Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival – recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, Switch, PC]. Czas na muzykę
Po dwóch latach ekskluzywności, Bandai Namco w końcu postanowiło rozszerzyć bazę odbiorców Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival. Gra wylądowała na trzech nowych urządzeniach i zapewnia całą masę frajdy. Przeczytajcie naszą recenzję.
Początku serii Taiko no Tatsujin sięgają 2001 roku, gdy Namco przygotowało pierwszą produkcję. Gra zawładnęła japońskimi automatami, a następnie była przenoszona na kolejne urządzenia. Nie bez powodu Bandai Namco wrzuciło na rynek już blisko 30 różnorodnych odsłon, które zapewniają bardzo podobną rozgrywkę.
Kluczem do sukcesu według wielu opinii jest bębenek, ale sprzęt przygotowany z myślą o PlayStation 5 będzie dostępny na rynku dopiero w grudniu. Z tego powodu postanowiłem sprawdzić, jak recenzowany Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival wypada bez dodatkowego sprzętu.
Proste założenia rozgrywki
W przypadku Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival trudno mówić o zaskakującej rozgrywce – gameplay polega na klikaniu przycisków w odpowiednim momencie. Gdy na ścieżce dźwiękowej pojawia się „Don” to należy przycisnąć dół/prawo (lewa strona bębna) lub X/Kwadrat (prawa strona), a gdy „Ka” to musimy przycisnąć góra/lewo/L1/L2 (prawa strona urządzenia) lub trójkąt/kółko/R1/R2 (lewa strona). Sytuacja wygląda znacznie lepiej w przypadku bębenka, ponieważ to właśnie za sprawą dwóch dołączonych do zestawu pałeczek uderzamy w środek urządzenia (Don) lub w bok (Ka), a w przypadku kontrolera za miejsce odpowiadają różne przyciski na kontrolerze.
Rozgrywka jest czasami rozbudowana o dwie dodatkowe sekwencje: podczas jednej możemy atakować dowolne klawisze, by powiększyć swój wynik, a podczas drugiego musimy jak najszybciej uderzać w czerwone pola (Don). Gracz musi jeszcze zwracać uwagę na wielkość lecących nut, ale ostatecznie założenia rozgrywki są naprawdę proste.
Gdzie jednak w tym wszystkim ten wielki fenomen? Zdecydowanie w samej rozgrywce, ponieważ recenzowany Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival zapewnia świetnie dobrane poziomy trudności, a oferowana muzyka jest genialnie dostosowana do realiów serii. W przypadku gry Bandai Namco nie musisz znać utworów, by naprawdę dobrze się bawić... co w przypadku wielu produkcji z tego gatunku nie jest takie proste. Twórcy zapewnili całą masę japońskich utworów, które w wielu przypadkach słyszałem pierwszy raz włączając grę, ale totalnie mi to nie przeszkadzało. Gameplay w tym wypadku jest tak dobrze skonstruowany, że wielokrotnie łapałem się na prostym schemacie – zamiast przeskakiwać od piosenki do piosenki, wracałem do utworów po prostu dobrze się bawiąc. Świetne brzmienie podbudowywane przez uderzanie w przyciski zapewnia genialne połączenie.
Istotnym szczegółem Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival jest poziom trudności. Każdy utwór możemy sprawdzić na jednym z czterech wyzwań, ale ponadto Easy, Normal, Hard i Extreme są oznaczone gwiazdkami. Maksymalna nota, jaką piosenka może otrzymać to 10 i szczerze mówiąc po spędzeniu z grą kilkunastu godzin nadal nie mogę wyciągnąć maksa z Extreme. Bez problemu radzę sobie z „siódemkami” i mogę walczyć z „ósemkami”. Jednak recenzowana produkcja to prawdziwa gra dla każdego – wybierając „łatwy” z tytułem poradzą sobie początkujący, a ekstremalne wyzwania są przygotowane wyłącznie dla osób, które znają ten gatunek i potrafią sobie z nim poradzić.
Poziom trudności jest związany z tym, jak wiele elementów pojawia się na naszej planszy, ale także z szybkością utworów. Niejednokrotnie lepiej grało mi się na Hard i Extreme względem Normala, ponieważ po prostu pasował mi szybszy rytm piosenki. Często w tych wolniejszych propozycjach gubię się, a znacznie lepiej radzę sobie z bardziej dynamicznymi bitami.
Utwory? Trudny temat
Podstawowa wersja recenzowanego Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival trafiła na rynek z zaledwie 76 utworami i takie zestawienie starczy na kilka wieczorów, jednak gracze mogą także sięgnąć po pierwsze DLC lub nawet Taiko Music Pass. Pakiety dodatków oferujące 4-5 utworów są wycenione na 20-22,50 zł, a subskrypcja na 18 zł na miesiąc.
Z doświadczenia wiem, że nie opłaca się sięgać po poszczególne pakiety i zdecydowanie lepszą opcją jest wykupienie subskrypcji – producent oferuje nawet zestawy, by zapłacić za kilka miesięcy z góry lub zainteresowani mogą wypróbować Taiko Music Pass na 7 dni za darmo. Jeśli to zrobicie to raczej na długo nie zrezygnujecie z oferty, ponieważ w prosty sposób odblokowujecie dostęp do ponad 800 utworów, a zestawienie ma ciągle rosnąć.
Wszystkie piosenki zostały podzielone na kilka kategorii – hity z gier, klasyki od Namco, muzyka klasyczna, różnorodne utwory, Vocaloid, anime, pop, ale szczerze mówiąc niezależnie od posiadanego zestawienia... kategorie są fatalnie skomponowane. Trudno odnaleźć wcześniej zasłyszaną nutę, często musiałem przez kilka minut szukać „tej jednej piosenki”, a problem znacząco się zwiększył po wykupieniu Taiko Music Pass. Liczba utworów wzrosła i w takiej sytuacji naprawdę trudno odnaleźć świetne piosenki – trzeba spędzić trochę czasu, by nauczyć się, gdzie co zostało wrzucone. W grze tak naprawdę brakuje wyszukiwarki, dzięki której moglibyśmy odnaleźć kawałki z przykładowo ulubionego anime. Gracze mogą tworzyć swoje playlisty, jednak problemem moim zdaniem jest samo odnalezienie piosenek.
W podstawce znajdziecie między innymi kawałki z Mega Mana, Monster Hunter World, Persony 5, Undertale, Katamari, Demon Slayer, ale co ciekawe... w „anime” wylądowała nawet piosenka z „Krainy Lodu 2”. Natomiast fani klasyki mogą uczestniczyć w odgrywaniu „William Tell Overture” Gioacchino Rossiniego lub „V symfonię” Ludwiga van Beethovena.
Znacznie więcej bardziej współczesnej-filmowej muzyki znalazło się w Taiko Music Pass. W zasadzie decydując się na Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival bardzo szybko trzeba rozważyć, by zainteresować się subskrypcją – ponad 800 utworów trudno ograć, bo na każdym kroku odkrywamy świetne, japońskie propozycje lub przykładowo takie atrakcje jak motywy główne z „Gwiezdnych wojen” oraz „Indiany Jonesa”. Za zamkniętą bramką znajdziecie między innymi „bad guy” Billie Eilish, „Last Christmas” Wham!, „I Want You Back” The Jackson 5, utwory z God Eater czy perełki z serii Tekken oraz Soulcalibura. W dodatku lista wciąż rośnie – w każdym tygodniu Taiko Music Pass jest rozbudowywany o kilka nowych propozycji.
Nie byłem pewien, jak będą sprawdzać się utwory wyrwane z odległych zakątków Azji, ale łatwo nawet w bardzo japońskich propozycjach znaleźć genialne piosenki, od których trudno się oderwać. Zachęcam do sprawdzenia „Jamboree Mickey!” od Tokyo Disneyland – a tak naprawdę to początek. Nie oczekujcie jednak od gry wielu zasłyszanych w radiu piosenek... w tym wypadku trzeba przekonać się do często szalonych utworów z samego serca Japonii.
Tryby zapewniają zabawę na dziesiątki godzin
Główny tryb rozgrywki w recenzowanym Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival nazywa się po prostu Taiko Mode, w którym otrzymujemy dostęp do wszystkich posiadanych utworów – w rozgrywce może uczestniczyć maksymalnie dwóch graczy. Twórcy zapewnili także świetny system ćwiczenia piosenek, dzięki któremu możemy powtarzać wybrane przez siebie segmenty... dzięki temu można szybko wymaksować kawałki.
Twórcy przygotowali także trzy warianty rozgrywki nastawione na imprezy – w Great Drum Toy War walczymy z drugą osobą i nasz wynik ożywa wybrane wcześniej zabawki, które biorą udział w pojedynku. DON-chan Band skupia się na współpracy i na początku czterech zawodników wybiera odpowiednie dla siebie instrumenty, a następnie wszyscy razem odgrywają piosenkę. Natomiast w Run! Ninja Dojo wcielamy się w ninję i walczymy z innymi uczestnikami zabawy. Rywalizacja jest przyjemna i odpowiednio zróżnicowana, by gracze chcieli wracać do innych wariantów rozgrywki – warto podkreślić, że nie musimy posiadać w domu czterech bębenków, a bez problemu do rozgrywki nadają się zwykłe kontrolery. Party Game możemy także sprawdzać w pojedynkę, a pozostałymi uczestnikami zmagań są boty sterowane przez SI.
W Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival nie zabrakło rywalizacji online (rankingowej i zwykłej), ale przynajmniej aktualnie trudno było mi znaleźć wielu chętnych do rywalizacji – choć wziąłem udział w kilku spotkaniach, to odnoszę wrażenie, że łatwiej będzie znaleźć grupę fanów serii, by z nimi cieszyć się rywalizacją.
Za wszystkie rozegrane mecze zdobywamy monety oraz punkty doświadczenia. Te pierwsze możemy wydawać w sklepie na upiększenie swojego awatara lub tabliczki gracza, a w drugim przypadku systematycznie odblokowujemy następne poziomy, by brać udział w dodatkowych piosenkach lub po prostu zgarniać stroje dla postaci. W sklepie za zdobywaną walutę możemy nawet dokupić zabawki i instrumenty do trybów.
Łatwo mi jednak docenić różnorodność rozgrywki. Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival z jednej strony stawia na klikanie kilku przycisków w odpowiednim momencie, ale deweloperzy potrafili ubrać gameplay w kilka ciekawych wariantów, których choć podstawy są identyczne, to jednak ostatecznie rozgrywka wypada naprawdę przyjemnie.
Jak gra się w Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival na padzie?
Na samym początku muszę wspomnieć: mam już doświadczenie w tej serii i we wcześniejszych latach wielokrotnie sięgałem po bębenek. W przypadku najnowszej wersji musimy zaczekać na dostarczenie sprzętu do Europy, więc przynajmniej aktualnie sprawdziłem grę na padzie.
Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival przed rozpoczęciem rozgrywki pyta, czy gracz posiada w domu bębenek czy też chce grać na kontrolerze i decydując się na tę drugą opcję musimy dobrze chwycić pada i szczerze mówiąc zabawa jest przyjemna. Znacznie gorsza względem „pełnego” doświadczenia związanego z tą serią (dlatego czekam na dostawę bębenka), jednak produkcja Japończyków jest naprawdę satysfakcjonująca.
Recenzowany Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival to gra dla bardzo dużego grona odbiorców, ponieważ mniej doświadczeni gracze mogą po prostu klikać dwa przyciski na Easy i cieszyć się rozgrywką, a z biegiem czasu większość osób będzie z dużą przyjemnością opanowywać kolejne piosenki i zainteresowani mogą decydować się na wyższe poziomy trudności.
Nie jestem pewien, czy na kontrolerze można sięgnąć po wszystkie laury i ukończyć utwory na najwyższym poziomie trudności. Znacznie łatwiej gra mi się na bębenku, a jak już wcześniej wspomniałem – na padzie potrafię opanować tylko niektóre utwory na Extreme... a wymaksowanie 10 gwiazdki wydaje mi się niemal nierealne.
Na uwagę w przypadku Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival zasługuje jeszcze oprawa. Podczas każdej sesji na ekranie dzieje się mnóstwo rzeczy, ale tak naprawdę gracz nie może się na nich skupiać – tańczące kotki, skaczące zwierzęta lub odgrywające dziwne sceny japońskie bestie? To wszystko docenicie dopiero w momencie, gdy kontroler/bęben przejmie druga osoba w pokoju. Twórcy jednak bardzo mądrze dorzucają na ekran ważne dla gracza informacje: wbite combo oraz zdobycie odpowiedniej liczby punktów do zaliczenia lub wymaksowanie utworu zostało zaprezentowane w taki sposób, by graczowi nie przeszkadzać, a jednocześnie poinformować go o tych ważnych dla rozgrywki szczegółach.
Spędzając w Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival już kilkanaście godzin zauważyłem, że twórcy trochę za bardzo męczą nas niepotrzebnymi ekranami wczytywania, a samo przechodzenie od piosenki do piosenki powinno być szybsze. W grze zabrakło mi przycisku „przeskocz do następnego utworu”, tak by gracz nie musiał kolejny raz przechodzić do menu i następnie rozpoczynać rozgrywkę, a ponadto czasami chciałbym szybciej móc włączyć ten sam utwór, ale na wyższym lub niższym poziomie trudności – niepotrzebnie musimy wychodzić z piosenki i przeskakiwać przez menu. Twórcy mogliby dorzucić taką opcję w miejscu pauzy. To znacząco przyspieszyłoby zabawę.
Czy warto zagrać w Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival?
Włączając Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival są dwie opcje: porzucicie grę po kilku minutach lub wsiąkniecie na wiele godzin. Jeśli ta druga sytuacja się wydarzy, to pewnie po chwili będziecie szukać w sklepach bębna i podpinać kartę dla subskrypcji. Pomimo słabo zrealizowanego menu, Japończycy zapewnili uzależniającą zabawę, która potrafi pochłonąć na wiele godzin.
Ja sam złapałem się na tym, że w trakcie dnia nuciłem sobie kilka japońskich piosenek, a na słuchawkach w pracy leciały kawałki usłyszane pierwszy raz właśnie za sprawą Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival. Później tylko czekałem na wieczór, by móc włożyć słuchawki i oddać się kolejnej sesji.
Bardzo długo czekaliśmy na premierę Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival na kolejnych platformach, ale jeśli jesteście fanami gatunku, to nie możecie przejść obojętnie obok tej odsłony... szykujcie się jednak na większy wydatek.
Ocena - recenzja gry Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival
Atuty
- „Easy to learn, Hard to master” w najlepszym wydaniu. Gra dosłownie dla całej rodziny, ale tylko najlepsi sprawdzą Extreme,
- Uzależniająco dobra rozgrywka. Niby łatwo, a zawsze chcesz zdobyć jeszcze lepszy wynik,
- Mnóstwo genialnych utworów, których nawet nie musicie znać. Produkcja zachęca do sprawdzania typowo azjatyckich kawałków,
- Zróżnicowane tryby. Niby to samo, a jednak inaczej,
- Wizualnie piękna-japońska-rytmiczna gra. Choć efekty doceniamy dopiero w momencie, gdy kontroler przejmie druga osoba.
Wady
- Słabo zrealizowane wyszukiwanie utworów,
- Trochę za dużo ekranów wczytywania,
- Tylko 76 piosenek w podstawce. Szybko sięgniecie po dodatki lub subskrypcję.
Taiko no Tatsujin: Rhythm Festival zapewnia świetną zabawę. Liczba utworów w podstawce nie zachwyca, jednak nawet w tej sytuacji znajdziecie kilka uzależniających piosenek... a później możecie wsiąknąć na długie tygodnie.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych