Złowrogi (2023) - recenzja, opinia o filmie [Rafael]. Cienka linia między opętaniem, a chorobą psychiczną
Edward Wayne Brady ma za chwilę zginąć w skutek wykonania na nim wyroku kary śmierci za zamordowanie kilku(nastu?) osób. Jego ostatnią deską ratunku jest psychiatra, doktor James Martin, którego zadaniem jest ustalić w toku rozmowy, czy Brady jest poczytalny czy może cierpi na zaburzenie dyspcjacyjne tożsamości i, tym samym, nie można etycznie pozbawić go życia.
Będę pisał o mankamencie fabuły, który może posłużyć do odszyfrowania najważniejszej zagadki filmu, więc jeśli 90 minutowa, teologiczna rozmowa w więzieniu brzmi ci ciekawie, to zalecam zerknąć na ocenę i czekać na polską premierę kinową, która, z jakiegoś powodu, ma odbyć się dopiero pod koniec grudnia. Jedyne 1.5 roku po tej amerykańskiej. Niby lepiej późno niż wcale, choć w dzisiejszych czasach oczekiwałnym, że film wskoczy od razu na streaming... No nic. W każdym razie zostałeś ostrzeżony.
Podoba mi się, że ten rok zdaje się być powrotem kina grozy do tematu religii. Praktycznie każda jedna wiara na świecie pełna jest obrazów tak sugestywnych, pełnych okrucieństwa, walki dobra ze złem, że czerpać z nich można zapewne i do końca świata. Nie tak dawno temu w kinach był "Egozrcyzm" - chociaż wolałbym już o nim zapomnieć - teraz widzowie złapać mogą całkiem niezłego "Heretyka", a pod koniec grudnia dostaniemy "Złowrogiego". Złośliwy demon siedzący zwykle cicho z tyłu mojej głowy dopytuje, czemu Hollywood zawsze sięga po nisko wiszące owoce, jak Mormoni czy Katolicy, nie próbując nawet raczej brać się za bardziej... Gorliwe wyznania. Ale hej! Skoro nawet "South Park" został zmuszony do ocenzurowania Mahometa, to najwyraźniej po prostu nie da się tego zrobić. Nie będę więc narzekał na to, czego nie mam, a spróbuję docenić to, co faktycznie dostaliśmy.
Złowrogi (2023) - recenzja, opinia o filmie [Rafael]. Szalony, genialny czy opętany?
Niemalże cały film dzieje się w jednym miejscu - prawie że w jednym pomieszczeniu - przez co całość nabiera bardzo teatralnego sznytu. Fabuła to po prostu pojedynek umysłów dwóch (a może trzech?) umysłów. Z jednej strony niewielkiego stołu siedzi doktor Martin (Jordan Belfi), twardo stąpający po ziemi specjalista w swojej dziedzinie, potrafiący zracjonalizować niemal każde zachowanie, jak szalone nie byłoby ono dla przypadkowego słuchacza. W oczy zagląda mu Edward Wayne Brady (Sean Patrick Flanery), człowiek odpowiedzialny za zamordowanie odrażająco dużej liczby ludzi, który już za kilka godzin zakończy życie na krześle elektrycznym. Chyba że Martin uzna go za niepoczytalnego.
Z pozoru nic prostszego, jako że Brady wyraźnie gości w swojej głowie przynajmniej dwie różne osobowości. Jedna z nich twierdzi, że jest demonem, który mógł opętać biednego Eda, ponieważ ten nigdy nie został ochrzczony. Nie jest to jednak nic, czego nie można by zwyczajnie ściemnić, więc nasz główny bohater nie jest przekonany. Opowieść skazańca zdaje się jednak dziwnie nie kleić w wielu istotnych i pozornie oczywistych miejscach. Czy oznacza to, że genialny zabójca nie jest jednak taki genialny, że jednak ma po prostu chorą głowę? A może naprawdę opętał go demon?
W trakcie oglądania szalenie podobał mi się fakt, że naprawdę nie miałem pojęcia, w którą stronę skręci scenariusz. Flanery zrobił na tyle dobrą robotę, że do samego końca nie byłem pewien czy udaje czy to tak serio. Geniusz sytuacji polega na tym, że nie da się właściwie stwierdzić czy jego aktorstwo jest doskonałe, biorąc pod uwagę materiał, czy mizerne i przesadzone, bo w obu przypadkach pomaga to ukryć stojącą za fabułą prawdę. Chyba że kojarzysz już nazwiska reżyserów z ich innych produkcji...
Złowrogi (2023) - recenzja, opinia o filmie [Rafael]. Subtelność jest dla frajerów!!!!!!
Film Chucka Konzelmana i Cary'ego Solomona ma wiele wad, a zapewne najbardziej istotną z nich jest fakt, że to akurat oni wzięli się za reżyserię. Chłopaki mają w dorobku raczej spójne tematycznie filmy, co dosyć mocno sugeruje kierunek rozwoju fabuły i w dzisiejszym filmie. Ponieważ druga warstwa fabuły, pod zagadką, w pełni poświęca się teologii. Brady na dzień dobry mówi swojemu rozmówcy, że zanim ten dzień się skończy, będzie miał na sumieniu trzy życia. Mózg widza szaleje, porównania do "klasycznej produkcji z Liamem Neesonem", pod tytułem "Non-stop" jak bardziej na miejscu, po czym... Jakiekolwiek tempo wbija sie głęboko w glebę, aby chłopaki mogli pogadać sobie o tym, czy eutanazja jest morderstwem, jak Jezus zapatrywałby się na aborcję i podobne tematy. Na papierze brzmi to całkiem intrygująco, ale w praktyce autorzy nie są zainteresowani dyskusją, rozpatrywaniem różnych stron tematu, a jedynie pchaniem swojego punktu widzenia. Efekt... No nie zachwyca.
Sytuację ratuje do pewnego stopnia wspomniany już Sean Patrick Flanery, ale jego teatralność nie uniesie magicznie całego filmu. Choć może i dałaby radę, bo przecież dobre 3/4 filmu bawiłem się przednio. Tak naprawdę to samo zakończenie psuje (w oczach widza piszącego te słowa) retroaktywnie wrażenia płynące z seansu. W tego typu produkcjach chyba nic nie może - potencjalnie - zaszkodzić scenariuszowi tak, jak pójście w zbytnią dosłowność. I napiszę tylko krótko, że panowie reżyserzy nie są przesadnie zainteresowani subtelnością. Wielka to szkoda, bo początek filmu intryguje i pochłania uwagę widza bez reszty. Pod koniec jednak wszystko to wylatuje przez okno, aby nikt nie miał wątpliwości, o co tak naprawdę chodzi filmowcom. Ten epilog był niczym strzał z liścia w zimny policzek. Wielka szkoda.
Koniec końców, choć być może powinienem, nie potrafię nazwać "Złowrogiego" złym filmem. Pierwsza połowa filmu szczerze intryguje, obaj główni bohaterowie mają świetny rytm, doskonale uzupełniając się nawzajem, dzięki czemu widz od początku do końca ciekawi się, jak to się ostatecznie skończy. Niestety, samo rozwiązanie nie powala, a a tego typu filmach powinien być to przecież moment kulminacyjny całego dzieła. Dialogi stają się retroaktywnie przesadnie pompatyczne, końcowej scenie brakuje mocy i w ogóle, kiedy na ekran wjechały napisy końcowe, cały mój uzbierany w trakcie oglądania entuzjazm gdzieś uleciał. Bezpowrotnie.
Polska premiera kinowa 27.12.24.
Atuty
- Sean Patrick Flanery dobrze wczuwa się w swoją postać;
- Klasyczne trzy jedności budują niezły klimat;
- Każe zgadywać niemal do końca.
Wady
- Zakończenie jest subtelne jak piącha między oczy;
- Ostatecznie raczej płytka, jednostronna fabuła.
Ciekawym dialogom ostatecznie brakuje mocy, minimalistycznej formie rozmachu, a filmowi generalnie lepszej jakości. Punkt wyjścia może i był ciekawy, lecz finał nie ma niczego ciekawego do powiedzenia, zostawiając widza z ogromnym niedosytem. I wieść o planowanym "uniwersum Złowrogiego" wcale tej sytuacji nie poprawia.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych