Screamboat. Krwawa mysz (2025) - recenzja filmu [Monolith]. A cyrk jedzie dalej

Screamboat. Krwawa mysz (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. A cyrk jedzie dalej

Piotrek Kamiński | 11.04, 21:00

Willie jest dziwną, zmutowaną (zakładam) myszą, której udaje się uciec z miejsca odosobnienia i teraz zabija wszystkich pasażerów promu, na którym się znajduje. Czemu to robi? Bo tak. Nie myśl nad tym, to tylko pisany na kolanie horror o Myszce Miki, bo jej pierwszy, animowany występ wszedł w tamtym roku do domeny publicznej.

Jeśli brzmi ci to trochę, jak powtórka z "Puchatek. Krew i miód" to dlatego, że mamy tu do czynienia z dokładnie tą samą sytuacją. No, prawie tą samą, bo tu jednak filmowcy dysponowali aż dwoma milionami budżetu, co przełożyło się na całkiem zabawne, miejscami nawet nie najgorsze, praktyczne efekty specjalne i możliwość kręcenia na prawdziwym statku. Dla przypomnienia, pierwszy film o Kubusiu nakręcono za garść drobniaków, antagoniści byli tylko zwykłymi ludźmi w tanich maskach, a plany zdjęciowe wyglądały jakby sklejono je na szybko w czyimś ogródku - i tak pewnie właśnie było.

Dalsza część tekstu pod wideo

Niestety, siła przyciągania znanej marki, połączona z abstrakcyjnie niskim budżetem sprawiają, że tego typu filmy zarabiają wielokrotność tego, co kosztowały, więc już teraz można być pewnym, że maksymalnie za rok albo dwa powstanie "Screamboat 2". Autorzy filmu byli tego tak pewni, że już pod koniec jedynki dostajemy sugestię tego, o czym będzie kontynuacja. Ale hej, drugi "Puchatek", choć wciąż raczej zły, był nieskończenie lepszym filmem od części pierwszej (nie żeby jakoś bardzo mu to pomogło). Może i w tym przypadku tak będzie? Bo, owszem, "Screamboat" jest totalnym bagnem".

Screamboat. Krwawa mysz (2025) - recnezja, opinia o filmie [Monolith]. A gdzie jakaś fabuła?

Pan Willie
resize icon

Zaznaczę od razu, że jestem zdania, że nawet kiepski film wciąż może posiadać jakąś wartość, jeśli zwyczajnie przyjemnie się go ogląda, jeśli jest zabawny lub ma w sobie jakąś inną cechę, dzięki której seans upływa szybko i bezboleśnie. "Minecraft" jest generalnie złym filmem, ale śmiałem się na nim względnie często, a i odwzorowanie świata gry było niczego sobie, więc nie miałem oporów aby dać mu te 4-5 punktów. Tutaj natomiast zacząłem spoglądać na zegarek już po 30 minutach seansu. Ten film jest zwyczajnie nudny.

Teoretycznie, naszą główną bohaterką jest niejaka Selena (Alison Pittel), nienawidząca Nowego Jorku barmanka, której niespełnionym marzeniem jest zostanie projektantką, a które to marzenie nie ma nic wspólnego z fabułą filmu i zostało dopisane do scenariusza wyłącznie po to, żeby można było jakoś go domknąć, że niby zachowana została spójność tematyczna. W praktyce jednak jest to wątek równie przemyślany co cała reszta filmu - czyli wcale. Selena wraca do domu nocnym promem ze Staten Island. Po drodze błaga pracownika statku, żeby uratował ją przed wracającymi z imprezy w barze, w którym pracuje, nawalone dziewczyny poprzebierane za księżniczki Disneya. Wśród pozostałych pasażerów znajdziemy jeszcze kobietę z kilkuletnim dzieckiem, wielkiego, strasznego typa, który na pewno ma złote serce i jeszcze kilkanaście osób, dorzuconych tylko po to, żeby zapełnić jakoś plan zdjęciowy i żeby mysz miała kogo zabijać. I to już właściwie cała fabuła - mysz zabija, resta stara się przeżyć. Oscar za najlepszy scenariusz murowany. A dodajmy do tego jeszcze fakt, że w całym filmie nie ma choćby jednej postaci, której by się kibicowało, której się dobrze życzy. Wszyscy po kolei są albo płascy jak diabli albo wręcz antypatyczni.

Screamboat. Krwawa mysz (2025) - recnezja, opinia o filmie [Monolith]. Była sobie mała myszka

Księżniczki z Temu
resize icon

Niestety, dotyczy to również samego myszona, który zasadniczo nie ma żadnej osobowości, a przez wzgląd na tonę charakteryzacji, nie jest też nawet przesadnie ekspresyjny, nawet mimo faktu, że gra go David Howard Thornton, czyli obecnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów hirrorowych dzięki swojej roli klauna Arta w serii "Terrifier". Czasami wyda z siebie dźwięk, który może gdzieś tam kojarzyć się z Myszką Miki i całkiem sporo gra całym ciałem, ale nie jest to postać, którą zapamięta się na dłużej.

Trzeba jednak przyznać, że w przeciwieństwie do Kubusia i Prosiaczka, na Willie'ego był przynajmniej jakiś pomysł. Otóż sceny z jego udziałem kręcono z użyciem przerośniętych gadżetów i na green screenie, po czym wklejono go w obraz w taki sposób, aby wydawał się być sięgającym bohaterom najwyżej do kolan karyplem. Efekt jest... Częściej komicznie tani niż faktycznie skuteczny, ale biorąc pod uwagę niedorzeczny klimat całego filmu, nawet jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Szkoda jedynie, że scenarzyści nie zdobyli się na lepsze wykorzystanie tego małego wzrostu myszona w fabule (może poza jedną sceną, której głównym tematem jest fellatio, ale umówmy się, jedna scena to trochę mało).

"Screamboat. Krwawa mysz" nie jest najgorszym gniotem, jaki kiedykolwiek widziałem, ale to tylko dlatego, że istnieje też "Puchatek. Krew i miód". Postacie są nijakie, fabuła praktycznie nie istnieje, a dwie zabawne śmierci na cały film i (średnio udana) chęć pobawienia się z kadrem, to zdecydowanie za mało, żebym mógł ten film komukolwiek polecić, nawet jako ciekawostkę.

Atuty

  • Ze dwa niezłe gagi;
  • Praktyczne efekty specjalne często wyglądają ok;
  • Próby grania perspektywą.

Wady

  • Okropne postacie;
  • Brak fabuły;
  • Wszechobecna nuda;
  • Mierne aktorstwo.

"Screamboat" intryguje głównie tym, że bazuje na postaci Myszki Miki i choć w paru miejscach widać, że ktoś próbował coś z tego ulepić, to ostatecznie film jest zwyczajnie zły i nudny. Odradzam.

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper