Creature Commandos (2024) - recenzja serialu [max]. James Gunn powstaje

Creature Commandos (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. James Gunn powstaje

Piotrek Kamiński | 02.12, 22:02

Amanda Waller nie ma już Ricka Flaga i nie może używać ludzkich więźniów do swojej brudnej roboty. Na szczęście jest jeszcze Rick Flag senior i cała zgraja nieludzi, którymi można się wysłużyć. Czyli co, takie "Suicide Squad" na dopalaczach? Trochę tak.

Przyznam, że kiedy usłyszałem, że James Gunn przejmuje kontrolę nad filmowym uniwersum DC, nie wiedziałem co o tym sądzić. Z jednej strony bardzo lubię jego poczucie humoru i gust muzyczny, z drugiej mam wrażenie, że ten jego wyrazisty styl "przykrywa" pozostałe aspekty wszystkich produkcji, przy których maczał palce. Nie chcę pisać, że jego filmy i seriale są do siebie zbyt podobne, bo jednak zarówno "Strażnicy", jak i "Peacemaker", "Suicide Squad" i teraz również "Creature Commandos" mają swoje własne DNA, ale, że posłużę się odrobinę kulawą metaforą, widać, że pochodzą z tego samego ojca. Później jednak dotarło do mnie, że przecież on sam wszystkich tych filmów pisać nie będzie. Musi tylko zaakceptować scenariusz, a już wielokrotnie podkreślał, że nie zamierza ruszać z produkcją danego filmu, zanim scenariusz nie spełni jego oczekiwań. I powiem ci, że po tym co tutaj zobaczyłem... Jestem spokojny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Myślę, że ta konwersacja już dawno powinna była zostać zakończona, ale tak na wszelki wypadek zaznaczę, że animowana natura nowego serialu DC nie wiąże się w żaden sposób z obniżeniem docelowej kategorii wiekowej ani niczym takim. Jeśli już, to powiedziałbym, że udało się dzięki temu po prostu utrzymać budżet w ryzach - już sam Doktor Fosfor (Alan Tudyk) kosztowałby pewnie połowę całego budżetu serialu, a to tylko jedna postać. No i przemoc - której jest tu pod sam sufit - mogła być bardziej podkręcona i wyrazista, niż gdyby pójść drogą live action.

Creature Commandos (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. Trochę kolejna misja, a trochę origin story 

Bójka

Fabuła tego pierwszego sezonu nie jest jakoś przesadnie rozbudowana. Ot, nowa grupa pod dowództwem Ricka Flaga seniora (Frank Grillo) leci do fikcyjnego kraju gdzieś w Europie, ponieważ buntowniczo nastawiona mieszkanka wyspy Amazonek chce obalić tamtejszą monarchię w osobie księżniczki Ilany (Maria Bakalova) i trzeba ją chronić. Dosłownie kilka kilometrów obok mieści się zamek Frankensteina, co jest niesamowitym wręcz zbiegiem okoliczności, biorąc pod uwagę fakt, że wśród członków drużyny znajduje się Narzeczona potwora (Indira Varma). Spokojnie - na tym wygodne przypadki się kończą.

Poszczególne odcinki dzielą swój czas antenowy na opowiadanie (przynajmniej) dwóch historii - tej głównej oraz początków poszczególnych postaci. Dowiemy się dlaczego Narzeczona tak bardzo nienawidzi potwora, tutaj noszącego imię Eric (David Harbour), jak Fosfor stał się radioaktywny, dlaczego przekomiczny G. I. Robot (Sean Gunn), bohater wojenny, siedzi zamknięty z potworami, dlaczego Nina Mazursky (Zoe Chao) wygląda jak ryba, a nawet coś tam o przeszłości Weasela (znowu Sean Gunn), którego widownia miała już okazję poznać w "Suicide Squad". No i możesz być pewien, że to ta najbardziej dziwacznie komiczna postać będzie miała najsmutniejszą historię. Typowy James Gunn...

Pierwszy odcinek ma swoje lepsze i gorsze momenty, ale fabuła tak naprawdę rozkręca się dopiero od drugiego i nie zwalnia już praktycznie do końca, oferując za to regularne zwroty akcji, dziwne - ale skuteczne - parowania postaci, tonę śmiechu, drugie tyle emocji i trzecie tyle flaków i krwi. Nie mogłem uwierzyć jak szybko skończyły mi się odcinki do oglądania i, że cholera wie kiedy dostaniemy kolejny sezon (bo że powstanie, to raczej możemy być spokojni, biorąc pod uwagę sposób, w jaki zakończył się ten pierwszy).

Creature Commandos (2024) - recenzja, opinia o serialu [max]. Gunn umie obsadzić i udźwiękowić swoje projekty

Weasel

Animacja robi bardzo pozytywne wrażenie od początku do końca, imponując ciekawymi kadrami, wartko rozplanowaną, bardzo kinetyczną akcją i dbałością o detale. Na dłużej w głowie zostanie jednak przede wszystkim dzięki absolutnie genialnie dobranym aktorom głosowym (i flakom, ale o nich już wspominałem). Grillo jest świetnym wyborem na ojca harcerzykowatego Flaga z filmu, a postać księżniczki pisana była specjalnie z myślą o Bakalovej. Ale nie chodzi jedynie o to jak brzmią, ale ile emocji potrafią wykrzesać ze swoich postaci. Myślałby kto, że Fosfor Tudyka będzie głównie zabawnym, do przesady przepakowanym śmieszkiem, ale jego historia i sposób w jaki Tudyk zagrał te jego wczesne lata wypadają absolutnie genialnie. Gunn nie wymyśla tu raczej koła na nowo, ale potrafi sprawnie wpleść klasyczne motywy i bardzo ludzkie zachowania w swoje opowieści tak, że wciąż robią wrażenie.

Z drugiej strony mamy zdecydowanie mniej oklepane postacie i fabuły. Historii takich jak G. I. Robota nie było w Hollywood zbyt wielu, dzięki czemu wszystko z nim związane sprawia wrażenie świeżego. Autor wziął mniej znaną postać, obdarzył ją swoim poczuciem humoru, dorzucił jej ironicznie uroczy motyw muzyczny, sparował z delikatną, pacyfistyczną Niną i tym jednym zagraniem sprawił, że stała się ona jedną z najlepszych w całym serialu. Drugim takim nieszablonowym bohaterem jest Frankenstein Harboura - połączenie pełnego patosu, udręczonego odrzutka z garścią żałosnych zachowań i przekonań. Gdzieś w okolicach połowy sezonu Gunn paruje go z nie do końca oczywistym bohaterem i choć z początku myślałem, że będzie to kolejny strzał w dychę, bo ich znajomość zaczyna się z grubej rury, to jednak szybko wytraca prędkość i zostaje zepchnięta na bok. No cóż, nikt nie jest doskonały.

"Creature Commandos" to świetna produkcja wyłącznie dla dojrzałej widowni. Gunn stworzył niebanalny setting, wypełniając go barwnymi postaciami, a uszy widzów zalewając bardzo specyficzną, ale zdecydowanie odpowiednią do klimatu muzyką. Główna intryga jest relatywnie nieskomplikowana, ale sprawnie przygotowana i opowiedziana - z paroma mocnymi zakrętami po drodze i dającym do myślenia, bardzo niehollywoodzkim zakończeniem. Historie poszczególnych członków oddziału i ich rozwijająca się relacja stanowią serce tej produkcji i to dzięki nim (i flakom, ale wiesz, nie chcę się aż tak powtarzać) kolejne odcinki lecą w szalonym wręcz tempie, bo natychmiast chce się oglądać dalej. Do tego stopnia, że nie wiem, czy nie zalecałbym jednak poczekać aż na platformę wskoczy cały sezon, żeby móc sobie go szybko machnąć w jeden wieczór, jak podzielony na odcinki film. Szkoda jedynie, że dla krawaciarzy od Excela będzie to znak, że serial się nie przyjął i jeszcze przyjdzie im do łba go skasować, a to byłaby zbrodnia!

Premiera pierwszego odcinka już 05.12.

Atuty

  • Doskonała obsada;
  • Piękna, kinetyczna animacja;
  • Jak zawsze u Gunna, wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa;
  • Ciut wulgarne, ale w większości bardzo skuteczne gagi;
  • Warstwa emocjonalna działa na każdym poziomie, w przypadku każdej postaci;
  • Bardzo żwawe, ale nie za szybkie tempo.

Wady

  • Pojedyncze gagi nie trafiły w mój gust;
  • Niewielka część postaci i parowań sprawia wrażenie nie w pełni wykorzystanych;
  • Trzeba dać mu chwilę żeby się rozkręcił.

"Creature Commandos" to takie animowane "Suicide Squad" na sterydach. Dobrze przygotowana historia, świetne postacie, genialna ścieżka dźwiękowa. Nic tylko oglądać.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper