Split Fiction – recenzja gry. Opus Magnum Josefa Faresa

Split Fiction – recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, PC]. Opus Magnum Josefa Faresa

Wojciech Gruszczyk | 04.03, 17:00

Josef Fares nie zmienia przyzwyczajeń i ponownie stawia na kooperację. Czy jednak twórca może kolejny raz sprzedać graczom „to samo” i osiągnąć spektakularny sukces? Zapraszamy na naszą recenzję Split Fiction.

Szwedzko-libański reżyser filmowy spełnia się od wielu lat jako twórca gier. Josef Fares nie podąża wyznaczonymi ścieżkami, a wymierza je dla całej branży, by jednocześnie oferować produkt, który trudno podrobić. A Way Out było niespodzianką, It Takes Two gigantycznym sukcesem, a najnowszy tytuł jest zbudowany na fundamentach obu projektów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Split Fiction nie otrzymało wielkiej kampanii marketingowej, gra w zasadzie nawet nie została specjalnie dobrze zaprezentowana, ale łatwo mi sobie wyobrazić, jak ten charyzmatyczny twórca pod koniec roku odbiera przynajmniej jedną statuetkę na gali The Game Awards. Josef Fares nie zmienia przyzwyczajeń i to jest najlepsza wiadomość dla fanów produkcji nastawionych na kooperację.

Ogień i woda. Robot i smok

Na początku historii recenzowanego Split Fiction poznajemy dwie dziewczyny, które trafiają do korporacji Rader – firma podobno jest zainteresowana ich powieściami. Mio Hudson oraz Zoe Foster to początkujący pisarki i choć nadal nie osiągnęły większych sukcesów, to jednak dziewczyny od lat szlifują swój warsztat, rozwijają następne opowiastki i wierzą, że pewnego dnia w księgarniach na całym świecie wylądują przygody ich bohaterek. Protagonistki nie są jednak gotowe na najbliższe wydarzenia, ponieważ już na samym początku akcji mistrzynie słowa otrzymują nietypowe stroje i mają zostać podłączone do tajemniczej maszyny. Szef korporacji specjalnie nie tłumaczy, co tutaj się dzieje, jednak chce, by wszyscy zgromadzeni pisarze trafili do specjalnych baniek. Urządzenie ma według oficjalnych informacji wykorzystać ich kreatywność, jednak Mio nie jest przekonana do tego sprzętu i... przez przypadek trafia do bańki, w której znajduje się już Zoe. Dziewczyny zostają w ten sposób połączone i mogą wspólnie przeżywać przygody.

Nie będzie jednak zbyt wielkim spoilerem, gdy napiszę, że opracowane urządzenie nie ma pomóc dziewczynom, a wykorzystać dosłownie wszystkie ich pomysły. Maszyna ma wyciągnąć całą kreatywność i opracowane przez lata historie zgromadzonych pisarzy i pisarek, ale dziewczyny nie chcą się na to zgodzić. Na ich szczęście trafiają do jednej opowieści, a ich kolejne działania sprawiają, że mogą zepsuć cały plan złej korporacji. Bohaterki odwiedzają wcześniej opracowane przez siebie światy, w których mogą napotkać na glicze – błędy nie tylko pozwalają im przedostać się do innych wspomnień, ale przede wszystkim sprawiają, że sprzęt wariuje i może zostać zniszczony.

Czy koncepcja złej korporacji, która chce wyciągnąć od biednych pisarzy ich pomysły przez tajemniczą maszynę jest dziwna? Jak najbardziej! Ale zarazem niezwykle dobrze pasuje do koncepcji gry, ponieważ Mio i Zoe specjalizują się w zupełnie innych historiach, co pozwoliło Hazelight zrealizować niezwykle ciekawy pomysł.

Twórcy w banalnie prosty sposób rozbudowali koncepcję It Takes Two, ponieważ Mio i Zoe bardzo się od siebie różnią, co pozwoliło na zrealizowanie ciekawych historii, a nawet przedstawienie akcji z dwóch różnych perspektyw. Mio jest wycofaną introwertyczką i realistką, która była wychowywana przez samotnego ojca – dziewczyna chce jak najszybciej zarobić pieniądze, ponieważ bardzo ich potrzebuje. Mio specjalizuje się w historiach sciece-fiction, a jej bohaterowie korzystają z futurystycznych broni, podróżują po przestrzeni kosmicznej czy też odwiedzają fabryki pełne złych robotów. Zoe natomiast jest pogodną i empatyczną ekstrawertyczką, która chce udowodnić sobie oraz najbliższym swoją wartość i wierzy, że podpisanie kontraktu wydawniczego pozwoli jej spełnić swoje marzenia. Zoe uwielbia fantastyczne światy, a w jej opowieściach bohaterowie mogą wychowywać smoki, walczą ze złymi małpami i podróżują do średniowiecznych królestw – dziewczyna uwielbia powieści fantasy. 

Split Fiction oferuje dwie bardzo różnorodne bohaterki, które chcą powrócić do normalnego życia, więc muszą ze sobą współpracować. Hazelight jednak nie skupia się wyłącznie na wydarzeniach z teraźniejszości – protagonistki podczas podróży zaczynają się poznawać, a jednocześnie to gracz otrzymuje informacje o Mio i Zoe. Nie mogę napisać, by osobiste opowieści były od początku do końca zaskakujące, ale Josef Fares uderza w podobne emocje, jak w przypadku swoich poprzednich produkcji. Jak wiadomo tematem głównym It Takes Two był rozwód i choć Split Fiction nie skupia się na takiej tragedii rodzinnej, to jednak dziewczyny przeżyły własne dramaty, które wpłynęły na ich twórczość. 

Nie chcę wchodzić za daleko w odmęty spoilerów, ale obie przygody prezentowane przez wydarzenia są ciekawe i dobrze wpisują się w realia projektu – scenarzyści z Hazelight potrafili połączyć główny wątek z historiami dziewczyn przez rozgrywkę oraz odwiedzane przez gracza światy. Osobiste wydarzenia Mio i Zoe nie do każdego trafią... podobnie jak to miało miejsce w It Takes Two, ponieważ takie opowieści najbardziej mają wpływ na odbiorcę, gdy ten przeżył coś podobnego, jednak gdy już trafią... będzie to niezwykle mocne doświadczenie. 

Tylko razem. Tylko trudniej 

Recenzowany Split Fiction nie zmienia koncepcji poprzednich produkcji Josefa Faresa i ponownie gracze mogą ukończyć grę wyłącznie w kooperacji. Włączając tytuł nie mamy możliwości zaproszenia do rozgrywki SI – musimy podarować drugi kontroler innemu domownikowi lub zaprosić do zabawy kogoś z listy znajomych. Gra kolejny raz nie oferuje nawet możliwości wyszukania partnera z Sieci, ale tym razem produkcja zapewnia cross-platformową rozgrywkę, co powinno sprawić, że z większą łatwością znajdziecie partnera do zabawy.

Jeśli nawet mógłbym narzekać, że do poprzednich pozycji Josefa Faresa nie dodano dobierania losowych graczy z serwerów, to jednak w Split Fiction ma to znacznie większy sens. Ta gra jest znacznie trudniejsza od It Takes Two – co z jednej strony jest świetną wiadomością, ale z drugiej... są etapy, które będą dla mniej wprawionych fanów kooperacji prawdziwym koszmarem. W całej opowieści łatwo mi wymienić 3 sekwencje, w których miałem problem, a gram od ponad 30 lat i kończę najbardziej wymagające tytuły. Nie mogę napisać, że Split Fiction jest piekielnie trudne, jednak są momenty, w których część osób może mieć problem – to zdecydowanie nie jest produkcja dla gracza i jego niegrającego partnera lub partnerki, bo już w przypadku wspomnianego It Takes Two pojawiły się momenty trudne, ale w najnowszej pozycji Hazelight niepotrzebna frustracja może pojawić się znacznie szybciej... a powiedzmy sobie szczerze – nie po to zapraszasz do rozgrywki ukochaną lub ukochanego, by patrzeć na męczarnie w potencjalnie prostej rozgrywce.

Gameplay często jednak nie jest łatwy i wymaga bardzo dobrej współpracy dwóch graczy – nie ma też możliwości, by jedna osoba oddała kontroler drugiej i bardziej wprawiony w rozgrywkę entuzjasta kooperacji mógł ukończyć trudniejszy fragment, bo zazwyczaj w tym samym momencie Zoe i Mio muszą razem mierzyć się z wyzwaniami. 

Hazelight potrafiło jednocześnie zapewnić trudne wyzwania w obu światach – grając w powieści science-fiction na pewno uśmiechniecie się pod nosem widząc bardzo futurystyczny pinball, a odwiedzając lokację fantasy powinniście wymęczyć palce na sekwencji z podwójną stonogą. Nie będę przedstawiał konkretów, bo po prostu nie zamierzam Wam psuć zabawy, jednak niezależnie od fragmentu opowieści Split Fiction potrafi wymęczyć.

Split Fiction jest dostępny w „starej-dobrej-cenie”, bo grę kupicie już za 219 zł, a jednocześnie bez problemu zaprosicie do rozgrywki znajomego, który nie kupił produkcji. Tytuł nie oferuje także żadnych małych transakcji: w tym wypadku w cenie otrzymujecie całą opowieść. Bez ukrytych kosztów, niepotrzebnych nikomu DLC z ładniejszymi strojami. Po prostu gracie i cieszycie się rozgrywką. 

Kreatywność i finezja. Poziom i pion

Hazelight nie zdecydowało się na dogłębną akcję promocyjną Split Fiction, ale nie obawiajcie się, że gra nie oferuje oczekiwanych wrażeń. Na początku opowieści sam miałem wrażenie, że tytuł trochę za bardzo został zbudowany na fundamentach It Takes Two, a duża część mechanik powróciła. I tak pewnie jest, jednak samo umiejscowienie wydarzeń w tym wypadku naprawdę wiele zmienia.

W recenzowanym Split Fiction mamy okazję odwiedzać całe fragmenty powieści fantasy, by po złapaniu glicza przenieść się do świata science-fiction. Twórcy w prosty sposób sprawili, że nawet potencjalnie prosty, podwójny skok z wykorzystaniem uniku oferuje różne doświadczenie – właśnie przez to, że lokacje są bardzo zróżnicowane.

Jeśli gracie w kooperacyjne gry lub po prostu tytuły platformowe, to łatwo w Split Fiction odnajdziecie znane motywy. Świecenie „żarówką”, by dostrzec bloki, po których można skakać? Jest. Podróżowanie na gigantycznym stworzeniu? Jest. Sekwencje związane z pościgami, podczas których w sumie poruszamy się w lewo i prawo, a czasami dodajemy więcej gazu lub skok? Zdecydowanie tak. Bieganie po różnych ścianach? Tak, tak i jeszcze raz tak! Split Fiction z jednej strony nie rewolucjonizuje rozgrywki, ale z drugiej stawia na ogromną kreatywność każdego poziomu. Lokacje zmieniają się systematycznie, a my stale otrzymujemy inne narzędzia do realizacji celów. 

Kapitalnie sprawdzają się wszystkie momenty, w których jedna z dziewczyn przechodzi z poziomu w pion – czasami aż trudno w pierwszej sekundzie zrozumieć, co właśnie się wydarzyło, ponieważ przykładowo jedna z bohaterek biega „w górę i dół”, a druga „w lewo i prawo”. Taka zabawa wchodzi w Split Fiction na wyższy poziom względem poprzedniej produkcji studia, a odnoszę nawet wrażenie, że przygotowane mechaniki są znacznie bardziej kreatywne – twórcom udało się przygotować odpowiednie narzędzia do wyznaczonych światów, by założenia pasowały do rozgrywki i lokacji. 

Nie chcę napisać w tym miejscu za dużo, ponieważ te sekwencje najlepiej odkryć z kontrolerem w dłoni, ale świetnie wypada przykładowo akcja, gdy jedna z dziewczyn korzysta z butów grawitacyjnych, a kolejna ma grawitacyjne lasso. W jednej z krain bohaterki mogą się zmieniać i stają się różnymi stworzeniami – dzięki temu przykładowo jedna potrafi pływać i wspinać się, a druga lata i korzysta z siły natury. Fantastycznie wypada moment, gdy protagonistki korzystają z najnowocześniejszej technologii i jedna może hakować maszyny za pomocą specjalnego urządzenia, a druga musi przedostać się z punktu A do punktu B. Znakomicie prezentuje się moment z pewnymi... bestiami, które na początku trzeba odpowiednio wychować, by następnie móc korzystać z ich pełnego potencjału – nawet w tym miejscu deweloperom udało się zrealizować zupełnie zróżnicowany gameplay i choć na papierze Zoe oraz Mia wykorzystują „to samo zwierzę”, to jednak ostatecznie jeden może korzystać z zupełnie innej umiejętności od drugiego, co wpływa na wszystkie przygotowane fragmenty. W całym Split Fiction niezbędna jest oczywiście współpraca i przez większość czasu gracz ma okazję obserwować wydarzenia dwóch bohaterek – ekran kolejny raz jest przedzielony. Teraz jednak częściej pojawiają się momenty, gdy dziewczyny są od siebie znacząco oddalone i pomagają sobie z dystansu. 

I to nie jest tak, że Split Fiction nie czerpie garściami z It Takes Two – pamiętacie sekwencję gwoździ i młotka z poprzedniej gry studia? Tutaj ta mechanika pojawia się przynajmniej dwukrotnie, ale została wdrożona w zupełnie inne realia, więc ostatecznie zapewnia inne wrażenia. Twórcy nie boją się korzystać ze świetnych mechanik, ale jednocześnie potrafią zaskoczyć nowymi pomysłami. Najlepszym potwierdzeniem tych słów jest ostatni fragment – to zdecydowanie najlepszy finał, w jaki miałem okazję grać od wielu lat. 

Hazelight za sprawą zakończenia łączy wszystkie wątki, by po chwili je rozdzielać i dosłownie szokować odbiorców – Josef Fares w jednym z wywiadów powiedział, że gracze za sprawą Split Fiction przeżyją coś, na co nie trafili jeszcze w żadnej grze i... to właśnie dzieje się na końcu. Mój przyjaciel, z którym miałem okazję przejść całą opowieść, powiedział wprost: to najlepsze zakończenie, jakie miał okazję przeżyć. Twórcy bawią się formą akcji, bawią się umiejscowieniem wydarzeń, a gracz próbuje odnaleźć się w tym całym chaosie... a to nie jest łatwe. Jest jednak niezwykłe. 

W Split Fiction nie zabrakło także starć z bossami. Standardowo pojedynki pojawiają się na zakończenie rozdziałów i także w tym miejscu zostałem kilka razy zaskoczony – to w zasadzie proste wykorzystanie wcześniej oferowanych mechanik, ale gameplay nastawiony na kooperację jest mistrzowski. Czasami jest trudno, a w dwóch momentach bardzo uczuciowo – nie mogę wchodzić w odmęty spoilerów, jednak twórcy wykorzystali wątki bohaterek, by właśnie za ich sprawą zapewnić odpowiednie wyzwania. To co jednak naprawdę mi się spodobało podczas rozgrywki w Split Fiction, to wykorzystanie przez deweloperów potencjalnie prostych mechanik, które pojawiają się w wielu grach z gatunku, ale zespół potrafił je ubrać w odpowiednie szaty – unikanie ataków wielkiej maszyny, która przez swoje działania wywołuje fale i dorzuca na ekran tonę rakiet, gdy jednocześnie bohaterowie muszą strzelać do wroga? Było? No tak, ale to naprawdę pasuje do realiów gry i nie przeszkadza. 

Ukończenie Split Fiction zajmuje około 10-11 godzin, ale w tym wypadku skupicie się wyłącznie na głównym wątku. Gra oferuje jednak dodatkowe, genialne poziomy, które zostały w kapitalny sposób wdrożone do podstawowej opowieści – Zoe i Mio mogą natrafiać na portale, które przenoszą ich do nowych przygód. Gdy podstawowy rozdział rozgrywa się w świecie fantasy, to poboczny wątek przenosi nas do przygody science-fiction i oczywiście odwrotnie. Zadania nie są zbyt rozbudowane, ale Hazelight w ich wypadku szaleje! Nie chcę napisać za wiele, by nie zepsuć Wam rozgrywki, ale powinniście cieszyć się tymi dodatkowymi wątkami – to właśnie w tych zadaniach akcja nabiera prawdziwego chaosu, a gracz ma okazję przeżyć dosłownie szalone historie.

Twórcy nawet zachęcają graczy do odwiedzania pobocznych wydarzeń, ponieważ podczas podróży dziewczyny mogą dostrzec portal do nowego świata i same zastanawiają się „co tam się wydarzy”. Ostatecznie poznanie wszystkich opowieści nie powinno zająć więcej niż 15 godzin, ale oczywiście sporo w tym wypadku zależy od umiejętności obu odbiorców. Jednocześnie w Split Fiction Mio i Zoe przedstawiają swoje historie, co ostatecznie wpływa bardzo mocno na gameplay – gdy jedna z dziewczyn jest „w swoim świecie”, to druga na swój sposób uczy się tego miejsca. To znacząco wpływa na rozgrywkę i ostatecznie w tytuł Hazelight warto zagrać przynajmniej dwa razy, ponieważ w zależności od wybranej bohaterki, mamy okazję uczestniczyć w innych aktywnościach – najlepszym przedstawieniem tej sytuacji są momenty, gdy jedna z dziewczyn kieruje pojazdem, a druga ma okazję chwycić za broń i strzelać do wrogów. Finał wydarzeń za drugim czy też trzecim razem nie będzie już zaskoczeniem, ale gameplay w tym wypadku wynagradza wiele.

Split Fiction ukończyłem na PS5 Pro i nie natrafiłem nawet na najmniejszy błąd. Gra oferuje znacznie lepszą oprawę, co zapewne było możliwe przez porzucenie poprzedniej generacji. Szczególnie świetnie prezentują się materiały na silniku, podczas których mamy okazję obserwować twarze dziewczyn – te zostały dopracowane i przekazują oczekiwane emocje. W samej rozgrywce czasami trudno mówić o next-genowej oprawie, ponieważ deweloperzy skupiają się na samym doświadczeniu, ale niejednokrotnie miałem okazję biegać po naprawdę widowiskowych lokacjach. 

Czy warto zagrać w Split Fiction?

Josef Fares z jednej strony już nie zaskakuje, bo twórca wykorzystuje swoją koncepcję, by kolejny raz opowiedzieć historie dwóch postaci, które się ze sobą splatają przez główny wątek, a jednocześnie oferuje gameplay nastawiony na kooperację. Prawda? Niby tak, jednak Hazelight zapewnia tak unikalną i tak doświadczalną rozgrywkę, że ja z wielką przyjemnością będę, co kilka lat mierzył się z podobnymi wyzwaniami – na rynku nie ma podobnych produkcji, nie możemy uczestniczyć w zbliżonej zabawie, a recenzowany Split Fiction podobnie jak It Takes Two jest najlepszym przedstawicielem swojego gatunku.

Czy Split Fiction jest lepszy od It Takes Two? Dla mnie zdecydowanie tak. Twórcy w kilku miejscach już tak mocno nie zaskakują, jak cztery lata temu, ale deweloperzy potrafili nawet w tej swojej koncepcji zaproponować szereg zróżnicowanych mechanik, dzięki którym w ten tytuł gra się z otwartą buzią i zdecydowanie za często rzuca „jak oni na to wpadli”. 

Finał jest wisienką na torcie. Deserem po 5-gwiazdkowym obiedzie. Zwieńczeniem bardzo dobrze prowadzonej rozgrywki. To jeden z najlepszych, ostatecznych etapów, w które miałem okazję grać, bo na ekranie dzieje się tak wiele, że niejednokrotnie miałem problem, by okiełznać te wydarzenia. Ale jednocześnie jest to produkcja, którą trzeba przeżyć z kontrolerem w dłoniach: nie oglądajcie materiałów, po prostu zagrajcie. 

Advertisement

Ocena - recenzja gry Split Fiction

Atuty

  • Kreatywność deweloperów na najwyższym poziomie. Te poziomy są znakomite!
  • Współpraca w każdym miejscu. Idealny przedstawiciel gatunku,
  • Zadania poboczne, w których chcesz uczestniczyć,
  • Fantastyczne zakończenie. Finał godny najlepszych gier,
  • Niektóre sekwencje potrafią wymęczyć. Twórcy nie boją się rzucić graczy na mocne wyzwania,
  • Znacznie lepsza grafika względem poprzedniej produkcji studia.

Wady

  • Niektóre poziomy mogłyby być odrobinę dłuższe...

Kooperacja na najwyższym poziomie z ciekawymi historiami głównych bohaterek i trochę głupim głównym wątkiem, ale... jak to wszystko się dobrze łączy. Finał sprawi, że będziecie chcieli zagrać jeszcze raz. Przynajmniej drugi raz.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper