Andor (2022) – recenzja 2. sezonu serialu [Disney]. Idziemy po zwycięstwo albo nic!

Andor (2022) – recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Disney]. Idziemy po zwycięstwo albo nic!

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 22:00

Cassian Andor uwierzył w sprawę rebelii i nie zamierza cofnąć się już przed niczym w walce z Galaktycznym Imperium Palpatine'a. Gwiazda Śmierci zaczyna powoli rzucać cień na wolnych ludach dawnej Republiki. Zegar tyka i nie da się go już zatrzymać. Pora na bardziej zdecydowane kroki.

Twórcy „Andora” z własnej woli znaleźli się w bardzo ciekawej (czytaj: trudnej) sytuacji. Ponieważ ich serial dzieje się pomiędzy epizodami trzecim i czwartym – a właściwie to kilka lat przed „Łotrem 1”, co by być odrobinę dokładniejszym, to znakomita większość widzów, którzy postanowią sprawdzić drugi sezon, doskonale wie, dokąd ta historia zmierza. Bardzo łatwo byłoby w tym momencie kompletnie dać ciała i zrobić po prostu nudne, encyklopedyczne wyjaśnienie, jak doszło do wydarzeń z filmu. I byłby to, w teorii, serial poprawny, ale też przy tym cholernie nudny. Zamiast tego, ekipa odpowiedzialna za „Andora” postanowiła wykorzystać to wiszące nad bohaterami fatum i na nim zbudować dramaturgię drugiego sezonu. Wiemy, co musi się wydarzyć, podczas gdy Cassian i cała reszta tylko to przeczuwają. Kolejne odcinki zbudowane są więc tak, aby widz czuł tragizm sytuacji, aby bolały go słowa i czyny bohaterów, wciąż jeszcze nie wiedzących, jaki koniec ich czeka. Piękna sprawa, nadająca całemu serialowi patos, którego w innej sytuacji nie czułoby się przy pierwszym seansie. „Andor” wrócił!

Dalsza część tekstu pod wideo

Podobnie jak w przypadku pierwszego sezonu, cała historia opowiedziana została w trzyodcinkowych mini-filmach, dziejących się w różnych miejscach, w różnym czasie, z udziałem różnych bohaterów, wszystkich jednak kręcących się bardzo wyraźnie wokół planety Ghorman. Zarówno rebelianci, wśród których najważniejszymi jednostkami pozostają Mon Mothma (Genevieve O'Reilly), Luthen Real (Stellan Skarsgard) i Saw Gerrera (Forest Whitaker), jak i imperialiści, na czele z Partagazem (Anton Lesser), Dedrą (Denise Gough) i Krenniciem (Ben Mendelsohn), mają co do planety swoje własne plany i zdają się być do jakiegoś stopnia świadomi poczynań przeciwnika. Pytanie, kto okaże się być lepiej przygotowany i komu uda się zaskoczyć tego drugiego. Przez około 9-10 godzin, oglądać będziemy, jak piłeczka odbijana jest z jednej strony na drugą. Czasami wydaje się nam, że wiemy co i jak, aby chwilę później dać się kompletnie zaskoczyć – nic nie jest oczywiste, mimo że mamy do czynienia z prequelem. Ogląda się to niemal na jednym wdechu. Niemal, bo jednak są takie momenty, w których chciałoby się, aby fabuła biegła trochę prędzej.

Andor (2022) – recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Disney]. Wiemy dokąd zmierzamy, ale liczy się droga, a nie cel

Dedra
resize icon

Wiele osób najbardziej martwi się tym, czy Kathleen Kennedy nie umoczyła swoich paluchów w projekcie zbyt mocno, robiąc w efekcie pośmiewisko z tytułowego bohatera, więc zacznijmy od tego tematu. Otóż... trochę. Jest taka scena, w której Bix Caleen (Adria Arjona) rusza na spotkanie przeznaczenia po podjęciu trudnej decyzji. Muzyka puchnie, kamera trzyma się względnie nisko. Po chwili marszu dołącza do niej Cassian. Trzyma się za nią, raczej z boku. Jakby ktoś przypomniał sobie, że to miał być serial o nim, więc dorzucili go do sceny na odczep się. Tego typu spychania tytułowego bohatera na bok nie ma jednak zbyt wielu – a że opowiadamy o najważniejszym okresie istnienia Rebelii, logicznym jest, że śledzimy jednocześnie wiele postaci. Chciałoby się jednak, aby sam Cassian był trochę częściej w centrum uwagi. Jestem przekonany, że wielu jutuberów rozdmucha tę sytuację do nie wiadomo jakich rozmiarów, dlatego też postanowiłem napisać tu, co i jak, żeby potencjalny widz nie dał się zwariować. 

Struktura fabuły to raz jeszcze po prostu kino szpiegowskie, tyle że zupełnie przy okazji rozgrywające się dawno, dawno temu, w odległej galaktyce. Gareth Edwards w swoim „Łotrze 1” wreszcie pokazał wojnę w tym uniwersum tak, aby widz czuł potęgę imperium, aby bał się nadlatujących tie fighterów. Teraz, Tony Gilroy kontynuuje ten trend, wrzucając widza w wir intryg, politycznych gier i nieczystych taktyk. Rzeczywiście czujemy, że wokół nas dzieje się wojna, że ludzie giną, a chcąc zwyciężyć, czasami trzeba wyzbyć się sumienia. W niektórych momentach można odnieść wrażenie, że w serialu w sumie nic się nie dzieje, lecz to tylko złudzenie. W rzeczywistości obserwujemy jak kilkanaście postaci knuje i planuje, byle przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, a bardzo dobrze dobrana obsada dba o to, aby widz w różnych momentach kibicował obu stronom – choć, nie czarujmy się, Imperium i jego ludzie w większości przedstawiani są bardzo kreskówkowo – banda snobów z irytującym śmiechem, za nic mająca ludzkie życie. Bycie prequelem daje jednak o sobie znać w finale sezonu, który w dużej mierze jest już właśnie tym, czym potencjalnie mógł być i cały serial – ustawieniem pionków na szachownicy, na której rozegra się zaraz „Łotr 1”.

Andor (2022) – recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Disney]. Nie ma czasu rozdrapywać starych ran, kiedy tyle nowych czeka na powstanie

Cassian Andor
resize icon

Tak naprawdę to nie miałem jakichś nie wiadomo jak wygórowanych oczekiwań względem drugiego sezonu – ufałem, że twórcy serialu wiedzą, co robią. Chciałem tylko żeby Cassian znalazł swoją siostrę (tak, wiem czego dowiedział się w pierwszym sezonie, nie obchodzi mnie to), żeby wątek Dedry został ciekawie rozwinięty i żeby Luthen zginął prawdziwie epicką śmiercią, jak przystało na rebelianta z krwi i kości. Po części dostałem to, co chciałem, lecz drugi sezon w ogóle znacznie mniej skupia się na przeszłości poszczególnych postaci, zamiast tego patrząc w przyszłość – choć w dziesiątym odcinku dostajemy szalenie ciekawą, tragiczną historię Luthena. Oszukają się ci, którzy liczyli na powrót Kino Loya albo gościnne występy bohaterów „Łotra 1” - tak naprawdę z głównej obsady pojawia się tylko K2-SO (Alan Tudyk). Na szczęście i tym razem jest po prostu bezbłędny.

Dodatkowym atutem tego, że jesteśmy już tak blisko „Łotra 1” jest obserwowanie jak innymi postaciami są wciąż z początku nasi bohaterowie. Mając w pamięci sposób, w jaki Cassian podziękował za informację informatorowi w filmie, bałem się, kiedy w pierwszej scenie jakaś imperialna dziewczyna trzęsie się ze strachu z tego tylko względu, że musi z nim rozmawiać, boi się, bo widziała jego twarz. Ale to nie jest jeszcze ten zimny Cassian. Ten tutaj dodaje dziewczynie otuchy, nadaje sens jej walce. Oglądamy więc i zastanawiamy się, co takiego musi się wydarzyć, żeby aż tak zmienić jego podejście. Proste zagranie, a jakie skuteczne. Diego Luna, po tylu latach, czuje już tę postać całym sobą, w mgnieniu oka kupując sobie sympatię widowni. Wątek Bix pozwala jej rozwinąć skrzydła, przy okazji jeszcze mocniej podkreślając ciężar psychiczny, jaki wojna zostawia człowiekowi.

Ponownie jak w pierwszym sezonie, twórcy zdecydowali się kręcić w prawdziwych miejscach, dodając jedynie CGI tak, gdzie trzeba, dzięki czemu kolejne planety, choć nie tak charakterne jak u Lucasa, pomagają nadać wiarygodności całemu serialowi. Brakuje mi tu jednak czegoś bardziej... kosmicznego, czegoś bardziej niesamowitego, działającego na wyobraźnię. Miejsca, które odwiedza Cassian w większości wyglądają po prostu jak nasza planeta i tyle. Dobrze chociaż, że od czasu do czasu pojawiają się jacyś wykręceni kosmici, a nie tylko dziwnie ubrani ludzie, bo już w ogóle można by zapomnieć, że ogląda się „Gwiezdne Wojny”. Tak więc wizualnie serial jest po prostu porządny, ale i z tej rzemieślniczości twórcy potrafią stworzyć coś zapadającego w pamięć, jak choćby montaż równoległy, podczas którego walka i śmierć kolejnych rebeliantów kontrastowana jest z bawiącymi się, tańczącymi beztrosko elitami.

„Andor” przyszedł, powiedział, że on tu teraz rządzi i sobie poszedł. Szybkie dwa sezony opowiadają jedną historię oddolnej pracy zdeterminowanych jednostek, której rezultatem będzie zniszczenie Gwiazdy Śmierci i ostatecznie zwycięstwo Republiki. Przynajmniej dopóki znikąd nie pojawi się Najwyższy Porządek, żeby zrobić szybkie „Imperium 2.0”. To serial przede wszystkim o ludziach i poświęceniu, ale też po prostu wciągające kino szpiegowskie, gdzie z końcem każdego odcinka natychmiast chce się włączyć kolejny (nawet po finale serialu). Nie wszystkie wątki zostały domknięte w satysfakcjonujący sposób, część postaci i wydarzeń okazała się być jedynie kolejnymi stopniami w drodze do większego celu, co lekko mnie zawiodło, lecz ostatecznie i tak uważam, że jest to najlepszy produkt kinematograficzny spod znaku „Gwiezdnych Wojen”... ever. „Słabiej niż w pierwszym sezonie” to w tym wypadku żadna obelga.

Atuty

  • Świetna obsada – zwłaszcza niesamowicie intensywni Luna i Skarsgard;
  • Gęsta i wciągająca sieć kłamstw i intryg;
  • Pokazuje wojny gwiezdne z poziomu ludzi, dając naprawdę poczuć skalę wydarzeń;
  • Skutecznie bawi się oczekiwaniami widzów;
  • Niebanalne zdjęcia i montaż.

Wady

  • Finałowy odcinek tak naprawdę jedynie przygotowuje grunt pod „Łotra 1”;
  • Część wątków zakończona została bez przytupu;
  • W paru momentach ma się wrażenie, że Cassian stał się gościem we własnym serialu.

„Andor” musiał domknąć wszystkie rozpoczęte historie przed wydarzeniami z „Łotra 1”. Zadanie to zostało wykonane dobrze, choć do paru detali można się przyczepić i ciągną one lekko w dół ocenę końcową. Świetna obsada i pełne napięcia scenariusze sprawiają jednak, że wciąż jest to absolutna topka „Gwiezdnych Wojen” i pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów. I niedzielnych widzów też.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper