Przysięgły numer 2 (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Ostatnie hurra Clinta Eastwooda?
Dwunastu gniewnych ludzi zostaje zebranych w sądzie, gdzie mają zdecydować czy oskarżony jest winny popełnienia morderstwa. Wszyscy prócz jednej osoby są przekonani, że tak i tylko jeden przysięgły, Justin Kemp, upiera się, że są mu winni chociaż tyle, aby uczciwie podejść do jego sprawy i ją przemyśleć. Brzmi jak jeden taki stary film z Henrym Fondą, którego tytuł mogłem już przez przypadek przytoczyć? Może i tak, ale reżyser, Clint Eastwood, ma dla widza jedną, całkiem mocno rekalibrującą cały seans niespodziankę...
Mówi się, że to ponoć ostatni film w karierze reżyserskiej pana Eastwooda. Biorąc pod uwagę jego imponujące 94 lata na karku, to i tak niesamowite, że do tej pory tworzy, dyryguje, że zachował jeszcze tyle werwy i trzeźwości umysłu. Dzisiejszy film może pochwalić się całkiem imponującą obsadą, ponieważ cała masa aktorów w dalszym ciągu pragnie z nim współpracować, a to mogła być ich ostatnia okazja. Tak więc w trzech "najbardziej" głównych rolach zobaczymy Nicholasa Houlta, Toni Colette i J.K. Simmonsa, a od czasu do czasu na ekran wskoczą również Kiefer Sutherland (ponoć sam prosił o tę możliwość) czy Leslie Bibb, jako przewodnicząca ławy przysięgłych.
Szkoda jedynie, że star power Clinta nie przyciągnął w jego kierunku większej ilości uznanych scenarzystów. Jonathan A. Abrams ma na koncie... Jeden zrealizowany scenariusz. Ten. Nie twierdzę, że debiutant nie może od razu wyjechać z grubej rury z czymś naprawdę wyjątkowym. Powiedziałbym wręcz, że pierwsza połowa "Przysięgłego numer 2" wciąga jak bagno, mimo oczywistego zainspirowania wspomnianym już klasykiem Sidneya Lumeta, miejscami graniczącego z plagiatem. Ale dobra koncepcja to jedno, a zrobienie z niej równie dobrego scenariusza to już zupełnie inna bajka i mam wrażenie, że komuś zabrakło po drodze pary. Pytanie tylko komu, bo tematycznie film ma całkiem ciekawe zakończenie, ale droga do niego nie zrywa kapci z nóg. Ale czy to wina skryptu czy reżysera? Trudno powiedzieć.
Przysięgły numer 2 (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Jak zginęła Kendall Carter?
Jonathan Kemp (Hoult) stara się być jak najlepszym człowiekiem. Pragnie być przy swojej żonie na każdym kroku, jako że znajduje się ona pod koniec zagrożonej ciąży - nie pierwszej zresztą. Na dobre odstawił alkohol, z którym w przeszłości zdarzyło mu się mieć problem. Uczciwie stawia sprawę przed sędzią, zamiast wykręcić się szybkim kłamstwem. I to właśnie on pragnie za wszelką cenę dać oskarżonemu o zabicie swojej narzeczonej Jamesowi Sythe'owi (Gabriel Basso) uczciwą szansę na wolność. Ma jednak ku temu bardzo konkretny powód: obawia się, że to on mógł rok wcześniej, przypadkiem i nieświadomie, zabić Kendall Carter (Francesca Eastwood)...
Tak więc fabuła koncentruje się na 2-3 zasadniczych pytaniach. Po pierwsze, czy to naprawdę Jonathan odpowiada za śmierć Kendall. Po drugie, jak skończy się sprawa Sythe'a. Po trzecie, czy ktoś dowie się o jego potencjalnym udziale i co zrobi z tą wiedzą. I choć z początku najbardziej fascynowała mnie warstwa moralna filmu, to jednak szybko zeszła ona na dalszy plan. Wcale nie dlatego, że przestała być istotna, co to, to nie. Czy przyznać się, że być może ten jeleń którego potrąciłem, a którego nigdy nie znalazłem, to mogła być jednak ta dziewczyna i ryzykować życiem albo chociaż kilkoma dekadami w więzieniu, zwłaszcza teraz, kiedy za moment pojawi się dziecko? Czy Sythe w więzieniu, niezależnie od tego, czy to on zrobił czy nie, to taki zły pomysł, kiedy tak wiele wskazuje na to, że nie jest generalnie zbyt dobrym człowiekiem? Rzecz w tym, że dylematy te zdają się od pewnego momentu kompletnie morfować z czegoś wartego rozważenia, w oczywiste oczywistości. Film spłyca je niemalże do granicy farsy, przez co dalsze wydarzenia tracą, w moich oczach, na powadze.
Przysięgły numer 2 (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Postąpić słusznie
Tym, co trzyma poziom od początku do końca filmu, jest trzecie zagadnienie. Nasz bohater przez większą część filmu próbuje odkryć, czy to jego samochód spowodował obrażenia, od których zginęła Kendall, kryjąc się jednocześnie przed wścibskimi oczami wszystkich dookoła. W szczególności jeden z pozostałych przysięgłych, były policjant, który również stara się ustalić, co dokładnie wydarzyło się tamtej felernej nocy i pani prokurator (Colette) zdają się deptać mu po piętach. Nadaje to fabule ciekawe tempo i napięcie, bo z jednej strony liczy się prawda i sprawiedliwość, z drugiej, na tym etapie raczej mocno sympatyzujemy już z głównym bohaterem. Szkoda, że nie udaje się utrzymać tego poziomu do samego końca. Teoretycznie zakończenie jest na tyle nieoczywiste, że można je sobie interpretować w różny sposób, ale w praniu, myśl, że dalszy ciąg mógł by pójść w kierunku jednego z ekstremów, jest co najmniej komiczna, aby nie powiedzieć, że kompletnie niedorzeczna.
Lubię Eastwooda i jako aktora i jako reżysera, choć mam wrażenie, że w ostatnich latach jego poziom zaliczył delikatny spadek. "Przemytnika" ratowała w dużej mierze jego niebanalna rola emerytowanego kwiaciarza, zajmującego się przewożeniem gigantycznych ilości narkotyków przez granicę, ale narracyjnie ostatnim jego dziełem, które podobało mi się od początku do końca był (chyba) "American sniper", a więc film sprzed dobrych dziesięciu lat. Clint umie zainteresować widza, wybiera sobie ciekawe tematy, potrafi pracować z aktorami, wydobywać z nich żywe emocje. Ale mocny początek bez równie mocnego finiszu to za mało. I właśnie "Przysięgły numer 2" to dla mnie za mało.
"Przysięgły numer 2" to taka kalka z "12 gniewnych ludzi", ale z dodatkowym twistem i nieskończenie mniej przemyślanymi dialogami i progresją fabuły. Ogląda się go całkiem przyjemnie, głównie dzięki bardzo mocnej obsadzie, acz moim zdaniem zakończeniu sporo brakuje do bycia faktycznie satysfakcjonującym. Niezły film, ale trochę szkoda, że Eastwood nie postarał się trochę bardziej w ramach pożegnania z fanami.
Atuty
- Świetna główna obsada;
- Nawiązania do klasyki;
- Interesujący pomysł;
- Dobra połowa filmu trzyma w napięciu...
Wady
- ...a ta gorsza już, niestety, nie;
- Gubi gdzieś po drodze wątek;
- Odrobinę za długi;
- Takie sobie zakończenie, jak się nad nim zastanowić.
"Przysięgły numer 2" zaczyna się od metaforycznego trzęsienia ziemi, ale później, zamiast dalej eskalować, jak u Hitchcocka, napięcie stopniowo opada i opada, aż do napisów końcowych. Trochę szkoda. Ale i tak uważam, że warto dać mu szansę.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych