Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja serialu [Netflix]. Cień nad amerykańskim snem

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Cień nad amerykańskim snem

Łukasz Musialik | Wczoraj, 22:19

Od lat obserwuję, jak amerykańskie media, a za nimi i reszta świata, raz za razem wracają do sprawy O.J. Simpsona – niegdyś wielkiej gwiazdy futbolu i “kina”, a potem jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci sceny kryminalnej. 

Kiedy Netflix ogłosił premierę 4-odcinkowej serii dokumentalnej „Amerykańska obława: O.J. Simpson” (ang. American Manhunt: O.J. Simpson), pomyślałem czy potrzebujemy kolejnego dokumentu na ten temat? Jednak już po pierwszych minutach zdałem sobie sprawę, że reżyser Floyd Russ i jego zespół znaleźli nowy i świeży pomysł na serial, a sprawa morderstwa ponownie okazała się fascynująca, niż mogło się zdawać, zwłaszcza że obejrzałem kilka mniejszych i większych produkcji o morderstwie tego niegdyś popularnego gwiazdora. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Podobnie jak w wielu innych głośnych historiach kryminalnych, sekretem sukcesu serii jest nie tylko prezentacja samych faktów, ale też ich analiza - m.in. prokuratorów, obrońców, policjantów, świadków czy przyjaciół O.J. Simpsona. Twórcy z rozmachem przypomnieli nam o „procesie stulecia”, który wstrząsnął Ameryką w połowie lat 90. i zdawał się jednym z pierwszych tak widowiskowo komentowanych medialnie procesów w historii telewizji. Nowa seria skupia się jednak nie tylko na samych kulisach tamtejszego show, ale przede wszystkim na nieskuteczności organów ścigania i nieoczywistym dziedzictwie całej sprawy, które wciąż w jakimś sensie oddziałuje na amerykańską kulturę.

W efekcie Netflix ponownie otwiera znaną ranę, ale zamiast epatować jedynie krwią i kontrowersjami, stawia pytanie o to, kim był O.J. Simpson w oczach Ameryki i czy w ogóle sprawiedliwość mogła w tej sprawie dosięgnąć gwiazdora tego formatu. Przedstawione szczegóły są momentami porażające, a śledzenie procesu ujawnia karygodne błędy policji i prokuratury, które – być może – zmieniły bieg całej historii. Serial wciąga mocniej, kiedy postrzega się go nie tylko w kategoriach zbrodni, ale i jako zjawisko społeczno-medialne.

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Legenda sportu kontra oskarżenia o morderstwo

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025)

Pierwszym, co uderza, jest przypomnienie skali sławy O.J. Simpsona. Gdy oglądamy archiwalne materiały, wywiady i fragmenty dawno wyemitowanych programów telewizyjnych, trudno nie uwierzyć, że Orenthal James Simpson był kiedyś „złotym dzieckiem” amerykańskiego snu. Dzięki sukcesom na futbolowym boisku zyskał podziw milionów osób, a kariera aktorska (zwłaszcza komediowe występy np. w „Naga broń”) tylko wzmocniła jego status megagwiazdy. To, że tak wielki idol znalazł się w centrum wielkiej zbrodni, wciąż elektryzuje – nawet po tylu latach i niezliczonych omówieniach.

Na tym etapie reżyser Floyd Russ dokonuje istotnego rozpoznania - nie chce jedynie powielać znanych sensacji, lecz ukazać tło społeczne. Wspomina kontekst napięć rasowych w Los Angeles tuż po sprawie Rodney’a Kinga oraz nadmierną pewność siebie policji, którą zrodziło przeświadczenie, że mają wszelkie dowody w garści. W jednym z odcinków Chris Darden, zastępca prokuratora okręgowego w tamtej sprawie, przyznaje, że „telewizyjny szał” i rosnące oczekiwania opinii publicznej zupełnie zmieniły sposób, w jaki pracowała prokuratura. „To było jak funkcjonowanie w innym wymiarze – wszystko działo się przy pełnej widowni” – wspomina. Ten medialny spektakl, choć wzmacniał zainteresowanie procesem, ostatecznie obrócił się przeciwko prokuratorom i paradoksalnie pomógł Simpsonowi.

Warto też przypomnieć, że Simpson zmarł w 2024 roku na raka prostaty, co nadaje serialowi dodatkowego emocjonalnego ładunku. W produkcji pojawiają się wspomnienia osób, które liczyły, że w obliczu śmiertelnej choroby „Juice’a” (bo tak go nazywano) zdobyłby się na odrobinę prawdy lub skruchy. Reżyser przytacza wywiady z policjantami i prokuratorami, którzy do dziś czują niedosyt, że Simpson nigdy nie powiedział wszystkiego wprost. Ale to właśnie pozostanie milczącym „bohaterem” – brak jednoznacznego rozliczenia z przeszłością uczynił tę historię jeszcze bardziej fascynującą.

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Śledztwo, które nie mogło się udać

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025)

W drugim etapie serialu „Amerykańska obława: O.J. Simpson” twórcy szczegółowo omawiają działania policji i prokuratorów. To właśnie w tych scenach dokument trafia w sam środek zaniedbań: od nieprawidłowo zabezpieczonych dowodów, przez niewykorzystanych świadków, aż po niefortunne, budzące wątpliwości decyzje śledczych. Dowiadujemy się, że ważne ślady z miejsca zbrodni – jak choćby odciski palców czy potencjalne narzędzie mordu – nie zostały nigdy rzetelnie zabezpieczone. W całej tej sprawie aż trudno uwierzyć, jak wiele błędów przeniesiono potem przed oblicze sądu.

W moim odczuciu najbardziej wymownym elementem jest jednak postać Marka Fuhrmana, byłego detektywa LAPD, który stał się symbolem porażki prokuratury. W jednej ze scen reżyser przypomina, jak Fuhrman – obciążony zarzutem wykorzystywania rasistowskich określeń – w sądzie skorzystał z piątej poprawki, by nie pogrążać samego siebie w sprawie o potencjalnie sfabrykowane dowody. Choć dziś, z perspektywy lat, Fuhrman przyznaje, że ówczesna strategia obrony O.J. Simpsona wymierzona w jego osobę była śmiertelnie skuteczna, to nie zmienia to faktu, że sam Fuhrman pozostanie w zbiorowej wyobraźni jako ktoś, kto „zniszczył idealne spaghetti, dorzucając do niego karalucha” (jak to barwnie ujął mecenas Carl Douglas).

Warto dodać, że „Amerykańska obława: O.J. Simpson” przywołuje też kwestię pominiętych dowodów czy świadków, którzy mogliby wzmocnić akt oskarżenia. Poznajemy między innymi relację mężczyzny, twierdzącego, że widział Simpsona na lotnisku LAX tuż przed odlotem do Chicago i że sportowiec wyrzucił w koszu „coś przypominającego długi przedmiot owinięty w materiał”. Nikt z prokuratury nawet nie wezwał go do złożenia zeznań. Obserwując te wszystkie uchybienia, można się zastanawiać, czy w bardziej rzetelnie przeprowadzonym śledztwie wynik tego procesu mógłby wyglądać inaczej. Serial, choć nie daje ostatecznej odpowiedzi, bez wątpienia stawia widzów przed wyborem, że wina czy niewinność to nie tylko fakty – to także aura medialna, rasowe napięcia i szeroko rozumiane manipulacje.

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Między medialną gorączką a prywatną tragedią

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025)

Z jednej strony, historia O.J. Simpsona jest niewątpliwie sprawą kryminalną, ale z drugiej – to też opowieść o tym, jak daleko mogą posunąć się media. W trzecim rozdziale serialu ukazano bowiem rozkwit telewizyjnego show z lat 90., gdy niemal każdy posiadający kamerę i mikrofon rozkładał na czynniki pierwsze prywatne życie Simpsona, Goldmanów i Brownów. „American Manhunt: O.J. Simpson” odtwarza ten wir zainteresowania i zadaje trudne pytania o granice etyki dziennikarskiej. W końcu to właśnie wtedy zaczęto zastanawiać się, czy telewizyjne transmitowanie procesu wpływa na zaangażowane strony – świadków, ławników i samych oskarżonych.

Przez pryzmat słów Christophera Dardena czy też krótkich archiwalnych wystąpień Marcii Clark dostrzegamy, w jakim stopniu byli oni poddani presji opinii publicznej. Każdy gest, słowo, a nawet strój potrafił wzbudzić lawinę komentarzy i kpin. Serial nie stroni od cytowania wypowiedzi dziennikarzy, jakby przekrzykiwali się w programach typu talk-show: „Jeśli nie masz w tym momencie na wizji O.J. Simpsona, to twój kanał przegra”. Ta pogoń za sensacją przyczyniła się też do niezamierzonych konsekwencji, takich jak rosnąca frustracja oskarżycieli czy rozdźwięk między autentycznymi emocjami rodzin ofiar a przekazem show-biznesu.

Równocześnie reżyser nie unika rozmów o samych ofiarach – Nicole Brown i Ronie Goldmanie. Choć wątek ten często ginął w medialnym zamęcie na rzecz dyskusji o niesprawiedliwości rasowej, feralnym Bronco i spiskowych teoriach, w dokumencie padają wzruszające słowa siostry Rona, Kim Goldman, która do dziś zdaje się żyć w cieniu tragedii. Jej emocjonalne świadectwo przypomina, że sprawa to nie tylko medialny cyrk i upadły idol, lecz także ból rodzin, którym nikt nie jest w stanie przywrócić normalności. Ta ludzka perspektywa dodaje serialowi ciężaru i sprawia, że widz zostaje z refleksją o tym, jak łatwo przy masowym przekazie zaciera się współczucie dla ofiar i ich bliskich.

Amerykańska obława: O.J. Simpson (2025) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Podsumowanie

Nowy serial Netflixa „Amerykańska obława: O.J. Simpson” pokazuje nam historię ponownie rozłożoną na czynniki pierwsze, ale tym razem ze świeżym spojrzeniem. Floyd Russ konfrontuje nas z błędami policji i prokuratury, przywołuje bolesne wspomnienia świadków i rodzin, a zarazem zadaje pytania o wpływ mediów na wymiar sprawiedliwości. 

To fascynująca, choć momentami przytłaczająca podróż w głąb sprawy, która dawno temu wyszła poza zwykłe ramy procesu karnego i stała się symbolem medialnego szaleństwa. Mimo że temat wraca regularnie od trzydziestu lat, serial udowadnia, że ta sprawa wciąż pozostaje niewygodnym lustrem dla Ameryki – i dla nas samych.

Atuty

  • Dogłębna analiza wpływu mediów na proces
  • Szczegółowe omówienie błędów policji i prokuratury
  • Wnikliwe spojrzenie na rolę rasy w amerykańskim wymiarze sprawiedliwości
  • Zawiera wywiady z kluczowymi osobami biorącymi udział w procesie
  • Trochę refleksji nad rolą wymiaru sprawiedliwości i medialnym szumem

Wady

  • Brak udziału niektórych kluczowych postaci
  • Wątki dobrze znane widzom obeznanych ze sprawą
  • Dokument może nie przynieść nowych rewelacji dla tych, którzy śledzili sprawę od początku
  • Czasami nadmierne skupienie na detalach, co spowalnia tempo narracji
  • Serial można byłoby zmieścić w dwóch odcinkach klub pokusić się o film dokumentalny

Stara historia w nowym wydaniu. Można było krócej i lepiej, ale dla fanów true crime to obowiązkowa pozycja.

6,5
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper