
Clair Obscur: Expedition 33 - recenzja gry. Współczesne spojrzenie na klasykę
Udostępnione mi kilka tygodni temu demo Clair Obscur: Expedition 33 skutecznie podkręciło mi apetyt na pełną wersję gry. Wcześniej podchodziłem do tej produkcji z dystansem, o czym zresztą wspomniałem w swoim tekście. Obawy, które miałem względem pełnej produkcji szybko się ulotniły. Nie jest to rewolucjonizujący gatunek jRPG tytuł. Clair Obscur: Expedition 33 bliżej do kompilacji najlepszych pomysłów w grach, które większość fanów japońskich RPG-ów zna. Nie traktujcie tego jako coś złego. Naśladownictwo to najszczersza forma pochlebstwa. A gdy kopiowanie od innych jest robione z głową, dostajemy grę tak dobrą, jak Clair Obscur: Expedition 33.
Tym razem Francja nie dała ciała




Sandfall Interactive, jak wiele debiutujących ekip, miało spore ambicje. Clair Obscur: Expedition 33 obiecywało nam świeże spojrzenie na gatunek jRPG, nie rezygnując z definiujących ten gatunek korzeni. Mapa świata zamiast otwartych lokacji, turowe starcia, do których dorzucono element akcji w postaci uników i parowania. Widoczne z kilometra inspiracje serią Final Fantasy czy Persona. Ktoś mógłby się wyzłośliwić, że to pójście na łatwiznę i próby uderzania w znajome nuty. Sam uważam, że jeśli ktoś czerpie garściami z klasyków, powinien robić to umiejętnie, mieć swój pomysł na odświeżenie tych elementów i przede wszystkim — zrobić to dobrze. Kopiowanie bez zrozumienia materiału źródłowego to niestety cecha wielu początkujących ekip. Debiutanci odpowiedzialni za Clair Obscur: Expedition 33 na szczęście nie dali się złapać w tę pułapkę.
Produkcja zabiera nas do fikcyjnego świata, mocno inspirowanego rzeczywistą Francją z czasów Belle Epoque. Mimo obecności znanych nam obiektów (typowo francuskie miasteczka, wieża Eiffla), całość pozostaje w fantastycznych klimatach, przypominających magiczne miejscówki z wielu odsłon Final Fantasy czy Lost Odyssey. Świat, w którym tajemnicze rozdarcie zmieniło życie wielu pokoleń, zdane jest na łaskę tajemniczej Malarki, która co roku przebudza się w swoim Monolicie, rysując losową liczbę. Wszyscy będący w tym wieku momentalnie znikają z powierzchni ziemi. Cykl ten trwa już tak długo, że zamieszkujący świat gry ludzie zdają się tracić nadzieję na jego odwrócenie. Niemniej nie rezygnują z rokrocznego wysyłania tytułowych Ekspedycji, które mają jeden cel — pokonać wspomnianą wyżej Malarkę i zatrzymać cykl cierpienia i smutku.
Fabuła na początku wydaje się mocno oklepana i jadąca po bezpiecznym torze. Twórcy wykorzystali to, usypiając naszą czujność, by w pewnym momencie zacząć wywracać do góry nogami nasze oczekiwania. Fabularne zwroty są robione z głową i każdorazowo pogłębiają otaczającą nas tajemnicę, do momentu, gdy powoli wszystko zaczyna się wyjaśniać. Nie ukrywam, że kilkukrotnie dałem się zaskoczyć torem, którym podąża scenariusz Clair Obscur: Expedition 33. Co jest bardzo miłą niespodzianką dla osoby, która już trochę w życiu japońskich RPG-ów zaliczyła.
Dobra fabuła, rozgrywka jeszcze lepsza?
Podobnie jak z warstwą fabularną, rozgrywka w Clair Obscur: Expedition 33 jest zaskakująco dobra i świeża, rozkładając implementowane nowości w dobrych odstępach czasu. Gdy pojawiają się momenty, w których powolutku zaczynało się wkradać znużenie systemami, produkcja dorzucała coś nowego. Jak na mniej więcej 30-godzinny tytuł (licząc tylko główny wątek), zachowanie dobrego tempa przedstawiania nowych zawiłości systemowych wymagało solidnego planu. Planu, który udało się twórcom zrealizować praktycznie bez problemów.
Eksploracja jest staroszkolna. Klasyczny podział na lokacje i mapę świata, na której możemy napotkać wędrujące grupki przeciwników, często pilnujących miejsc z wartościowymi przedmiotami. Clair Obscur: Expedition 33 jest idealnym przykładem, że można postawić się trendom i w 2025 roku jRPG z klasyczną mapą świata ma prawo bytu. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że wypada dużo lepiej niż ciągle wychodzące, openworldowe produkcje. Jasne, między kolejnymi lokacjami nie mamy zbyt dużo do zrobienia, niemniej, czy aby na pewno każda gra musi oferować to samo? Odwołując się do szeroko cenionego Final Fantasy VII Rebirth, czasami warto być wstrzemięźliwym i dać sobie na wstrzymanie z pchaniem ogromnego świata, który potem musi być wypełniony zapychaczami.
Tak, jak w innych grach, odskocznią od wątku fabularnego są liczne zadania poboczne i jakieś zbieractwo, tak w Clair Obscur: Expedition 33 czekają na nas dodatkowe lokacje poszerzające naszą wiedzę o świecie gry. Poszukiwanie notatek wcześniejszych, nieudanych ekspedycji to fantastyczny pomysł na pożenienie klasycznych znajdziek z motywatorem pchającym nas do ich szukania. Mówiąc prościej, czułem wewnętrzną potrzebę zdobywania wiedzy na temat świata gry, nie traktując tych dzienników jak kolejnej znajdźki do odhaczenia w drodze do 100%. Podobnie jest z wieloma lokacjami pobocznymi. Nie każde trzymają równy, wysoki poziom, jednak żadna z nich nie odstaje na tyle, by wkurzyć się na lenistwo twórców. A uwierzcie, jest co odkrywać.
A co z walką i rozwojem bohaterów? Jak już wspomniałem, starcia toczone są w turach. W trakcie potyczek podobnie jak w Final Fantasy X widzimy kolejność ataków, co pozwala lepiej zaplanować każdy nasz ruch. A w tym aspekcie gra oferuje sporo. Poza standardowymi atakami, które zapewniają nam przyrost punktów akcji (wydajemy je na umiejętności specjalne), możemy także … zaatakować wroga z dystansu, uderzając go w czuły punkt. Gra zachęca do wykorzystywania słabości przeciwników, także za sprawą paska oszołomienia, który po napełnieniu i wykonaniu odpowiedniego ataku, pozwala wroga ogłuszyć. Warto o tym pamiętać, gdyż element akcji w turowych walkach wykorzystuje możliwość wykonywania uników oraz parowania ciosów wroga. W Clair Obscur: Expedition 33 nie ma ataków, których nie dałoby się uniknąć lub sparować. A znając słabości wroga i dostosowując elementy ataków, jesteśmy w stanie pokonać każdego bez uszczerbku na zdrowiu naszego zespołu.
Mocno po wiązany z systemem walki jest ten odpowiedzialny za rozwój postaci. Centralną osią są tzw. Pictos, czyli zdolności uczone ze specjalnych kamieni. Po czterech starciach uczymy się ich na zawsze i wykorzystując osobne punkty, możemy je ekwipować jako umiejętności pasywne. Pictos zapewnia także przyrost głównych statystyk, więc mamy spore pole do popisu w tworzeniu optymalnych buildów dla danej postaci. Clair Obscur: Expedition 33 podchodzi dosyć luźno, do rozdawania punktów statystyk. Dlaczego? Ano dlatego, że każda z broni zapewnia bonusy powiązane z głównymi statystykami. Często zmiana oręża skutkuje ich utraceniem. Dlatego też przedmioty pozwalające robić respecjalizację postaci są czymś powszechnym. I nie, nie obniża to nic z poziomu trudności (który notabene, jest modyfikowalny w każdym momencie gry).
Nie ma gier idealnych
Jeśli dotarliście do tego miejsca w recenzji, to być może liczycie na maksymalną ocenę. Stonuję nastroje. Clair Obscur: Expedition 33 nie jest różą bez kolców. Jeden z podstawowych zarzutów, jaki miałem po wersji przedpremierowej dotyczył projektu lokacji. “Pełniak” pokazał mi, że tych dobrze zaprojektowanych jest zdecydowana większość. Zdarzają się jednak takie, w których po prostu się gubimy, biegając w kółko. Rezygnacja z minimapy nie jest tragedią, trzeba to po prostu zrobić z głową. Idealnym przykładem są tutaj Soulsy od From Software, które mają tak skonstruowane lokacje, by gracz kojarzył charakterystyczne obiekty, by łatwiej nawigować bez wspomnianej wcześniej mapy. W Clair Obscur: Expedition 33 często tego brakuje. Widać, że czasami górę wzięły doznania artystyczne i dostaliśmy przerost formy nad treścią. Tj. piękne lokacje z położonym level designem.
Problematyczna jest także warstwa techniczna. Choć z góry zaznaczę, że nie wiem, jak wypada konsolowa wersja. Clair Obscur: Expedition 33 ogrywałem na mocnym PC, a i tak wrażenia mam najwyżej mieszane. Względem wersji preview zaimplementowano różne technologie upscalingu, poprawiono także artefakty wizualne widoczne podczas poruszania kamerą. Ciężko jest narzekać też na optymalizację, bo mogłem cieszyć się maksymalnymi ustawieniami w rozdzielczości ultrawide, nie schodząc poniżej 70 klatek na sekundę. Oczywiście korzystając z DLSS i presetu jakości. Wybierając natywną rozdzielczość, średni klatkaż krążył wokół 60, choć często spadał poniżej 50. Jednak nie to jest najbardziej problematyczne. Stuttering. Słowo wzbudzające odrazę u pecetowców. Niestety w Clair Obscur: Expedition 33 im dalej w las, tym gorzej i czasami spadki są do wartości jednocyfrowych. Mam nadzieję, że to zostanie poprawione, gdyż cierpi na tym odbiór tej produkcji. Grafika w Clair Obscur: Expedition 33 stoi na wysokim poziomie. Nie jest to co prawda półka największych hitów, jednak biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z tytułem segmentu AA, całość robi jednak dobre wrażenie.
Jest też jeden aspekt Clair Obscur: Expedition 33, z którym miałem mały problem. Ścieżka dźwiękowa. Ogólnie rzecz biorąc, jest dobrze. Choć czasami trafiały mi się tak odstające od ogólnego tonu utwory, że zastanawiałem się, czy deweloperzy nie robią sobie ze mnie żartów. Nie powiem, żebym chciał słuchać ścieżki dźwiękowej poza grą, nie ten poziom. Jednak w trakcie gry, sprawdza się ona idealnie (poza nielicznymi wyjątkami, choć tu nie każdy się ze mną pewno zgodzi).
GOTY? Raczej nie. Czarny koń? Jak najbardziej
W moim odczuciu Clair Obscur: Expedition 33 jest mocno pozytywnym zaskoczeniem. Gra nie wywraca gatunku do góry nogami, nie wprowadza daleko idących zmian, które zdefiniują cokolwiek na nowo. Twórcy postanowili wziąć klasykę gatunku i podać ją we współczesnym wydaniu. Wyszło im to wyjątkowo dobrze. Historia wciąga i potrafi zaskoczyć. Walka jest satysfakcjonująca, rozwój postaci przystępny, choć dający spore pole do manewru. Wyróżnia się także warstwa artystyczna, choć jak wspomniałem, czasami twórcy zapomnieli, że level design jest równie ważny, co łechtanie naszego oka przyjemnymi widokami. Dostaliśmy nawet polskie napisy, co w wielu grach nie jest oczywistością.
Na koniec zostawiłem sobie jeszcze jedno pytanie. Brak wyboru slotu zapisu stanu gry. Serio? W jRPG-u?
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Clair Obscur: Expedition 33.
Ocena - recenzja gry Clair Obscur: Expedition 33
Atuty
- Wciągająca historia z rozsądnie wprowadzanymi zwrotami akcji
- Udany mariaż turowych starć z elementami akcji
- Prosty, aczkolwiek dający spore możliwości system rozwoju postaci
- Mapa świata jest cudownie wykonana
- 30 godzin na historię i drugie tyle na poboczne rzeczy
- Porządna polska wersja (napisy)
Wady
- Design niektórych lokacji
- Okropny stuttering
- Jeden slot zapisu gry
Może i Clair Obscur: Expedition 33 jest nieco dziwacznym tytułem dla gry. Jednak sama produkcja zaskakuje pozytywnie i jest godna polecenia nawet starym wyjadaczom jRPG-owych produkcji.
Graliśmy na:
PC
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (124)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych