Kapitan Ameryka (1990) - recenzja filmu. Czy Matt Salinger jest lepszy od Chrisa Evansa?

Kapitan Ameryka (1990) - recenzja i opinia o filmie. Czy Matt Salinger jest lepszy od Chrisa Evansa?

Łukasz Musialik | Wczoraj, 22:00

Gdy w 1990 roku świat po raz pierwszy ujrzał Kapitana Amerykę na dużym ekranie, trudno było przewidzieć, że ta postać stanie się jednym z symboli w filmach o superbohaterach. Produkcja w reżyserii Alberta Pyuna, z Mattem Salingerem w roli głównej, był zarazem odważną próbą przeniesienia ikonicznego bohatera na wielki ekran, jak i dowodem na ograniczenia ówczesnego przemysłu filmowego.

Dziś, po latach dominacji MCU, trudno wyobrazić sobie Kapitana Amerykę bez twarzy Chrisa Evansa. Jego kreacja Steve'a Rogersa stała się wzorcem, do którego każda interpretacja roli będzie porównywana. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ale czy Matt Salinger, aktor znany wówczas bardziej z drugoplanowych ról i bez wielkich sukcesów na ekranie, faktycznie zasługuje na krytyczne spojrzenie w zestawieniu z “Evansowym” Rogersem?

Kapitan Ameryka (1990) - recenzja i opinia o filmie. Historia, która nie powinna się wydarzyć

Kapitan Ameryka (1990)

Fabularnie "Kapitan Ameryka" z 1990 roku opiera się na znanych motywach komiksowych, jednak przedstawionych w uproszczonej i chaotycznej formie. Film otwiera klasyczna geneza bohatera: Steve Rogers, chorowity mężczyzna, zgłasza się na ochotnika do eksperymentalnego programu wojskowego, co czyni go super-żołnierzem. Problem w tym, że scenariusz, autorstwa Stephena Tolkina, często wpada w absurd i pozbawia historię należytej powagi.

Podczas gdy komiksy opowiadały o heroicznej walce z nazistami, film Pyuna stawia na fabularne uproszczenia. Główny przeciwnik, Red Skull, zostaje przedstawiony w sposób niemal groteskowy, tracąc aurę prawdziwego zagrożenia. W efekcie historia, która powinna poruszać temat walki dobra ze złem, sprowadza się do serii niedopracowanych wątków wyjętych rodem z komedii.

Chris Evans, w porównaniu do Salingera, miał o wiele więcej szczęścia. Scenariusze filmów Marvela, w tym "Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie", zbudowano na solidnych fundamentach, pozwalając na rozwinięcie złożonych motywów postaci. Evans mógł wcielić się w bohatera, którego przemiana i walka z przeciwnościami losu były bardziej wiarygodne. Salinger natomiast nie miał tego luksusu, co sprawiło, że jego kreacja wypada - ujmując krótko - słabo.

Kapitan Ameryka (1990) - recenzja i opinia o filmie. Serce kontra “warsztat aktorski”

Kapitan Ameryka (1990)

Matt Salinger nie miał łatwego zadania. Jako aktor bez wybitnego dorobku musiał unieść ciężar ikonicznej postaci. Jego interpretacja Steve'a Rogersa była szczera, ale brakowało jej niuansów, które uczyniłyby postać bardziej przekonującą. Salingerowi brakowało charyzmy, którą Evans przeniósł na ekran. Właściwie cała gra aktorska to jakaś porażka - i nie dotyczy to tylko Matta Salingera, a właściwie całej obsady.

W praktycznie każdej scenie Salinger wydaje się zagubiony. To kontrastuje z intensywnością Evansa w scenach takich jak rzekoma śmierć Bucky'ego w "Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie", gdzie każde spojrzenie i gest niosą ze sobą głębokie emocje.

Niemniej film jest tak słaby, że Matt Salinger nie miał szans poradzić sobie z tak wymagającą rolą, przez co trudno było sprostać oczekiwaniom ówczesnych widzów, nie mówiąc już o pokoleniu, które obejrzało jego występ (o ile dotrwali do końca filmu) po ponad trzech dekadach.

Kapitan Ameryka (1990) - recenzja i opinia o filmie. Techniczne ograniczenia kontra nowoczesna magia kina

Kapitan Ameryka (1990)

Wizualnie film Pyuna przypominał telewizyjną produkcję niż pełnometrażowy blockbuster. Budżet wynoszący zaledwie 3 miliony dolarów ograniczył możliwości reżysera, co przełożyło się na jakość. Film od strony audiowizualnej prezentował się fatalnie. Kostium Kapitana Ameryki, choć wierny z komiksowym pierwowzorem, był krytykowany m.in. za tandetny wygląd. Właściwie cała ta produkcja to nieśmieszny żart i jeden wielki crapp.

Porównajmy to z produkcjami Marvela, gdzie każdy detal, od projektów kostiumów po zaawansowane efekty CGI, jest dopracowany do perfekcji. Evans poruszał się w kostiumie, który nie tylko imponował wizualnie, ale również podkreślał jego fizyczne atuty czy dynamikę postaci.

Ostatecznie, ograniczenia techniczne filmu z 1990 roku w połączeniu ze scenami akcji, pisząc łagodnie - nie robiły na nikim wrażenia, a raczej malowały na twarzy uśmiech politowania. Podczas gdy filmy z MCU stały się wzorem spektakularnego kina rozrywkowego, "Kapitan Ameryka" z Mattem Salingerem jest przykładem zmarnowanego potencjału.

Kapitan Ameryka (1990) - recenzja i opinia o filmie. Podsumowanie

Matt Salinger, mimo szczerych starań, nie był w stanie stworzyć wiarygodnej roli. Różnica między nim, a Chrisem Evansem pokazuje, jak istotny jest warsztat aktorski, scenariusz, reżyseria i wsparcie techniczne w kreowaniu ikonicznych postaci. Kapitana Amerykę z 1990 roku przerosło właściwie wszystko… 

Atuty

  • Próba adaptacji…

Wady

  • Wszystko

Film Alberta Pyuna pozostaje ciekawostką, z której można się dziś tylko pośmiać...

1,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper