Like a Dragon (2024) – recenzja serialu [Amazon]. Niezrozumienie materiału źródłowego

Like a Dragon (2024) – recenzja i opinia o serialu [Amazon]. Niezrozumienie materiału źródłowego

Roger Żochowski | Wczoraj, 22:30

Jestem fanem serii Yakuza (obecnie Like a Dragon), od pierwszej części, która była dla mnie trochę substytutem po nieodżałowanym Shenmue. Mało kto jednak pamięta, że już w 2007 roku jeden z najbardziej uznanych reżyserów w Japonii - Takashi Miike - nakręcił ekranizację przygód Kiryu. Wprawdzie nie było to wybitne dzieło, ale ubrana w szaty czarnej komedii narracja wydawała się dobrą drogą dla potomnych.

Mamy rok 2024. Amazon produkuje kolejną ekranizuję serii Segi, tym razem w formie 6-odcinkowego serialu. Ustalmy jedno - jeśli szukasz drogi czytelniku wiernej adaptacji gry, to niestety pomyliłeś adresy. Bo choć uważam, że sztywne trzymanie się materiału źródłowego to często bardzo łatwa droga do klęski, to jego niezrozumienie jest chyba jeszcze gorsze.

Dalsza część tekstu pod wideo

„Like a Dragon” na pierwszy rzut oka ma wszystkie potrzebne składniki, by zadowolić fanów marki -  historię o poświęceniu i zemście, walki pomiędzy klanami Yakuzy, doskonale znane postacie, rozświetlone neonami ulice fikcyjnego Kamurocho czy nawet krwawe mordobicia - brakuje jednak niuansów. Brakuje serducha.

Like a Dragon (2024) – recenzja i opinia o serialu [Amazon]. Było nas trzech, w każdym z nas inna krew

Like a dragon

Historia przedstawiona w serialu jest luźno oparta głównie na wydarzeniach z pierwszej części serii. Pewne postacie i fakty się zgadzają, inne już nie do końca. Narrację podzielono na dwie linie czasowe rozgrywające się w 1995 i 2005 roku, a skoki między nimi są dość regularnie. Pierwsze skrzypce gra znana fanom gier trójka postaci wychowujących się w sierocińcu - Kazuma Kiryu, Akira Nishikiyama i Yumi Sawamura. Serial pozwala nam prześledzić ich okres dorastania i to jak wkręcili się w trybiki Yakuzy i aferę, która może doprowadzić do wojny dwóch największych klanów. Gdzieś z tle tego wszystkiego mamy grasującego w mieście mordercę wycinającego na klatce piersiowej pentagramy, owianą tajemnicą kradzież 10 miliardów yenów, poszukiwania zaginionej siostry Yumi (zupełnie nowa postać) i kilka mniej lub bardziej udanych wątków.

Podobało mi się, że rozszerzono historię niektórych epizodycznych postaci z gry, jak ciężko chorej siostry Nishikiego, w rolę której wcieliła się Hinano Nakayama, ale mnogość wątków, nazw własnych, przewijających się przez historię klanów, sojuszy, zależności między postaciami, potrafi być przytłaczająca dla osoby, która serię ma w małym palcu, a co dopiero dla postronnego widza. Dodatkowo ciągłe skoki w czasie również nie pomagały w budowaniu emocjonalnego przywiązania do postaci. Twórcy zamiast zainspirować się świetnie napisaną historią do gier (zwłaszcza Yakuzy 0) po prostu mocno sobie wszystko skomplikowali, jednocześnie upraszając to, co powinno być fundamentem serialu.

Like a Dragon (2024) – recenzja i opinia o serialu [Amazon]. Haruka, wróć!

Like a Dragon

Autorzy serialowego „Like a Dragon” nie do końca bowiem wiedzieli jak zbudować wizerunek Kiryu. Czy ma on być wierny honorowej, dżentelmeńskiej wersji z oryginału, czy jednak przybrać postać samolubnego, pełnego buntu młodzieńca. Wyszło coś po środku, ale to bardzo niespójny i mało wiarygodny obraz. Kiryu z gier był w gruncie rzeczy prostym, ale wzbudzającym szacunek również wśród wrogów, człowiekiem, w serialu Amazona zaś dostaliśmy kolejnego młokosa, który niczym specjalnie się nie wyróżnia. I choć podobała mi się jego wersja z 1995 roku, bardziej arogancka i pogubiona, czego wcale nie uważam za wadę, to twórcom zabrakło konsekwencji zapewne w obawie przed fanami.

Nie zrozumcie mnie źle – w serialu udało się naprawdę dobrze dobrać niektórych aktorów i chyba najlepiej widać to po Kento Kaku, który doskonale oddał ducha przemiany jaka zachodziła w postaci Nishikiego na przestrzeni tych 10 lat, między którymi skacze narracja. Tylko znowu - zabrakło niuansów, może większej liczby odcinków, by pokazać złożoność i rys psychologiczny każdego z bohaterów. Bo choć taki Munetaka Aoki z wyglądu i zachowania doskonale oddawał szaloną naturę Majimy Goro, jednej z najważniejszych postaci ze świata Yakuzy, to było go bardzo, naprawdę bardzo mało. Jakby twórcy wrzucili go do historii dla zasady nie wiedząc co właściwie z nim zrobić. Podobne odczucia miałem też do małej Haruki, która w grach sprawia, że czujemy się za nią odpowiedzialni niczym ojciec, zaś w serialu jej wątek zepchnięto na margines. Innymi słowy - zestawiając motywacje i złożoność postaci z gry i serialu, zdecydowanie lepiej wypadają te pierwsze.

Like a Dragon (2024) – recenzja i opinia o serialu [Amazon]. Na gołe klaty 

Like a Dragon

Serialowi nie można odmówić masy nawiazań do gry, co przekłada się na wygląd całych ulic, ubiorów (kultowy garniak Kazumy), czy odwzorowania tak kultowych miejsc jak Theater Square, sierociniec, klub Serena tudzież imperium Kage'a kontrolującego kamery w mieście. Jednocześnie bohaterowie ani razu nie wybrali się na karaoke czy poromansować z hostessami, praktycznie rezygnując z elementów humorystycznych rozładowujących napięcie. Sceny strzelanin czy wybuchy mogą się podobać, ale widać braki budżetowe przy efektach CGI, zwłaszcza gdy prezentowany jest fikcyjny wieżowiec Millenium Tower. I tak można opisać prawie każdy element serialu – „jest przyzwoicie, ale"…

Bardzo słabo, o dziwo, wypadają też walki. Nie dość ze ograniczono je do minimum, to jeszcze ich realizacja stoi na bardzo niskim poziomie. Azjaci przyzwyczaili nas do tego, że potrafią tworzyć naprawdę świetne filmy o sztukach walki, tutaj jednak mamy chaotyczny montaż, irytującą kamerę, kulejącą choreografię i totalny brak pomysłu na kolejne starcia. Element, który jest jedną z cech charakterystycznych gier, tutaj zepchnięto na trzeci plan. Ale może to i lepiej, bo w większości przypadków wygląda tandetnie. W tym złym tego słowa znaczeniu.

Nie do końca wiem do kogo kierowany jest serial. Fani gier Segi będą raczej zawiedzeni zarzucając mu niezrozumienie materiału źródłowego, z kolei wielbiciele produkcji o zorganizowanej przestępczości znajdą o wiele ciekawsze seriale i filmy o Yakuzie. Skoro twórcy chcieli iść bardziej w dramat i poważne tematy porzucając komediowe elementy i klimat gry, to po co w ogóle tworzyć jej adaptację? Nie przekonują mnie argumenty, że przecież nie dało się przenieść atmosfery serii na ekran telewizorów. Wystarczy obejrzeć sobie „Crows Zero”, serię „Dead or Alive” czy wspomnianą we wstępie filmową ekranizację gry, która choć miała swoje za uszami, była po prostu lepsza.

Atuty

  • W większości dobry dobór aktorów do ról
  • Narracja z 1995 roku jest bardziej spójna
  • Sporo smaczków, lokacji i postaci nawiązujących do gier
  • Rozszerzone wątki niektórych mniej znanych postaci

Wady

  • Bardzo słaba choreografia walk
  • Źle napisane, czasami dodane na siłę postacie
  • Nadmiar wątków i zależności jak na 6 odcinków
  • Porzucenie wątków komediowych

Nie jest to zbyt wierna adaptacja gry, ani wybitny serial o Yakuzie. Można obejrzeć bez bólu, ale i bez większych emocji.

5,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper