Empire of the Ants – recenzja i opinia o grze na PS5. Mogło być gorzej (i lepiej)
Recenzowane Empire of the Ants pokazuje, że życie mrówek może być niesłychanie ciekawe. I zarazem pełne niebezpieczeństw. Jednym z poważniejszych jest praca kamery: zaskoczy taka nie tu, gdzie chcesz – i już po tobie.
Projekt autorstwa Tower Five fascynował mnie niemal od samego początku. Gdy zobaczyłam pierwszy trailer, wiedziałam, że muszę w to zagrać. Nie żebym darzyła szczególną sympatią owady – wolę zwierzaki, które się nie gubią. Zresztą pamiętam, że długo dochodziłam do siebie po polskim Metamorphosis – wspomnienie gigantycznych czarnych nóżek do dziś wywołuje u mnie dreszcze. Do Empire of the Ants przyciągnęła mnie zwykła ciekawość – zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej grze.
Podobnie jak Metamorphosis, recenzowana produkcja bazuje na książce o tym samym tytule. W sumie nie tylko jednej, ale całej serii. Jakieś 30 lat temu Bernard Werber wpadł na pomysł napisania powieści sensacyjnych o mrówkach. Sięgnęłam po nie i nawet mnie porwały (serio). Proza pana Werbera doczekała się już wcześniej growej adaptacji – w Empire of the Ants można było zagrać na początku XXI wieku. A teraz stworzono o wiele ładniejszy tytuł, wykorzystujący możliwości Unreal Engine 5.
Empire of the Ants. Nie wiem, zarobiona jestem
Gramy mrówką o wdzięcznym imieniu 103 683, która to – jak to mrówka – ma pełne odnóża roboty. Na jej czułkach spoczywają zadania dotyczące rozwoju i obrony społeczności. Przejście głównej kampanii to zadanie na kilkanaście (do nawet 20) godzin. W tym czasie dzieje się sporo. Rozbudowujemy gniazda, badamy rozległy świat, odszukujemy i ratujemy mrówki w potrzebie i zawieramy pakty z innymi zwierzętami.
Zadania, jakie stawia przed nami kampania fabularna Empire of the Ants, są interesujące i zróżnicowane; niektóre zapadają w pamięć. O dziwo, opowieść nawet gra trochę na emocjach, a z główną postacią można się zżyć (nie wierzę, że to piszę). Jednocześnie należy podkreślić, że o ile w powieściach Bernarda Werbera cały czas coś się dzieje, o tyle gra wydaje się przedstawiać wydarzenia w swoim własnym, nieco spowolnionym, tempie. Większy nacisk położono tu na estetyczno-artystyczne aspekty. Mnie osobiście coś takiego się podoba, jednak myślę, że sporo osób uzna opowieść za nudną.
Kto kogo bije
Jeśli chodzi o gameplay, to w Empire of the Ants mamy do czynienia z czymś na kształt mieszanki eksploracji i strategii. To niejako dwa główne filary rozgrywki. Co dotyczy tego pierwszego, to czasem trzeba na przykład dotrzeć do trudno dostępnego obszaru i/lub zbadać jakiś obiekt poprzez odnalezienie wszystkich porozmieszczanych na nim punktów. Postać dysponuje też swego rodzaju naturalnym GPS-em, który pomaga jej chociażby lokalizować inne mrówki.
Natomiast misje strategiczne polegają z grubsza na bieganiu z gniazda do gniazda i wydawaniu rozkazów kilku oddziałom mrówek jednocześnie. System walki w Empire of the Ants opiera się na mechanizmie znanym z gry „papier, nożyce, kamień”: zastęp wojowniczek bije robotnice, robotnice biją artylerzystki, a artylerzystki – wojowniczki. Poza tym w wolnej chwili wchodzimy do nieczytelnego menu gniazda i rozbudowujemy je, pozyskując nowe umiejętności.
Brakuje tu opcji bezpośredniego uczestniczenia w bitwach – mrówka 103 683 wspiera walczące zastępy dodatkowymi umiejętnościami, ale nie jest w stanie osobiście rzucać się na wrogów z zębami (czy co ona tam ma). Oczywiście, dyrygowanie armiami owadów z bezpiecznego miejsca (takiego jak na przykład osłoneczniony kamyczek) ma swój urok, ale jednak ciekawiej byłoby móc osobiście włączać się do starć.
Do góry odnóżami
Szczerze mówiąc, misje związane z eksploracją podobały mi się o wiele bardziej niż zadania strategiczne. Być może to kwestia tego, że odnalazłam coś fascynującego i zarazem dramatycznego w odkrywaniu bogactwa świata w roli mikroskopijnej i bezbronnej istoty. Choć fakt faktem, że zarówno w misjach eksploracyjnych, jak podczas etapów RTS, sterowanie w Empire of the Ants działa tak samo beznadziejnie.
Postać chodzi po obiektach od góry i od dołu – jak na prawdziwą mrówkę przystało. Tak, po roślince czy konarze można dreptać do góry odnóżami. Ciekawa sprawa, choć niestety sprawdza się to tylko w teorii. W praktyce kamera przez to poważnie głupieje i zaczyna pokazywać nam wszystko, tylko nie to, co akurat chcemy zobaczyć.
To niestety zdarza się w grze nagminnie i niejednokrotnie wytrąca z równowagi. Zwłaszcza jeśli przez to lądujemy na przykład w wodzie, co oznacza konieczność cofnięcia się do ostatniego checkpointa. Mrówka 103 683 potrafi skakać (co w sumie jest dość dziwne – nie żebym się czepiała), ale skoki te również bywają nieprecyzyjne. Podobnie ma się sprawa z namierzaniem wrogich jednostek na kontrolerze. Sterowanie i praca kamery to najbardziej nieudane elementy Empire of the Ants.
Literek jak mrówków
Tytuł ma ponadto nieczytelny interfejs. Dotyczy to zarówno wskazówek rozmieszczonych po bokach ekranu, jak i ikonek i opisów w menu gniazda. Pamiętacie rozmiar tekstu na ściągach w szkole? Litery i symbole w UI Empire of the Ants mają taki sam. Moje poszukiwania opcji, która pomogłaby mi to powiększyć, zakończyły się niepowodzeniem. Może dlatego, że w menu głównym również występuje ten problem. Inna sprawa to warstwa dźwiękowa. W recenzowanym Empire of the Ants słyszymy głównie spokojną i dźwięczną melodię. Do powolnej eksploracji taka oprawa pasuje świetnie, ale podczas chaotycznych i zaciekłych potyczek chciałoby się usłyszeć coś z większym pazurem. Jednocześnie fajnie, że podczas walk owady wydają odgłosy, które jeżą włos na głowie.
Nie ma ani grama przesady w stwierdzeniu, że strategia od Tower Five jest piękna. Perspektywa mrówki pozwala na oglądanie świata w skali mikro. Dlatego tak ważne są wysoki poziom detali i dobra jakość tekstur. Gra ma to wszystko. Poza tym lokacje zachwycają zróżnicowaną kolorystyką; do tego dochodzą cykl dnia i nocy i dynamizm efektów pogodowych. Obrazki pokroju bitwy z termitami przy malowniczym zachodzie słońca pozostają w pamięci na długo.
Empire of the Ants raczej podzieli graczy. Jedni powiedzą, że tytuł jest powolny i nudny i szybko go sobie odpuszczą, a inni zachwycą się nim i po kilku wieczorach nadal nie będą mieli dość. Faktem pozostaje jednak, że gra w momencie premiery niedomaga technicznie i paczkę z poprawkami zassałaby z internetu niczym mrówkojad gniazdo termitów. Jeśli więc chodzi o pytanie, czy warto sięgnąć po tę strategię, to odpowiedź brzmi: oczywiście – ale jeszcze nie teraz. Najpierw twórcy muszą ponaprawiać, co się da. Oby uwinęli się z tym jak mrówki.
Ocena - recenzja gry Empire of the Ants
Atuty
- Oryginalna tematyka i perspektywa
- Piękna oprawa wizualna
- Ciekawa fabuła
- Zróżnicowane zadania
- Artystyczna głębia
Wady
- Praca kamery
- Problemy ze sterowaniem
- Nieczytelny interfejs
- Brak możliwości bezpośredniego udziału w bitwach
- Soundtrack nie zawsze dogania akcję
Empire of the Ants oferuje oryginalną i – o dziwo – poruszającą opowieść w pięknej oprawie wizualnej. Szkoda jednak, że stan techniczny gry jest cienki jak mrówczy odwłok.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych