![Wybraniec (2024) - recenzja filmu [max]. Narodziny superzłoczyńcy](https://pliki.ppe.pl/storage/aa85a9e97eb47ac9ad27/aa85a9e97eb47ac9ad27.jpg)
Wybraniec (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Narodziny superzłoczyńcy
(Relatywnie) młody Donald Trump poznaje bezwzględnego adwokata, Roya Cohna, który pomaga mu wydostać się z kłopotów natury prawnej. Na tym jednak ich znajomość się nie kończy. Przyszły prezydent USA wielokrotnie jeszcze będzie prosił swojego nowego przyjaciela o pomoc, ucząc się od niego co i jak mówić, aby odnieść sukces - choćby i po trupach.
Nie lubię polityki. Kompletnie jej nie śledzę - tak zagranicznej jak i naszej własnej. Nie dlatego, że mam kompletnie w czterech literach co dzieje się z moim krajem oczywiście. Ja po prostu brzydzę się politykami. Wszystkimi po kolei, bez wyjątków. Uważam, że żadnemu nie można ufać, każdy ma coś za uszami i źle im z oczu patrzy, a jak do stołu siada jakiś młody idealista, to jeśli prędzej nie odpadnie, to ostatecznie zostanie zredukowany do tego samego poziomu. Polityka to brudna gra i o tym jest też dzisiejszy film.
Psia mać! Nawet ten tekst powstał z brudnych powodów. Przecież film z kin wyszedł juz jakiś czas temu. Wtedy nie udało mi się go z jakiegoś powodu złapać, ale bądź co bądź, dwie nominacje do Oscarów zgarnął, żadnego przy tym nie wygrywając, więc skoro max udostępnił go w swojej ofercie, to postanowiłem cofnąć się do niego, sprawdzić, czy Akademia potraktowała go uczciwie. I wiesz co? Nie jestem już aż taki pewien, czy tamtą statuetkę dla najlepszego aktora w roli drugoplanowej rzeczywiście powinien był zgarnąć Kieran Culkin, czy może jednak Jeremy Strong.




Wybraniec (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Nie czarujmy się dlaczego ten film powstał

Nie czuję żadnej sympatii do Donalda Trumpa, ale trudno mi pozbyć się wrażenia, że "Wybraniec" powstał akurat teraz żeby zaszkodzić jego kampanii wyborczej. Z początku można nawet odnieść wrażenie, że Sebastian Stan gra go tutaj jako postać całkiem pozytywną - młodego idealistę, uparcie zauroczonego jedną kobietą, pragnącego wykuć swoje imię złotymi zgłoskami w murach miasta Nowy York. Całkiem szybko zaczynają się jednak pojawiać pierwsze pęknięcia, a zaraz po nich tama zostaje przerwana i niemal jak za dotknięciem magicznej różdżki nasz bohater zmienia się w pomarańczowego oszusta z obsesją na punkcie swojego wyglądu, kompletnie bezwzględnego rekina biznesu. I żeby nie było - zdaję sobie sprawę, że lwia część z tych rzeczy naprawdę się wydarzyła, ale scenarzysta, Gabriel Sherman, pozwolił sobie również na pewną artystyczną twórczość, żeby film lepiej płynął i mocniej działał na widza. Normalna sprawa, ale tuż przed wyborami? Myślę, że wiedzieli co robią i po co to robią.
Sebastian Stan jest całkiem dobry w swojej roli - zwłaszcza bliżej końca, kiedy Donald jest już po prostu młodszą wersją tego człowieka, który siedzi obecnie w białym domu. To jego mrużenie oczu i ściąganie ust wygląda jakby jedynie parodiował Trumpa, ale z drugiej strony, kiedy robi to sam prezydent, to też wygląda to jakby jedynie robił sobie jaja z samego siebie. Młody Donald jest człowiekiem mocno zakompleksionym, rozpaczliwie szukającym uznania. Jest w nim jednak coś ludzkiego, co sprawia, że do pewnego momentu można z nim nawet sympatyzować. Na tyle, na ile da się sympatyzować z "biednym" milionerem, żyjącym w cieniu bogatego taty, oczywiście.
Wybraniec (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Dwóch ich zawsze jest: mistrz i uczeń

Najciekawszym elementem filmu nie jest jednak sam Donald, a jego mentor, grany przez wspomnianego Jeremy'ego Stronga Roy Cohn. "Wybraniec" w niezbyt subtelny, ale za to bardzo skuteczny sposób pokazuje, że w gruncie rzeczy katalizatorem ewolucji Trumpa był właśnie krwiożerczy prawnik, a praktycznie wszystkie jego najbardziej charakterystyczne maksymy i zachowania zapożyczone zostały właśnie od niego. Strong jest absolutnie niesamowity w swojej roli. Teoretycznie jest w nim spokój i opanowanie, których można by się spodziewać po prawniku trzymającym w swojej kieszeni połowę Nowego Jorku (tę, która coś znaczy), ale jest w tych jego zimnych oczach coś przerażającego, coś czego należy się bać. Udało mu się wypracować spojrzenie i ton głosu sprawiające wrażenie, jakby był zupełnie pusty w środku. Największym sukcesem reżyserki jest jednak sprawienie, że koniec końców, w porównaniu z Tempem, wydaje się on być wręcz sympatycznym, potulnym misiem, któremu należałoby współczuć. Żeby nie było jednak za słodko, to dodam, że zmiana ta, moim zdaniem, zachodzi zbyt szybko, zbyt nagle.
Sama znajomość Trumpa i Cohna nie byłaby raczej w stanie utrzymać uwagi widza przez dwie godziny. Dobrze więc, że prócz nich fabuła filmu bardzo mocno koncentruje się na samym mieście Nowy Jork, na jego bardziej i mniej oficjalnych władcach i maszynie politycznej, wprawiającej je w ruch. Jasne, część z przedstawionych w tej porcji filmu została sfabrykowana na potrzeby twórców, ale ogólne mechanizmy działania miasta zostały oddane raczej dobrze, ukazując zgniliznę całego systemu i tylko utwierdzając mnie w przekonaniu, że polityka to ściek. Kolejne batalie sądowe, kombinacje, jakby tu zdobyć czyjeś poparcie albo zmusić do ustąpienia stanowią doskonałą tkankę łączną "Wybrańca".
Jeden z wielkich przegranych niedawnych Oscarów to film specyficzny. Niepozbawiona wad, pod wieloma względami tendencyjna i jajcarska (metamorfoza Donalda na koniec to niemal "Zemsta Sithów") opowiedziana na skróty historia jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci naszych czasów. To powiedziawszy, jest to również historia bardzo zajmująca i dająca do myślenia, głównie za sprawą dwóch mocnych, głównych ról. Nic wybitnego, ale warto obejrzeć.
Atuty
- Fenomenalny Jeremy Strong w roli Roya Cohna;
- Stan parodiuje parodię, w efekcie tworząc postać interesującą i wielowymiarową;
- Interesujące, stylizowane na stare zdjęcia;
- Wciągający, nawet jeśli uproszczony obraz Nowego Jorku tamtych lat.
Wady
- Metafory i porównania równie subtelne jak sam Trump;
- Zbyt szybka ewolucja niektórych wątków.
"Wybraniec" to film, którego mogłoby nie być, ale powstał, bo ktoś chciał utrzeć Trumpowi nosa. Trochę się udało, trochę nie - zarówno twórczo jak i w temacie tarcia wspomnianego nosa - ale co by nie mówić, jest to film, który warto sprawdzić. Choćby tylko dla Stana i Stronga.
Przeczytaj również






Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych