Franczyza (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. Kręcimy film o superbohaterach
Daniel jest kierownikiem planu produkcji superbohaterskiej w stylu "Aquamana", tylko... Dziwniejszej. Dzień w dzień musi panować nad aktorami, całą ekipą i nawet reżyserem, którego ambicje dalece przekraczają wymiar produkcji, za sterami której stoi. Jakby tego było mało, w hali obok kręcony jest inny film z tej samej franczyzy, z którym jakoś trzeba się dogadać. Cóż mogłoby pójść nie tak?
Mam wrażenie, że seriale komediowe opowiadające o całej grupie ludzi pracujących w jednym miejscu stały się w ostatnich latach swoim własnym podgatunkiem sitcomu. Było "The Office", "Frasier" (tak jakby), "Brooklyn 9-9", nie tak dawno temu kompletnie zmarnowany "Blockbuster", a teraz dostajemy "Franczyzę". W przeciwieństwie do tego poprzedniego, tutaj z grubsza od początku byłem przekonany, że będzie to w najgorszym wypadku tylko intrygująca produkcja, a w najlepszym solidny hicior. Dlaczego? Powodów jest kilka.
Przede wszystkim sam temat. Od dawna już mówi się - nie tylko w kuluarach - że kino superbohaterskie zjada własny ogon, a praca na planie jest zasadniczo katorgą, więc wyolbrzymienie tego tematu na potrzeby telewizji wydaje się być genialnym pomysłem. No i po drugie: czy ty widziałeś jacy ludzie stoją za tym serialem?! Za kamerą stoi nie kto inny z a Sam Mendes, architekt sukcesu "1917", "Skyfall", "Drogi do zatracenia" i "American beauty". Pracował też nad scenariuszami poszczególnych odcinków, ale akurat w tym temacie miał do pomocy kilka innych, ciekawych nazwisk. Jon Brown był jednym ze scenarzystów "Sukcesji", a Armando Iannucci współtworzył z nim dodatkowo "Avenue 5" i "Veep", by wymienić tylko kilka produkcji. Jak można nie poczuć się zaintrygowanym takim zestawem kreatywnych głów za kamerą?!
Franczyza (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. Seria psztyczków w nos Marvela i DC
Rzecz opowiada o produkcji szmirowatego filmu o superbohaterze imieniem Tecto (Billy Magnussen), który swoją odrobinę ponadprzeciętną siłą i niewidzialnym młotem pneumatycznym - wyobraź sobie jak wygląda korzystanie z niego - walczy z siłami zła, którymi uosobionymi przez postać graną przez wielkiego aktora lat minionych, Petera Fairchilda (Richard E. Grant) w czasach, kiedy nikt jeszcze nie przejmował się czy to wypada żeby biały facet grał cesarza Chin i tym podobne postacie. Towarzyszy im chodzący bez przerwy w stroju do mocapu facet grający wszystkie podwodne potwory w filmie, a za kamerą wspomniany już Daniel (Himesh Patel) musi niańczyć swojego szefa i przyjaciela, pragnącego wielkości reżysera, Erica (Daniel Bruhl) i gasić pożary wywoływane przez producenta obecnego na drugim planie. Na szczęście ma też kilka osób po swojej stronie, które względnie twardo stąpają po ziemi, więc jakoś ta praca idzie.
Kolejne odcinki skupiają się na kolejnych dniach pracy na planie, a każdy z nich niesie ze sobą przynajmniej jeden, a czasami nawet kilka problemów, z którymi trzeba sobie poradzić. Podobało mi się, że mimo oczywistej satyry, scenariusze z całą pewnością oparte są na wiarygodnych, a może nawet i zasłyszanych gdzieś tam historiach - a to trzeba pogodzić zwaśnione gwiazdy (bardzo zabawny występ gościnny Nicka Krolla), a to przytemperować artystyczne ciągoty reżysera, zaplanować wielką sekwencję połączoną z detonacją pokaźnych rozmiarów obiektu (mam wrażenie, że któryś ze scenarzystów oglądał nasze "Nic Śmiesznego"), drugi film podbiera pomysły, a że ma premierę przed naszym, to będzie, że to ich pomysły, tu ktoś ma romans, tam aktor wcielający się w tytułową rolę wali anaboliki niewiadomego pochodzenia i tak dalej. Kolejne pożary są jak najbardziej wciągające i zabawne, a postacie na tyle synaptyczne, że chce się im kibicować.
Franczyza (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. Szereg ciekawych jednostek, ale gdzie tu grupa?
Aktorsko również jest bardzo dobrze. Kolejne postacie są raczej archetypiczne: lekko przygłupi wielkolud w głównej roli, starszy pan, który czuje, że ta rola jest poniżej jego możliwości, reżyser z przerośniętym ego, z obowiązkowo doklejonym doń asystentem, który nie ma nic do powiedzenia, choć bardzo by chciał i tak dalej i tym podobnie. Pozytywna energia aktorów sprawia jednak, że większość z tych postaci bardzo łatwo jest polubić. Tym, czego serialowi trochę brakuje, jest mocniejsze, wyraźniejsze rozpisanie relacji ich łączących. Każda postać ma swoją własną, pełną gagów historię i zazwyczaj dobrze grają ze sobą - czy to przyjaźń, jak Daniel i jego pomocniczka, Dag (Lolly Adefope), czy lekką rywalizację, jak w przypadku Adama (postać Magnuessena) i Petera - ale brakowało mi w tym wszystkim mocniej zarysowanych więzi łączących ich nawzajem. Nie czułem, aby był to faktycznie zespół.
Pewnym problemem może również okazać się być przybranie zbyt dramatycznego tonu przez serial, jeśli dostaniemy drugi sezon. Max było na tyle mile, aby udostępnić nam od razu cały serial i od koniec sytuacja staje się dosyć napięta, pełna kłótni i zdrad, co nie do końca zgrywa się z wesoło niepoważną resztą sezonu. Za scenariusz wzięli się poważnie utalentowani ludzie, więc nie twierdzę, że nie daliby rady zrobić bardziej poważnego, dramatycznego drugiego sezonu, ale uważam, że taka decyzja zwyczajnie zaszkodziłaby marce. Wszystko to, co widzowie zobaczą w pierwszym sezonie da się na szczęście jeszcze odkręcić i mam nadzieję, że jest już jakiś plan, jak można by pociągnąć tę historię dalej, ponieważ biorąc pod uwagę całkiem długą już historię kina franczyzowego, potencjał serialu jest dosłownie niezmierzony.
"Franczyza" to dla mnie taki pół-zaskoczenie. Z jednej strony odkąd tylko usłyszałem o serialu, byłem przekonany, że będzie to warta uwagi produkcja, ale nie miałem pojęcia, że tak bardzo wstrzeli się ona w mój gust. Nie zrozum mnie źle - to nie jest kolejny "Brooklyn 9-9", przy którym regularnie wybucham gromkim śmiechem. Główny bohater, o ile można tak nazwać Daniela, jest trochę zbyt klasycznie "everymanowy", zabrakło mi bardziej ambitnych ujęć, z których słynie Mendes (chociaż nie wymagam aż takiego artyzmu od sitcomu, więc to akurat mogę mu wybaczyć), a większość gagów wywołuje raczej parsknięcia i lekki chichot, niż salwy śmiechu, ale jest to bardzo dobrze skrojona produkcja z ciekawym scenariuszem, solidnym humorem i całym zastępem postaci aż kipiących potencjałem. Pierwszy sezon obejrzałem z przyjemnością i mam nadzieję, że doczekam się kolejnych.
Premiera pierwszego odcinka już 06.10 na max.
Atuty
- Główny temat kręcenia filmu o superbohaterach jest zarówno ciekawy, jak i zabawny;
- Wyraziste postacie;
- Gagi zaczerpnięte z prawdziwego życia;
- Szczerze wciąga;
- Kilka interesujących występów gościnnych;
- Solidnej jakości humor.
Wady
- "Najgłówniejszy" bohater mógłby być bardziej wyrazisty;
- Brakuje lepiej nakreślonych relacji między postaciami;
- Niektóre dramy dałoby się rozwiązać w bardzo prosty sposób, co wybija trochę z seansu.
"Franczyza" jest czymś w stylu prześmiewczej odpowiedzi na obecną sytuację w Hollywood. Kręcenie filmu nigdy nie jest proste, a kiedy jeszcze trzeba użerać się z dużymi dziećmi i wyobrażać sobie efekt końcowy, bo wszystko kręcone jest na blue screenie, sytuacja staje się wręcz beznadziejna. Jest w tym serialu potencjał. Czekam na więcej!
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych