Joker: Folie a deux (2024) - recenzja filmu [WB]. Musical w twojej głowie

Joker: Folie a deux (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Musical w twojej głowie

Piotrek Kamiński | 01.10, 21:20

Arthur Fleck zabił sześć osób, po czym został aresztowany. Obecnie spędza swój czas w zakładzie psychiatrycznym Arkham, oczekując na proces, który zadecyduje o przyszłości jego istnienia. Nie był on nim jednak zainteresowany, dopóki nie zobaczył jej...

Kiedy Todd Phillips nakręcił pięć lat temu swojego "Jokera", nie dało się przejść obok niego obojętnie. Jedni mówili, że to najlepszy film oparty na komiksie superbohaterskim w historii, inni, że to po prostu miks "Taksówkarza" i "Króla Komedii", tyle że bez emocjonalnego zaplecza tamtych filmów. Jaka jest prawda? No, jak to jaka? Subiektywna. Oba obozy mają trochę racji, jeśli zechce się uczciwie spojrzeć na temat. Kino superbohaterskie zwykle siedzi sobie wygodnie w klimacie blockbusterów, z szalonymi scenami akcji, wielkimi wybuchami i większą ilością głupich żartów, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, więc studium człowieka, takie jak "Joker", łatwo jest darzyć większą estymą, niż "What, are we some kind of a Suicide Squad?".

Dalsza część tekstu pod wideo

 Z drugiej strony, ciężko jest nie zauważyć DNA wspomnianych filmów Scorsese w dziele Phillipsa. Miejscami charakter danej sceny jest niemal dokładnie taki sam, jak kiedy Arthur ćwiczy swoje wejście na scenę albo trenuje szybkie wyciąganie broni i absolutnie nie da się temu zaprzeczyć. Ale błagam, powiedz mi, że "Joker" był pierwszym filmem, który czerpie z innych dzieł popkultury i nie zaśmiej się w trakcie. No nie da się. Wzorowanie się na przeszłości jest czymś absolutnie normalnym i robił to już Shakespeare, pisząc swojego "Hamleta", więc osobiście nie uważam, aby tamte nawiązania ujmowały coś filmowi. A był to całkiem fajny portret upadku chorego człowieka, którego zawiodło środowisko, w którym przyszło mu żyć.

Joker: Folie a deux (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Z wizytą w głowie chorego człowieka

Typowy prawnik w Stanach

O czym w takim razie może być część druga, skoro jedynka zakończyła się tak, jak się zakończyła? No właśnie w tym rzecz, że trochę o niczym. Pochyleniem się nad samą chorobą, nad stanem psychicznym pacjenta. To mogła być batalia o duszę głównego bohatera (Joaquin Phoenix) - czy jest Arthurem czy może Jokerem - i po części właśnie nad tym pytaniem zastanawiają się reżyser i jego scenarzyści, ale cały proces jest płytki, powierzchowny, bez żadnej mechaniki działającej pod spodem. Można powiedzieć, że jest to historia miłosna dwójki bardzo chorych osób, ale w tym temacie również Phillips zadowala się ogólnikami. Lee (Lady Gaga) zakochała się w Arthurze, kiedy zobaczyła go w telewizji. On z kolei pragnie po prostu bliskości z drugą osobą, więc natychmiast odwzajemnia jej uczucie i... To już trochę tyle. A ponieważ nasz bohater ma problemy z odróżnianiem fantazji od prawdziwego życia, trudno nawet mieć pewność ile z ich konwersacji i przygód rzeczywiście miało miejsce. I po trzecie, można traktować "Folie a deux" jako dramat sądowy, ale jak tu traktować poważnie film, z tak komicznie niewiarygodnymi dialogami, gdzie psychiatra sugeruje pacjentowi odpowiedzi, sąd pozwala osobie chorej psychicznie reprezentować samą siebie - w dodatku w pełnym makijażu klauna - a sama rozprawa brzmi jak farsa, prawie jak "Sędzia Anna Maria Wesołowska"? Gdyby Phillips od początku szedł w kicz i absurdalny, komiksowy ton, to może i miałoby to ręce i nogi. Ale nie da się zrobić jednocześnie poważnego, smutnego dramatu i pastiszu, a wygląda na to, że w coś takiego celował reżyser.

Tak więc fabularnie film nie zachwyca. Wygląda na to, że reżyser nie miał niczego nowego do powiedzenia, po prostu chciał pobyć jeszcze trochę w tym świecie, z tą postacią. Sam Phoenix zresztą po raz pierwszy w karierze zgodził się powrócić do wcześniejszej roli, co musi oznaczać, że chłopaki po prostu mieli ochotę dalej eksplorować ten temat. Do tego dorzucili sobie Stephanie Germanottę, powszechnie znaną jako Lady Gaga, choć zdecydowanie wolę ją w bardziej naturalnym wydaniu (nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że to taka ładna dziewczyna, bo zawsze ma na sobie jakiś szajs totalnie zakrywający prawdziwą ją). Być może to właśnie ten czynnik sprawił, że Phoenix zgodził się na powrót do roli - ponoć niesamowicie stresowało go śpiewanie przed kamerą, w dodatku z Germanottą. Ponieważ owszem, zgodnie z zapowiedziami jest to musical - w starym stylu, Nowy Jork lat pięćdziesiątych, Sinatra, te sprawy. Nie psuje to jednak w żaden sposób filmu, jako że zostało bardzo sprytnie wplecione w samą fabułę - Harlee i Arthur poznają się na muzykoterapii, po czym praktycznie wszystkie szalone występy sceniczne pary są wytworem wyobraźni głównego bohatera, stanowiącymi interesujący wgląd w stan jego psychiki, w jego lęki i pragnienia. 

Joker: Folie a deux (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Techniczny majstersztyk

Czy to sen?

Prócz tego, film zdobi również cały szereg znanych i lubianych utworów muzycznych, jak choćby "Dancing in the moonlight" w klasycznym wykonaniu King Harvest (jeśli mnie słuch nie myli). Ścieżka dźwiękowa robi dobre wrażenie, idealnie wzmacniając wrażenia płynące z oglądania, choć powiedziałbym, że miejscami kawałki dobrane są trochę zbyt... Oczywiście. Wiesz: na ekranie widzimy jak Arthur dostaje gigantyczne lanie, ale nie przeszkadza mu to, bo jest zakochany, a z głośników leci coś w stylu: "No one can hurt me, when I have you", czy coś w ten deseń. Rozumiemy, Todd, nie musisz nas bić przesłaniem po głowie.

Dwoma największymi zaletami filmu bezsprzecznie jest para głównych bohaterów i zdjęcia. Todd Phillips potrafi zaprojektować ładny obrazek, zwłaszcza do spółki ze swoim ulubionym operatorem, Lawrence'em Sherem, a styl musicalu pozwolił chłopakom rozwinąć skrzydła. Już od samego początku oglądamy intrygująco symetryczne kadry Arkham, monolitycznego, pozbawionego wyrazu i emocji Flecka, ze światłem podkreślającym jego wychudzone, wykrzywione ciało, ale dopiero kiedy wchodzimy do jego głowy, filmowcy naprawdę szaleją z doborem kolorów, sposobem świecenia i kadrowaniem. To wizualnie piękny film, co w połączeniu z wpadającą w ucho ścieżką dźwiękową sprawia, że raczej się nie dłuży. Choć prawdopodobnie sam ten fakt nie wystarczyłby, aby utrzymać uwagę widza.

I tu dochodzimy do sedna - Joaquin i Stephanie. Para od samego początku urzekająca swoją chemią, której dziwne zauroczenie sobą nawzajem kupujemy od pierwszej chwili, choć z pewną dozą ostrożności, biorąc pod uwagę stan psychiczny głównego bohatera i jego "poprzedni związek". To, że Phoenix nawet z nijakiego scenariusza ukręciłby pełnoprawną, zapadającą w pamięć postać wie się samo przez się, ale nie spodziewałem się, że Germanotta tak dobrze będzie dotrzymywała mu kroku. Jej Harlee nie jest może tak wielowymiarowa, jak Arthur Fleck, ale też nie musi być - to pozbawiona hamulców siła natury, która dosłownie zakochuje bez pamięci w swoim własnym wyobrażeniu na temat postaci, którą zobaczyła w telewizji. Co innego sam Fleck. Powiedziałbym, że Phoenix nie odkrywa tu za specjalnie nowych głębin psychiki swojej postaci (chyba że skategoryzujemy tak jego personę "prawnika", gadającego trochę jak Kogut Leghorn), ale wciąż jest doskonały w tym co robi i nawet pięć lat po części pierwszej, wciąż potrafi dosłownie transformować się w innego człowieka, kiedy jego twarz przykrywa makijaż klauna. Nie mogę wyjść z podziwu, jak on to robi.

Tak więc, "Joker: Folie a deux" jest filmem nierównym i - co chyba najgorsze - ostatecznie zupełnie zbędnym, bo nie wnoszącym niczego nowego do postaci głównego bohatera. Fabularnie to takie tam po prostu kręcenie się w miejscu, okraszone miejscami sugestiami wątków i tematów, które mogłyby tę opowieść uświetnić, ale nigdy nie sięgające po nie na dłużej. Technicznie natomiast jest to majstersztyk - pięknie nakręcony, z całą masą imponujących utworów muzycznych, zarówno wyśpiewywanych przez głównych bohaterów, jak i lecących z offu, doskonale zagrany. Nie powiem, że to nieporozumienie, bo "jak można było zrobić z 'Jokera' musical". To koniec końców całkiem udany projekt. Jego tragedią natomiast jest to, że mógłby równie dobrze być absolutnie wybitny, gdyby posiedzieć jeszcze trochę nad scenariuszem. Trochę szkoda, ale i tak polecam sprawdzić.

Atuty

  • Duet głównych bohaterów zagrany pierwszorzędnie;
  • Sekwencje musicalowe każdorazowo robią wrażenie;
  • Piękne zdjęcia;
  • Dobra, nawet jeśli czasami trochę łopatologiczna ścieżka dźwiękowa;
  • Nie nudzi się w trakcie.

Wady

  • Fabularnie nie ma nic nowego do powiedzenia;
  • Miejscami komiczne dialogi i zachowania niektórych postaci;
  • Istny festiwal niewykorzystanych okazji.

"Folie a deux" jest niezłym filmem, który miał zadatki na prawdziwą wielkość. Warto sprawdzić dla Phoenixa i Germanotty, ale wątpię aby chciało mi się jeszcze kiedyś do niego wracać.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper