
Bleach: Rebirth of Souls - recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, PC, PS4]. Światło gwiazd na niebie...
Słowa, których użyłem w tytule tego tekstu, a które widzicie u góry, są pierwszym wersem pierwszej czołówki Bleacha - utworu “Asteriks”, za który odpowiada zespół Orange Range. I gdy toczyłem pojedynki w recenzowanym Bleach: Rebirth of Souls, nieustannie wybrzmiewał mi on w głowie. Zaznaczam to, by pokazać, jak dużą sentymentalną wartość ma dla mnie sama marka, a co za tym idzie… Wybaczcie, bo wiele tej grze wybaczam.
Niemniej, choć czekaliśmy wiele lat na pełnoprawną produkcję z uniwersum wykreowanego przed laty przez Tite Kubo, to na pewno nie zamierzam pudrować pewnych braków i niedociągnięć, których - pozwolę sobie zdradzić - nie można przemilczeć. Jeśli jednak jesteście ciekawi, jak wypada bijatyka po wielu godzinach zabawy, co oferuje i czy ma szansę utrzymać się na dłużej w sercach… Zapraszam do lektury!




Zacznijmy od początku
Bleach: Rebirth of Souls to najnowsza gra osadzona w świecie jednej z najpopularniejszych mang w historii, która zadebiutowała na konsolach i PC. Za produkcję odpowiada studio Tamsoft, a wydawcą zostało Bandai Namco, czyli mamy duet dobrze znany z adaptacji anime na potrzeby rynku gier. Tym razem postawiono na bijatykę w stylu arenowym, skupiającą się przede wszystkim na efektownych pojedynkach, które przywodzą na myśl serię Ultimate Ninja Storm z Naruto czy One’s Justice z My Hero Academia.
Gra oferuje całkiem niezły wybór postaci - od oczywistości pokroju Ichigo, Rukii czy Aizena, aż po mniej popularne twarze, które ucieszą bardziej zagorzałych fanów serii (a już teraz wiemy o przynajmniej czterech kolejnych w formie DLC). Każdy bohater posiada unikalny zestaw ciosów, własną dynamikę poruszania się oraz specjalne moce. System walki jest bardzo intensywny, naprawdę efektowny i całkiem intuicyjny, ale z wyraźnym naciskiem na dobrą znajomość stylu każdej postaci.
Rebirth of Souls nie ogranicza się jednak tylko do starć PvP - w grze znalazł się także tryb fabularny, który pozwala odtworzyć najważniejsze momenty z historii Bleach - zaczynając na nostalgicznych pojedynkach, a dochodząc do późniejszych sag (do tego jeszcze za moment wrócimy). Dołożyć możemy oczywiście starcia z komputerem i specjalne “sekretne misje”, co daje nam po prostu typową bijatykę na bazie popularnego shounena.
Shikai
Przejdźmy do tego, co w bijatykach najważniejsze, a więc… Od bijatyki. Jak wspomniałem dwa akapity wcześniej, w recenzowanym Bleach: Rebirth of Souls postawiono na dynamikę, efektowność i intuicyjność. Do jakiegokolwiek pojedynku w ramach godzin zabawy nie wracam, za każdym razem do głowy przychodzą mi właśnie te sformułowania. Trudno nie zauważyć, że właśnie na tych filarach oparto produkcję.
Samej walki da się bardzo szybko nauczyć - podczas starć możemy mieć cały czas włączoną małą ściągę z boku ekranu, ale już po kilku pierwszych pojedynkach bez problemu da się śmigać i ciachać bez niej. Wszystko ogranicza się bowiem do poruszania gałką (z opcjonalnymi doskokami), szybkich ataków, mocnych ataków, ataku dystansowego i specjalnych ciosów oraz uników. Nic, czego nie dostalibyśmy wcześniej w bliźniaczych produkcjach.
Wspomniałem także o tym, że jest efektownie oraz dynamicznie. I to właśnie w tych aspektach upatruję wyróżnik recenzowanego Bleach: Rebirth of Souls. Tamsoft zrobiło to bardzo dobrze i naprawdę pieczołowicie oddali vibe starć z serii. Czuć impet uderzeń, czuć moc ataków specjalnych i zdecydowanie można się wkręcić w tę intensywność starć. Pod tym względem nie mam zastrzeżeń. Nie jest to FighterZ, ale… Nigdy nim być nie miało.
Z perspektywy gracza, który zdecydowanie jest większym fanem Bleacha, niż gatunku bijatyk, trudno się czepiać. Jest widowiskowo, można szybko nauczyć się podstaw, a do tego wszystko śmiga naprawdę płynnie (na PS5 - o problemach na PC słyszałem, ale nie miałem okazji sprawdzić ich na własnej skórze). Nie dałbym sobie uciąć ręki, że najwięksi puryści “nawalanek” znajdą tu wystarczające wyzwania, ale do luźnej zabawy jest jak znalazł.
Roster w Bleach: Rebirth of Souls
To teraz zawartość, bo nawet najlepszy gameplay byłby niczym, gdybyśmy nie mieli narzędzi, by z niego korzystać. W przypadku Bleach: Rebirth of Souls zadbano o to na wielu polach. Zacznijmy od postaci - tych na tym etapie są 33. Niemal każdą (za wyjątkiem Dangai Ichigo) dostajemy na start, więc nie trzeba przejmować się koniecznością pakowania kilkudziesięciu godzin, by móc pobawić się kimś więcej, niż Kurosakim i Rukią.
Widziałem już przed premierą, że pojawiało się sporo kontrowersji związanych z liczbą - zwłaszcza w kontekście porównań do najnowszego Ultimate Ninja Storm Connections czy wydanego niedawno Sparking! Zero. I jasne, przy takich tuzach trzy dziesiątki nie robią wrażenia, ale uważam, że nie jest to sprawiedliwy kierunek - to dopiero pierwsza część i raczej zerknąłbym w kierunku Demon Slayer: The Hinokami Chronicles (18 postaci), One’s Justice (20 postaci), czy One Punch Man: A Hero Nobody (28 postaci). To początek i warto o tym pamiętać - ta trzydziestka serio wydaje się obecnie wystarczająca.
Bankai
Idąc dalej, na wzmiankę zasługuje Tryb Fabularny, który zdecydowanie stanowi trzon produkcji - zwłaszcza dla osób poszukujących frajdy w rozgrywce singleplayer. Sam spędziłem najwięcej czasu właśnie tam i muszę przyznać, że… Są plusy, ale wad nie brakuje. Zacznę może od tej pierwszej grupy, żeby najpierw pochwalić, a dopiero potem rugać.
Szybkie ukończenie kampanii nie wchodzi w grę - nawet przy “skipowaniu” scen przerywnikowych starcia zajmą Wam przynajmniej kilkanaście godzin. Tych jest cała masa! Dostajemy oczywiście walki między bohaterami dostępnymi w rosterze, ale także te bardziej zaskakujące, jak choćby pojedynki z żołnierzami z Soul Society czy Pustymi (a przewija się nawet Menos Grande). Pod tym względem jest bardzo dokładnie, ale…
Na tym zalety się kończą. Pierwszy minus kampanii w recenzowanym Bleach: Rebirth of Souls poznaliśmy jeszcze przed premierą, gdzie na jaw wyszło, że kampania obejmuje okres wyłącznie do końca Arrancar Arcu. Oznacza to więc, że na tym etapie nie ma mowy o Fullbringer Arcu czy the Lost Shinigami Arcu - o Thousand-Year Blood War nie wspominając. Czy jest szansa na DLC? Cóż, osobiście prędzej wyobrażam sobie opcję drugiej części i kontynuowania opowieści (jak we wspomnianej kilkukrotnie serii gier z Naruto).
Kontynuując, sam Tryb Fabularny oferuje nam typową dla wielu podobnych produkcji formułę, gdzie walki przeplatane są scenkami przerywnikowymi, a my co jakiś czas musimy wracać do menu, by klikać kolejne kafelki. Osobiście czuję tym lekki zawód, bo liczyłem przynajmniej na delikatnie otwarte Soul Society, albo chociaż pojedyncze akcje z wykorzystaniem QTE. Cóż, nic podobnego nie dostałem. A szkoda.
Warstwa audiowizualna
No i dobrze - mamy za sobą kwestie starć i fabuły, więc pozostaje przejść przez to, co widzimy i słyszymy podczas gry. I tu także, podobnie jak w poprzednich częściach recenzji, łatwo można znaleźć zalety oraz wady. Do tej pierwszej grupy bez zastanowienia wrzucę udźwiękowienie. Pod tym względem nie znajduję absolutnie nic, do czego mógłbym się przyczepić. Dialogi postaci (gram po japońsku) są świetnie nagrane, muzyka podczas starć i w menu pasuje do marki, a dźwięk zderzeń ostrzy i cięć zdecydowanie podbija wspomniany impet.
W kontekście grafiki jest niestety gorzej. I dużo łatwiej się przyczepić. Cóż, na pewno nie mogę napisać, że recenzowany Bleach: Rebirth of Souls wygląda brzydko. Do tego jest daleko, ale… Choć widać, że wszystko jest utrzymane w stylistyce anime i animowane sceny wypadają nieźle, to niestety sytuacja jest dużo mniej kolorowa w przypadku walk. Jeśli miałbym to ująć w skrócie, wygląda to tak, jakby gra debiutowała jeszcze w trakcie panowania poprzedniej generacji konsol. Bardziej PS4 niż PS5. Na dłuższą metę mi to nie przeszkadzało, ale skłamałbym pisząc, że jest pięknie.
Ah, muszę wspomnieć, że w momencie pisania recenzji osiągnięcia wciąż wyświetlają mi się po japońsku. Ciekawy bug i liczę, że uda się go szybko naprawić.
Podsumowując…
Bleach: Rebirth of Souls to tytuł, który z pewnością nie spełni oczekiwań każdego, ale dla fana marki stanowi emocjonalny powrót do świata, którego magia od lat tkwiła w sercach. Bijatyka Tamsoftu nie aspiruje do miana najgłębszej i najbardziej wymagającej na rynku, ale nadrabia efektownością, klimatem i poszanowaniem materiału źródłowego. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy to gra, do której wrócę jeszcze za kilka miesięcy odpowiedziałbym, że tak, choć raczej dla samej radości z kolejnych starć Ichigo z Aizenem i testowania nadchodzących DLC, niż dla esportowej rywalizacji.
Oczywiście, sam tytuł nie jest wolny od niedociągnięć. Braki w fabule, przestarzała oprawa graficzna czy miejscami zbyt prosta struktura kampanii to kwestie, których nie da się przemilczeć. Mimo wszystko, jest to solidna baza na przyszłość - być może początek serii, która z biegiem lat stanie się bardziej kompletna. Jeśli więc nosicie w sobie choć odrobinę nostalgii za latami, gdy “Asterisk” rozbrzmiewał w waszych pokojach, a kolejne przygody Ichigo i przyjaciół śledziliście z zapartym tchem - wiecie, co robić.
Ocena - recenzja gry Bleach: Rebirth of Souls
Atuty
- Kampania fabularna jest bardzo dokładna...
- Starcia są satysfakcjonujące, a impet ciosów odczuwalny
- Transformacje i ataki specjalne to coś, co nigdy się nie znudzi
- Podstawy gry są bardzo intuicyjne
- Bohaterowie są zróżnicowani i dobrze zrealizowani
- Udźwiękowienie stoi na wysokim poziomie
- Można się zatopić w atmosferze rodem z anime
Wady
- ... Choć obejmuje stosunkowo niewielką część pierwowzoru
- Brak urozmaiceń Trybu Fabularnego
- Graficznie to niestety poprzednia generacja
- Brak kilku postaci jednak doskwiera
- Niedociągnięcia, których na premierę powinno nie być
Bleach: Rebirth of Souls nie jest bijatyką idealną i na pewno nie będzie ostatecznym spełnieniem marzeń fanów marki. Zdecydowanie jest jednak dobrym początkiem na drodze do osiągnięcia tego celu. I na pewno nie zawiódł moich oczekiwań - po latach mogłem zanurzyć się w tym świecie i czerpałem z tego ogromną przyjemność. Konkludując, dostaliśmy najlepszego growego Bleacha w historii, a jednocześnie takiego, który wciąż ma spore pole do rozwoju.
Graliśmy na:
PS5
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych