Apetyt na więcej. La cocina (2024) – recenzja filmu [Monolith]. Skondensowany amerykański sen

Apetyt na więcej. La cocina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Skondensowany amerykański sen

Piotrek Kamiński | 29.03, 20:00

Nowa pracownica wielkiej, nowojorskiej restauracji „the Grill” stara się zaaklimatyzować w nowym miejscu pracy, co nie jest takie proste, jako że poza nawałem obowiązków, musi również nauczyć się obchodzić ze swoimi współpracownikami, z których praktycznie każdy jest bestią własnego koloru – pełną pasji, pragnień i tajemnic. Łączy ich jedno: każdy chce po prostu móc dobrze, godnie żyć.

Muszę przyznać reżyserowi, Alonso Ruizpalaciosowi, że udało mu się wywołać we mnie myśli i emocje do tej pory wychodzące wyłącznie w snach. Spędziłem dobrych dziesięć lat pracując w warszawskich gastronomiach – co prawda głównie jako kelner, ale swoje w życiu widziałem – i tak jak do tej pory wspominam te lata z całkiem zdrową dawką nostalgii, tak stres związany z codzienną „tabaką” pozostał głęboko zakorzeniony gdzieś w głębi mnie. Raz na jakiś czas zdarza mi się mieć sen, w którym nagle znowu jestem kelnerem, i biegam od stolika do stolika, starając się wszystkim dogodzić, a wokół mnie walą się kolejne rzeczy – a tu czegoś zapomniałem, a tam coś nie wychodzi, tu coś nie działa, gdzie indziej ktoś krzyczy. Totalny chaos, po którym budzę się pewnie bardziej zmęczony niż przed snem. I uzewnętrzniam się tu o tym dlatego, że „La cocina” doskonale odtwarza ten szalony pęd i brak kontroli, charakterystyczny dla najbardziej wymagających momentów tej pracy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ale tak naprawdę to nie jest film o gotowaniu, prowadzeniu restauracji, czy nawet o pracy jako takiej. To film o amerykańskim śnie i ludziach z całego świata, którzy za nim dążą. Pracownikami kuchni, których widzimy w filmie, są ludzie z wszelkich zakamarków świata – czasami nawet bez papierów – a praca w restauracji jest dla nich biletem, który ma dać im szansę na lepszą przyszłość. Duże, sterylne miejsce pracy, gdzie wszystko ma swoje miejsce i musi działać w określonym porządku, jeśli ma działać prawidłowo. To zasadniczo mikrokosm całego społeczeństwa, z bardziej szczegółowymi przykładami ukazanymi za pomocą relacji poszczególnych postaci. Pomysł ambitny i pod pewnymi względami intrygująco zrealizowany, lecz powiedziałbym, że ostatecznie przekaz ten ginie trochę, przygnieciony skupieniem na wizualnym chaosie i do zbytnim rozwarstwieniem narracji. Nie wiem, może w oryginalnej sztuce Arnolda Weskera wypada to bardziej wyraziście. Tu mi czegoś zabrakło. 

Apetyt na więcej. La cocina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Typowy, kuchenny chaos

Główną bohaterką filmu jest Estela (Anna Diaz), która... chociaż nie! Tak naprawdę to głównym bohaterem jest Pedro (Raul Briones), utalentowany, choć niepokorny kucharz, którego największym marzeniem jest dostanie amerykańskiego obywatelstwa i sprowadzenie na miejsce swojej rodziny. Chociaż nie! Bardziej chyba jednak zależy mu na Julii (Rooney Mara), pięknej kelnerce, z którą najchętniej uciekłby gdzieś, gdziekolwiek i zaczął całe życie od nowa. Dla niej jednak nie jest to wcale takie proste, bo w jej życiu jest już inny mężczyzna. A może to ona jednak jest główną bohaterką? Wątków i postaci jest jeszcze więcej, więc na upartego można by powiedzieć, że wszyscy pracownicy kuchni albo i całej restauracji, ale nie wszystkie ich historie są równie mocno rozwinięte. A w sumie nawet i ta trójka o której już wspomniałem nie może pochwalić się jakoś przesadnie rozbudowanymi wątkami.

Estela jest tak naprawdę bardziej naszym wprowadzeniem w świat Kuchni, niż pełnoprawną bohaterką. Bardzo szybko zostaje zepchnięta na dalszy plan, wracając dopiero pod sam koniec, by wykrzyczeć jeden z morałów filmu i zniknąć. Większość filmu kręci się wokół romansu Pedro i Julii, w tle którego tli się sprawa zniknięcia poprzedniego dnia z utargu pokaźnej sumy pieniędzy. Sumy, która podejrzanie bardzo przypomina kwotę, której ona potrzebuje, aby usunąć niechcianą ciążę, w którą zaszła wcześniej. Ona nie wie do końca, co powinna zrobić, jak pokierować swoim życiem, jak ustawić priorytety. On natomiast doskonale wie czego chce, nawet jeśli nie ma na to żadnego konkretnego planu. 

Apetyt na więcej. La cocina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Pięknie brzmi i wygląda

Pomiędzy tym wszystkim widzimy dodatkowo sylwetki pozostałych kucharzy i pracowników knajpy, z których każdy reprezentuje inną kulturę, posiada inne pragnienia. Max (Spenser Granese) gardzi Pedro, którego uważa za nieroba i krzykacza. On chce jedynie pracować w spokoju, godnie zarabiać na swoją egzystencję. Na innym stanowisku poznamy Nonzo (Motell Gyn Foster), czarnego cukiernika, którego monolog, wygłoszony w przerwie między serwisami, może być uważany za najciekawszy element całego filmu. Sposób jego wygłoszenia, to jak kamera powoli przybliża się do twarzy Fostera, jak cały świat wokół niego przestaje na tych kilka chwil istnieć. Jest w tym coś magicznego, choć sam wydźwięk tej historii nie do końca mi podszedł. Tak samo jak wcześniejsza, hmmm, „schadzka” Petro i Julii w chłodni i końcowy monolog głównego bohatera. Nazbyt trąci od nich sztucznością, cz też, może lepiej byłoby napisać „teatralnością” - ma to sens, biorąc pod uwagę pochodzenie filmu, ale uważam, że to co działa na deskach teatru niekoniecznie musi zadziałać i w filmie. I tym razem nie zadziałało, choć na samych aktorów nie mogę powiedzieć złego słowa. Zwłaszcza Briones jest tu absolutnym wulkanem energii i emocji, bezproblemowo skupiając na sobie całkowitą uwagę widza i zyskując jego sympatię. Świetnie zagrana rola.

Film Ruizpalaciosa najlepiej sprawdza się jednak jako widowisko wizualne. Zastosowanie czerni i bieli, która jakimś cudem świetnie sprawdza się w kuchennym środowisku, było strzałem w dziesiątkę. Wydawało mi się, że zbytnio przepełnione detalami kadry staną się nieczytelną papką, jeśli zamknąć je w skali szarości, lecz cały film jest zaskakująco czytelny, a kiedy dodać do tego pomysłowe, często długie i szalone ujęcia autorstwa Juan Pablo Ramireza, można wręcz zachłysnąć się artyzmem niektórych ujęć. Oczywiście nie wszystkich – takie choćby ujęcia rozgrywające się na froncie restauracji wydały mi się dziwnie szare i nieciekawe. Ale może właśnie o to chodziło? W końcu sercem całej restauracji, miejscem, w którym dzieje się całe „życie” jest kuchnia. Zastanawiając się nad pójściem do kina, warto mieć na uwadze, że to nie jest realistyczny film o pracy na kuchni (jak już wspominałem). Całkiem sporo tu obrazów iście onirycznych, na maksa przesadzonych, jak kiedy w pewnym momencie psuje się dyspenser napojów gazowanych, a woda zaczyna lać się i lać, aż wszyscy dzielni kucharze zaczynają pracować stojąc w niej po kostki. Absurd, ale dobrze oddający ten szalony rytm pracy na kuchni, dodatkowo wzmacniany szaloną muzyką Tomasa Barreiro.

„Apetyt na więcej. La cocina” to film niesamowicie ciekawy wizualnie i prowadzony brawurowo przez świetnego Raula Brionesa, ale czegoś mi w nim zabrakło. Powierzchownej historii zabrakło odpowiednio angażującego rozwinięcia i zakończenia, podczas gdy warstwa metaforyczna wydaje się być zrealizowana najwyżej do połowy – widać zamysł reżysera, ale nie jest to ruminacja nad tematem, której ta fabuła potrzebowała, a jedynie jakieś tam jego zaznaczenie. Jak wypracowanie napisane przez przeciętnego licealistę, który wie, co ma napisać, ale nie do końca wie jak. Powiedziałbym, że wciąż warto dać mu szansę ze względu na warstwę audiowizualną, ale ostatecznie jestem nim odrobinę zawiedziony. Może po prostu nie tego się spodziewałem...

Atuty

  • Piękne zdjęcia;
  • Ambitnie zrobiona, ciekawa praca kamery;
  • Świetny Briones i jego relacja z Marą;
  • Przejaskrawione, ale generalnie dobrze pokazane życie na kuchni;
  • Metafora społeczeństwa w kontekście gonienia amerykańskiego snu...

Wady

  • ...która nakreślona została trochę zbyt ogólnie;
  • Zbyt dużo wątków oznacza zbyt duże rozwarstwienie fabuły;
  • Zakończenie nie porywa;
  • Miejscami za bardzo tłucze widza po głowie swoimi przesłaniami.

„Apetyt na więcej. La cocina” to film ambitny na każdym froncie, ale tylko częściowo realizujący ten potencjał. Niełatwo jest przełożyć sztukę teatralną na język kina, aby efekt końcowy był satysfakcjonujący i tak jak w temacie zmysłów wszystko działa, jak powinno, tak fabularnie nowe dzieło Ruizpalaciosa mnie zawiodło.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper