Grzesznicy (2025) - recenzja filmu [Warner Bros]. Kiedy muzyka była wszystkim, co mieli

Grzesznicy (2025) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Kiedy muzyka była wszystkim, co mieli

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 22:00

Młody Sammy Moore pragnie wyrwać się z plantacji bawełny, na której przyszło mu żyć. Jego biletem w jedną stronę jest gitara - chłopak czuje bluesa, jak mało kto. Gdy do miasta, z zamiarem otwarcia klubu muzycznego, wracają jego kuzyni, natychmiast rzuca się na nadarzającą się okazję. Przez chwilę, jest to najlepszy dzień jego życia. Później, natomiast, przychodzi mrok...

Już od bardzo dawna staram się unikać jakichkolwiek informacji na temat fabuły filmów, na które się wybieram. Przestałem oglądać zwiastuny, nie zaglądam na fora ani nie wdaję się w dyskusje w mediach społecznościowych. Dobrze jest dać się zaskoczyć, a zwłaszcza w dzisiejszych czasach, zdecydowanie zbyt łatwo jest dowiedzieć się zdecydowanie więcej, niż by się chciało, oglądając tylko najzwyklejszy, oficjalny zwiastun. Nie inaczej jest w przypadku dzisiejszego filmu, prawdopodobnie najlepszego w karierze Ryana Cooglera. Dlatego, jeśli chcesz dać się zaskoczyć, to po prostu skończ czytać w tym miejscu i idź do kina. Zdecydowanie warto. Bo skoro zwiastun nie ma problemów z ujawnieniem pewnych informacji, to i ja nie zamierzam tańczyć wokół nich, pisząc co mi się podobało, a co nie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Z każdej minuty "Grzeszników" wyrywa się przekaz, że to bardzo ważny, osobisty projekt dla reżysera, Ryana Cooglera. Film traktujący o łączącej ludzi potędze muzyki, oparty na tle historii dopiero co wyzwolonych Afroamerykanów, pracujących na białych plantacjach bawełny, cały czas prześladowanych przez KKK. Straszne to były czasy, ale też bez nich nigdy nie powstałby blues - muzyka udręczonej duszy, wygrana z potrzeby wolności, w odpowiedzi na wszystko, co spotkało Czarnych w Stanach Zjednoczonych. Już sam też przekaz robi piorunujące wrażenie - zwłaszcza w jednej, kulminacyjnej dla tego wątku scenie, w której muzyka dosłownie wyrywa się z ograniczeń miejsca i czasu, aby porwać widza, poruszyć go i nim wstrząsnąć. Doskonała ścieżka dźwiękowa Ludwiga Göranssona robi pod tym względem niesamowitą robotę, stając się właściwie swoim własnym bohaterem, pełnoprawną postacią w filmie. I to po nią przychodzi zło...

Grzesznicy (2025) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Walcząc z nieopisanym złem

Będzie się działo
resize icon

Z grubsza rzecz biorąc jest to film o wampirach. Takie "Od zmierzchu do świtu", ale dla Czarnych. I tak jak tematycznie jest to szalenie skuteczny pomysł - białe wampiry rozprawiające o tym, o ile lepszy będzie świat, kiedy już przepiszą go po swojemu - tak trudno jest wyrzucić z głowy tę złośliwą myśl, że Coogler miał niesamowite jaja, żeby zrobić z białych dosłowną definicję zła. Później ewoluuje ona na tyle, aby dało się wejść w jakąkolwiek polemikę z widzem, ale wyobraź sobie, że którykolwiek dzisiejszy reżyser zrobiłby w dzisiejszych czasach podobny film, ale z Czarnymi w roli antagonistów. No w życiu by coś takiego nie przeszło. Coogler jednak broni się tym, że jego bohaterowie całkiem nieźle trzymają się prawdy historycznej, więc problem z tym, co dzieje się na ekranie będą mieli tylko zatwardziali rasiści, a o nich lepiej w ogóle nie myśleć. 

W kwestii samej opowieści, jest to film raczej prostolinijny - Smoke i Stack (obaj grani przez absolutnie świetnego Michaela B. Jordana) chcą rozkręcić nowy biznes w mieście. Pomaga im kuzyn, Sammy (Miles Caton), a po drodze do celu spotykają jeszcze całą masę innych postaci. Później oglądamy rozciągniętą na kilkanaście (może trochę więcej) minut imprezę, przychodzą wampiry i do rana trwa rozróba. Z grubsza "Od zmierzchu do świtu", ale oparte o inną mitologię, zrobione w innym celu. Wielu widzom nie podejdzie, że dobra połowa filmu jest tu przygotowaniem gruntu pod to, co będzie działo się dalej. I tak jak część z tych scen jest zdecydowanie interesująca i ważna z punktu widzenia opowiadanej historii, tak drugiej części mogłoby równie dobrze nie być, a my i tak dostalibyśmy ten sam film. Rzecz trwa lekko ponad dwie godziny, ale twierdzę, że nic by się nie stało, gdyby zamknąć się poniżej 120 minut. Taki na przykład wątek Cornbreada (Omar Benson Miller) - fajnie że jest, sympatyzuję z nim jako osobą, ale czy cokolwiek byśmy stracili, gdyby go wyciąć? No nie. A że przed imprezą musimy poznać naprawdę cały batalion postaci, to wypadałoby przemyśleć, które z nich są rzeczywiście niezbędne.

Grzesznicy (2025) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Wizualne widowisko

Bliźniak
resize icon

Czego by jednak nie mówić o postaciach i zasadności poświęcania im aż tak długiego czasu ekranowego, o aktorach nie mogę powiedzieć jednego złego słowa. Główną postacią, wokół której kręci się cała fabuła, jest Sammy i aż trudno uwierzyć, że był to jego pierwszy występ przed kamerą jako aktora. Może to dlatego, że w znacznej mierze jego rola opiera się na byciu muzykiem, a dokładnie tym jest w prawdziwym życiu, ale jest w tym, co mówi on do swoich kuzynów czy nawet do postaci takich jak Mary (Hailee Steinfeld) coś żywego, coś bardzo wiarygodnego, jakby mówił za siebie, a nie za swoją postać. Mimo że bez niego nie byłoby tej opowieści, trudno nazwać jest go głównym bohaterem tej historii. Tymi są bracia SmokeStack i trzeba w tym miejscu oddać pokłon Jordanowi, który każdego z nich gra zupełnie inaczej - od ubioru, przez ruch, na sposobie wysławiania się i mimice twarzy kończąc. Jasne, trochę to uwłaczające inteligencji widza, żeby jednego ubierać w niebieskie akcenty i robić z niego dobrą duszę, a drugiego w czerwień i przypisywać mu cechy bardziej szalone, nieobliczalne. Bo inaczej nie zrozumieli byśmy dualizmu ich postaci? W każdym razie, to za nimi przede wszystkim podążamy i to ich wzajemna relacja stanie się kluczowym tematem całej opowieści - aż do słodko gorzkiego, ale jakże emocjonalnego finału.

Prócz nich, duże role zagrali również giganci, tacy jak Delroy Lindo, którego Delta Slim jest tak prawdziwym bluesmanem, że ma się wrażenie, jakby Coogler po prostu wziął kogoś z ulicy i kazał mu mówić o sobie, bez żadnego scenariusza. Aktorzy to jednak jedno, ale "Grzesznicy" nie mogliby być tak skutecznym filmem, gdyby nie wybitnie stylowe kostiumy (sam by człowiek chciał mieć takie ciuchy!) i pięknie zrobione zdjęcia, autorstwa Autumn Durald Arkapaw. Obraz okolic Luizjany jest interesujący sam z siebie, ale to dopiero zatopienie go w ciepłych barwach lamp naftowych na drewnie robi prawdziwy klimat. Całym, pomniejszym wątkiem w filmie jest szyld nowo powstałego klubu, który musi powstać z użyciem czerwonej farby na drewnie. I to zestawienie kolorów staje się motywem przewodnim całego filmu, tworząc obraz ciepły, witający widza, ale przy tym również ostry, antagonistyczny, sprawiający, że czujemy się nieswojo.

"Grzesznicy" to Film przez duże F - powie ktoś. Będzie to jednak stwierdzenie ciągnięte ostro w dół przez fakt, że Ryan Coogler pod wieloma względami wzorował się na już istniejących dziełach, miejscami ledowe ściągające od wielkich poprzedników, bez dodawania czegokolwiek od siebie. Są to jednak tylko pojedyncze pomysły, które w szerszym spojrzeniu na historię proponowaną przez reżysera stają się ledwie trybikami odpowiedzialnymi za działanie całej, skomplikowanej maszyny. "Grzesznicy" są pełną pasji i emocji historią opowiedzianą przez reżysera obdarzonego jasną wizją tego, co chce nam pokazać. Jasne, film mógłby być trochę szybszy i może odrobinę bardziej ufać inteligencji widowni, ale to wciąż absolutnie świetny kawałek kina, który zwyczajnie wypada obejrzeć.

Atuty

  • Świetni Jordan i Jordan;
  • Piękna muzyka;
  • Doskonale zdjęcia;
  • Do bólu oddany głównemu tematowi;
  • Tak naprawdę cała obsada robi robotę;
  • Niemal doskonale zrealizowane zakończenie.

Wady

  • Pierwsza połowa filmu może trochę się ciągnąć;
  • Czasami ma się wrażenie, że nie szanuje inteligencji widza.

"Grzesznicy" są absolutnym dziełem sztuki audiowizualnej. Ryan Coogler zrobił film niby prosty fabularnie, ale tematycznie tak wielowarstwowy, że zostanie z tobą jeszcze długo po seansie. Prawdopodobnie jeden z lepszych filmów tego roku.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper