnego i niepokojącego „American Horror Story”, głośnego, kolorowego „Glee” czy ociekającego napuszeniem „Hollywood”. A ścieżka dźwiękowa jest tego idealnym uzupełnieniem. Tutaj widzimy braci na fali, rozkoszujących się zakupami i imprezami, a jednocześnie bezdusznie nastawionych na zabicie, a później wybronienie się z opresji dzięki znakomicie radzącej sobie prawniczce. To zwykli socjopaci pozbawieni głębszych emocji, którzy wśród widzów mogą wzbudzać odrazę. Jest to jednak zupełnie inny rodzaj odczucia niż te, które powodował Jeffrey Dahmer grany przez Evana Petersa. Zabójca z 1. sezonu antologii Netflixa odstręczał i wzbudzał strach. Głównych bohaterów po prostu się nie lubi i życzy im się rychłego znalezienia się za kratkami, a nawet sesji w komorze śmierci.

Reakcje zmieniają się, gdy synowie Menendezów ujawniają mroczną stronę życia w luksusie. Ta część recenzowanej serii wzbudza największe napięcie, które z każdą kolejną minutą jest pieczołowicie budowane – a po scenach koncentrujących się na molestowaniu i procesie widać, że za kamerą mamy doświadczonych filmowców, którzy potrafią na moment zatrzymać się i pokazać trudne przeżycia, nawet w nieco szokujący sposób. Przede wszystkim jednak znakomicie odtwarzają atmosferę procesu i ujęcia, które śledziła telewizja. Dbałości o te szczegóły nie można odmówić Murphy'emu, choć trzeba powiedzieć, że producent nie byłby sobą, gdyby niektórych wątków nie dodał od siebie i ponownie nieco nie przekroczył granicy.

Twórcy prowadzą narrację z bardzo dużą dokładnością, w związku z czym tuż po ujawnieniu wstrząsającej wersji Erika i Lyle'a tempo traci na znaczeniu. To jeden ze sporych mankamentów „Potworów: Historii Lyle’a i Erika Menendezów”, bo w drugiej połowie tego sezonu dobitnie przekonujemy się, że ktoś tu jednak przedobrzył i zdecydowanie przedłużył scenariusz. W moim odczuciu seria nie straciłaby na klimacie, gdyby pozbyć się przynajmniej jednego wątku, historii dziennikarza Vanity Fair, który stanowił kolejną próbę pewnego rozładowania napięcia i dodania następnego wymiaru złożonego procesu sądowego. Odcinki chwilami powodują reakcje nerwowego spoglądania na zegarek, bo zdarza się, że zaciekawienie historią po prostu spada.

Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów (2024) – recenzja serialu [Netflix]. Czy warto sprawdzić produkcję?

Choć w serialu Netflixa można przyczepić się do nierównego poprowadzenia fabuły, tak już „Potworom” nie można odmówić kapitalnej obsady. Tutaj chylę czoła głównym aktorom wcielającym się w braci – Cooperowi Koch i Nicholasowi Chavezowi – którzy poradzili sobie znakomicie z zadaniem. Każdy z nich miał do przedstawienia postać o zupełnie innych cechach charakterologicznych, historia wymagała ukazania dwóch twarzy Erika i Lyle'a, a kreacje zostały bardzo dobrze dopasowane. Wsparciem dla głównych aktorów byli pozostali występujący. Javier Bardem jako ojciec, Chloë Sevigny jako matka i wcielająca się w obrończynię Ari Graynor nie ustępowali kroku głównym bohaterom. W wielu momentach to właśnie Jose Menendez budował napięcie, jakiego mogliśmy oczekiwać po produkcji należącej do krwawej antologii.

Nie jest żadną tajemnicą, że Netflix umie w true crime, a subskrybenci platformy ten gatunek uwielbiają. Współczesny widz, przyzwyczajony do nawału informacji, obrazów i komunikatów, karmi się emocjami silnymi, takimi, które na chwile skupią wzrok, zachęcą, by przestać scrollować. A historie morderców idealnie odpowiadają tym oczekiwaniom – szokują i wydają się mocną odskocznią od codzienności. Nie wiem, czy przedsiębiorstwo idzie dobrą drogą, romantyzując bestialskie zbrodnie i czyniąc z morderców swego rodzaju idoli. Pamięć o ofiarach w żaden sposób nie zostaje zachowana, a na piedestale pojawiają się przestępcy, którzy mogą pławić się w zachwytach gapiów. Pod względem biznesowym to podejście jednak bardzo się opłaca.

Jeżeli spodobał się Wam „Dahmer”, to jak najbardziej możecie dać szansę serialowi „Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów”. Nie jest to co prawda aż tak wysoki poziom, klimat też nieco odmienny, ale Ryan Murphy pokazuje, że każda z historii jest inna – i licznymi zabiegami to podkreśla.

Atuty

  • Bardzo dobre kreacje aktorów wcielających się w głównych bohaterów - Coopera Kocha i Nicholasa Alexandra Chaveza,...
  • którym w żadnym stopniu nie ustępuje pozostała część obsady,
  • Dwa odmienne klimaty jednej produkcji,
  • Pierwsza połowa mocno trzyma w napięciu,
  • Bywa brutalnie i szokująco.

Wady

  • Dwa style realizacji mogą odrzucać,
  • Pewne nieścisłości scenariuszowe,
  • Po 6 odcinku tempo produkcji mocno spada,
  • Ten sezon mógłby być zdecydowanie krótszy.

„Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów” to serial wywołujący mocne emocje, dotykający tematów oślizgłych, niewygodnych i szokujących. Twórcy nie stawiają dokładnej odpowiedzi na pytania o prawdę, ale z nieukrywaną dokładnością i w całej mieszance stylów pokazują zbrodnię, którą żyły Stany Zjednoczone. Dla fanów true crime produkcja obowiązkowa.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper