Heretic (2024) - recenzja filmu [Kino świat]. Zły Hugh Grant w thrillerze

Heretic (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Zły Hugh Grant w thrillerze

Piotrek Kamiński | 10.11, 20:11

Młode misjonarki Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich pukają do drzwi mieszkającego na uboczu pana Reeda. Gospodarz bardzo chętnie rozmawia z nimi o religii, lecz po chwili staje się jasne, że nie zamierza ich tak po prostu wypuścić.

Studio A24 istnieje na rynku dopiero lekko ponad dekadę, a już stało się synonimiczne z wysokiej jakości kinematografią. Są świetni w temacie kina grozy, ale każde "niestandardowe" kino w ich wykonaniu zapada widzom w pamięć. Czasami, bo pokazuje piękne aktorki w wyzywający sposób, innym razem ze względu na szalony temat, a jeszcze kiedy indziej, bo to po prostu kawał dobrego filmu. Nie zawsze trafiają, jasne, lecz trudno nie czuć dreszczyku ekscytacji za każdym razem, kiedy ogłaszają jakiś nowy projekt. I nie inaczej było i tym razem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bo jak tu nie być zaintrygowanym pomysłem na horror o Mormonach, w którym rolę czarnego charakteru gra Hugh Grant, aktor znany głównie z tego, że przez dobrych dwadzieścia lat był etatowym amantem Hollywood, ściągającym się o role z George'em Clooneyem. Bodajże ostatni film, w jakim go widziałem, to "Wonka", gdzie zagrał przezabawnego Oompa Loompę - postać tak niestraszną, jak to tylko możliwe. Jego tutejszy "Mr Reed" (bardzo oryginalna gra słów), to była ta jedna, jedyna postać, która zwyczajnie musiała wyjść tak, jak trzeba, bo inaczej film byłby totalnym nieporozumieniem. Wiedzieli to też chyba twórcy, bo tak się na nim skupili, że zapomnieli o wszelkich innych detalach, jak sensowny scenariusz i takie tam.

Heretic (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. A gdzie jakaś wiarygodność?

Mormonki

Nie chcę jednak być niesprawiedliwy. Prawda jest taka, że lwia część wszystkich horrorów wywala się na twarz, jak nie pod koniec, to nawet i na samym początku filmu, jeśli chodzi o sens tego, co oglądamy. Trzeba być przygotowanym na pewną dozę bzdurnych zachowań i niedorzeczności, z którymi po prostu trzeba się pogodzić. Nie inaczej wygląda stan rzeczy w przypadku "Heretyka". Już sam fakt, że dwie drobne, ale jednak dorosłe kobiety nigdy nie próbują nawet obezwładnić swojego chucherkowatego porywacza - nawet kiedy dosłownie zdobywają broń - jest dosyć absurdalny. Do tego dochodzi dziwaczny, skonstruowany chyba wyłącznie jako pułapka dom Reeda, cały jego plan i stojąca za nim logika (czy raczej jej brak). Jest tego sporo. Pytanie, czy nie za dużo? Postarajmy się znaleźć odpowiedź.

Głównymi bohaterkami są siostra Barnes (Sophie Thatcher) i siostra Paxton (Chloe East). Jedna wychowana w religii Mormonów, druga przeszła nań wraz z całą rodziną po śmierci ojca. Są do siebie zupełnie niepodobne, jako że jedna wydaje się nie być przesadnie zaangażowana w szerzenie wiary, druga natomiast nie może się doczekać, aż wreszcie uda jej się kogoś przekonwertować. Tym kimś ma być właśnie pan Reed, który zaprasza je do swojego domu, po czym informuje je, że "będą musiały wyjść tyłem, bo frontowe drzwi mają zamek, który otworzy się dopiero rano". 

Heretic (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Która religia jest prawdziwa?

W pracy

Lwia część fabuły to wykłady Reeda na temat religii, podparte specyficznymi przykładami, czasami metaforami, okazjonalnie odpierane nieudolnie przez dziewczyny. Jakimś cudem jednak, nie ogląda się tego źle. Można dowiedzieć się paru (raczej mało istotnych) ciekawostek na temat różnych religii, a i po prostu ciekawi nas dokąd cała ta opowiastka zmierza. Czym jest to wielkie odkrycie, którego przed laty dokonał Reed i jak wiąże się z nim to, co właśnie oglądamy. I tu właśnie pojawia się całkiem istotny problem, przez który te wymienione wcześniej nabierają mocy. Otóż ostateczne rozwiązanie jest... Kiepskie. Może nie tyle bezsensowne, bo pokrywa mi się z tym, co sam od lat na ten temat myślę, ale nie robi wrażenia, nie oferuje jakiegoś katharsis, za to jeszcze bardziej torpedując potencjalny sens całego tego przedsięwzięcia. Wychodząc z kina nie ma się wrażenia, że wyszło się z ambitnej, teologicznej debaty ani nie ma się zawrotów głowy ze względu na to, jak bezwzględnie przebiegle przygotowana została intryga. To ten rodzaj filmu, który zwykle świeci największe triumfy - angażująca papka, udająca coś bardziej ambitnego.

To powiedziawszy, po drodze ogląda się te heretyckie harce całkiem dobrze. Główna w tym zasługa Hugh Granta, idealnie pasującego do roli niby miłego, niegroźnego świra o nienagannych manierach. W teorii powinien być kompletnie nieskuteczny jako antagonista dla naszych bohaterek, ale ten jego urok i niesłabnąca pewność siebie sprawiają, że człowiek podskórnie zastanawia się, jakie demony czają się za tymi wesołymi oczami. Zapewne niesłusznie. Trochę słabiej wypadają dziewczyny. Nie ze względu na aktorki - te są świetne - lecz na niedopracowany scenariusz, raz pozwalający im wykazać się niemałą inteligencją, kiedy indziej zupełnie zabierając im mózgi. Nie ma w tym za bardzo ładu ani składu, przez co miejscami dosłownie gubiłem wątek, zdziwiony nagłą zmianą w ich zachowaniu. Nigdy jednak nie wybiły mnie z wczuwki do końca, dzięki czemu blisko dwugodzinny seans zleciał raczej szybko i przyjemnie. Zgrzyty zaczynają naprawdę uwidaczniać się dopiero, kiedy na ekran wjeżdżają napisy końcowe i uświadamiamy sobie, że to już tyle. Więcej nie będzie.

"Heretic" jest całkiem przyjemnym, horrorowym rollercoasterem, na celownik biorącym raczej mało popularny w tym gatunku temat Mormonów, co pozwoliło Scottowi Beckowi i Bryanowi Woodsowi opowiedzieć historię miejscami zabawną, czasami informatywną, całkiem wciągającą. Szkoda, że ostatecznie również bardzo naiwną i z raczej miałkim zakończeniem, ale w trakcie seansu zabawa jest przednia. Z braku laku można obejrzeć.

Film wchodzi do kin już 22 listopada.

Atuty

  • Świetny Hugh Grant;
  • Klimatyczne zdjęcia;
  • Kilka ciekawych obserwacji na temat religii i dialogów ogólnie;
  • Dobre tempo.

Wady

  • Mocno nijakie zakończenie;
  • Nierówno napisane główne bohaterki;
  • Zatrzęsienie absurdów, które po prostu trzeba przeboleć, jeśli ma się dotrwać do końca filmu.

"Heretic" to ciekawa koncepcja, do tego z bardzo intrygującą, centralną rolą Hugh Granta, ale ostatecznie głębokie morze, które obiecali nam autorzy, okazuje się być jedynie imponujących rozmiarów kałużą. Ogląda się szybko, więc jak ktoś ma ochotę na thriller inny niż zwykle, to można dać mu szansę.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper