God of War Ragnarok - recenzja gry. Pecetowy Bóg Wojny, odcinek 2
Recenzowanie pecetowych wersji gier z katalogu Sony od pewnego momentu jest przyjemną robotą. Czasy robionych po łebkach wersji na komputery osobiste odeszły w zapomnienie, przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Poprzedni port, Horizon Forbidden West wypadł nadzwyczaj dobrze. God of War Ragnarok jest w tym samym koszyku co tytuł Guerrilla Games. Posiadacze mocnych pecetów wycisną z gry jeszcze więcej, niż oferowało PS5, a ci ze słabszymi komputerami nie muszą się martwić o to, że gra nie będzie im działać, skoro oficjalnie Ragnarok odpala nawet na Steamdecku.
Dzieląca fanów kontynuacja
Oczekiwania względem God of War Ragnarok były wyjątkowo wysokie. Sony Santa Monic postanowiła zamknąć nordyckie przygody Kratosa w dwóch, a nie jak do tej pory w trzech grach, co wymusiło niestety kompresowanie materiału. To dawało się odczuć, zwłaszcza w końcówce gry, która została pozbawiona rozmachu znanego z greckiej trylogii. Nie jestem jedyny, który uważa, że akurat ten aspekt niestety nie wyszedł zbyt dobrze. Niemniej, całościowo produkcja wypada lepiej niż restart z 2018 roku. Przynajmniej w kwestii czystej rozgrywki.
Świat się rozrósł i dosyć sprawnie nas przekonuje, że nie biegamy wyłącznie po korytarzach prowadzących do celu. Półotwarte huby wypełnione sekretami i wątkami pobocznymi, do których przyklejono historie poruszające postacie poboczne, a nawet rozwijające więź Kratosa z Atreusem Oczywiście główny wątek non stop krąży wokół nieuniknionego Ragnaroka, choć często pojawia się wrażenie, że twórcy na siłę wydłużali odwiedziny w wybranych światach, żeby tylko gra nie skończyła się zbyt szybko.
God of War z 2018 roku krytykowany był przede wszystkim za uproszczenie systemu walki względem starej trylogii (o ironio, która krytykowana była za prostotę w tym samym aspekcie), więc w kontynuacji mocno popracowano nad tym aspektem i walka jest po prostu przyjemniejsza, dająca więcej możliwości, głównie za sprawą nowego typu broni. Rozwój postaci postanowiono częściowo wywrócić. Zamiast skupieniu się wyłącznie na przyroście statystyk, większy nacisk postawiono na wpływ specjalnych efektów ze zbroi, co otwiera drogę do wielu kombinacji i buildów.
Pecetowa doskonałość? Prawie
Będąc ze sobą absolutnie szczerym, nie za bardzo mam do czego się doczepić, jeśli chodzi o jakość pecetowego portu. Wiem, że ludziom przeszkadza obowiązek połączenia konta z PSN, jednak z mojego punktu widzenia to żaden problem, bo takowe konto mam. Poza tym ciężko się doczepić do czegokolwiek. Błędów w grze nie uświadczyłem, raz mnie wyrzuciło do pulpitu, a poza tym, to cały czas spędzony z grą był bezproblemowy.
Napiszę, że gra działa perfekcyjnie, nawet na najwyższych ustawieniach graficznych, odpalonych w ultrawide. Jednak wiem, że moja opinia może nie być dla wszystkich punktem odniesienia, gdyż ogrywałem God of War Ragnarok wpierw na RTX 3080, a potem na 4080 Super. Popytałem jednak znajomych ze słabszymi sprzętami i Steam Deckiem i żaden z nich nie narzekał szczególnie na poziom techniczny tej gry. Kompilacja shaderów? Chwila w menu głównym, podczas gry praktycznie brak stutteringu.
Oczywiście nadal trzeba mieć na uwadze, że to gra sprzed dwóch lat, tworzona z myślą o PS5, która także działa na PlayStation 4, więc pewne ograniczenia w designie musiały się pojawić. Więc niekoniecznie będzie bić się o wizualną koroną z Black Myth: Wukong czy Cyberpunkiem 2077 z włączonym path tracingiem. To jednak ma bezpośrednie przełożenie na rozsądne wymagania systemowe. Choć i tak God of War Ragnarok wizualnie nie ma czego się wstydzić w 2024 roku.
Niektórzy mogą kręcić nosem, że względem wydania na PS5 studio nie wysiliło się za bardzo i nie dołożyło od siebie w kwestii grafiki. Pecetowe „Ultra” odpowiada trybowi jakości na PS5, nic więcej z tej wersji, poza wyższą rozdzielczością nie wyciśniemy.
Kompletna, choć droga paczka
Jetpack Interactive przeniosło nie tylko bazową grę God of War Ragnarok, ale także dodatkowy tryb roguelite — Walhallę — który został dodany do konsolowej wersji gry w formie darmowej aktualizacji. Kontynuuje on historię z podstawki, więc warto wpierw ją ograć. Na tle typowych „rogalików” Walhalla nie jest aż tak bogata w przeróżne mechaniki, jednakże w takiej formie, jak została pierwotnie wydana, to zaskakująco rozbudowany i wciągający tryb, który pozwala rozwinąć skrzydła osobom bawiącym się w kombinowanie swoich buildów.
Jest to miła odskocznia dla osób, które mogą poczuć się zmęczone głównym wątkiem lub po prostu szukają powodu, by spędzić z grą więcej czasu. Tym bardziej że postępy w tym trybie w ogóle nie wpływają na główny wątek, więc grać możemy niezależnie od siebie.
Jedynym tak naprawdę problemem w moim odczuciu jest…cena. Sony policzyło sobie pełną kwotę za God of War Ragnarok (tj. 259 złotych), tytuł mający dwa lata na karku. Jasne, wersja na PS5 startowała z jeszcze wyższego pułapu, jednak wypuszczając produkcję dwa lata później, mogliby się nieco bardziej postarać i iść na rękę pecetowym graczom. Jak powszechnie wiadomo, że późne porty nie są oni skłonni płacić takich pieniędzy. Choć coś mi mówi, że Sony i tak nie zmieni podejścia, nawet jeśli wyniki sprzedażowe nie będą zadowalające.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do God of War: Ragnarok.
Ocena - recenzja gry God of War: Ragnarok
Atuty
- Technicznie nie ma się do czego przyczepić
- Dobra optymalizacja, co przełożyło się na wsparcie Steam Decka
- Integracja z PSN pozwala wbijać osiągnięcia w konsolowej wersji
Wady
- Na upartego - premierowa cena
Port, któremu ogólnie rzecz biorąc, nie ma czego zarzucić. Praktycznie brak problemów technicznych, więc jeśli ktoś nie chciał kupować PS5 i czekał na pecetowego Ragnaroka, może bez obaw go kupić.
Graliśmy na:
PC
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (97)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych