Star Wars: Battlefront II - recenzja gry
Disney nie daje odetchnąć zapowiadając kolejną trylogię, tworząc spin-offy, a nawet przychylnie patrząc w stronę seriali, więc Electronic Arts również nie może pozwolić graczom na chwilę spokoju. Po sukcesie z 2015 roku, tylko kwestią czasu była zapowiedź kolejnego Battlefronta, który od pierwszej zapowiedzi miał wyleczyć serię z chorób poprzednika. Twórcy dotrzymali słowa, ale jednocześnie bez większej rozwagi zarazili swoją grę nowym schorzeniem.
Jednym z największych zarzutów skierowanych w stronę DICE w 2015 roku było niewykorzystanie przez studio siły jaką niesie uniwersum Gwiezdnych Wojen i nie zaoferowanie graczom porządnej, przynajmniej kilkugodzinnej historii. Electronic Arts dobrze wsłuchało się w te narzekania i zleciło Jade Raymond oraz jej Motive Studios stworzenie opowieści do Star Wars: Battlefront II. Kanadyjka chętnie zajęła się historią, porzucając tym samym Visceral Games, które bez dodatkowych rąk do pracy nie mogło podołać zadaniu wykreowania wielkiej produkcji w świecie Gwiezdnych Wojen. Twórcy Dead Space zostali zamknięci, a w konsekwencji my możemy poznać historię Iden Versio.
Gwiezdne Wojny w pigułce. Zdrada, Jedi, walka i miłość
Doświadczoną Komandor poznajemy w momencie kolejnej misji, dzięki której jej Oddział Inferno ma ponownie pogrążyć Rebeliantów i zapewnić Imperium chwałę. Sprawy przybierają nieoczekiwany zwrot po kilku pierwszych minutach, więc jej ojciec, admirał Garrick Versio, wypełniając powierzone mu cele, rozpoczyna Operację Popiół, która niesie za sobą wiele złego. Nieoczekiwane ofiary, zniszczone ziemie, a może nawet spustoszone planety? To dla głównej bohaterki za wiele i w konsekwencji po niespełna dwóch godzinach, zamiast przygody po „złej stronie mocy”, poznajemy akcję z perspektywy „tych dobrych”. I właśnie tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, bo kampania marketingowa przygotowała mnie na coś zupełnie innego, a autorom nie udało się pokazać prawdziwej przemiany Iden. W sumie byłaby to spora sztuka, gdyby scenarzyści zdołali w niespełna sześciogodzinnej opowieści zawrzeć konkretną fabułę z pokazaniem dobrze zarysowanej ewolucji. Kobieta przez dosłownie jedną scenę zrzuca z siebie świetnie wyglądający kombinezon i porzuca całe dotychczasowe życie, a nawet dąży do pojmania… Własnego ojca. Nawet w świecie Gwiezdnych Wojen to wszystko dzieje się dosłownie za szybko, bo w całej historii brakuje przynajmniej trzech dodatkowych godzin, podczas których kobieta walczyłaby z emocjami, wpojonymi od dzieciństwa ideałami. Motive Studios nie miało czasu na takie szczegóły i właśnie pośpiech jest najbardziej odczuwalny w całej fabule. W dwunastu głównych zadaniach nie trudno znaleźć misje obładowanych atmosferą całego uniwersum, ale również natraficie na szablonowe i wyprute z emocji wydarzenia, które nie zachwycają. Ten dysonans jest idealnie zaakcentowany pod koniec, gdy mamy okazję wziąć udział w świetnie wyreżyserowanej i wybitnie wyglądającej batalii, przy której blednie w zasadzie 80% całej przygody.
Główna bohaterka jak na rasową przedstawicielkę Imperium potrafi korzystać z szerokiego zestawu broni, jednak już nie nauczoną ją podnosić sprzęt z ziemi, więc nie zgarniemy karabinu przeciwnika, a zmiany giwery dokonujemy wyłącznie w specjalnych skrzyniach. To właśnie w tym miejscu możemy też dobrać umiejętności, które oczywiście opierają się na kartach wzmocnień (pasywne) oraz kartach zdolności (aktywne). Te pierwsze pozwalają przykładowo szybciej zregenerować skille lub zdrowie oraz zmniejszyć obrażenia spowodowane wybuchami, a w przypadku tych drugich wyposażamy się w inny granat, apteczkę, czy też ulepszoną wersję szpicy. W trakcie wydarzeń wykonujemy krótkie polecenia – czasami musimy ochraniać partnera, innym razem przejmujemy dane, niszczymy tajną bazę, a po chwili wskakujemy w przykładowo X-Winga i masakrujemy przeciwników w galaktycznych bataliach. Kilkukrotnie mamy okazję postrzelać zza sterów większych maszyn, a nawet wcielić się w kultowe postacie z uniwersum Gwiezdnych Wojen – to właśnie podczas takich akcji twórcom udaje się w ciekawy sposób wprowadzić do gry niepowtarzalny klimat.
Nie w każdy miejscu pojawia się faktyczna siła serii, ta mocna atmosfera, ale produkcja w ciekawy sposób jest połączona z całym uniwersum – chociaż Iden to zupełnie nowa postać, to jednak na ekranie zobaczycie kilka ważnych osobistości, wparujecie do znanych lokacji, czy po prostu akcja jest powiązana ze znanymi wydarzeniami. Twórcy nawet łączą grę z nadciągającym Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi i jest to bez wątpienia ciekawy sposób na scalenie projektu DICE z szeroko pojętymi planami Disneya. Ekipa Jade Raymond pozostawiła sobie nawet furtkę na kontynuację i mogę śmiało przypuszczać, że już teraz powstają pierwsze przymiarki do Star Wars: Battlefront III i tym samym nowej opowieści.
A jak w tym wszystkim wypada polski dubbing? Bardzo nierówno. Aleksandra Szwed w roli Iden Versio poradziła sobie z rolą, bo choć nie można tutaj mówić o wyżynie polskiej lokalizacji, to jednak jak na nową postać – jest naprawdę dobrze. Podobnie zresztą jak Michał Żebrowski oraz Antoni Pawlicki, którzy wcielili się w Gideona Haska i Dela Meeko, czyli głównych współtowarzyszy broni bohaterki. Trudno jednak nie napotkać na źle dobranych aktorów pod postacie drugoplanowe, czy też legendarnych herosów.
Mimo wszystko ten sześciogodzinny bój dobrze wprowadził mnie w nastrój i choć trudno tutaj mówić o epickiej opowieści, a sztuczna inteligencja rywali często w sumie nie istnieje, to jest to jednak przyjemny wstęp. Nie warto na pewno nabyć produkcji do samej kampanii, ale bez wątpienia sprawdza się jako dodatek do trybu sieciowego.
Gwiezdne Wojny spotykają Battlefielda i robią to dobrze
DICE nie miało wiele czasu na kompletne odświeżenie realiów Star Wars: Battlefront z 2015 roku, ale podczas rozgrywki odniosłem wrażenie, że tym razem strzelanie jest bardziej dopracowane i już mniej nastawione na "niedzielnych graczy". Rywalizacja jest często trudniejsza, strzelenie w głowę nie zawsze jest tak łatwe jak w poprzedniej odsłonie i w rezultacie rozgrywka jest dla mnie bardziej satysfakcjonująca.
I to pewnie z tego powodu w zasadzie każdy tryb sieciowy przygotowany przez deweloperów trafił w mój gust. Najefektowniejsze starcia to Galaktyczny Szturm (20 vs. 20), w którym podczas rywalizacji biega aż 40 graczy, a drużyny muszą wypełniać powierzone cele – czasami coś eskortujemy, innym razem bronimy, a często po prostu wybijamy wszystkich przeciwników. Pojedynki w tym wariancie zabawy to olbrzymia wojna i nie trudno zatopić się w tej propozycji, bo zmagania faktycznie wyglądają, brzmią i smakują obłędnie. Tak właśnie powinna wyglądać walka w świecie Gwiezdnych Wojen. Odrobinę mniejszą skalę rywalizacji otrzymujemy w Natarciu Myśliwców (12 vs. 12) – jak sama nazwa wskazuje, w tym wypadku drużyny pilotują statki, ale teraz zmagania nie polegają wyłącznie na wybiciu wszystkich wrogów, bo jeszcze mamy okazję wypełniać cele: czasami chronimy, eskortujemy lub po prostu wybijamy. W grze nie mogło zabraknąć Bohaterów i Złoczyńców (4 vs. 4) i tutaj mamy okazję wskoczyć w buty legendarnych postaci, a zmagania polegają na wybiciu wyznaczonego celu – w trakcie rundy jeden zespół musi przykładowo zabić Yodę a drugi Vadera. Autorzy nie zapomnieli jeszcze o typowym Team Deathmatchu, który ukrywa się w tym wypadku pod nazwą Potyczka (10 vs. 10) – choć nie wyróżnia się specjalnie na tle pozostałych elementów, to jednak oferuje staroszkolną rozgrywkę w gwiezdnych szatach. Zestaw trybów dopełnia Uderzenie (8 vs. 8), czyli zmagania polegające na podkładaniu bomb – jeden zespół musi ochronić dwa cele a drugi je oczywiście zniszczyć. Małym dodatkiem jest tryb Arcade, czyli typowa horda, podczas której mierzymy się z kolejnymi falami rywali, a pojedynki są upiększone podzielonym ekranem dla maksymalnie dwóch zawodników.
A muszę na pewno wspomnieć, że Star Wars: Battlefront II wygląda epicko. Ukończyłem kampanię i biegałem po sieciowych serwerach na Xboksie One X i gra dosłownie błyszczy. Świetnie prezentują się postacie, miecze świetlne dosłownie wypalają wzrok dzięki dopracowanemu HDR-owi, a wszystkie strzały to nie tylko efektowne błyski, a również fantastyczne odgłosy. To zdecydowanie wyższa liga od poprzednika, bo tytuł nie tylko działa płynnie (stałe 60 klatek!), to dzięki rozdzielczości 4K nabrał oczekiwanej jakości. To jedna z najpiękniejszych gier na Xboksa One X. Sporą zasługą są tutaj również mapy, bo podczas zmagań trafiamy na między innymi Tatooine, Jakku, Hoth, Endor, Naboo, czy też drugą Gwiazdę Śmierci i wszystkie lokację są dopracowane do granic możliwości. Trudno w tym miejscu narzekać, bo autorzy faktycznie spisali się na medal przygotowując świetne mapy.
Gwiezdne Wojny pełne zmian i kart
Zestaw nie jest specjalnie wielki, ale jego zróżnicowanie jest na tyle dobre, że w zasadzie trudno tutaj o nudę. Autorzy wyciągnęli lekcję z 2015 roku i przedstawione tryby w dobry sposób łączą się i potrafią przykuć do ekranu. Jest to też pewnie spowodowane sporymi zmianami w klasach, bo tym razem do naszej dyspozycji od początku oddano cztery, zróżnicowane postacie: Żołnierza Szturmowego, Ciężkiego Strzelca, Oficera oraz Specjalistę. Każdy z wojaków posiada inne umiejętności bazowe, może zgarniać inne karty (umiejętności aktywne/pasywne) oraz korzysta ze zróżnicowanego uzbrojenia. Giwery w tym wypadku wpadają za wykonanie kolejnych zadań, które jednak opierają się na jednym – zabijaniu kolejnych przeciwników. Drugim sporym wyróżnieniem względem poprzednika jest fakt, że tym razem nie musimy biegać po mapach i szukać monet pozwalających skorzystać z pojazdu, potężniejszej klasy lub bohatera, a po prostu za naszą aktywność w trakcie meczu zgarniamy punkty, które przeznaczamy na przykładowo Tie-Fightera, Superdroida Bojowego B2 lub Kylo Rena. Nie w każdym wariancie zabawy mamy dostęp do wszystkich maszyn/postaci, ale bez wątpienia jest to znacznie lepszy pomysł od propozycji z 2015 roku. Teraz rywalizacja nabiera bardziej taktycznego charakteru.
Największym problemem Star Wars: Battlefront II jest jednak rozwój poszczególnych klas żołnierzy, maszyn, czy też właśnie wspomnianych herosów. Twórcy zdecydowali się oprzeć grę na kartach, które kupujemy za walutę zdobytą w produkcji oraz prawdziwą. Należy tutaj na pewno zaznaczyć, że w tytule znalazły się trzy środki płatności: kredyty (zdobywane za rozgrywkę), kryształy (można je nabyć za prawdziwą gotówkę) oraz części do tworzenia (pozwalają kupować i ulepszać poszczególne karty, wpadają ze skrzynek). Za naszą rozgrywkę jesteśmy nagradzani kredytami, które przeznaczamy na skrzynki i tym samym odblokowujemy właśnie karty – te posiadają cztery poziomy i w boxach nigdy nie możemy zdobyć najlepszych (trzeba je stworzyć), a w dodatku nawet zgarniając odpowiednią liczbę części, musimy posiadać wyznaczony poziom, by móc korzystać z tych najpotężniejszych. Nasz żołnierz nie może też od samego początku używać wszystkich trzech slotów na karty, ponieważ należy udowodnić swoją wartość zdobywając kolejne… Karty. W tej sytuacji gracz inwestując nawet tysiące dolarów w skrzynki nie będzie po 15 minutach biegał z najpotężniejszym zestawem zdolności, czy też nie kupi wszystkich kart oraz herosów – jest to po prostu niemożliwe do wykonania, bo cały czas musimy dbać o level konta gracza, a bohaterów nie kupujemy za kryształy, które otrzymujemy za prawdziwą gotówkę. Czy w tej sytuacji kupowanie skrzynek ma większy sens? Moim zdaniem totalnie nie, bo i tak należy wyszkolić żołnierza, a nawet posiadanie kilku plusów nie sprawi, że zawodnik będzie niepokonany. Sporo w Star Wars: Battlefron II zależy od umiejętności.
System kart zachęca do rozgrywki, bo świetnie jest zdobyć nową zdolność lub ulepszyć wykorzystywaną, ale niepotrzebnie autorzy dorzucili do gry małe płatności. Za mecz zdobywamy średnio 200-400 kredytów, a Skrzynia Żołnierza kosztuje 4000 kredytów, jednak należy wziąć pod uwagę, że w trakcie rozgrywki na początku bardzo często zdobywamy „kamienie milowe”, czyli wykonujemy zadania, za które zgarniamy dodatkowe skrzynie lub znacznie więcej kredytów. W konsekwencji po trzech pierwszych godzinach miałem ponad 40 tysięcy kredytów i mogłem wyruszyć na zakupy. Na późniejszym etapie zabawy takich wyzwań jest już mniej, ale autorzy zapowiedzieli systematyczne wydarzenia, które pozwolą znacznie szybciej zgarniać potrzebną walutę, a w dodatku duplikaty kart przetapiamy na kredyty. Zmagania w Star Wars: Battlefront II są na tyle urozmaicone i satysfakcjonujące, że nikt nie powinien nawet spojrzeć w stronę portfela – odblokowywanie wszystkich elementów za pomocą czystej rozgrywki to bardzo przyjemna sprawa.
W trakcie pisania tego tekstu na serwerach pojawiła się nowa aktualizacja, która sprawiła, że odblokowanie najdroższych herosów (Luke Skywalker i Darth Vader) nie kosztuje już 60 000 kredytów, a zaledwie 15 000 kredytów, zaś pozostałe ikony odblokowujemy za 10 000 lub 5000 kredytów. Czy to dobra wiadomość? Sprawa bardzo dyskusyjna, bo odnoszę wrażenie, że za kilka tygodni gracze będą narzekać na brak wyzwań, jednak twórcy zareagowali na opinie samych zainteresowanych i dostosowali system do ich oczekiwań. Należy jednocześnie pamiętać, że tytuł otrzyma tonę darmowej zawartości – autorzy zdecydowali się rozdać wszystkich dodatkowych bohaterów, mapy oraz bronie za darmo, a jednocześnie w każdym miesiącu na serwerach będą odbywać się najróżniejsze atrakcje.
Gwiezdne Wojny w stylu DICE. Nie wszystko błyszczy ale może
Star Wars: Battlefront II pod wieloma względami poprawia formułę z 2015 roku, ale jednocześnie twórcy niepotrzebnie podążyli drogą tłumów i wyciągnęli ręce po portfele niektórych graczy. Zupełnie nie jest to potrzebne, ale na szczęście autorzy dobrze dwukrotnie zareagowali i dostosowali system kart (po becie) i ceny herosów (przed premierą). Nadal w tej formule można ulepszyć niektóre z elementów – fabuła pozostawia pewien niedosyt, skrzynki wprowadzają niepotrzebny zamęt – ale i tak sympatycy uniwersum Gwiezdnych Wojen mogą oczekiwać na wiele godzin satysfakcjonującego strzelania, bo właśnie tego w tytule DICE nie brakuje.
Ocena - recenzja gry Star Wars: Battlefront II (2017)
Atuty
- Porządny i satysfakcjonujący system strzelania
- Kilka misji w historii zapamiętam na długo
- Oprawa najwyższych lotów
- Udźwiękowienie to nadal rozkosz dla uszu
- Twórcy szybko reagują
Wady
- Kampania to nadal tylko dodatek
- Dubbing postaci drugoplanowych (też multi)
- Niepotrzebny system małych płatności wdrożony w grę
Star Wars: Battlefront 2 w skrócie? Szybka fabuła, dobre tryby, konkretne strzelanie i niepotrzebne mikrotransakcje. To powinna być jedna z najlepszych strzelanek ostatnich miesięcy. I do tego niewiele zabrakło.
Graliśmy na:
XONE
W jakim przedziale wiekowym jesteś? Może przy uczciwych odpowiedziach coś będzie się dało wywnioskować.
Przeczytaj również
Komentarze (205)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych