Błędny cień (2024) recenzja i opinia o filmie [Netflix] — Krew, gniew i więcej krwi
„Błędny cień”, znany też jako „The Shadow Strays”, to najnowsze dzieło indonezyjskiego reżysera Timo Tjahjanto, dostępne od 2024 na Netflixie. Reżyser, znany z krwawego „The Night Comes For Us”, kontynuuje swoją podróż w świat bezkompromisowego kina akcji, gdzie choreografia walk idzie w parze z pełnym okrucieństwem.
Jednak pomimo całego tego spektaklu przemocy, film pozostawia pewien niedosyt, co może wynikać z wyraźnego problemu z równowagą między dynamiką akcji a rozwojem postaci.
Błędny cień (2024) recenzja filmu [Netflix] . Napięcie i adrenalina
Już od pierwszych scen Tjahjanto mocno stawia na bezpośrednie emocje i brutalne starcia. Główna bohaterka, 17-letnia zabójczyni o kryptonimie 13 (Aurora Ribero), wpada w tarapaty podczas nieudanej misji w Japonii, co skutkuje jej “zawieszeniem”. Poznaje Monjiego (Ali Fikry), 11-letniego chłopca, który traci matkę z rąk przestępczego syndykatu.
W ten sposób zaczyna się jej osobista vendetta, która prowadzi ją wprost na ścieżkę chaosu i krwi. Reżyser po raz kolejny udowadnia, że ma dobre oko w tworzeniu choreografii walk, które przypominają (czasami) sceny z klasyków Johna Woo. Jednak całość, mimo widowiskowości, sprawia wrażenie przerysowanej i przesadnie brutalnej.
Błędny cień (2024) recenzja filmu [Netflix]. Młoda zabójczyni w centrum wydarzeń
Główna postać — 13 — jest kreowana jako bezimienna anielica zemsty, nieposiadająca ani historii, ani nawet własnej tożsamości. Jej traumy i sposób, w jaki zostaje „kontrolowana” przez swoją organizację, dodają jej charakteru, ale jednocześnie ograniczają jej rozwój jako postaci. Czasem miałem wrażenie, żę Tjahjanto próbuje połączyć surową akcję z elementami noir i dramatem psychologicznym, jednak te dwa światy nie do końca do siebie pasują. Aurora Ribero daje z siebie wszystko, by nadać swojej bohaterce głębi, ale brak wyraźnej przemiany czy nawet większego wglądu w jej motywacje sprawia (nadziej i zemsta są oklepane), że 13 zostaje w tyle za ikonami kina akcji.
„Błędny cień” to film, który stawia na maksymalną dawkę przemocy. Tjahjanto celuje w przerysowane sceny, które w rękach innego twórcy mogłyby stać się przesadą, ale tutaj funkcjonują jako swoisty znak rozpoznawczy reżysera. Trup ściele się gęsto, a każda scena walki pełna jest łamanych kości i litrami krwi. Jest to spektakl na miarę „The Night Comes For Us”, gdzie pojedynki to brutalna gra na życie i śmierć. Niestety, długie sekwencje akcji, mimo swojej spektakularności, zaczynają z czasem nużyć i wydają się nieco rozwleczone.
Błędny cień (2024) recenzja filmu [Netflix]. Podsumowanie
„Błędny cień” to film, który ma swoje mocne strony — świetne sceny walki, i momentami świetną choreografię. Jednak brakuje mu głębi w opowiadaniu historii i lepszego rozwinięcia postaci, co sprawia, że całość staje się jedynie pokazem brutalności.
Tjahjanto pozostawia otwarte drzwi na sequel. Być może kontynuacja pozwoli na bardziej zniuansowaną opowieść, ale na tę chwilę trudno powiedzieć, czy to wystarczy, by podtrzymać zainteresowanie widzów.
Atuty
- Choreografia walk
- Aktorstwo Aurory Ribero
- Spójność stylistyczna
Wady
- Brak głębi fabularnej
- Rozwleczone sekwencje.
- Słaba kreacja postaci pobocznych.
- Przewidywalność
Jako widowisko akcji działa, ale fabularnie i emocjonalnie pozostawia wiele do życzenia
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych